Aktualizacja strony została wstrzymana

Kat Rzeszowszczyzny bez kary? – Tadeusz M.Płużański

Po wojnie, jako szef UB w Nisku i Krośnie katował AK-owców i wydawał ich na pewną śmierć w ręce NKWD, którego był agentem. Od 11 lat organa sprawiedliwości wolnej Polski nie mogą (a raczej nie chcą) osądzić Stanisława Supruniuka. Zamiast tego krwawy ubek działa w różnych lewackich stowarzyszeniach, nawołując do obalenia kapitalizmu w Polsce i na świecie oraz zastąpienia go komunistyczną dyktaturą na wzór Kuby. Obwieszony orderami, kpi sobie z sądów i swoich ofiar.

Od 1999 r. kat Rzeszowszczyzny mógł się nawet pochwalić Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, wręczonym mu przez Kwaśniewskiego. „Prezydent wszystkich Polaków” wręczając Supruniukowi (i innym odznaczonym) krzyż w Pałacu Namiestnikowskim, mówił: „Jesteście wzorem odwagi i patriotyzmu, przykładem dla młodego pokolenia”. Postkomunistyczna „Trybuna” cytowała słowa głowy państwa: „Ojczyzna, Rzeczpospolita Polska, mówi Wam: dziękuję”.
Po ujawnieniu skandalu Kancelaria Prezydenta RP napisała: „Przedłożony wniosek [Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych – spadkobiercy ZBoWiD-u; po 1989 r. Supruniuk odpowiadał w nim za „kontakty międzynarodowe” – TMP] przedstawiał zasługi położone w służbie państwu i społeczeństwu, które uzasadniały przyznanie orderu tej klasy. Możliwość odebrania orderu istnieje wtedy, jeżeli przyznający go został wprowadzony w błąd lub jeśli odznaczony popełnił czyn niegodny orderu lub odznaczenia. Przesądzić o tym może prawomocny wyrok sądu”. Kwaśniewski w końcu zreflektował się i odebrał ubekowi krzyż.
Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. O Supruniuku zrobiło się głośno, a ofiary rozpoznały w nim swojego kata (na dźwięk jego nazwiska do dziś dostają białej gorączki). Do Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu wpłynął wniosek o ściganie Supruniuka za zbrodnie przeciwko Narodowi Polskiemu. Podobnie było ze śledczym Głównego Zarządu Informacji Mikołajem Kulikiem, którego sprawa wypłynęła na szersze wody po tym, jak oskarżył o kłamstwo historyka, prof. Jerzego Poksińskiego. Proces Kulika nie zakończył się, gdyż ubol przeniósł się na tamten świat.

OPRAWCA Z SLD

Kim jest Stanisław Supruniuk? Pochodzi z Podlasia. Gdy wybuchła wojna, nie miał skończonej szkoły powszechnej (później komunistyczni mocodawcy, doceniając jego służalczość i inteligencję, pomogli mu nadrobić braki). W latach 1942 – 1943 był nauczycielem w sowieckiej szkole (czy wtedy zwerbowało go NKWD?).
Późniejszy okres jego działalności znamy z papierów ZBoWiD-u, który wymieniał „zasługi” Supruniuka:

1) przynależność do partyzantki sowieckiej (gen. Iwana Gregorowicza w okolicach Pińska), a potem Armii Ludowej (nazwane przez ZBoWiD „działalnością w ruchu oporu”), od lipca 1943 do sierpnia 1944,
2) służbę w LWP, październik 1944 – maj 1945,
3) walkę zbrojną o utrwalanie władzy ludowej, maj 1945 – kwiecień 1949.

Doprecyzujmy, kiedy zbliżał się radziecki front, oddział gen. Gregorowicza przeniósł się na Lubelszczyznę. Wyłoniono z niego trzy grupy: Leona Kasmana, do zadań specjalnych i oddział kadrowy, do którego przydzielono Supruniuka.
„Zasługi” te stały się podstawą do przyznania Supruniukowi (w 1976 r.) uprawnień kombatanckich. Podczas uroczystej dekoracji w Pałacu Prezydenckim ubol nie miał już jednak tych uprawnień (czyżby prezydenckie służby nie wiedziały o tym?). W 1993 r. odebrał je, rządzony wówczas przez antykomunistów, Urząd ds. Kombatantów (dwa lata później NSA odrzucił skargę ubeka). Gdy do władzy doszedł SLD, urząd zmienił swój stosunek do utrwalacza. W końcu to „swojak” ze ZboWiD-u… Supruniuk został stałym bywalcem urzędowych korytarzy, opowiadając wszem i wobec historie swoich heroicznych czynów. Celu częstych wizyt nie krył, a nawet się z nim obnosił – chciał owe uprawnienia kombatanckie odzyskać. Tego jednak nie udało mu się załatwić (czasem trudno obejść kwestie formalne; ustawa kombatancka nie przewiduje uprawnień dla utrwalaczy), ale uzyskał więcej – zrozumienie i wsparcie (w końcu swój swego kryje). Jeszcze częściej zaczął się pojawiać w urzędzie, kiedy rządy ponownie objął SLD z ministrem Janem Turskim na czele. Nie tylko Kwaśniewski docenił zasługi oprawcy.

NIENAWIDZIŁ POLAKÓW

O czym Supruniuk oficjalnie nie mówił? Ano o tym, że po wkroczeniu „wyzwolicielskiej” Armii Czerwonej należał do najbardziej gorliwych funkcjonariuszy „ludowej” władzy na Rzeszowszczyźnie. Z ramienia Sowietów organizował w Nisku najpierw MO, a potem Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, którego został szefem (następnie przeniesiono go na to samo stanowisko do Krosna).
Swój krwawy plon rozpoczął już we wrześniu 1944 r., kiedy w ścisłej współpracy z NKWD aresztował kilkudziesięciu żołnierzy AK z oddziału Franciszka Przysiężniaka (ze względu na swój ojcowski stosunek do miejscowej ludności nazywanego „Ojcem Janem”). Następnie 70 z nich przekazał NKWD – zostali wywiezieni w głąb ZSRS. Taki los spotkał m.in. Stefana Sęka. Po przesłuchaniach Supruniuka trafił do obozu w Burowiczi. Co piąty wywieziony tam Polak pozostał na zawsze na „nieludzkiej ziemi”. Sęk miał szczęście – wrócił schorowany po półtora roku.
To jedna z wielu „zasług w służbie państwu i społeczeństwu” Supruniuka, tyle tylko, że nie polskiemu, ale sowieckiemu. „Przyszłe pokolenia” na pewno docenią ten „wzór odwagi i patriotyzmu”.
Na sumieniu (jeśli takie w ogóle ów utrwalacz posiada), Supruniuk ma również wielu innych „bandytów”. Na jego rozkaz aresztowano żonę Przysiężniaka. Kobietę, która była w siódmym miesiącu ciąży, ubecy wywieźli do lasu i zamordowali strzałem w plecy.
29 października 1944 r. aresztował, skatował i też przekazał NKWD Tadeusza Sochę, uczestnika akcji „Burza”, szefa Kedywu Armii Krajowej obwodu Nisko – Stalowa Wola. Sochę skazano następnie na osiem lat więzienia, ale dość niski (jak na ówczesne warunki) wyrok i tak nic nie znaczył, gdyż AK-owiec został zamordowany strzałem w tył głowy (razem z nim zginęło czterech członków komendy obwodu AK).
– Supruniuk nienawidził Polaków i Armii Krajowej. To bestia, szatan w ludzkiej skórze. Humer przy nim był aniołem – wspominał pułkownik Skarbmir Socha, brat Tadeusza Sochy, żołnierz AK, który w ubeckiej katowni w Nisku spędził po wojnie pół roku, a po „badaniach” Supruniuka dostał pourazowej padaczki, w III RP autor książki „Czerwona śmierć, czyli narodziny PRL-u” i oskarżyciel posiłkowy w procesie swojego oprawcy.
Tak więc Supruniuk nie tylko wydawał Sowietom ludzi walczących o wolną Polskę, ale przedtem „przygotowywał” ich osobiście do wyjazdu „na białe niedźwiedzie”. Jego ofiary pamiętają, że na przesłuchania potrafił wzywać… 50 razy dziennie. Bił pałkami, rzemieniami lub kolbą karabinu. Wzorem i za przyzwoleniem szefa to samo robili jego podwładni.
Na tym nie koniec. Supruniuk nie tylko katował złapanych przez siebie „bandytów”, ale naciskał na Sąd Garnizonowy w Przemyślu, żeby wydawał surowsze wyroki (na tych, których nie udało mu się wysłać do Sowietów, choć dodać trzeba, że czasem miał pretensje do Sowietów, że zabierają mu ludzi – chciał mieć wyniki, które idą tylko na jego konto). Władzę posiadał niemal absolutną, był faktycznym panem życia i śmierci na Rzeszowszczyźnie. Nie byłoby to możliwe bez sowieckich „pleców”.

Z MORDERCY DYPLOMATA

W listopadzie 1944 r. Supruniuk podjął kolejną dużą akcję przeciw „bandom” – jego ludzie przeprowadzili pacyfikację Ulanowa i Prędzela, aresztując 171 AK-owców i sympatyków rządu RP w Londynie, którzy następnie zostali wywiezieni na Syberię.
Niepodległościowe podziemie w Nisku i Krośnie (niezależnie od siebie) wydało na Supruniuka wyrok śmierci. Podjęte próby zamachów – w ramach akcji o kryptonimie „Morderca” – nie powiodły się jednak (w jednym z nich ubol został ranny w rękę).
Na początku 1947 r. biuro personalne Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie, w trosce o bezpieczeństwo Supruniuka, przeniosło go do Gdyni, na stanowisko zastępcy, a potem szefa miejscowej bezpieki. Tam dalej utrwalał władzę ludową, likwidując niepodległościowe organizacje, m.in. Ruch Oporu Armii Krajowej i Polską Armię Podziemną. To kolejne jego „zasługi położone w służbie państwu i społeczeństwu”, za które „Ojczyzna mówi: dziękuję”.
W latach 50., w uznaniu zasług, został skierowany do Centralnej Szkoły Partyjnej im. Marchlewskiego, którą ukończył w 1954 r. Otworzyło mu to drogę do dalszej kariery, tym razem w komunistycznej dyplomacji. Po rocznej pracy w MSZ Supruniuk wyjechał na zagraniczne placówki. W latach 1955-58 i 1973-75 był kierownikiem wydziału konsularnego ambasady PRL w Berlinie, a w latach 1965-70 na tym samym, strategicznym stanowisku „spółdzielni »ucho«” w Pradze. W drugiej połowie lat 70. wrócił do Berlina, by zostać tam pierwszym sekretarzem Misji Wojskowej PRL. Awansował do stopnia pułkownika.

67 KOMUNISTYCZNYCH ZBRODNI

W czerwcu 2000 r. Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu skierowała akt oskarżenia przeciwko Supruniukowi do Sądu Rejonowego w Nisku. Zebrane akta liczyły ponad tysiąc stron. Wydawało się, że przy tak ogromnej dokumentacji nie będzie kłopotów z pociągnięciem ubeka do odpowiedzialności. Sprawa jednak praktycznie stanęła w miejscu, kiedy prezydent Kwaśniewski (jak widać – czuwał nad Supruniukiem) przydzielił do jej „obserwacji” swojego prawnika Ryszarda Kalisza. W rezultacie sąd w ogóle odmówił rozpatrywania sprawy.
Powstało pytanie: co dalej? Ostatecznie Sąd Najwyższy przekazał papiery do sądu w Warszawie. Uzasadnienie brzmiało: „z uwagi na dobro wymiaru sprawiedliwości”. To „dobro” pomogłoby może w przesłuchaniu oskarżonego, który mieszka w Warszawie (ekskluzywny ubecki blok przy ul. Koszykowej), ale już na pewno nie jego ofiar, mieszkających w Nisku, Krośnie, Rudniku i Łodzi. Zabieg był jednak przemyślany. W rzeczonym sądzie rejonowym (Wydział V) na rozpoznanie czekało wówczas kilka tysięcy spraw.
Supruniuk mógł spać spokojnie. Na wszelki wypadek przedłożył jednak papiery, mówiące m.in. o nadciśnieniu tętniczym i zaawansowanej chorobie wieńcowej. Biegły sądowy orzekł, że może on uczestniczyć w rozprawach zaledwie trzy godziny w tygodniu, a po każdej godzinie należy zarządzić 10-minutową przerwę. W każdej chwili proces mógł zostać przerwany, jeśli tylko oskarżony poczułby się gorzej. Zdrowiem jego ofiar, a dziś świadków oskarżenia, oczywiście nikt się nie zainteresował.
Szanse osądzenia emerytowanego pułkownika bezpieki odżyły, gdy śledztwo przejął rzeszowski oddział Instytutu Pamięci Narodowej (wcześniej prokuratura nie chciała przekazać sprawy IPN-owi). Akt oskarżenia przeciwko Supruniukowi trafił do Sądu Rejonowego dla Miasta Stołecznego Warszawy. W 17 tomach akt udokumentowano, że popełnił 67 komunistycznych zbrodni. Wszystkie dotyczą znęcania się nad aresztowanymi członkami niepodległościowego podziemia. Za popełnione przestępstwa ubolowi grozi do 10 lat więzienia.
W październiku 2004 r. media informowały, że wkrótce rozpocznie się proces kata Rzeszowszczyzny. I choć w końcu rzeczywiście się rozpoczął, trwa bez żadnego rozstrzygnięcia do dziś. Rozprawy, które odbywają się bardzo rzadko, są odraczane z powodu… złego stanu zdrowia oskarżonego.

Tadeusz M. Płużański

Za: Antysocjalistyczne Mazowsze | http://www.asme.pl/127291859424278.shtml | Kat Rzeszowszczyzny bez kary?

Skip to content