Aktualizacja strony została wstrzymana

Jak cudzołożyć po Bożemu? – Stanisław Michalkiewicz

”Żywa Cerkiew” działa, czego dowody można znaleźć w „Tygodniku Powszechnym”. Najwyraźniej po przekształceniach własnościowych, w następstwie których pakiet kontrolny „TP” przejęła pozostająca w ścisłym związku z razwiedką grupa ITI, prowadząca również stację telewizyjną TVN, na łamach „Tygodnika Powszechnego” pojawia się coraz więcej publikacji wychodzących naprzeciw ideologii politycznej poprawności. Jedną z nich jest publikacja poświęcona tak zwanej „edukacji seksualnej” w szkołach, pióra ojca Jacka Prusaka z zakonu założonego ongiś przez św. Ignacego Loyolę w celu propagowania i obrony wiary Chrystusowej. Niestety, zakon ten obecnie nie propaguje już ani wiary Chrystusowej, ani jej nie broni, tylko podlizuje się tak zwanemu „światu”, czyli tym środowiskom i siłom, które kreują mody ideologiczne i inne. W Polsce dochodzi do tego jeszcze obrona konfidentów komunistycznej Służby Bezpieczeństwa, jacy nie tylko znaleźli się w szeregach zakonu jezuickiego, ale nawet osiągnęli w polskiej prowincji wysoką pozycję. Naturalnie są chlubne wyjątki, ale to nie one, niestety, nadają dzisiaj ton temu zgromadzeniu zakonnemu.

Ojciec Jacek Prusak uzasadniając potrzebę prowadzenia tak zwanej „edukacji seksualnej” w szkołach, krytykuje jednocześnie swoich oponentów z „Naszego Dziennika” i innych katolickich pism, zarzucając im – jak zwykle czynili to i czynią krzewiciele postępu – że niczego nie zrozumieli i że są zacofani, bo „w innych krajach” edukacja seksulana jest uprawiana. Jest to naturalnie argument nie do odparcia, ale ma też swoje słabe strony. Otóż na przykład w innych krajach politycy są skorumpowani, a ludzie kradną. Jaki stąd wniosek dla nas, przewielebny ojcze Jacku Prusaku?

Dalej ojciec Prusak dowodzi, że skoro uczennice „i tak” uprawiają seks (mój Boże, najwyraźniej Pan Bóg Wszechmogący to nawet do pięt nie dorasta ojcu Prusakowi, bo nadając Żydom przykazania, nie zabraniał im „uprawiania seksu” – w ogóle nie wiadomo nawet, czy znał takie modne określenia – tylko staromodnego „cudzołóstwa”) ze swoimi kolegami (od siebie dodam, że niektóre podobno i ze starszymi panami i to za pieniądze), to nie ma co wierzgać przeciwko ościeniowi, tylko zadbać o to, by wszystko odbywało się możliwie prawidłowo. Niby racja, ale z drugiej strony przewielebny ojciec przyznaje w ten sposób – co od samego początku podejrzewaliśmy – że tak zwana „edukacja seksualna” ma być w istocie swego rodzaju kurewskim instruktażem.

No dobrze, ale dlaczego w takim razie mielibyśmy zatrzymywać się na etapie „prawidłowości” – cokolwiek by to nie miało znaczyć? Czyż „uprawianie seksu” w szkołach i gdzie indziej nie mogłoby również odbywać się po Bożemu? Jestem pewien, że ojciec Prusak mógłby tę pozorną sprzeczność pogodzić, podobnie jak ongiś inny poznański jezuita, snobujący się na arystokrację. Spowiadając hrabinę, która przyznała mu się do zdrady małżeńskiej, rozgrzeszył ją słowami: „jestem pewien, że czyniąc to nie miałaś nic złego na myśli”.

Jeśli jednak naprawdę chcielibyśmy ten cel osiągnąć, to nie da się ukryć, że najlepszymi edukatorami seksualnymi w szkołach i w ogóle, mogliby być duchowni, a jezuici w szczególności. Akurat ten zakon jest dość liczny, a jestem pewien, że otwarcie przed nim tak interesującego pola działalności, zaowocowałoby masowymi powołaniami. Jestem także pewien, że ani „Gazeta Wyborcza”, ani nawet pan Grzegorz Napieralski nie oponowałby, żeby seksualnych edukatorów wynagradzać ze środków Skarbu Państwa, jako że ten rodzaj edukacji zarówno w środowisku „Gazety Wyborczej”, jak i SLD, jest uznawany za priorytetowy. Ostatecznie można nie umieć tabliczki mnożenia, można nie znać historii Polski, ani zasad poprawnej pisowni – ale „uprawianie seksu” trzeba znać expedite, najlepiej z figurami. W ten sposób zakon zykałby solidne podstawy finansowe dla dalszej owocnej działalności, wmontowując się w system organizacji pozarządowych na rządowym utrzymaniu, który stanowi znakomity przykład połączenia pięknego z pożytecznym.

Może ktoś podnieść, że duchowni, a zwłaszcza jezuici, są przeciążeni innymi zadaniami duszpasterskimi i na seksualne edukatorstwo mogłoby już nie starczyć im czasu. Nie sądzę, byśmy musieli się tym przejmować, bo przecież katolicy świeccy wyręczają swoich duszpasterzy już w tylu czynnościach, nawet podczas mszy świętej, że o braku czasu nie może być mowy. Zresztą, powiedzmy sobie szczerze – czy rzeczywiście duchowni powinni zajmować się duszpasterstwem? Czy Jurek Owsiak, ekipa „Gazety Wyborczej” i TVN nie zrobią tego lepiej i w sposób bezkonfliktowy? Zresztą granica między awangardowym duszpasterstwem, a przemysłem rozrywkowym zaciera się coraz bardziej, a nie da się ukryć, że to jednak nie Kościół katolicki, ani nawet nie zakon jezuitów wylansował w Polsce „Big Brothera”, więc od razu widać, w jakim kierunku powinny iść poszukiwania.



 Stanisław Michalkiewicz
Felieton  ·  specjalnie dla www.michalkiewicz.pl  ·  2008-07-11  |  www.michalkiewicz.pl
Skip to content