– Serdecznie dziękuję za to dziennikarzom „Faktu” – mówi minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski. Odnalezienie radiokompasu z prezydenckiego tupolewa może pomóc w ustaleniu przebiegu katastrofy smoleńskiej – uważa Grzegorz Sobczak ze „Skrzydlatej Polski”.
Wczesnym popołudniem 8 maja dziennikarze „Faktu” dokonują oględzin miejsca katastrofy prezydenckiego tupolewa. Milicjanci ich nie zatrzymują. Na zaoranym polu dziennikarze widzą walające się szczątki maszyny, skrawki odzieży. W krzakach znajdują jakiś przełącznik. Wysyłają zdjęcia urządzenia do Polski.
– To nieprawdopodobne, ale znaleźliście panel ze wskaźnikami samolotowego urządzenia nawigacyjnego SPU-7. To samolotnoje pieregawornoje ustrojstwo, po prostu radiokompas – wyjaśnia jeden z ekspertów, pilot latający na tu. Dzięki niemu nawigator określa położenie samolotu względem radiolatarni i przekazuje pilotom parametry prawidłowego lotu, jego wysokości i kierunku. Jest niezbędny – szczególnie przy złej widoczności.
– Po przełącznikach widać będzie, z kim nawigator usiłował się łączyć przed samą katastrofą i jakie komunikaty odbierał – dodaje pilot. – To skandal, że znaleźli to dziennikarze, a nie prokuratura i milicja rosyjska – burzy się jeden z polskich prokuratorów i przypomina, że w 1987 r. w katastrofie Iła w Lesie Kabackim części samolotu zbierali zomowcy i dla zabawy przestawiali przełączniki, co później utrudniło śledczym wyjaśnienie przyczyn wypadku.
MJ/Fakt.pl