Aktualizacja strony została wstrzymana

Pan Karol pojedna wszystkich – Stanisław Michalkiewicz

Jeszcze nie minęła żałoba narodowa po katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem, a już razwiedka, na zlecenie strategicznych partnerów poczuwająca się do obowiązku promowania Platformy Obywatelskiej, postanowiła wyhamować wahadło sympatii opinii publicznej, które na skutek katastrofy, towarzyszących jej podejrzeń i trochę zawstydzonego odreagowywania dotychczasowej, czarnej antyprezydenckiej propagandy, zaczęło wychylać się w niepożądaną stronę. Z pomocą przyszedł jej anonimowy dobroczyńca ludzkości, który, zapewne „bez swojej wiedzy i zgody”, objawił inicjatywę pochowania prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego żony na Wawelu. Na takie zuchwalstwo zareagowali oburzeniem państwo Wajdowie, cadykowie z „Gazety Wyborczej” i rozmaici „młodzi” obrońcy godności królewskiej nekropolii, którzy na takie interwencje już od pięciu lat „skrzykiwani” są przez oficerów prowadzących SMS-ami. Dźwięk znajomej trąbki wyrwał z otępienia nawet Władysława Bartoszewskiego, ale już następnego dnia ktoś jeszcze starszy i mądrzejszy alarm odwołał. Być może zorientował się, że w obecności Naszej Złotej Pani Anieli i jej strategicznego partnera, prezydenta Dymitra Miedwiediewa, nie tylko nie wypada żadnych hałasów w Krakowie urządzać, ale przede wszystkim – że te hałasy wprowadzają dysonans w procesie pojednania.

Wprawdzie chmura wulkanicznego pyłu nad Europą dostarczyła wysoko postawionym europejsom znakomitego alibi do wymigania się od uczestnictwa w sprzecznych z zasadą laickości republiki, religianckich ceremoniach pogrzebowych prezydenta tubylczych Irokezów do tego stopnia, że zapomnieli nawet o istnieniu komunikacji kolejowej i samochodowej, ale aktywiści zostali rozpuszczeni do domów i pogrzeb odbył się już bez zakłóceń. Wśród biskupów towarzyszących prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu i jego żonie w ostatniej drodze nie zauważyłem mojego faworyta, co to „bez swojej wiedzy i zgody” został udelektowany zaszczytnym pseudonimem „Filozofa”. Już myślałem, że bawi na jakichś zagranicznych sympozjonach, ale okazało się, że nie, że to tylko ten sam wulkaniczny pył, który również Jego Eminencji Aniołowi kardynałowi Sodano nie pozwolił wsiąść nawet do pociągu. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo nadmiernie liczna obecność żałobników mogłaby doprowadzić do niepożądanych dysonansów. Zresztą i tak nie dało się ich uniknąć. Nie mogąc ocenzurować przemówienia abpa Michalika, wygłoszonego na Placu Piłsudskiego (nawiasem mówiąc, – szkoda, że Jego Ekscelencja tak rzadko pozwala nam na przyjemność słuchania jego wystąpień), cadykowie z „Gazety Wyborczej” ostrymi piórami Jana Turnau i Aleksandry Klich schłostali go, że „dzieli”, „jątrzy” i „agituje”. Tymczasem, skoro już zarządzono żałobę, to ani „jątrzyć”, ani tym bardziej – „agitować” nie wolno. Trzeba robić to, co każe Salon, bo w przeciwnym razie może nie dojść do upragnionego „pojednania polsko-polskiego” z red. Michnikiem.

A tu w dodatku padł rozkaz, żeby się „pojednać” z Rosją. Trudno zrozumieć, co w związku z tym konkretnie mamy zrobić. Rosjanie są bardzo miłymi i serdecznymi ludźmi, chyba, że służą swojemu państwu. Wtedy oczywiście bywa różnie. Państwa bowiem – a Rosja nie jest tu żadnym wyjątkiem – mają interesy i jest im przyjemnie, kiedy mogą je zrealizować najtańszym, co najczęściej znaczy – cudzym kosztem. W tym kontekście hasło „pojednania” zaczyna nabierać szalenie dwuznacznego charakteru. Ale co tu rozumieć? Po co rozumieć cokolwiek? Kiedy rozkaz, to rozkaz – i europejsy już poczuły ulgę, że będą mogły pompować się gazem bez żadnych przeszkód, ani niespodzianek. W tej sytuacji wulkaniczna chmura była prawdziwym darem niebios. Zatem – cokolwiek by to nie miało oznaczać, „pojednamy się”, chociaż jeszcze nikt nawet nie zaczął wyjaśniać przyczyn, dla których pilot prezydenckiego samolotu zachowywał się tak, jakby widział pas startowy lotniska gdzie indziej i bliżej. Ale takie dociekania, ćwierkając w duecie z red. Justyną Pochanke, już w poniedziałek 18 kwietnia potępił JE abp Józef Źyciński. Widać skądś już wie, że żadnego spisku, nawet ze strony Hamasu, ani Dżihadu nie było. Niczego zatem dociekać nie wolno, bo to zagrozi pojednaniu. „Ufaj” – mawiał swoim wierzycielom feldkurat Otto Katz. Czyżby tu biło źródło tych inspiracji?

Ale pojednanie, to jeszcze za mało, bowiem o wszystkim decydują kadry. Wszystko zależy od tego, kto się jedna. Dlatego nawet uduchowiona przedstawiciela Salonu, pani Halina Bortnowska zwróciła uwagę, że żałoba wcale „nie oznacza głosowania na określonego kandydata”. No jasne – żałoba oznacza bowiem konieczność głosowania na kandydata wskazanego. W przeciwnym razie – cały pogrzeb na nic. A który jest wskazany? Z obfitości serca usta mówią, więc wyjaśnił nam to pan Jan Widacki, który ongiś „bez swojej wiedzy i zgody”… no, mniejsza z tym – zauważył, że przed Polską zawisło straszliwe niebezpieczeństwo przejęcia władzy przez Jarosława Kaczyńskiego. I jak tu Polskę przed tym zagrożeniem uchronić? Pan Widacki miał na myśli powierzenie władzy Andrzejowi Olechowskiemu, ale Janusz Szpotański lepiej wszystko przewidział, pisząc: „Ach, w kogóż nieszczęsny ma wpatrzyć się naród, by szukać jasnego idola, w którego umyśle zbawienia tkwi zaród? To jasne, że w Pana Karola!” No dobrze – ale który to właściwie, ten Pan Karol? Kiedy to piszę, jeszcze termin wyborów prezydenckich nie został ogłoszony, a już pojawiają się głosy, by kandydatem PO na prezydenta zrobić jednak pana profesora Jerzego Buzka, który obok pseudonimu „Docent” miał również drugi pseudonim – właśnie „Karol”. Czegóż chcieć więcej? Któż lepiej może patronować nie tylko pojednaniu „polsko-polskiemu” ale i każdemu innemu?

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   tygodnik „Nasza Polska”   27 kwietnia 2010

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1601

Skip to content