Aktualizacja strony została wstrzymana

Przed nacjonalizacją dzieci – Stanisław Michalkiewicz

W poemacie „Tatuś”, napisanym w koszmarnych czasach sanacji, Konstanty Ildefons Gałczyński opisuje rozterki Tatusia obliczającego wydatki. „Po obiedzie Tatuś zasłania okna mapą – z rolety krawaty – i liczy wydatki na podatki i składki, a jak liczy, to ciska obelgi na władców matki. Czyli, że co do tych okien – to każdy kraj ma gestapo”. Okazuje się, że od czasów sanacji nic się tak specjalnie u nas nie zmieniło, zarówno pod względem podatków, jak i gestapo, pod którego władzę przejdziemy formalnie już od 1 stycznia. Warto bowiem przypomnieć, na co wówczas Tatuś musiał płacić składki. Oczywiście – na tak zwane „organizacje pozarządowe”, czyli szajki pijawek przysysających się do publicznej kasy pod pretekstem zajmowania się „sprawami społecznymi”. Trzeba je opłacać na wszelki wypadek, „bo mówiła żony ciotka: tych co płacą – nic nie spotka!” Jedną z takich organizacji, którą w swoich rachubach Tatuś musiał uwzględnić, była „Liga Bić – Czy Wolno?

Ostatnio, w ramach przychylania nam nieba, nie tylko mazowiecka baronessa SLD pani Katarzyna Maria Piekarska zaproponowała wprowadzenie zakazu karcenia dzieci, ale i premieru Tusku przyszedł do głowy pomysł, by wszcząć na ten temat ogólnonarodową debatę. Najwyraźniej w obliczu zbliżającego się nieubłaganie Anschlussu, gestapo nakazało mu czymś tubylców zająć, żeby nie zakłócili przygotowań do proklamowania Tysiącletniej Rze…, to jest, pardon – oczywiście Unii Europejskiej, jakże by inaczej.

Ponieważ Anschluss wydaje się przesądzony, bo i traktat podpisany i łapówki nie tylko wzięte, ale nawet już powydawane, to możemy sobie podyskutować, czemu nie? Ja oczywiście wiem, że w przypadku SLD, jak również pani Piekarskiej, Kątnej, czy innych matron, daremnie odwoływać się do logiki, bo robią one tylko to, co nakazuje im tzw. „mądrość etapu”, czyli – jak nie Stalin, to właśnie gestapo – ale przecież logika istnieje niezależnie od tego, a wśród rozmaitych logiczności – również słynne argumentum a maiori ad minus, które głosi, że komu wolno czynić więcej, temu wolno czynić mniej. Jeśli zatem ustawodawstwo naszego Ubekistanu dopuszcza mordowanie dzieci, co prawda bardzo małych, niemniej jednak, a władze Eurokołchozu zachęcają poszczególne prowincje, żeby to prawo jeszcze zaostrzyły (nie „zliberalizowały”, tylko zaostrzyły, boć przecież represyjność prawa w stosunku do jego ofiar wzrasta, nieprawdaż?), to dlaczego w takim razie nie wolno byłoby dzieci karcić?

Jedynym uzasadnieniem takiego zakazu byłoby dążenie gestapo i jego prowincjonalnych oddziałów do monopolizacji wszelkiej władzy. Skoro wszelka władza ma przejść w ręce gestapo, to jasne jest, że nie może ono żadnej innej władzy tolerować, zwłaszcza – władzy rodzicielskiej, właśnie dlatego, że jest ona pierwotna względem władzy państwowej. A ponieważ istotnym elementem każdej władzy jest uprawnienie do stosowania sankcji w przypadku przekroczenia ustanowionych przez nią praw, to pozbawienie rodziców prawa karcenia dzieci w przypadku nieposłuszeństwa, a co więcej – możliwość zaskarżenia rodziców w przypadku próby skarcenia własnego dziecka – oznacza likwidację władzy rodzicielskiej, a co za tym idzie – nacjonalizację dzieci. Nacjonalizacja dzieci jest odwiecznym marzeniem lewicy, przynajmniej od czasów Jana Jakuba Rousseau, a gestapu nic ona nie wadzi. Przeciwnie – ułatwia powszechną inwigilację, będącą ideałem państwa socjalistycznego, które, w postaci Eurosojuza, niezmordowanie stręczy nam JE abp Józef Życiński, nawet bardziej od Królestwa Niebieskiego.

A z tego całego premiera Tuska też niezły filut. Dlaczegóż to mamy dyskutować akurat na temat dopuszczalności bicia dzieci, a nie osób dorosłych? Właśnie tutejsze gestapo, czyli Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, straszyło użyciem „środków przymusu bezpośredniego” dziennikarzy, którym nawet taki ultras praworządności, jak krajowy prokurator Staszak, przywołując cały swój sławny profesjonalizmus, nie potrafił zarzucić konkretnego przestępstwa. Więc jakże to? Nie wolno karcić dzieci, a dorosłych obywateli wolno, jeśli tylko nie zadośćuczynią zachciankom gestapo? A to ci dopiero paradoks, wobec którego bledną nawet słynne paradoksy Zenona z Elei! Przecież w „demokratycznym państwie prawnym” obywatele są „suwerenami” – o czym w art. 4 zapewnia nas konstytucja! Tymczasem nie tylko gestapo, ale i policja, jak tylko dostanie rozkaz, bez żadnych ceremonii grzmoci tych wszystkich „suwerenów” gumowymi pałami, strzela do nich gumowymi kulkami, puszcza im pod nos łzawiące, albo jeszcze jakieś inne gazy, polewa wodą z policyjnych sikawek – i tak dalej. Jeśli wolno tak bezceremonialnie obchodzić się nawet z „suwerenami”, to skąd nagle ten immunitet wobec dzieci? Co się stało premieru Tusku 1 czerwca? Czy za długo przebywał na słońcu bez nakrycia głowy, czy też – co uprzejmie uważam za bardziej prawdopodobne – z okazji Dnia Dziecka tylko podsunięto mu taki bajer?


 Stanisław Michalkiewicz
Felieton  ·  tygodnik „Nasza Polska”  ·  2008-06-10  |  www.michalkiewicz.pl


Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.
Skip to content