Aktualizacja strony została wstrzymana

Złota rybka czuje mores – Stanisław Michalkiewicz

Któż z nas nie zna bajki o rybaku i złotej rybce? Teraz, kiedy odwróciliśmy sojusze, jakby trochę straciła na popularności, ale za miłującego pokój Układu Warszawskiego przeżywała swoje apogeum i to z wielu powodów. Po pierwsze, że jej autorem był Aleksander Puszkin. To znaczy imperialiści twierdzili, że bajkę tę tak naprawdę wymyślili bracia Grimm, ale kto by tam wierzył imperialistom, kiedy przecież każdy komsomolec wiedział, że największym matematykiem był Pietia Goras, że słynną filozoficzną uwagę iż „wsio pławajet” wygłosił był uczony radziecki Pantarejew, no a „archangielskij mużyk” Michał Łomonosow wynalazł zorzę polarną, „by oświetlała carski tron – i w której blasku wielki Soso milionom podejrzanych osób zgotował zasłużony zgon”. Więc jeśli bajkę o rybaku i złotej rybce napisał Aleksander Puszkin, to był to wystarczający powód, by popularyzowali ja nawet funkcjonariusze SB, zwłaszcza, że niosła ona niezwykle ważne treści pedagogiczne. Złota rybka. Nietrudno się domyślić, że jest ona, przewidzianą zresztą przez Puszkina, prefiguracją państwa socjalistycznego. Bo tylko państwo socjalistyczne umożliwia taki awans społeczny, jaki spotkał żonę rybaka, która, jak wiadomo, została królową.

W takim, dajmy na to, feudalizmie, byłoby to niemożliwe, podczas gdy w socjalizmie Mirosław Milewski został nie tylko generałem, ale nawet – ministrem spraw wewnętrznych, dzięki czemu bandyci z MSW mogli uprawiać swoją ukochaną mokrą robotę na całym świecie – oczywiście dopóty, dopóki dzielili się fantami ze starszymi i mądrzejszymi. Państwo mogło wynieść na szczyty każdego i strącić go stamtąd jednym pstryknięciem palca. Czyż to nie wspaniała tresura dla ambicjonerów? Wspaniała tym bardziej, że zawierająca przestrogę: znaj proporcje mocium panie! Kiedy głupiej żonie rybaka przewróciło się w głowie i nie tylko zechciała zostać cesarzową, ale w dodatku – mieć złotą rybkę za posługaczkę, czar prysnął i baba ocknęła się przed chałupą i rozbitym korytem. Tę przestrogę rozumiał doskonale każdy pierwszy sekretarz – od gminnego, aż do tubylczego – że chociaż jest wielki i nawet genialny – to przecież wyżej nosa nie podskoczy i przed Carycą Leonidą powinien stać na baczność. Skuteczność tej tresury została wielokrotnie sprawdzona u np. u generała Jaruzelskiego zeszła nawet do poziomu instynktów. Nic zatem dziwnego, że mająca takiego autora i niosąca takie przesłanie bajka, za komuny znajdowała się w samym centrum powszechnej edukacji.

Tymczasem gnijący imperializm najwyraźniej zlekceważył przesłanie genialnego Puszkina. Jak wiadomo, stosunki amerykańsko-izraelskie polegają na tym, że ogon wywija psem, to znaczy – sprawna mafia żydowska okręca sobie amerykańskich mężyków stanu dookoła palca i w ten sposób zdalnie kieruje całym tym ogromnym krajem, ze wszystkimi tamtejszymi twardzielami, których doi bez litości i bez ceregieli. Inna rzecz, że wszyscy oni zostali przedtem poddani tresurze w sprawie holokaustu – najpierw – że to nie tylko największa zbrodnia w historii świata, a teraz, kiedy już tamtą zbawienną prawdę sobie przyswoili – że z powodu tych niewymownych cierpień ówczesnych Żydów, należy wszystko wybaczyć Żydom współczesnym, bo wszelka krytyka Izraela jest objawem ohydnego antysemityzmu. Chociaż wydawało się, że Amerykanie są już wytresowani na tyle, że można przejść do takiego etapu, to przecież okazało się, że „nawet i psina się zawzina i wtedy szczeka na człowieka”. Co za dużo, to niezdrowo – nawet w Ameryce. Problem wszelako w tym, że Żydzi nie wiedzą, kiedy przerwać – podobnie jak żona rybaka, która, jak wiadomo, z tego właśnie powodu źle skończyła. Oto podczas wizyty na Bliskim Wschodzie amerykańskiego wiceprezydenta pana Bidena izraelskie władze ogłosiły plan rozbudowy żydowskich osiedli na okupowanych terytoriach arabskich.

Krótko mówiąc, izraelscy dygnitarze ostentacyjnie zadrwili sobie z amerykańskich mężyków stanu, pokazując całemu światu, że mogą oni im, jak to się mówi, „skoczyć”. Ugodziło to boleśnie w miłość własną owych mężyków, w których imieniu przemówiła sama Hilaria Clintonowa oświadczając, że ogłoszenie tych planów akurat w dzień wizyty wiceprezydenta Bidena było „nieszczęśliwe i niefortunne”. Widocznie jednak władze izraelskie doszły do wniosku, że nie tylko mogą sobie na taką ostentację pozwolić, ale nawet powinny, gwoli pouczenia innych – między innymi tubylców w Polsce. I oto były ambasador Izraela w Warszawie, pan Szewach Weiss napisał w „Rzeczpospolitej”, że jeśli nawet komuś może się wydawać, że Izrael tu i ówdzie zachowuje się dziwnie, to inaczej nie może, bo – po pierwsze – jest przyczółkiem europejskiej cywilizacji na Bliskim Wschodzie, a po drugie – ma złych sąsiadów. Ta argumentacja nie jest oryginalna; do wspólnoty cywilizacyjnej, a nawet rasowej odwoływał się w przeszłości wybitny niemiecki przywódca socjalistyczny Adolf Hitler, nawiasem mówiąc, też uskarżając się na złych sąsiadów. Oto Anglicy i Francuzi chcieli zniszczyć Niemcy przy pomocy reparacji wojennych, więc zamiast spłacać im raty, postanowił ich pozabijać, a przynajmniej – popodbijać. Z kolei Polacy wykorzystali klęskę wojenną Niemiec, podstępnie zagarniając niemieckie ziemie, w dodatku same „prastare”. No i wreszcie Żydzi, którzy w 1936 roku nie tylko utworzyli w Genewie Światowy Kongres Żydów, ale w dodatku wezwali do bojkotu niemieckich towarów. Więc chociaż dzisiaj Adolf Hitler uchodzi za wcielenie szatana, to przecież zastosowana przezeń argumentacja może się przydać, zwłaszcza do uzasadnienia poczynań jedynie słusznych – bo chyba nikt nie ośmieli się powątpiewać w jedyną słuszność postępowania Izraela? Dlatego też izraelski minister spraw zagranicznych pan Awigdor Lieberman ma rację, jak zresztą we wszystkim, co mówi, że chociaż amerykańscy mężykowie stanu trochę się podąsają, to przecież w końcu pójdą po rozum do głowy i wszystko zakończy się wesołym oberkiem.

W tej sytuacji Aleksander Puszkin mógłby wprowadzić korektę do swojej bajki o rybaku i złotej rybce – że mianowicie to złota rybka powinna akomodować się do oczekiwań pani rybakowej – gdyby oczywiście zmartwychwstał – ale próżno marzyć o tym.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   tygodnik „Nasza Polska”   23 marca 2010

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1558

Skip to content