Aktualizacja strony została wstrzymana

Pokój będzie straszny? – Stanisław Michalkiewicz

Co się dzisiaj nosi w Warszawie? W Warszawie dzisiaj nosi się Żydów na rękach. Akurat przypadła bowiem 65 rocznica powstania w getcie warszawskim, której obchody zaszczycił swoją obecnością sam prezydent Izraela Szymon Peres. Wprawdzie różni prostacy utrzymują, że nie ma ludzi niezastąpionych, ale to na pewno nieprawda, zwłaszcza, gdy uwzględnić zastosowane środki bezpieczeństwa. Były one tak nadzwyczajne, że mniej wartościowa, warszawska ludność tubylcza w ogóle nie została dopuszczona w pobliże uroczystości i tylko zza podwójnych barier, zza kordonu policjantów oraz jakichś zbirów z długą bronią, mogła z bezpiecznej odległości przyglądać się, jak się państwo bawią. Myślę, że jednak nie tylko względy bezpieczeństwa podyktowały tak ostentacyjną ostrożność. Wydaje mi się, że jeszcze ważniejsze były względy pedagogiczne. Po jednym i drugim takim spektaklu mniej wartościowa ludność tubylcza będzie już wiedziała, kto jest najważniejszy, a kto mniej ważny. Do tej drugiej kategorii należy niewątpliwie prezydent Rzeczypospolitej Lech Kaczyński.

Nie tylko poseł PO Janusz Palikot zadaje mu rozmaite pytania, a to, czy nie ma aby problemów alkoholowych, a to – czy nie cierpi przypadkiem na chorobę Alzheimera, ale i dziennikarze izraelscy, towarzyszący prezydentowi Peresowi na rocznicowe uroczystości tez specjalnie się wobec niego, jako prezydenta tubylczego, nie krępowali. Zadali mu mianowicie pytanie, czy Polska nie czuje się aby współodpowiedzialna za holokaust. Prezydent Kaczyński odpowiedział, że nie, bo żaden organ państwa polskiego nie wydał tego rodzaju decyzji, ale trudno powiedzieć, czy ten argument zrobił wrażenie na izraelskich dziennikarzach, którzy nie tylko wiedzą swoje, ale zwłaszcza takie rzeczy wiedzą najlepiej. Trudno im się zresztą dziwić, skoro sam prezydent Peres, podczas „Debaty Tischnerowskiej” na Uniwersytecie Warszawskim, puszczając wodze fantazji, zaczął głośno myśleć, że gdyby Rzesza Niemiecka nie okupowała Polski, to nie pobudowałaby tu obozów zagłady, a w takim razie holokaustu też by pewnie nie było, no bo gdzie? Pan prezydent Peres przez delikatność powstrzymał się przed wyciągnięciem ostatecznego wniosku, że w takim razie to Polska przez swój niepotrzebny sprzeciw wobec ultimatum Adolfa Hitlera w 1939 roku sprowokowała i wojnę i okupację, z towarzyszącymi jej obozami zagłady, a więc nie da się ukryć, że to ona właśnie ponosi główną, a właściwie nie „główną”, tylko wyłączną odpowiedzialność za holokaust. Więc chociaż przez delikatność tego wniosku nie wypowiedział, to rozumie się on sam przez się i niewątpliwie zostanie podchwycony już w najbliższej przyszłości, kiedy po proklamowaniu Unii Europejskiej Niemcy przystąpią do porządkowania Europy Środkowej po swojemu.

Dopiero w tym kontekście można w pełni ocenić wymowę deklaracji prezydenta Peresa w przemówieniu podczas głównej uroczystości, że „Izrael pragnie zemsty”, ale nie zwyczajnej, tzn. tradycyjnej, tylko – w postaci „pokoju”. Okazuje się, że traktowane dotąd z przymrużeniem oka ostrzeżenia, żeby korzystać z wojny, bo „pokój będzie straszny”, mogą stać się ciałem, zwłaszcza, gdy sytuację w Europie Środkowej, a w Polsce w szczególności będzie z jednej strony kształtowało strategiczne partnerstwo rosyjsko-niemieckie, a z drugiej – niemiecko-izraelskie, którego ceną jest m.in. przerzucanie odpowiedzialności za zbrodnie II wojny światowej na Polskę. Nasi mężykowie stanu nie reagowali na te deklaracje, no bo – powiedzmy sobie szczerze – cóż właściwie mieliby zrobić w sytuacji, gdy już zdecydowali o poddaniu Polski niemieckiej zwierzchności, a poza tym w pluciu pod wiatr nabrali takiej wprawy, że umiejętność ta zeszła u nich już do poziomu instynktów?

Kielich goryczy trzeba wypić do dna, a im szybciej, tym lepiej, więc i premier Donald Tusk podczas wizyty w Izraelu obiecał uchwalenie ustawy o „rekompensatach” najpóźniej do końca roku. Dlaczego obiecał to akurat w Izraelu, skoro ludzie pozbawieni własności, często razem z życiem, byli obywatelami Rzeczypospolitej Polskiej – trudno zgadnąć, chyba że przyjęlibyśmy zupełnie nieprawdopodobną możliwość, że zarówno szef Platformy Obywatelskiej, jak i władze Izraela, kierują się kryteriami rasistowskimi, a nie obywatelskimi. Jak tam było, tak tam było, ale wiele wskazuje na to, iż „strona izraelska” traktuje zapowiedź rekompensaty w wysokości 20 procent wartości utraconej własności tylko jako dobry początek w postaci stworzenia podstawy prawnej do wysuwania dalszych roszczeń. Takiej podstawy dotychczas nie było, a skoro już raz zostanie stworzona, to któż nam zagwarantuje, że w ramach „pokojowej zemsty” Polska, jako winowajczyni holokaustu, nie zostanie wyszlamowana do ostatniego okruszka? Już tam dobre Niemcy, które, jak pamiętamy, same były pierwszą ofiarą złych „nazistów”, dopilnują, żeby sprawiedliwości stało się zadość, przede wszystkim – w stosunku do „wypędzonych”, więc w razie potrzeby wesprą również działania loży B’nai B’rith, która nie ma innych zmartwień, jak realizacja owych „roszczeń” i pacyfikacja Radia Maryja.

Dlatego właśnie w gronie „gdańskich intelektualistów” w osobach Pawła Huelle i Aleksandra Halla, do których w charakterze intelektualisty czasu wojny doszlusował również niezawodny Lech Wałęsa, pojawił się nieubłagany sprzeciw wobec nominacji na gdańską metropolię JE abpa Sławoja Leszka Głódzia. Sygnał stadu dała oczywiście „Gazeta Wyborcza” oznajmiając, że „wszyscy” się tej kandydaturze sprzeciwiają. Oficjalne motywy tego sprzeciwu wydają się jednak idiotyczne – bo jakże inaczej potratować opinie o rzekomej wyjątkowości metropolii gdańskiej, która z tego tytułu wymaga specjalnego rodzaju duszpasterstwa? Tylko jako rodzaj kamuflażu prawdziwych powodów niechęci, bo dotychczasowe duszpasterstwo w metropolii gdańskiej nie różniło się niczym specjalnym od tego w innych diecezjach Polski, chyba, żeby za tę specyfikę uznać obchodzenie z wyjątkowym przytupem Dnia Judaizmu, no i Stellę Maris. Wygląda zatem na to, iż prawdziwym, chociaż starannie ukrywanym powodem niechęci wobec nowego ordynariusza gdańskiego, może być przypisywany mu eurosceptycyzm, który może mieć znaczenie zwłaszcza w momencie, gdy po proklamowaniu 1 stycznia 2009 roku Unii Europejskiej, przyjdzie przystąpić do finalizowania powrotu Gdańska do Rze…, to znaczy, pardon – oczywiście powrotu do Macierzy.

Stanisław Michalkiewicz
Komentarz  ·  tygodnik „Goniec” (Toronto)  ·  2008-04-20  |  www.michalkiewicz.pl

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Skip to content