Aktualizacja strony została wstrzymana

Naszym Papieżem jest Benedykt XVI – Arkadiusz Robaczewski

2 kwietnia, w rocznicę śmierci Jana Pawła II, jego następca na Tronie Piotrowym nie odprawił Mszy w intencji rychłej beatyfikacji papieża – Polaka. Najświętrzą Ofiarę sprawował za spokój jego duszy.

W Polsce natomiast powszechnie, we wszystkich kościołach i na wszystkich placach, gdziekolwiek odprawiano Mszę „rocznicową” – modlono się o rychłą beatyfikację Jana Pawła II.

Tymczasem z Watykanu dochodzą wieści, że proces beatyfikacyjny zmarłego przed trzema laty papieża będzie odbywał się według zwykłych procedur. Nie będzie żadnych nadzwyczajnych przyspieszeń. Kościół w takich razach woli postępować rozważnie i niespiesznie, niż pochopnie ogłaszać decyzje, które mogą przynieść skutki odwrotne od pożądanych. „Wiele przemawia za tym, by zanim Jan Paweł II zostanie ogłoszony błogosławionym, poczekać jeszcze i zweryfikować, jak się będzie rozwijał jego kult. Wielokrotnie mieliśmy do czynienia z taką sytuacją, że po początkowym entuzjazmie po kilku latach od śmierci kult opadał” – mówi ks. Hieronim Fokciński z Kongregacji ds. Kultu Świętych. 

Te słowa zapewne zaskoczyły tych, którzy już ogłaszali datę beatyfikacji Sługi Bożego.

W Polsce i tak panuje kult Jana Pawła II. Portrety papieża z zarysowaną aureolą, specyficzny nurt duszpasterstwa, w którym różnorakie kwestie konkluduje się bądź argumentuje słowami: „jak nauczał nasz wielki Rodak…” czy spektakle z pogranicza religijnych festynów i pop-kultury – to niektóre jego przejawy.

Papieża spotyka też uwielbienie w głównonurtowych mediach. Tam pomija się „twarde” kwestie jego nauczania: stanowisko w sprawie antykoncepcji, nazywanie aborcji współczesnym holocaustem, czy radykalne zamknięcie prespektyw dla kapłaństwa kobiet. W najlepszym razie kwituje się owe kwestie wyniosłym niezrozumieniem.

Za to redaktorzy, komentatorzy i publicyści wyjść nie mogą z zachwytu nad Jana Pawła II otwartością, tolerancją, ekumenizmem, przekraczaniem różnic między religiami i w ogóle – jego fajnością.

Niech się boją ci (zdają się mówić redaktorzy, komentatorzy i publicyści, pośród których nie brakuje duchownych), którzy upierają się, że poza Kościołem nie ma zbawienia. Niech drżą wszyscy, twierdzący, że nie można być zbawionym inaczej, jak tylko przez Jezusa Chrystusa, Który obecny jest w Kościele. Niech nie ustają wyrzuty sumienia u tych, którzy za największe dobro wobec tkwiących w błędach fałszywych religii uważają głoszenie Ewangelii, katolickiej ortodoksji i udzielanie Chrztu św.

Niech ci wszyscy się lękają i drżą, bowiem ich wiara jest karłowata i zamknięta wobec wzniosłej otwartości „naszego wielkiego Rodaka…”

Każdy kto jest ogłuszony wielością głosów księży, dziennikarzy, autorytetów, śpiewających w jednym chórze piosenkę o „wielkim Papieżu”, ten nie słyszy już żadnych innych melodii.

Powstaje wrażenie, że Kościół zaczął się rodzić na soborze watykańskim II, a swą pełną dojrzałość osiągnął za pontyfikatu Jana Pawła II. Że wszystko, co było wcześniej to jakieś błądzenie i pomyłka.Że nie było nigdy papieża bardziej ortodoksyjnego i bardziej miłującego Kościół, niż Jan Paweł II.

Jestem grzesznikiem, któremu łaska Boga pozwala pozostawać w Kościele. Staram się Kościół, swoimi słabymi siłami, jak najbardziej kochać i jak najlepiej go rozumieć. Wiem, że przed „naszym wielkim Rodakiem” Kościół istniał 2000 lat, że było ponad dwustu, lepszych i gorszych, powołanych jednak do władania Kościołem przez Ducha Świętego, papieży. Niektórzy z nich są świętymi, niektórzy odcisnęli silne, dobre piętno przez swoje nauczanie i postawy. I chciałbym wiedzieć, czy ekumenizmu uczyć się z encykliki „Mortalium animos” Piusa XI, czy ze spotkania z Asyżu, które inspirował „nasz wielki Rodak”. Któryś z nich był w błędzie. Bo w świetle tej enykliki do spotkania nigdy nie powinno dojść.

Wiem, że w XX wieku, w którym żył także Jan Paweł II, był przynajmniej jeden święty papież, jedyny zresztą, jak dotąd, spośród XX-wiecznych papieży, którego Kościół świętym ogłosił. To św. Pius X. Pochylał się nad każdym człowiekiem, kochał dzieci i młodzież, był bezpośredni w kontaktach. Był jednak zarazem bezlitosnym pogromcą herezji, piętnował błędy, strzegł katolickiej prawowierności przed trującymi prądami epoki, której koryfeusze chcieli życie społeczeństw i narodów urządzać tak, jakby Bóg nie istniał i jakby dla życia i zbawienia człowieka zupełnie obojętnym było, czy się jest w Kościele, czy wyznaje się jakąś inną, fałszywą religię.

I wiem, że teraz Głową Kościoła jest Benedykt XVI, który raz po raz zaskakuje swoim zdecydowaniem, jasnością i odwagą decyzji i sformułowań.

Co do decyzji, warto zwrócić choćby uwagę na najpierw odwołanie, później upomnienie za arogancję wcześniejszego mistrza ceremonii papieskich, abpa P. Mariniego, który przez długi czas reżyserował spektakle (para)religijne z Janem Pawłem II w roli głównej (biedny papież, nie mając przemyślności synów tego świata, nie tylko w tej dziedzinie poddawał się manipulacjom ludzi, którzy wkradli się w jego zaufanie, a których cele mogły być odmienne od tych, które on wytyczał).

Inną odwżną decyzją Benedykta XVI jest jego motu proprio Summorum Pontificum, znoszące przeszkody w odprawianiu Mszy św. w czcigodnym rycie trydenckim. Nie jest to dokument będący aktem łaski wobec „zagubionych tradycjonalistów”, ale dar dla całego Kościoła w tych trudnych dla niego czasach. Niestety, hierarchowie chcący pozostać w „jedności z nauczaniem papieskim” wolą odprawiać nabożeństwa w intencji rychłej beatyfikacji Sługi Bożego Jana Pawła II i ogłaszać terminy jego beatyfikacji, niż zająć się solidną, zgodną z duchem tego dokumentu jego recepcją i rozpowszechnieniem.

Pozostaje mieć nadzieję, że w miarę upływu czasu, i oni, a za nimi wierni, również w Polsce, dostzregą, że w Kościele przyszedł czas na „nowych ludzi plemię”. Ufam też, że Jan Paweł II wyprasza przed Bogiem łaskę ostrego duchowego wzroku dla naszych pasterzy i dla całego Kościoła.

Arkadiusz Robaczewski

Skip to content