Aktualizacja strony została wstrzymana

Oświetlenie, którego nie było

Lotnisko w Smoleńsku wyposażone jest w dwie radiolatarnie: bliższą – w odległości 1 km od pasa i dalszą – odległą o 4 km. Według nich wykonuje się podejście do lądowania. Tę oddaloną o kilometr od pasa startowego – jak pokazała na symulacji jedna z polskich telewizji – miał strącić polski samolot.

Strącenie latarni wydaje się niemożliwe, bo samolot rozbił się niewiele ponad kilometr od pasa, więc skręcać musiał wcześniej, przed radiolatarnią. Skąd więc pojawiły się teorie, a nawet symulacje momentu, jak ją strąca? Źaden dziennikarz nie zrobił zdjęcia tej anteny.


Domowe żarówki

Polski pilot powinien utrzymywać w momencie minięcia dalszej wieży radiolokacyjnej (NDB), czyli radiolatarni, która jest odległa 4 km od granicy pasa startowego, wysokość nie mniejszą niż 200 m. Między dalszą a bliższą wieżą, odległą od pasa o kilometr, musi utracić 100 m po to, żeby bliższą przejść na wysokości nie niżej niż 100 m. Takie są standardy dla tego typu lotniska przy podejściu do lądowania bez systemu naprowadzania ILS. Gdy znalazłby się na wysokości bliższej wieży NDB, wówczas powinien uzyskać kontakt wzrokowy z płytą lotniska i dopiero wówczas rozpocząć lądowanie. Jeżeli nie widzi lotniska, robi drugie podejście. Światła naprowadzające powinien zobaczyć znacznie wcześniej, nawet we mgle, bo są to specjalne reflektory, przebijające się przez mgłę – jednak takich nie było na lotnisku w Smoleńsku.

Przyjmijmy, że ktoś chciał celowo zdezinformować załogę prezydenckiego samolotu. Mógł np. umieścić fałszywe radiolatarnie, podobnie jak światła naprowadzające, rozmieszczone nie w osi pasa startowego, lecz na samochodach, aby łatwo je ewakuować po wypadku.

Jeżeli ktoś planował zamach, mógł celowo zbudować ten prowizoryczny system naprowadzania, który de facto nie naprowadzał na płytę lotniska, tylko na pobliski las. Potem usunąć prowizoryczne oświetlenie, a prawdziwe lampy sygnalizacyjne umieścić na właściwym miejscu. Ale mogło to być też niedbalstwo, co w warunkach rosyjskich nie trudno sobie wyobrazić. Tym bardziej zabezpieczenie wizyty przez BOR było tak ważne.

Może z powodu złego oświetlenia dziennikarzom zabroniono po katastrofie fotografowania? A tym, którym udało się coś sfilmować – rekwirowano cały materiał?

Znamienne są zdjęcia rosyjskich wojskowych i milicjantów, którzy kilka godzin po tragedii na smoleńskim lotnisku wymieniają reflektory i żarówki w lampach wskazujących samolotom położenie pasa startowego. Opublikowała je białoruska gazeta internetowa „Wieści Witebska”, a wykonał białoruski dziennikarz Siergiej Serebro. – Lampy stały bez żarówek – stwierdził. Serebro zauważył, że trzy godziny po tragedii „wojskowi i pracownicy lotniska przeciągają tamtędy kabel”. Zrobił zdjęcia. – Po chwili zaczęli wymieniać lampy i żarówki. Było to ponad 8 godzin po katastrofie. Ukraińscy dziennikarze sfotografowali inne lotniskowe lampy. Stały na drewnianych słupach, bardzo starych, a miały wskazywać drogę do krawędzi pasa startowego. Nie świeciły.

Czy lotnisko w Smoleńsku posiada, a jeśli tak, to w jakim stanie, oświetlenie ścieżki podejścia do pasa oraz pasa? Jeżeli tak, to czy oświetlenie było włączone w chwili lądowania Tu-154? Światła te włącza się również w ciągu dnia, gdy warunki pogodowe utrudniają lądowanie. Oświetlenie lotniska jest bardzo ważne. Tych informacji nie ma w czarnych skrzynkach.


Mgła pojawiła się „nagle”

Red. Jarosław Olechowski z TVP INFO krótko po katastrofie powiedział, że widok świateł podejścia robi bardzo złe wrażenie – są to domowe żarówki. W warunkach mgły są one praktycznie niewidoczne. Zwłaszcza przy prędkości lądowania tak ciężkiego samolotu. Światła podejścia to potężne lampy o regulowanej sile intensywności zależnie od widoczności i ich zadaniem jest także przebicie się przez mgłę.

Mgła pojawiająca się tuż przed lądowaniem to kolejna tajemnica. Według oficjalnych doniesień opar nieprzejrzystej mgły pojawił się tuż przed przylotem prezydenckiego samolotu. Jeszcze o g. 8.30 lądowania odbywały się normalnie. O godz. 8.00 wylądował Jak-40 z polskimi dziennikarzami do obsługi wydarzenia.

Pilotom prezydenckiego samolotu wieża zaleciła lot na zapasowe lotnisko w Mińsku lub Moskwie, ale ci nie posłuchali, podała strona rosyjska.

Zrzucanie winy na mgłę wydaje się mało przekonującym argumentem. Jeżeli warunki są ekstremalne, zamyka się lotnisko. – Wieża albo zezwala na lądowanie, albo zakazuje – nie ma miejsca na negocjacje – mówi doświadczony pilot. Tym bardziej że było wiadomo, ile osobistości leci polskim samolotem.

Jeśli przyjęlibyśmy wersję o zamachu, to nie jest problemem zainstalowanie wytwornic pary czy ciekłego azotu, które mogą wytworzyć krótkotrwałą, szybko znikającą mgłę. Zwłaszcza że na forum mieszkańców Smoleńska pojawiały się bezpośrednio po katastrofie głosy, że mgła pojawiła się „nagle” przed upadkiem samolotu i wkrótce potem znikła.

Leszek Misiak , Grzegorz Wierzchołowski

Za: Gazeta Polska | http://gazetapolska.pl/artykuly/kategoria/51/2916/oswietlenie_ktorego_nie_bylo

Skip to content