Aktualizacja strony została wstrzymana

Totalniacy – Stanisław Michalkiewicz

Tak wylazła z Archanioła stara świnia” – donosi poeta. A Pismo Święte Nowego Testamentu mu wtóruje, że „wyszły na jaw zamysły serc wielu”. Natchniony autor, nawet jeśli napisał to „bez swojej wiedzy i zgody”, co zwłaszcza autorom natchnionym nie tylko może, ale nawet powinno się przytrafiać, miał oczywiście na myśli totalniaków. No dobrze, ale kto to właściwie jest, ci totalniacy?

Na ogół uważa się, że totalniacy to przeciwnicy demokracji. Tymczasem nic podobnego! Totalniak może być szczerym demokratą – bo totalniacy są tylko wrogami wolności. Tymczasem demokracja to wcale nie to samo, co wolność. Demokracja polega na tym, że z góry przyznajemy i władzę i rację każdorazowej większości. Co więcej – ostatnio coraz bardziej upowszechnia się pogląd, że jeśli każdorazowa większość uzna coś za dobre, to to JEST dobre. Na przykład lobby sodomitów próbuje sklecić większość, która uznałaby, że dobre jest powierzanie sodomickim parom wychowywania dzieci – oczywiście cudzych, bo przecież konsekwentni sodomici własnych mieć nie mogą. To klecenie większości rozkładane jest oczywiście na etapy; na pierwszym etapie sodomici forsują pogląd, że nie są dewiantami, a tylko mają „inną orientację”. Do tego poglądu starają się pozyskać większość w jakimś uznanym, ale nielicznym gremium. W ten sposób udało im się zyskać korzystną dla siebie opinię Światowej Organizacji Zdrowia, która w początkach lat 90-tych ustaliła przez głosowanie, że sodomia nie jest chorobą, tylko osobliwym objawem zdrowia. To ustalenie z punktu widzenia naukowego ma oczywiście taką samą wartość, jak przegłosowanie poglądu, że w nocy jest jasno, ale w demokracji nie chodzi przecież o prawdę, tylko o większość i im większa Liczba, tym słuszniejsza Racja. Pozwoliło ono jednak sodomitom na przeforsowanie praw represjonujących każdego, kto się z tym poglądem publicznie nie zgadza.

W następnym etapie sodomici forsują penalizację tzw. homofobii, to znaczy – praw, przewidujących kary dla każdego, kto ośmieli się sodomitów za sodomię krytykować, nawet w przypadkach, gdy przybiera ona postać ostentacyjnej wyuzdanej rozwiązłości. Na tym etapie sodomici jeszcze nie ośmielają się wysuwać postulat powierzania im opieki nad cudzymi dziećmi. Przyłączają się natomiast i popierają zwolenników roztoczenia przez państwo opieki nad rodziną – co w praktyce sprowadza się do wprowadzenia do rodziny w charakterze arbitra państwowego urzędnika. Wkrótce pojawia się pomysł, by urzędnik ten mógł rodzicom odbierać dzieci – oczywiście dla ich dobra, bo jakże by inaczej. A kiedy urzędnik już takie uprawnienie uzyska, no to powierzanie dzieci sodomickim parom – również dla wspólnej uciechy – jest już sprawą niezwykle prostą. Demokracja może być formą tyranii. Wyobraźmy sobie tylko, że na bezludnej wyspie znalazło się dwóch panów i jedna pani. Panowie demokratycznie ustalają, że pani musi sypiać z każdym z nich na przemian; z jednym w dni parzyste, z drugim – w nieparzyste. Z punktu widzenia demokracji wszystko jest w jak najlepszym porządku; zasadę tę ustanowiła demokratyczna większość w powszechnym głosowaniu, zaś kryteria zostały ufundowane na faktach powszechnie znanych i łatwo sprawdzalnych (dzień następuje po dniu i jeden jest parzysty, a drugi – nieparzysty). Oczywiście jest to tylko stworzenie pozorów legalności dla gwałtu na tej kobiecie, ale demokracja właśnie na stwarzaniu takich pozorów polega. Tę maskowaną pozorami legalności tyranię większości demokraci uznają za dogmat, więc mogą być i demokratami i wrogami wolności jednocześnie. Mogą być totalniakami.

Totalniacy bowiem, będąc wrogami wolności, są jednocześnie wrogami różnorodności. Weźmy takich komunistów. Nie tylko sami wyłazili ze skóry, ale chętnie obdzierali ze skóry i z paznokci innych, żeby każdy nie tylko to samo robił, nie tylko to samo mówił, ale nawet – żeby to samo myślał. Tymczasem wolność zakłada istnienie różnorodności; jeden myśli to, drugi tamto, trzeci owo – i każdy głosi swoje, dzięki czemu istnieje możliwość krytycznego weryfikowania każdego poglądu i każdej opinii. Kiedy wszyscy robią, mówią i myślą tak samo, takiej możliwości nie ma i dlatego społeczeństwa, w których wolność obumiera, systematycznie głupieją. Skąd bowiem mają wiedzieć, że dajmy na to, mówią wierutne głupstwa? Kto ma im to powiedzieć, skoro wszyscy mówią to samo? Totalniacy, jako ludzie inteligentni i spostrzegawczy wiedzą o tym doskonale, ale gwoli przydania swojemu totalniactwu pozoru wyższej racji powiadają, że owszem – różnorodność jest przez nich niepożądana, bo jakże przyznawać jednakową możliwość głoszeniu prawdy i nieprawdy? Głoszenie poglądów nieprawdziwych dobre przecież być nie może, a skoro tak, to nie tylko nie ma żadnej potrzeby ich głoszenia, ale najlepiej głoszenia nieprawdy zakazać, bo dzięki temu prawda prędzej zatriumfuje. Tymczasem Ewangelia na którą niektórzy totalniacy też się powołują, przestrzega przed zbytnim dążeniem do perfekcji w przypowieści o kąkolu. Jak pamiętamy, kiedy gospodarz obsiał pole pszenicą, diabeł w nocy nasiał tam kąkolu. Wzeszły razem pszenica i kąkol, więc gorliwi słudzy zameldowali gospodarzowi, że chętnie ten kąkol z pszenicy powyrywają. Tymczasem, ku ich zaskoczeniu, gospodarz im tego zabronił, bo wyrywając kąkol, mogliby też przy okazji powyrywać pszenicę. Pozwólcie – powiedział – rosnąć obojgu aż do żniwa; wtedy kąkol zostanie spalony w „ogniu nieugaszonym”, podczas gdy pszenica powędruje do spichrza. Wynika z tego, że na przykład chrześcijaństwo ze swej istoty totalniackie nie jest, bo zresztą jakże mogłoby takie być w sytuacji, gdy jedną z podstawowych wiadomości, jakie przekazuje ono o człowieku, jest informacja, że ma on „wolną wolę”? Totalniacy albo się z tym nie zgadzają, albo w najlepszym razie o tym zapominają, a jak zapomną, to chętnie przebierają się również w kostiumy chrześcijan.

Bo totalniacy nigdy, albo prawie nigdy nie występują z otwartą przyłbicą. Prawie zawsze drapują się w jakieś kostiumy, najchętniej – w kostium płomiennych szermierzy wolności. I czasami tak dobrze grają, że publiczność bierze pozory za rzeczywistość. Ale do czasu – bo gdy przychodzi moment, kiedy trzeba wybierać między totalniactwem, a wolnością, między różnorodnością, a urawniłowką, czar pryska i z Archanioła wyłazi stara totalniacka świnia. „Poza kilkoma smutnymi wyjątkami, w dniach oficjalnej żałoby Polacy zachowali się pięknie. Hańbiące wyjątki szaleńców bez żadnych zahamowań i podstaw bredzących w państwowej telewizji o spiskach, mrocznych fanatyków, pragnących za wszelką cenę wykorzystać nieszczęście by tworzyć absurdalne podziały, ponurych cwaniaków, próbujących za pośrednictwem radia robić polityczny interes na narodowej tragedii (…) nie niszczyły poczucia wspólnoty, której większość z nas w tych dniach potrzebowała” – napisał w żydowskiej gazecie dla Polaków red. Jacek Źakowski. Ten fragment, gwoli lepszego zrozumienia, wymaga przełożenia na język ludzki. „Polacy zachowali się pięknie” – to znaczy, że ich zachowanie w zasadzie nie wykraczało poza ramy, jakie w „Gazecie Wyborczej” nakreślił red. Michnik przy pomocy proroków mniejszych, a w TVN – razwiedka za pośrednictwem swoich funkcjonariuszy i tajnych współpracowników. „Hańbiące wyjątki szaleńców…” – i tak dalej, to prof. Krasnodębski, inż. Andrzej Gwiazda i red. Jan Pospieszalski, którzy zwrócili uwagę, że zarówno Rosjanie, jak i władze polskie w ogóle nie wzięły pod uwagę hipotezy zamachu, a przynajmniej – niedbalstwa, z góry przyjmując wersję o błędzie pilota Arkadiusza Protasiuka, jako przyczynie katastrofy. Bo rzeczywiście – hipoteza zamachu, sabotażu, a nawet niedbalstwa została oficjalnie z góry wykluczona, o czym mógł się przekonać każdy, kto w tych dniach oglądał telewizję, słuchał radia, czy czytał gazety. Widocznie jednak red. Źakowski dostał skądś cynk, że takich hipotez pod żadnym pozorem stawiać nie wolno, więc nie tylko odmawia racji każdemu kto inaczej myśli, ale również dyskredytuje go moralnie.

Absurdalne podziały” – to nic innego, jak spostrzeżenie, że w dniach żałoby najwięcej krokodylich łez wylewali ci szubrawcy, którzy jeszcze kilka dni wcześniej wynajmowali się do szkalowania prezydenta Kaczyńskiego. Red. Źakowski też się wynajmował, więc niewątpliwie słuchanie takich verba veritatis mogło być dlań nieprzyjemne, ale żeby zaraz „absurdalne podziały”? Podział na ludzi przyzwoitych i sk…synów wcale nie jest „absurdalny”, o czym mógłby red. Źakowskiego pouczyć choćby Władysław Bartoszewski, uważający się akurat za człowieka przyzwoitego. „Robić interes na narodowej tragedii” – to po prostu obawa przed wzrostem popularności obozu politycznego, z którym red. Źakowski nie sympatyzuje. No i „poczucia wspólnoty, którego większość Z NAS w tych dniach potrzebowała” – to nic innego, jak oczekiwanie, że wszyscy poddadzą się świadomej dyscyplinie pod dyktando Salonu, w którym red. Jacek Źakowski zażywa reputacji proroka mniejszego, jako że prorokami większymi, takimi całą gębą, mogą być jednak tylko cadykowie. Oto przykład totalniactwa, niczym słoma z butów wyłażącego spod kostiumu płomiennego szermierza wolności, w które stare totalniackie świnie chętnie się drapują.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   Gazeta internetowa „Super-Nowa” (www.super-nowa.pl)   28 kwietnia 2010

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1602

Skip to content