Aktualizacja strony została wstrzymana

W obronie „legendy” i „demokracji” – Stanisław Michalkiewicz

A to dopiero się narobiło! I komuchy i razwiedka i „Żydy”, nie mówiąc już o żydowskiej gazecie dla Polaków, która tradycyjnie traktuje naród tubylczy „pedagogicznie” – wszyscy stanęli murem za „legendą”. To nie byłoby nic dziwnego, bo któż w końcu ma uprawiać czarną propagandę, jeśli nie razwiedka, komuchy, „Żydy” i „Chamy”? Nowością jest zmobilizowanie do akcji Jego Ekscelencji, który najwyraźniej musi już biegać na coraz to krótszej smyczy i przy pomocy swoich sofizmatów udowadniać, że czarne jest białe, a białej jest czarne – odwrotnie, niż kiedyś, w ramach freudowskiej pomyłki wypsnęło się Jarosławowi Kaczyńskiemu. Jarosław Kaczyński najwyraźniej miał wtedy taki niekontrolowany przypływ szczerości, który przytrafił się kiedyś również Mahatmie Gandhiemu. Powiedział on wówczas, że nic nie jest tak kosztowne, jak stworzenie wrażenia ubóstwa i prostoty. Skoro zatem razwiedka sięgnęła do tak głębokich rezerw, że mobilizacja objęła nawet Ekscelencję, to nieomylny to znak, iż wkrótce usłyszymy o nowych grzechach, które niewątpliwie wzbogacą nową, świecką, a właściwie, pardon – jaką tam „świecką” – nie żadną „świecką”, tylko właśnie nową religijną tradycję, w myśl której nie żadne tam: „tak – tak, nie – nie, a co więcej jest – od złego jest” – tylko sofizmata, być może w ramach dialogu z judaizmem zaczerpnięte z Talmudu do czarnej propagandy, przy pomocy której razwiedka połączy piękne z pożytecznym, to znaczy – uchroni „legendę”, a przy okazji umocni struktury „Żywej Cerkwi”, której funkcjonariusze muszą przecież być dyscyplinowani nie tylko sankcjami, że tak powiem „eschatologicznymi”, ale przede wszystkim – służbowymi. Pryncypialna krytyka, jakiej nieubłagane ostrze skierował Ekscelencja przeciwko doktorom Cenckiewiczowi i Gontarczykowi, a także – występującemu w ich obronie prof. Zybertowiczowi pokazuje, że w obronie „legendy” poruszone zostały „Moce” – również piekielne, bo cóż może Szatanowi dostarczyć więcej satysfakcji, niż jawnogrzesznictwo purpuratów? „Pijmy (tedy) zdrowie Szatana” – do czego zachęcał jeszcze w latach 40-tych Konstatny Ildefons Gałczyński w pamiętnym wierszu o skandalu, jaki na „świętej ulicy Wiślnej” w Krakowie przytrafił się w zwiazku z „przygodami pederastów”.

W Da Nang, dokąd akurat przyleciałem z Sajgonu, wszyscy to rozumieją, o czym upewniłem się w najprostszy sposób, w jaki prestiżowi dziennikarze zdobywają pożądane informacje. Kiedy jadąc z lotniska zapytałem kierowcę – oczywiście na migi, bo jakże by inaczej – co sądzi o potrzebie podtrzymania legendy Lecha Wałęsy w obliczu bezprzykładnych ataków doktora Cenckiewicza i doktora Gontarczyka – ten natychmiast dał mi do zrozumienia, że w tej sprawie, jak zresztą w każdej innej, solidaryzuje się z Jego Ekscelencją. Nie miejsce tu na opisywanie gestów, przy pomocy których wyraził tę myśl, ale ich wymowa była tak przekonująca, że nawet redaktor Paweł Wroński z „Gazety Wyborczej” nie miałby wątpliwości. Nawiasem mówiąc, Wietnamczycy wykazują niesamowite zdolności przystosowawcze, o czym miałem okazję przekonać się zwiedzając tunele, w których Vietkong kamuflował się przed Amerykanami. Te tunele leżą zaledwie godzinę drogi na północy zachód od Sajgonu i stanowią dzisiaj turystyczną atrakcję. Jadąc tam mija się plantacje drzew kauczukowych, które kiedyś należały do Michelina, ale potem rozciąga się już dżungla, jaką znamy z amerykańskiego filmu „Pluton”. W tej dżungli znajdują się tunele, tworzące całe podziemne miasteczko, strzeżone przed intruzami, którzy chcieliby wprowadzić tam demokrację, przy pomocy przemyślnych pułapek i zakamuflowanych stanowisk bojowych.

Nie każdy jednak może walczyć z demokracją na wysuniętym posterunku, o czym przekonałem się, próbując wejść do takiego stanowiska bojowego. Zaklinowałem się już na poziomie bioder, a cóż dopiero, gdybym chciał wtargnąć tam z „piersią marynarską”, czy ramionami? Tymczasem towarzyszący nam Wietnamczyk wsmyknął się do tej dziury jak gdyby nigdy nic, co uzmysłowiło mi, iż walka z terroryzmem może być bardziej skomplikowana, niż nam się wydaje, zwłaszcza pod wodzą pana ministra Bogdana Klicha z Instytutu Studiów Strategicznych. Chrzest tunelowy w imieniu PT Czytelników „Najwyższego Czasu!” przeszedłem jednak w całości, to znaczy – szlakiem o długości 100 metrów, nie zrażając się obecnością skorpionów, które, wyczuwając zapewne we mnie bratnią duszę zodiakalną, taktownie powstrzymywały się przed ukąszeniem. W specjalnym, przeciwamerykańskim zwężeniu, musiałem przeciskać się bokiem i par force, ale przecież się przecisnąłem, co dowodzi, że sojusz polsko-amerykański, mimo swego egzotycznego charakteru, w szczególnych okolicznościach przyrody może okazać się pożyteczny, więc może nie warto tak bezmyślnie i mechanicznie popierać antypolskich „roszczeń” organizacji „przemysłu holokaustu”? Jeszcze pan Barack Obama może by się tam i wsmyknął do tunelu, by bronić demokracji, ale spróbujmy wyobrazić tam sobie panią Hilarię Clintonową o biodrach godnych Kiprydy?

I cóż powiecie, cóż powiecie – jak retorycznie pyta poeta w „Pięciu donosach”. Okazało się, że dobrze myślę, bo oto pani minister Anna Fotyga przez cały czas prowadziła z Ameryką tajne negocjacje w sprawie tarczy antyrakietowej. Ta tajność utrzymywana jest, jak sądzę, po pierwsze – z obawy przed razwiedką, która natychmiast poinformowałaby swoja centralę GRU w Moskwie, a po drugie – przed rządem premiera Donalda Tuska, który prędzej by pałkę strzaskał na głowie pani Fotygi, niż odważyłby sprzeniewierzyć się życzeniom pani Anieli, która karmi go ze szczodrej ręki za pośrednictwem sponsorowanych przez niemiecki rząd fundacji. Czy jednak nie jest to już musztarda po obiedzie w sytuacji, gdy tworzące się właśnie Cesarstwo Europejskie nie życzy sobie na swoim terenie żadnych amerykańskich rakietowych eksperymentów, a i Cesarstwo Amerykańskie chyba też już zrozumiało, że wedle stawu grobla, bo właśnie uzgodniło w Cesarstwem Chińskim, że Korea Północna przekaże mu obietnicę rezygnacji z zakazanych dla narodów mniej wartościowych prac nad energią nuklearną, a w zamian za to Cesarstwo Amerykańskie będzie się radować i nawet zniesie wobec Korei Północnej niektóre sankcje? Niektóre – bowiem pozostałe oczywiście utrzyma, ponieważ nałożone zostały z innych niż energia nuklearna powodów, na ten przykład – z powodu gwałcenia tam praw człowieka.

Czy w tej sytuacji tajne negocjacje pani minister Fotygi, które w międzyczasie przestały być tajne, mają jeszcze szansę powodzenia? Przypomina to anegdotkę o przechodniu, który pytał stróża kamienicy, czy tu mieszka pan Górkiewicz. – Nie mieszka – odpowiada stróż. – To może mieszka tu pan Piórkiewicz? – To już prędzej by mieszkał Górkiewicz – odpowiada zniecierpliowny stróż. Wydaje się zatem, że „już prędzej” Izrael uderzy na irańskie instalacje nuklearne, tak samo, jak kiedyś uderzył na irackie i większość mniej wartościowych narodów świata przeszła nad tym do porządku dziennego. „Kiedy Padyszachowi wiozą zboże, kapitan nie troszczy się, jakie wygody mają myszy na statku” – powiada Voltaire. Kiedy więc Cesarstwa dzielą między siebie świat, trudno, żeby jakiś naród mniej wartościowy nie zapłacił z tego tytułu frycowego.


 Stanisław Michalkiewicz
Felieton  ·  tygodnik „Najwyższy Czas!”  ·  2008-07-04  |  www.michalkiewicz.pl

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.
Skip to content