Aktualizacja strony została wstrzymana

Składamy się na Izrael? – Stanisław Michalkiewicz

Kiedy Anna Bojarska nie była jeszcze pisarką i nie zajmowała się „płcią” – cokolwiek by to miało znaczyć – tylko dziennikarstwem, to mawiała, że „od polityki uciec niepodobna”. Tak było na początku lat 70-tych, kiedy Anna Bojarska dokonała tego odkrycia, tak jest i teraz, o czym mogłem przekonać się na lotnisku w Beauvais, gdzie lądują samoloty tanich linii lotniczych „Wizzair”, latające z Warszawy do Paryża. W miarę, jak hojnie opłacane przez filantropów rozmaite pozarządowe organizacje, nie mówiąc już o rządach, rozszerzają zakres wolności człowieka i obywatela i na przykład „walczą”, by już 14-latki, którym przytrafiły się konsekwencje erotycznych przygód, też miały prawo do dzieciobójstwa – doszło już do tego, że przed każdym wejściem do samolotu należy zdjąć marynarkę, zegarek, wyjąć z kieszeni wszystkie przedmioty i złożyć je do specjalnej kuwety, zdjąć pasek od spodni, a w USA i Kanadzie – nawet buty, bagaż podręczny poddać prześwietleniu, przejść przez bramkę wykrywającą podejrzane metale i inne zagadkowe rzeczy; zagadkowe – bo w Ameryce bramka również dmucha na delikwenta sprężonym powietrzem, albo jakimś specjalnym gazem – i już możemy stanąć w kolejce do drzwi, przez które w odpowiednim momencie lotniskowi funkcjonariusze służby bezpieczeństwa wpuszczą bydełko do samolotu.

Podobna procedura obowiązuje również w waszyngtońskim Muzeum holokaustu. Tam też trzeba się rozebrać, co prawda nie do naga, ale walka o prawdziwą wolność przecież dopiero się rozpoczyna więc wszystko jeszcze przed nami. Otóż kiedy zapragnąłem obejrzeć ekspozycję w tym muzeum, odbyłem pomyślnie wszelkie inwestygacje i po przejściu bramki wdziewałem buty i inne części garderoby, towarzyszący mi pan Jacek M. został zatrzymany, bo bramka na jego widok dlaczegoś ostrzegawczo dzwoniła. Głośno po polsku zwróciłem mu uwagę, że „trzeba uważać” – na co atletyczny Murzyn dowodzący ekipą cerberów, zresztą też samych Murzynów, z widocznym zrozumieniem powiedział: „o yes, o yes!” – prawie tak samo, jak w swoim czasie premier Kazimierz Marcinkiewicz. W ten oto sposób potwierdziła się przestroga Janusza Szpotańskiego, że „na tym świecie pełnym złości nigdy nie dość jest przezorności”. Nawiasem mówiąc, waszyngtońskie Muzeum holokaustu to jeszcze nic, bo przy wejściu na nowojorską Statuę Wolności, odprawa połączona ze zdejmowaniem butów, paska i zegarka odbywa się dwukrotnie. Od razu widać, że z Wolnością, a zwłaszcza z Wolnością Prawdziwą, żartów nie ma i nie będzie.

Więc kiedy na lotnisku w Beauvais prześwietlenie wykazało, że w bagażu podręcznym ukryłem butelkę wina „Medoc” i ćwierćlitrową flaszkę wody lawendowej „Bien-etre”, musiałem to wszystko oddać służbie bezpieczeństwa, która wszystkie takie łupy pieczołowicie wkładała do specjalnego kubła – oczywiście w celu komisyjnego zniszczenia – bo jakże by inaczej? Okazało się przy tym, że gdyby pojemność flaszki wody lawendowej nie przekraczała 100 mililitrów, to mógłbym ją uratować przed konfiskatą, pod warunkiem umieszczenia w przezroczystej folii. Najwidoczniej połączenie 75 centylitrów wina „Medoc” z 250 gramami wody lawendowej tworzy jakąś piekielnie piorunującą mieszankę – co polecam uwadze wszystkich PT Narkomanów. Taka to ci jest straszliwa wiedza. Z tego względu i tak mogę uważać się za szczęściarza, bo mogłem przecież zostać pod zarzutem terroryzmu umieszczony w „areszcie wydobywczym”, tak zalecanym u nas przez pana posła Janusza Palikota z Platformy Obywatelskiej. Nawiasem mówiąc, zaraz po przejściu przez bramkę mogłem kupić sobie wina i innych trunków – ile tylko dusza zapragnie, i nawet włożyć je do bagażu ręcznego – z tym jednak, że w sklepie położonym w wolnościowej zonie lotniska w Beauvais był przede wszystkim Scheiss produkowany przez spirytusową firmę „Seagram”, należącą do Edgara Bronfmana – przy okazji również przewodniczącego Światowemu Kongresowi Żydów. Wskazywałoby to na rodzaj symbiozy służby bezpieczeństwa z firmą pana Bronfmana, najwyraźniej potrafiącą łączyć piękne, to znaczy – walkę o wolność prawdziwą – z pożytecznym – to znaczy z upłynnianiem produkowanego przez siebie Scheissu.

No dobrze, ale co to ma wspólnego z polityką, przed którą – jak spenetrowała to Anna Bojarska – „uciec niepodobna”? Ano to, że wszystkie te atrakcje, które mogą każdemu normalnemu człowiekowi skutecznie obrzydzić podróżowanie samolotami, uzasadniane są potrzebą zabezpieczenia się przed terroryzmem. Ano, nie da się ukryć, że terroryzm istnieje, ale skąd się właściwie wziął? Wiele wskazuje na to, że wziął się również, a może przede wszystkim, z powodu utworzenia w 1948 roku państwa Izrael, które dość łatwo przechodzi do porządku nad prawami narodów mniej wartościowych, uchwalających sobie rozmaite rezolucje i tym podobne bzdury. Ponieważ narody mniej wartościowe nie ośmielają się skłonić państwa Izrael do traktowania ich z większą empatią – muszą „walczyć z terroryzmem”, to znaczy – w coraz większym stopniu poddawać się rygorom narzucanym przez rozmaitych tajniaków i bezpieczniaków, przejmujących w ten sposób władzę nad wszystkimi „demokracjami” i bydełkiem „obywateli”, których już wkrótce, dla większej pewności, pokolczykuje się i zachipuje elektronicznie. Okazuje się więc, że każdy mieszkaniec planety musi ponieść swoją część kosztów powstania i istnienia Izraela, a więc – przed polityką uciec nie może – co spenetrowała Anna Bojarska, a czego i ja doświadczyłem w postaci konfiskaty butelki wina „Medoc” i flakonu wody lawendowej. Do kogo mógłbym wystąpić z „roszczeniami”?




 Stanisław Michalkiewicz
Felieton  ·  tygodnik „Nasza Polska”  ·  2008-06-17  |  www.michalkiewicz.pl

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.
Skip to content