Aktualizacja strony została wstrzymana

Wynik referendum a irlandzcy goje – Stanisław Michalkiewicz

Wprawdzie wejście w życie Traktatu Reformującego uzależnione jest od przyjęcia go przez wszystkie państwa uczestniczące w Eurosojuzie, więc teoretycznie odrzucenie go przez Irlandię powinno położyć kres nadziejom europejsów na proklamowanie Unii Europejskiej 1 stycznia 2009 roku – ale premier Donald Tusk, podobnie zresztą jak szefowie innych rządów, najwyraźniej tak nie uważa. Zapowiada bowiem rozmowy z prezydentem Kaczyńskim o tym, w jaki sposób doprowadzić jednak do wejścia Traktatu Reformującego w życie.

Jestem pewien, że jakiś sposób wymyślą, bo przecież pani Aniela wyraźnie powiedziała, że do 1 stycznia wszystko ma być gotowe, bo jak nie, to… Ciekawe, czy dojdzie w związku z tym do odejścia nie tylko od retoryki demokratycznej, ale i od samej demokracji, czy też faszyzacja Europy będzie odbywała się tak jak dotychczas – to znaczy pod osłoną retoryki demokratycznej? Pewnej wskazówki mogą dostarczyć bluźnierstwa pod adresem demokracji, jakich pod wpływem wiadomości nadchodzących z Irlandii dopuszczali się redaktorzy znani dotychczas z politycznej poprawności. Być może już czują, że i w sercu redaktora Michnika, podobnie jak „drogiego Bronisława”, odezwał się głos sumienia przypominający, co Mojsze rebejni nebich a łosznen, to znaczy co na ten temat mówi Mojżesz nauczyciel: „idź, a zbierz starszych Izraela” – a nie o żadnej tam demokracji, która może była dobra kiedyś, kiedy przy jej pomocy można było ekscytować tłumy gojów do wyrzynania własnych przywódców, ale teraz, kiedy żadnych przywódców już nie ma, a ich namiastki – ot, choćby w rodzaju premiera Tuska czy prezydenta Kaczyńskiego – prowadzą masy zgodnie z oczekiwaniami, demokracja może tylko popsuć każdy dobry interes.

Du bist jacer hor un dibuk! – czy tak właśnie powiedział groźnie głosem sumienia Mojsze rebejni redaktorowi Michnikowi i „drogiemu Bronisławowi”, oczywiście w języku jidysz, zwanym kiedyś żargonem? Redaktor Michnik, a zwłaszcza „drogi Bronisław” jako zły doradca i zły duch? Oto do czego prowadzi demokracja! Nie jest zatem wykluczone, że „starsi Izraela” uradzą, żeby nie przesadzać z tą całą demokracją, bo tak prawdę mówiąc, to narodom mniej wartościowym potrzebna ona jak psu piąta noga.

Zatem na podobieństwo podnoszącego nogę psa należy przejść do porządku dziennego nad irlandzkim referendum i 1 stycznia proklamować Unię Europejską JAK GDYBY NIGDY NIC!

Wprawdzie część Irlandczyków będzie hałasowała, podobnie jak wyznawcy demokratycznego kretynizmusa w innych krajach, ale cóż z tego? Przecież hałasują cały czas, jak nie z tego powodu, to z innego, ale czy te hałasy są w stanie cokolwiek zmienić? Wystarczy, że narodom mniej wartościowym od małego wtłacza się do zakutych łbów perły wiedzy, na przykład o „umowie społecznej” – ale przecież nie po to, by ryzykować eksperyment polegający na zniesieniu przymusu płacenia podatków, by przekonać się, czy umowa społeczna istnieje, czy nie. Czy narody mniej wartościowe staną się od tego szczęśliwsze? Jasne, że nie, bo człowiek, zwłaszcza wywodzący swe korzenie z narodów mniej wartościowych, od których roi się Europa, do szczęścia potrzebuje niewiele: ot, żeby wypić i zakąsić, ewentualnie pogruchać i radia posłuchać –
oczywiście koncesjonowanego i nie nadającego z Torunia, bo tam, jak wiadomo, szatan na szatanie jeździ i szatanem pogania. Tak w każdym razie utrzymuje poseł Janusz Palikot, z którym 12 czerwca miałem spotkać się przed kamerami telewizyjnej stacji TVN, ale w ostatniej niemal chwili odwołała to przemiła Pani, informując mnie przy okazji, że chcą sprawę załatwić „bardziej politycznie”.

Nawet nie śmiem się domyślać, co mogą znaczyć takie słowa, bo że takie słowa są – to właśnie się przekonałem. Więc „starsi Izraela” mogą uradzić, by nad irlandzkim sprzeciwem przejść do porządku i Unię Europejską proklamować zgodnie z harmonogramem, a potem – w ramach francuskiego Empire de Poche, to znaczy Unii Śródziemnomorskiej – jakoś wciągnąć do Eurosojuza Izrael, którego cała Unia będzie wtedy z narażeniem życia bronić na wypadek, gdyby w USA wydarzyło się nieszczęście w postaci demokratycznego wyboru senatora Baracka Obamy na prezydenta. Ten Obama niby też śpiewa z właściwego klucza, niby też politycznie poprawny i nawet zmienił wyznanie, żeby nie padło na niego jakieś podejrzenie, ale co będzie, kiedy naprawdę zostanie prezydentem? Wycofa wojska z Iraku czy nie wycofa? Takiego eksperymentu lepiej
na własnej skórze nie przeprowadzać, toteż w takiej sytuacji lepszy wróbel, niechby w postaci dyrygowanego przez Niemcy Eurosojuza.

Na wszelki tedy wypadek coraz głośniej słychać opowieści, jakoby Izrael był forpocztą europejskiej cywilizacji, a wiadomo, że takiego wysuniętego posterunku cała Europa powinna bronić do upadłego, być może nawet wykrwawiając się – naturalnie we własnym interesie, jakże by inaczej! A gdyby się nie udało, to przecież tylko Unia Europejska stwarza szansę na pokojowy rozbiór Polski, po którego przeprowadzeniu będzie można na resztówce stworzyć asylum, na które zgodzą się z ochotą obydwaj strategiczni partnerzy jako na swego rodzaju strefę buforową, o której wspominał w Wiedniu Edward Szewardnadze, jeszcze jako minister spraw zagranicznych Związku Sowieckiego. Co było dobre kiedyś, to będzie dobre i teraz – o czym wymownie świadczy Europa podzielona na strefy wpływów wzdłuż linii Ribbentrop – Mołotow, skorygowanej linią Curzona.

Czy nie z tych aby powodów michnikowszczyzna forsuje zaostrzenie kursu wobec tubylczych dzieci? „Gazeta Wyborcza” jest bardzo zaangażowana w kampanię mającą na celu doprowadzenie do śmierci nie narodzonego jeszcze dziecka lubelskiej 14-latki, chociaż nie sądzę, by red. Michnikowi czy red. Pacewiczowi to dziecko coś złego zrobiło. Skoro nie stoją za tym motywacje natury osobistej, to cóż innego jak nie pragnienie wyrównania proporcji tubylczego plebsu i napływowej szlachty, kiedy już asylum wejdzie w fazę realizacji? Waga takiego przedsięwzięcia niewątpliwie może w oczach promotorów uzasadniać konieczność poświęcenia pewnej części ludności tubylczej, niewątpliwie mniej wartościowej, zwłaszcza jeśli można to przeprowadzić przy użyciu metod sterylnych, a nie jakichści gazów i krematoriów. Nic dziwnego, że do takich przedsięwzięć podczepiają się rozmaici poputczikowie w rodzaju pani Wandy Nowickiej, która najwyraźniej musi ekscytować swego syna Michała, żeby swoim zachowaniem przekonał wszystkich, iż przeprowadzona w porę aborcja ma też swoje dobre strony.

Czyż wobec tak poważnych i nader światowych przedsięwzięć warto przejmować się rezultatami referendum w Irlandii, która – po pierwsze – jest mała, a któż to widział, żeby mały wodził za nos dużego, a po drugie – mądrość zmieniającego się właśnie etapu nakazuje raczej słuchać tego, co powiedział Mojsze rebejni, a nie tego, co poprzez wynik referendum wygadują irlandzcy goje.

Stanisław Michalkiewicz

Artykuł pochodzi z bieżącego ewydania “Najwyższego Czasu!”. Zachęcamy do wykupienia e-prenumeraty.

W sklepie nczas.com pojawiło się 15-ście książek zaliczanych do absolutnej klasyki. Polecamy również pakiety publikacji Janusz Korwin Mikkego, Stanisława Michalkiewicza, zbiór książek o Żydach itd.

Skip to content