Aktualizacja strony została wstrzymana

Gestapo jest dobre na wszystko? – Stanisław Michalkiewicz

A może sławny wspominać październik, gdy nas skołował chytry, stary piernik?” Nie byłoby żadnego powodu, do wspominania „października”, zwłaszcza w czerwcu, gdyby nie śmierć Lechosława Goździka, który w 1956 roku został przez sprytnych „Żydów” wysunięty na front w charakterze naturszczyka. Lechosław Goździk był swego rodzaju prefiguracją Lecha Wałęsy, z tą jednak różnicą, że kiedy zorientował się, w jakim charakterze został użyty, wycofał się z wielkiej polityki, pędząc spokojne życie w Świnoujściu, gdzie uczestnicząc w pewnym balu, miałem okazję go poznać i nawet przy wódeczce o tym i owym porozmawiać. Tymczasem późniejszy cretino najwyraźniej uwierzył w swój nieomylny geniusz i próbuje kontynuować życie po życiu, co zresztą przybrało postać symptomów medycznych. Kiedy umarł Jan Paweł II, telewizje światowe przygotowały różne programy na jego temat, pokazując przy okazji różne obrazki z Polski. Między innymi telewizja portugalska pokazała Lecha Wałęsę, przytaczając jego wypowiedź, jak to obalił komunizm „sam jeden z żoną i dziećmi” ponieważ „nie miał ludzi”. Nie można tego złożyć na błąd w tłumaczeniu, bo Lech Wałęsa mówił po polsku i dopiero Portugałowie przekładali te bełkoty na swój język. Dzisiaj te same „Żydy”, które w 1956 roku chowały się za Goździkiem i nawet pozwoliły mu rozdać żerańskim robotnikom karabiny, żeby przy ich pomocy nie tyle zatrzymali maszerujące na Warszawę czołgi marszałka Rokossowskiego, co nastraszyli oczekujących na te czołgi „Chamów” – w pierwszym, albo drugim pokoleniu żyrują łgarstwa Lecha Wałęsy, żeby podtrzymać spreparowaną w 1989 roku mistyfikację okrągłego stołu, która i im i towarzyszom z razwiedki dała kolejne 20 lat dobrego fartu.

Nakradł się, nakradł i umarł” – tak pewien warszawski fryzjer skomentował w 1932 roku śmierć francuskiego premiera i ministra spraw zagranicznych Arystydesa Brianda, nawiasem mówiąc – też laureata pokojowej Nagrody Nobla za traktat w Locarno, według którego zachodnia granica Niemiec była nienaruszalna, a wschodnia – już niekoniecznie. Więc kiedy i „Żydy” tym razem już do spółki z „Chamami” z razwiedki, w latach dobrego fartu rozkradły, co tam jeszcze było do rozkradzenia, postanowiły na koniec dokonać Anschlussu tubylczego kraju do Eurosojuza, dzięki czemu Niemcy będą mogły załatwić sobie wojenne remanenty według swego upodobania, a na tubylczej resztówce zainstalują Żydoland, w którym znowu będzie git, zwłaszcza, że i ruskim szachistom taki buforowy twór na pewno się spodoba. W tym celu trzeba podtrzymać negatywną selekcję do państwowego aparatu, żeby na każde skinienie był zdolny do wszystkiego.

Właśnie w państwowym telewizorze nadany został program Jana Pospieszalskiego „Warto rozmawiać”, poświęcony ocenie państwowego aparatu ze szczególnym uwzględnieniem wymiaru sprawiedliwości. Kolega Rafał Ziemkiewicz powiedział nawet, że trudno tam odróżnić funkcjonariusza państwowego od gangstera, ale sądzę, że pan Rafał chciał być po prostu uprzejmy, choćby z uwagi na to, że obok niego siedział pan poseł Zbigniew Wassermann, który był i prokuratorem, i wiceministrem sprawiedliwości i koordynatorem razwiedki. Poseł Wassermann wypowiadał się powściągliwie i enigmatycznie, niczym jakiś świnks, natomiast uczestnicząca w tym programie pani minister Julia Pitera przeciwnie – sprawiała wrażenie całkowicie wyluzowanej. Przypominała w tym portiera pewnego zapluskwionego hoteliku, w którym zatrzymał się był kiedyś Melchior Wańkowicz. Kiedy w nocy oblazły go pluskwy, poszedł szukać pomocy u tegoż portiera i uprzejmie zagaił: „czort znajet, kłopy”, na co portier ze zrozumieniem, ale i znajomością rzeczy odparł: „da, ani prokliatyje, kak ablieeezut!” Więc i pani Julia z dużą znajomością rzeczy opisywała, jak funkcjonują różne gangi w aparacie państwowym, zupełnie nie poczuwając się z tego powodu do żadnej odpowiedzialności.

Zwracam na to uwagę bynajmniej nie dlatego, by oskarżać panią Julię o niefrasobliwość. Jestem bowiem pewien, że mówiła szczerze nie tylko o tym, co wie, ale i o tym, że nie ma na to najmniejszego wpływu, podobnie jak i cały rząd premiera Donalda Tuska, który przecież został zainstalowany przez razwiedkę właśnie po to, by mogła ona nie tylko dokończyć rabunku, ale i pokazać wszystkim, kto tu naprawdę rządzi, kogo należy słuchać i czyje interesy respektować W tej sytuacji domaganie się, dajmy na to, od pani Julii, żeby jako minister od zwalczania korupcji zrobiła z razwiedką porządek, byłoby objawem jakiegoś małpiego okrucieństwa wobec niej, która przecież nie jest gorsza od innych, a w szczególności – od Sędziego Soplicy, który przyjęcie różnych prezentów od Targowicy też kwitował krótko: „dano mi dobra – wziąłem”, a w dodatku obdarzona poczuciem humoru. Wyraziło się ono w pomyśle, by wszystkie te informacje przekazać panu ministrowi Ćwiąkalskiemu. O – tak, tak! Przed wojną w Krynicy jeden z kibiców zwrócił uwagę szulerowi: „vous trichez, Monsieur”, na co tamten, spokojnie odkładając karty, powiedział: „nie wiem, w jakim celu informuje mnie pan o tym, o czym przecież nie mogę nie wiedzieć” – po czym wyzwał go na pojedynek i nawet zabił. Pan min. Ćwiąkalski nikogo na pojedynek, rzecz prosta, nie wyzwie, co najwyżej, przy pomocy niezawisłej prokuratury, zaciągnie przed niezawisły sąd, który już tam będzie wiedział, co z delikwentem zrobić, żeby sam się powiesił w celi monitorowanej przez 24 godziny na dobę.

Tymczasem „Gazeta Wyborcza” zażądała usunięcia Mariusza Kamińskiego z CBA, bo podobno miał podjąć współpracę z FBI, żeby podbudowało ono legendę agentowi, co to udając biznesmena, podstępnie rozkochał w sobie posłankę Beatę Sawicką i sprowadził ja na manowce korupcji. Od kiedy to żydowskim gazetom nie podoba się FBI? Przecież Mosad współpracuje i z CIA i z FBI, więc o co właściwie chodzi? Czyżby o to, że w Kraju Przywiślińskim Judejczykowie mają rozkaz kolaborowania raczej z Gestapo, niż z FBI? To być może, ale w takim razie nieomylny to znak, że z opcji amerykańskiej zostało już tylko wspomnienie. W takiej sytuacji musimy trochę innym okiem spojrzeć nawet na program red. Pospieszalskiego, który na pewno chce dobrze, ale jednocześnie, mimowolnie sprzyja zniechęcaniu Polaków do własnego państwa, bo rzeczywiście – państwo, którego funkcjonariusze, to jedna banda złodziei, oszustów i kanalii z piekła rodem, potrzebne jest nam, jak psu piąta noga. A ponieważ nie widać ani żadnych działań naprawczych, ani nawet takiej intencji, to czyż ludzie nie mogą dojść do wniosku, że lepiej, jak przyjdzie Gestapo, bo przynajmniej będzie jakiś porządek? I o to właśnie chodzi, żeby tubylcy tak sobie myśleli, bo wtedy i Anschluss i Żydoland będą przeprowadzone bez żadnych problemów.




 Stanisław Michalkiewicz
Felieton  ·  tygodnik „Najwyższy Czas!”  ·  2008-06-06  |  www.michalkiewicz.pl

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.


Skip to content