Aktualizacja strony została wstrzymana

Felsztinski: Lot sowieckim samolotem do Rosji jest z natury niebezpieczny

Dopóki władze nie udowodnią, że katastrofa smoleńska rzeczywiście była nieszczęśliwym wypadkiem, połowa Rosjan będzie uważała ją za zaaranżowaną – mówi rosyjski emigracyjny dziennikarz Jurij Felsztinski.

Fronda.pl: Wielu Polaków głowi się nad przyczynami katastrofy w Smoleńsku. Zwolennicy hipotezy o zamachu powołują się często na Pana książkę „Wysadzić Rosję”, która pokazuje, do jakich zbrodni i manipulacji zdolna jest FSB. Co Pan sądzi o takich podejrzeniach wobec władz Rosji?

Jurij Felsztinski*: Historia stosunków rosyjsko-polskich i sowiecko-polskich zawsze układała się tragicznie dla Polaków. Podejrzewanie Rosji, a wcześniej Związku Radzieckiego, o działania przestępcze jest zatem całkowicie uzasadnione. Inna rzecz, że wszelkie podejrzenia powinny mieć podstawę w faktach, a na nie jeszcze za wcześnie. Potrzeba czasu, żeby zrozumieć, co naprawdę zdarzyło się pod Smoleńskiem.

Na jakie znane aspekty tragedii zwrócił Pan uwagę?

Moim zdaniem sama decyzja o locie do Rosji była niewłaściwa i niebezpieczna. Wybór samolotu też trzeba uznać za lekkomyślny i nieusprawiedliwiony. Dlaczego prezydent Polski podróżuje sowieckim samolotem? Nie kupił go zmarły prezydent, tylko któraś z poprzednich ekip ileś lat temu, tym niemniej sowiecki samolot oznacza sowiecki przegląd techniczny. To tak, jakby zdać się na łaskę i niełaskę FSB. Jak można swoje bezpieczeństwo oddać w ręce nieprzychylnego państwa? Nie chcę nawet mówić: wroga czy przeciwnika. Można mieć różny stosunek do Rosji, jednak z pewnością nie jest ona przyjacielem Polski.

Poza tym Tu słynie z licznych katastrof lotniczych. Nie jestem specjalistą, jednak na ile się orientuję, to bardzo słabo manewrowalny samolot. Starty i lądowania może realizować w normalnych warunkach, natomiast nie radzi sobie w nietypowych sytuacjach, na przykład przy kolejnych podejściach do lądowania. To nie Boeing, tylko samolot starej generacji.

Przyjrzałem się też mapie. Wydaje się, że lotnisko w Smoleńsku nigdy nie przyjmowało prezydenckich samolotów. Po prostu nie jest przystosowane dla delegacji wysokiej rangi. Nie pojmuję, jak można było zdecydować się lecieć na Tu do Smoleńska. Prezydent USA nigdy nie poleciałby radzieckim samolotem na lotnisko w Smoleńsku. Wątpię, czy poleciałby tam amerykańskim samolotem.

Nie wiem, czy były inne sposoby dojazdu prezydenta do Smoleńska. Jeśli nie, należało odmówić przyjazdu bez względu na pragnienie prezydenta, by uczcić pamięć Polaków zamordowanych w Katyniu.

Za teorią o spisku przemawiałoby to, że zginęli w większości politycy, którzy przeszkadzali Kremlowi w realizacji różnych celów – od energetyki i antykomunizmu po Gruzję i Ukrainę. Przeciw – to, że dzięki smoleńskiej zbrodni w Katyniu w 1940 roku dowiedział się cały świat.

Na razie nie możemy wykluczyć ani wersji o zamachu, ani wersji o nieszczęśliwym wypadku. W każdym przypadku potrzebne są fakty, którymi jak dotąd nie dysponujemy. Nieszczęśliwy wypadek niejako z definicji nie wymaga dowodzenia. Co innego teorie spiskowe, teorie o zamachu dokonanym, powiedzmy, przez rosyjskie służby specjalne. Bezwzględnie należy poprzeć je dowodami. Jeżeli jednak to wersje o zamachu są prawdziwe, to istotne fakty z czasem wypłyną.

To prawda, że polski prezydent nie zaliczał się do przyjaciół Rosji, nie jest to jednak wystarczający argument, by stwierdzić, że w tej tragedii niechybnie maczały palce służby rosyjskie. W tym momencie nie ma wystarczających argumentów, poza politycznymi i ideologicznymi opiniami. Według takiej logiki znalazłoby się jeszcze kilku prezydentów, których Rosjanie chętnie by się pozbyli. Choćby prezydenta Gruzji. Dlatego w tym momencie skoncentrowałbym się na zbieraniu informacji.

Dlaczego ze strony rosyjskiej od początku mamy do czynienia z dezinformacją i obsesją tajności? Mimo oficjalnych deklaracji strona polska w minimalnym zakresie jest dopuszczona do śledztwa. Z braku oficjalnych informacji na pierwszy plan wychodzą różne znaleziska internetowe, choćby amatorski film z miejsca katastrofy z wystrzałami i dziwnymi odgłosami.

W Rosji na miejscu katastrofy jako pierwsi zjawiają się funkcjonariusze FSB i służb specjalnych. Na polecenie tych ludzi wszelkie informacje są utajniane. W krytycznych momentach, w pierwszych godzinach i dniach, szczątkowe informacje docierają do opinii publicznej, przy czym trudno się zorientować, co jest prawdą, a co pogłoską i kto to wszystko puszcza w obieg… Dlatego uważam, że trzeba trochę poczekać, aż sytuacja się uspokoi. Teraz obraz zdarzenia rzeczywiście jest niejasny.

Na temat strzałów czytałem, że to naboje w pistoletach ochrony prezydenta wybuchły z powodu pożaru. Nie jestem specjalistą, więc trudno mi to oceniać. To ważna sprawa, trzeba ją dokładnie zbadać.

Nie wiem, czy polscy eksperci zostaną dopuszczeni do dokumentów śledztwa prowadzonego przez Rosjan. Czy znajdą w nich coś niepokojącego? Na tym bym się teraz skoncentrował. Strona polska powinna uzyskać pełen dostęp do materiałów śledztwa w sprawie katastrofy. Jeżeli strona rosyjska ma coś do ukrycia, być może jej się to uda, jednak polscy eksperci zorientują się, że coś przed nimi ukryto. Co do tego nie mam wątpliwości. Zawodowcy to zawodowcy, a katastrofy lotnicze niestety nie należą do rzadkości. Jeżeli w Polsce brakuje ekspertów lub Polacy nie są w stanie własnymi siłami odpowiedzieć na wszystkie techniczne pytania, z pewnością wielu ekspertów międzynarodowych chętnie weźmie udział w pracy tej komisji.

Wielu Polakom nie podoba się brak stanowczości polskich władz w stosunku do Moskwy w kwestii wyjaśnienia przyczyn katastrofy. Czy należy brać za dobra monetę niewątpliwe symboliczne gesty ze strony władz Rosji jak emisja „Katynia” w telewizji publicznej i ciepłe słowa pod adresem tragicznie zmarłych.

„Katyń” to poruszający film. Do Rosji jako takiej informacja o Katyniu w postaci filmu Wajdy dotarła po raz pierwszy. Nawet ci, którzy słyszeli o zbrodni, wiedzieli bardzo niewiele. Zresztą w Rosji rozstrzeliwano masowo i często, dlatego mord na kilkudziesięciu tysiącach Polaków nikogo specjalnie nie dziwi. Za to emisja „Katynia” wywarła wrażenie na wielu Rosjanach.

Słowa Miedwiediewa już po emisji filmu, że Katyń jest zbrodnią stalinowską, to również według mnie najmocniejsze oświadczenie polityków rosyjskich na temat Katynia. Miedwiediew podjął próbę odcięcia się od tego epizodu historii Rosji, epizodu historii II wojny światowej, którą rząd Rosji szczyci się jak niegdyś rząd ZSRS. Nawiasem mówiąc, Putin nie chciał na to pójść, choć tego od niego oczekiwano, kiedy był prezydentem. Zatem pokaz „Katynia” w telewizji i oświadczenie Miedwiediewa to zmiana na lepsze.

Czy oznacza to jednak, że Polacy powinni spełniać tylko pomocniczą rolę w śledztwie w sprawie śmierci swojego prezydenta? Moim zdaniem nie. Według mnie zdrowy rozsądek nakazuje stronie rosyjskiej przyznać polskim ekspertom parytetowe prawa w dochodzeniu. Jeżeli władze Rosji nie mają nic do ukrycia, to powinny być tym zainteresowane jeszcze bardziej niż Polacy. Jeśli to był nieszczęśliwy wypadek i służby specjalne nie mają tu nic do roboty, to Rosji nie potrzeba, żeby po świecie chodziły plotki i podejrzenia, że jest zamieszana w śmierć polskiego prezydenta. Nie rozumiem niezdecydowania strony polskiej przy rozwiązywaniu tej sprawy i postępowania strony rosyjskiej, która decyduje się prowadzić śledztwo samodzielnie. W wyniki jednostronnego śledztwa nikt nigdy nie uwierzy. Jeśli zatem Rosjanie nie zaproszą Polaków do udziału w śledztwie, to piętno stanie się jeszcze jednym piętnem w historii stosunków rosyjsko-polskich, a jest ich już tak wiele, że na nowe po prostu nie ma miejsca.

A może powodem katastrofy nie był żaden zamach, tylko zwykły bałagan, i stąd to kluczenie władz rosyjskich?

W Rosji mamy na to słowo „bardak”. To właśnie główna przyczyna, dlaczego pod żadnym pozorem nie należało lecieć do Smoleńska. Rosja wciąż pozostaje państwem dwóch miast, Moskwy i Sankt Petersburga. Są one już mniej więcej dostosowane do światowych standardów, ale reszta kraju to po prostu XIX wiek. Dlatego można przypuszczać, że rosyjska strona wiedziała, że lot Tu do Smoleńska daje szanse 50 na 50 i nic więcej nie trzeba robić – i się sprawdziło. Nie wiem. Nigdy nie byłem na tym lotnisku.

Czy w Rosji istnieje rzeczywiście konflikt między Putinem a Miedwiediewem? Jeśli tak, to czy ta tragedia i jej następstwa nadają mu nową dynamikę?

Według mnie żadnego konfliktu między Putinem a Miedwiediewem nie ma i być nie może. A to z tej prostej przyczyny, że Miedwiediew doszedł do władzy tylko przez Putina, dzięki niemu i oprócz Putina nie ma on żadnego punktu oparcia. Poza tym Putin w czasie 8 lat rządów zgromadził wokół siebie potężną grupę byłych współpracowników służb specjalnych, którym bliżej do niego niż do Miedwiediewa, który nie wywodzi się ze służb. Ci właśnie ludzie otaczają obecnie Miedwiediewa, więc ma on ograniczoną przestrzeń manewru. Jeśli nawet przypuścimy, że chciałby przeprowadzić w Rosji jakieś liberalne reformy, przybliżyć Rosję do Zachodu, to i tak nie może tego zrobić. On nie jest prezydentem wybranym przez naród, tylko z namaszczenia Putina. Wszyscy o tym wiedzą. Nie ma poparcia narodu ani jakiejkolwiek partii. Nie może zatem pozwolić sobie na konflikt z Putinem.

Druga rzecz, że Putin całe życie pracował w służbach specjalnych i choćby nawet chciał się od nich odseparować, nie jest w stanie tego zrobić. To jego krew. Dlatego oświadczenie o Katyniu, na które dość łatwo zdobył się Miedwiediew, Putinowi nigdy nie przeszłoby przez gardło. Dla Putina ludzie, którzy rozstrzeliwali Polaków w Katyniu, to jakby jego koledzy, enkawudziści, tacy, jakim i on był przez całe życie. Dlatego nigdy nie będzie w stanie ich zdradzić, publicznie nazywając ich przestępcami. Miedwiediew mógł to zrobić, bo to nie jego ludzie. To ważna różnica między Miedwiediewem a Putinem. Zawsze lepiej mieć prezydenta, który nie wywodzi się ze służb, nawet jeżeli wyznaczył go były funkcjonariusz.

Kto będzie następnym prezydentem?

Lekkomyślnie byłoby prognozować. Mamy 2-3 warianty, które w pewnym sensie sprowadzają się do tego samego. Myślę, że Miedwiediew zostanie na drugą kadencję. Wcale się też nie zdziwię, jeżeli na trzecią kadencję wróci Putin. Miedwiediew może pozostać na urzędzie na następne 4 lata, bo pokazał, że nie stanowi zagrożenia dla służb, że nie rywalizuje o władzę w Rosji. Jeśli zostanie zdjęty po pierwszej kadencji, a Putin na kandydata wytypuje samego siebie, będzie to dobry powód, by sądzić, że 4 lata rządów Miedwiediewa były banalną manipulacją Putina, który zamierzał wrócić na następne 8 lat.

Mianowanie Miedwiediewa świadczy o tym, że Putin stara się trzymać zasad. Co prawda najczęściej sam je ustala, tym niemniej ich przestrzega. Na przykład, nie zmienił konstytucji, żeby zostać prezydentem na trzecią kadencję albo wręcz dożywotnio, choć miał taką możliwość i poparcie Dumy. Dlatego sądzę, że następna kadencja należeć będzie do Miedwiediewa, a później Putin wróci na 8 lat.

Możliwy jest jeszcze jeden wariant. Niedawno na kluczowych stanowiskach w Rosji zaszła roszada: premier Wiktor Zubkow zastąpił Miedwiediewa na stanowisku prezesa zarządu Gazpromu, Miedwiediew został prezydentem, a Putin po prezydenturze – premierem. Gdyby kontynuować ten ciąg logiczny, Putin powinien zostać prezesem Gazpromu, Zubkow prezydentem, a Miedwiediew premierem. To anegdota polityczna, jednak nie pozbawiona sensu. Realnie nic by to nie zmieniło, bo poparcie Zubkowa również opiera się na Putinie i ludziach z KGB, których Putin wyniósł do władzy.

Putin stworzył w Rosji pewną stabilizację i wydaje mi się, że ten system będzie trwały. To nie domek z kart, który łatwo się rozpadnie. Być może kiedyś się rozleci, ale nieprędko i niełatwo.

Podobno miliony zwykłych Rosjan są przekonane, że w Smoleńsku miał miejsce zamach, bo w rosyjskiej mentalności za wszystkimi ważnymi wydarzeniami stoi władza. Czy tak jest w istocie?

Tego uczy życie. Przez tyle dziesięcioleci władza przy każdej okazji nas okłamywała, więc teraz absolutnie nikt jej nie ufa. Pierwszą reakcją Rosjanina na dowolne oświadczenie władz jest myśl „władza kłamie”. Gdy tylko usłyszy on, że doszło do nieszczęśliwego wypadku, rozbił się samolot z prezydentem Polski na pokładzie, pierwsze, o czym pomyśli, to że ten samolot zniszczyły, zestrzeliły, do katastrofy doprowadziły, władze Rosji. Również z tego powodu poważnym, obiektywnym wyjaśnieniem tej tragedii najbardziej zainteresowana powinna być strona rosyjska, o ile nie ponosi za nią winy. Jeśli zaś jest choć w pewnym stopniu winna, to, proszę mi wierzyć, dowolna polska grupa ekspertów, z pełnym czy niepełnym dostępem do akt, od razu zorientuje się, że strona rosyjska kręci i coś ukrywa. Taki scenariusz dałby nam mocne podstawy, żeby jeszcze poważniej przyjrzeć się okolicznościom tej katastrofy. Dopóki władze nie udowodnią, że katastrofa rzeczywiście była nieszczęśliwym wypadkiem, połowa Rosjan będzie uważała ją za zaaranżowaną. Teraz możemy zatem cierpliwie obserwować, jak władze Rosji będą udowadniać reszcie świata, że nie odpowiadają za tę katastrofę. Nie będzie to wcale proste, bo Rosji nikt nie wierzy. Nawet, a może zwłaszcza, jej obywatele.

Jeżeli tak, to czy podejrzliwość obywateli wobec własnego państwa może mieć wpływ na sytuację polityczną w Rosji?

Myślę, że nie. Niestety, swego rodzaju „osiągnięciem” Putina był częściowy powrót do czasów sowieckich, gdy rząd działał sobie, a obywatele i cały kraj sobie. Zasadniczy problem życia politycznego w Rosji nie polega obecnie na braku wolności. W wielu państwach jej nie ma. Nie polega na korupcji – w wielu krajach szaleje korupcja. Problem polega na braku wzajemnych relacji między życiem kraju a funkcjonowaniem rządu. W latach 90. było inaczej. Nawet jeżeli całe społeczeństwo jawnie bądź ukrycie zacznie sprzeciwiać się ustrojowi Putina i Miedwiediewa, to i tak nic się nie zmieni. Wybory lokalne i centralne to fikcja. Kanały telewizyjne i dziennikarzy – nie chcę obrażać wszystkich, ale w przytłaczającej większości władze przekupiły i skorumpowały.

Większość dziennikarzy trzyma się ciepłych posadek i wysokich wynagrodzeń. Częściowo dlatego nie ma już wolności słowa. Władze wcale nie zdławiły wolności słowa przy pomocy terroru. Zrobiły to pieniędzmi, łapówkami. W końcu w Rosji pojawiły się pieniądze. Władze zarabiają na kapitalistycznym rynku dzięki wysokim cenom ropy i gazu. Pieniądze te wydają po zachodniemu – kupują rosyjskie gazety i telewizje, które grają na rząd. A ludzie mogą sobie myśleć, co chcą. Ich głos nie przedostaje do mediów. Trochę obecny jest w sieci, jednak internet rządzi się własnymi prawami. To jakby odrębny świat. Być może za 5-10 lat stanie się najważniejszym, jednak teraz tak nie jest. Dlatego nie sposób stwierdzić, czego tak naprawdę chce naród, na ile jest za obecnym reżymem albo przeciw niemu.

Mówimy o kraju o bardzo trudnej historii. W którym zawsze zabijano cynicznie, zabijano masowo. Dla Polaków Katyń to jedna z największych tragedii, obok powstania warszawskiego, które, jak wiadomo, sprowokował rząd sowiecki. Dla Rosji rozstrzelania w Katyniu to drobiazg, Rosjan mordowano setkami tysięcy, milionami. Rosjanie przywykli do masowych bestialstw. Kiedy pojawił się rząd, który nie stosuje masowego terroru, pomijając wojnę czeczeńską, który ograniczył się do zgładzenia 100-200 dziennikarzy w ciągu ostatniego dziesięciolecia, to do takiego reżimu Rosjanin odnosi się lepiej, bo wreszcie daje się żyć. Nawet opozycjoniści rozumieją, że wreszcie jest wolny rynek, można żyć albo wyjechać, a nawet emigrować.

Nie mówię, że to wszystkich urządza. Tak było zawsze, z wyjątkiem tych dziwnych lat 1989-99, dawno minionych i zapomnianych. Pojawiła się wtedy możliwość, by Rosja stała się normalnym, zachodnim krajem. Ta chwila szybko minęła. Rosji nie udało się zmienić w państwo Zachodu. Potem wszystko wróciło do normy: rząd – sobie, naród – sobie. Każdy żyje sobie w Moskwie, w Smoleńsku, we wsi Iwanowka tak jak żył, a elita z Moskwy, zasiadająca w Dumie, występująca w telewizji w ważnych kwestiach politycznych, nie ma żadnego związku z prawdziwym życiem. Tak było zawsze, tak jest za Putina i tak pozostanie niestety jeszcze bardzo, bardzo długo. Dlatego, niestety, Rosja jest stracona dla demokracji.

Dziennikarka „Echa Moskwy” Julia Łatynina w tekście po tragedii co prawda nie pisała o zamachu, ale zwracała uwagę, że rosyjski establishment przeraziła perspektywa uniezależnienia się Polski od Rosji w kwestii energetycznej. Chodzi o złoża gazu łupkowego, których poszukiwania w naszym kraju zaczęły koncerny amerykańskie. Łatynina porównywała też rząd Tuska do targowiczan, którzy w XVIII wieku zdradzili Polskę na rzecz Katarzyny II, a wypadek prezydenckiego samolotu w jej artykule był jakby metafizycznym dopełnieniem tej sytuacji. To były mocne słowa, co Pan sądzi o tych tezach Łatyniny?

Nie wiem, czy wśród przyczyn katastrofy można szukać głębokich wyjaśnień, typu prób osiągnięcia przez Polskę niezależności ekonomicznej. Myślę, że we współczesnym świecie nie do końca można mówić o niezależności ekonomicznej jednego państwa. Bo szczerze mówiąc, czym jest Rosja dla Europy? To większa Arabia Saudyjska produkująca ropę i gaz. I tak powinno zostać. We współczesnej gospodarce wszyscy kupują ropę i gaz. Nie sądzę, że z tego powodu koniecznie trzeba przyjaźnić się z Rosją i podzielać jej pozycje polityczne i światopoglądowe. Podobnie nie wymaga się politycznej, ideologicznej, religijnej i duchowej bliskości wobec Arabii Saudyjskiej, Iranu i Iraku, Kuwejtu od krajów, które kupują w nich surowce.

Co innego ropa, co innego życie kraju. Jeżeli polski rząd zamierza uchronić się przez zależnością surowcową od Rosji, to nie wiem, czy jest to słuszny zamiar. Ani Niemcy, ani Francja takich planów nie mają. Źyjemy w świecie, w którym wszystko funkcjonuje na ropie i gazie. Jeżeli niedługo się to zmieni i samochody będą uzyskiwać paliwo z powietrza, to z pewnością zmieni się też sytuacja ekonomiczna w Rosji i na Bliskim Wschodzie. Jednak do tego jeszcze daleko, a póki co trzeba spokojnie pompować ropę i gaz, brać to, co jest.

Nie sądzę, by sprawy surowcowe mogły mieć związek ze śmiercią prezydenta Polski, nawet jeśli okaże się, że ta katastrofa została zaaranżowana. Myślę, że jeśli już, chodziło o względy czysto polityczne, choć na ten moment nie widzę takiego powodu. Stosunki między Polską a Rosją stanowią wypadkową starych tragedii, zbrodni popełnionych przez Rosję i ZSRR wobec Polski.

Gdyby uznać, że rząd Rosji chce poprawić te relacje usuwając antyrosyjskiego prezydenta i zmieniając w Polsce ekipę na bardziej przychylną, to trzeba by mieć rzeczywiście chorą wyobraźnię. Taką logiką nie kierują się nawet służby specjalne. Każde zabójstwo powinno mieć jakiś cel. Wiadomo, dlaczego, za co i po co zabito Litwinienkę i że zrobiły to służby, choć nikt nie złapał nikogo za rękę. W tym przypadku wszystko jest jasne. A w przypadku katastrofy nic nie jest jasne.

Najczęstszym powodem zabójstw w Rosji była zawsze zemsta. Czy kierownictwo Rosji miało powody, by mścić się na polskim prezydencie? Jeśli tak, to one wypłyną. Jeśli były mocne, to sprawa robi się poważna. Ja motywów zamachu nie widzę. Gdyby coś takiego przydarzyło się prezydentowi Gruzji Saakaszwilemu, to nie miałbym wątpliwości. Na nim władze Rosji mają się za co mścić i nie cofnęłyby się przed niczym, by tego dokonać. Co prawda polski prezydent był jedynym, który wtedy poleciał do Tbilisi, ale czy to wystarczyło, żeby tak ryzykować swoją reputacją? To przecież przestępstwo międzynarodowe według wszystkich światowych standardów. Podejrzenia pozostaną zawsze, niezależnie od prawdziwej przyczyny, u dużej części ludności Polski, Rosji i świata.

Czy pracuje Pan nad nową książką śledczą?

Ostatnia książka, którą napisałem z kilkoma współautorami, nosi tytuł „KGB gra w szachy”. W Polsce pojawiło się kilka publikacji na jej temat, więc niektórym może być znana, ale na razie w języku polskim się nie ukazała.

Czy zajmie się Pan tragedią smoleńską?

Na pewno się nią zajmę, jeżeli pojawią się podstawy, by sądzić, że stoją za nią rosyjskie służby specjalne. To jedyny warunek, jak sobie stawiam. Przed dochodzeniem należy postawić hipotezę, ale nawet dla niej potrzeba twardych faktów. Jeśli te się pojawią, zajmę się badaniem roli służb, bo tym właśnie się zajmuję.

Rozmawiał Michał Jasiński

Jurij Felsztinski (ur. 1956) – rosyjski dziennikarz i historyk mieszkający w USA. Pomógł zorganizować ucieczkę z Rosji oficerowi FSB Aleksandrowi Litwinience. Wspólnie napisali książkę „Wysadzić Rosję”, w której oskarżyli rosyjskie służby o sprawstwo kierownicze w serii zamachów w 1999 roku na domy mieszkalne w Rosji. Kreml oskarżył o nie oficjalnie Czeczenów, niedługo potem rozpoczęła się tzw. druga wojna czeczeńska. Litwinienko został zamordowany w listopadzie 2006 roku w Londynie, najprawdopodobniej przez agenta FSB.

Za: Fronda.pl | http://www.fronda.pl/news/czytaj/felsztinski

Skip to content