Aktualizacja strony została wstrzymana

Histeria po „Towarzyszu Generale” – wywiad z dr. Antonim Dudkiem

Jaruzelski uznał, że jego kariera, obrona rządów PZPR są ważniejsze od ewentualnych kosztów i tylko asekurował się, prosząc Rosjan o pomoc. Stąd ta jego słynna rozmowa z Kulikowem, której dzisiaj się wypiera, a która jest logiczna.

Z dr. hab. Antonim Dudkiem, doradcą prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, rozmawia Zenon Baranowski

Pokazany przez TVP film dokumentalny „Towarzysz Generał” wywołał histerię w środowiskach wpatrzonych w Wojciecha Jaruzelskiego. Najczęściej pojawiał się zarzut, że jest to obraz jednostronny…
– Oczywiście jest on bardzo ostry, natomiast w tym sensie jest jednostronny, że nie ma tam prób usprawiedliwiania Jaruzelskiego. Ale ja uważam, że zasadniczo jest to film jak najbardziej prawdziwy. Można mieć zastrzeżenia do pewnych szczegółów, które tam zostały pokazane. Ja bym pewne rzeczy opowiedział nieco inaczej niż występujący w tym filmie historycy. Ale to są szczegóły. Natomiast w sensie ogólnego przekazu to jest prawda o Jaruzelskim. Prawda, która jest smutna.

Autorzy filmu pokazują, że Jaruzelski był cały czas oddany Sowietom…
– Trzeba powiedzieć jasno: Polska przez pół wieku znajdowała się w strefie wpływów sowieckich i Rosjanie mieli tu swoich zaufanych ludzi, z których najbardziej znanym i tym, który najwyżej zaszedł, był gen. Jaruzelski. To jest oczywiste i on to całą swoją biografią potwierdza. Do dziś zresztą mówi, że jest człowiekiem, który kocha Rosjan. I ta miłość mu nie przeszła także po roku 1989. To wszystko układa się w pewną spójną całość. Jaruzelski jest człowiekiem, który po prostu związał swoje życie i próbował związać losy Polski z Rosją pod postacią Związku Sowieckiego. On się nawet z tym specjalnie nie kryje, mam wrażenie, że jest wręcz dumny z tego. Czasem mówi to swoje słynne „przepraszam”, że się komuś jakaś krzywda stała, ale to jest też część jego strategii obronnej. Stosuje taką metodę, że nie idzie na totalną konfrontację, tylko mówi „przepraszam” – a później powtarza te wszystkie swoje kłamstwa na temat własnego życiorysu. Przykre w tym wszystkim jest nie to, że on to robi, tylko że tak wielu ludzi wierzy w te jego kłamstwa, że jest ciągle zapraszany do różnych wpływowych mediów, promowany, lansowany. To jest człowiek, który oczywiście powinien być pamiętany, bo jest symbolem pewnego smutnego etapu w dziejach Polski, ale który powinien być poddany jednoznacznej ocenie. Jeżeli mamy dzisiaj państwo demokratyczne, to ostatni komunistyczny dyktator nie może w nim być autorytetem. To jest jakieś kompletne nieporozumienie. Albo budujemy państwo demokratyczne, w którym uważamy, że pewne rzeczy są niedopuszczalne i wtedy ktoś taki jak Jaruzelski zasługuje na potępienie, albo też uważamy, że demokracja jest nic niewarta i mogą w niej występować nawet tak ponure postacie jak Jaruzelski.

Politycy SLD uważają, że film rozmija się z prawdą historyczną. Posłowie Lewicy skierowali nawet protest do prezesa TVP, argumentując, iż została naruszona misja telewizji publicznej.
– W niektórych fragmentach filmu jego autorzy pewne rzeczy przejaskrawili, ale to jest prawo twórcy, który nieraz popada w zachwyt albo jest krytyczny w jakiejś sprawie. To film rzeczywiście niezwykle krytyczny, wręcz miażdżący. Ale rodzi się pytanie: co tu jest nieprawdziwego. Publicyści Jacek Źakowski i Wojciech Mazowiecki mieli tuż po projekcji duże problemy ze sformułowaniem zarzutu. Oni bardziej koncentrowali się na tym – co w ogóle jest absolutnie skandaliczne i haniebne – na życiorysie wypowiadającego się w filmie Lecha Kowalskiego. Twierdzili, że nie jest ważne, co on napisał, tylko kim był Lech Kowalski. Rozumując w ten sposób, można by powiedzieć panu Mazowieckiemu, że nie jest ważne, co jego ojciec robił jako premier, tylko co pisał na temat biskupa Kaczmarka w czasach stalinowskich. To jest argument? To żałosne. Publicyści zachowali się niestosownie. Nie są metodą argumenty ad personam i dociekanie, że Kowalski był w wojsku. Był w wojsku i został z niego wypchnięty już w III RP za to, co mówił o Jaruzelskim – i to jest ciekawy temat, jak to się stało, że dr Kowalski nie mógł zrobić habilitacji, jak już koniecznie mamy dyskutować o życiorysach. To jest przykład pewnych manipulacji, których ludzie dopuszczają się w debacie na temat Jaruzelskiego. Nie mam złudzeń. Ten film nie zmieni obrazu Jaruzelskiego. Polacy zostaną podzieleni. Ten spór będzie się toczył przez kolejne lata.

Wspomniał Pan, że inaczej ująłby Pan pewne aspekty. Jakie?
– Chodzi o ocenę Grudnia ’70. Uważam, że wówczas jednak Jaruzelski nie odgrywał głównej roli w pacyfikacji. Był biernym człowiekiem, który się do pewnego momentu w ogóle nie przeciwstawiał Władysławowi Gomułce, ale w końcu tak się stało i był jednym z wpływowych uczestników spisku przeciwko pierwszemu sekretarzowi. Spisek był pozytywny, dlatego że doprowadził do usunięcia człowieka, który chciał dalej przelewu krwi. To jest przykład, że Jaruzelski odegrał pozytywną rolę, chociaż może nie chciał.

Doktor Sławomir Cenckiewicz stwierdził, że być może kluczem do biografii Jaruzelskiego jest jego karierowiczostwo, a co za tym idzie – chęć zdobycia i utrzymania władzy…
– Jaruzelski bardzo dużo mówił o swoich dylematach i wątpliwościach. Natomiast nigdzie w jego biografii nie znajdziemy momentu, kiedy te jego dylematy skłoniłoby go do powiedzenia „nie” przełożonym. Są tylko momenty, kiedy jedynie podwładnych przywołuje do porządku. Nie znajdziemy śladu konfliktu z ludźmi stojącymi wyżej. Jaruzelski potrafił przypodobać się Bolesławowi Bierutowi, Władysławowi Gomułce, później Edwardowi Gierkowi, wreszcie był wielkim przyjacielem Stanisława Kani, po czym zajął jego miejsce. Mówiąc krótko, generał rzeczywiście stanowi przykład człowieka, dla którego kariera była najważniejsza. Teraz próbuje to zamaskować, opowiadając, że jego nieszczęściem było to, iż odszedł z armii do polityki. To jest oczywista nieprawda, bo mógł zostać szefem głównego zarządu politycznego, powiedzieć, że się lepiej czuje w roli dowódcy dywizji. A od tego zaczęła się jego kariera w polityce. To jest człowiek niezwykle koniunkturalny, który prze do władzy. Zestawmy go w 1981 roku z Kanią. Jeden i drugi poddawani są ogromnej presji ze strony Sowietów, którzy chcą, żeby wprowadzić stan wojenny. Ale co robił Kania? Przez rok kluczył, kręcił, de facto grał na czas. W końcu, kiedy zrozumiał, że nie jest w stanie dalej tego przedłużać, ustąpił. Natomiast Jaruzelski, gdy zajął jego miejsce, wprowadził stan wojenny, choć mógł tego nie robić. Kania mógł grać na czas i to robił. Jaruzelski nie chciał grać na czas. Dlaczego? Po pierwsze, zaoferowano mu najwyższe stanowisko, a po drugie, promotorzy tej oferty ze Wschodu mieli określone żądania – i on zawsze wiedział, że trzeba słuchać towarzyszy ze Wschodu. Był przykład Kani, który miał taką samą komunistyczną biografię, tylko nie wojskową, który też był politrukiem i aparatczykiem – i w takim krytycznym momencie powiedział wprost, że nie i się usunął. Dlatego jego postawa zestawiona z Jaruzelskim jest dla mnie koronnym dowodem na to, że można było się uchylać. Jaruzelski uznał, że jego kariera, obrona rządów PZPR są ważniejsze od ewentualnych kosztów i tylko asekurował się, prosząc Rosjan o pomoc. Stąd ta jego słynna rozmowa z Kulikowem, której dzisiaj się wypiera, a która jest logiczna.

Jeszcze przed projekcją Jaruzelski napisał list, w którym szczególnie atakuje jednego z historyków występujących w tym filmie – wspomnianego już przez Pana dr. Kowalskiego…
– To nie jest pierwszy jego list. Jaruzelski przed laty napisał list, który jest najdłuższym znanym mi listem, bo liczy łącznie z załącznikami 400 stron. Właśnie na temat doktora Kowalskiego w związku z publikacją biografii generała. Został on skierowany do prof. Andrzeja Paczkowskiego, który był recenzentem tej książki. Jest to oczywiście wielka napaść na Kowalskiego, jak on śmiał i w ogóle… Książka Kowalskiego nie jest wolna od wad. Ja też mam rożne zastrzeżenia do tej pracy. Czymś innym jest książka z wadami, a czymś innym jest nazywanie jej paszkwilem itp. Jaruzelski został w wielu miejscach przyłapany przez Kowalskiego na różnych ciemnych kartach swojego życiorysu i dlatego ta nienawiść do historyka.

Film mówi także o tym, że Jaruzelski był współpracownikiem Informacji Wojskowej, chociaż komentatorzy zwracają uwagę na to, że użyte w dokumencie nazwisko brzmi „Jeruzelski”…
– Nie ulega wątpliwości, że tu chodzi o Jaruzelskiego, dlatego że jest data i miejsce urodzenia. Nie było żadnego Wojciecha Jeruzelskiego urodzonego w Kurowie w 1923 roku. Ten dokument jest ręcznie pisany, to wygląda trochę jak „a”, i można to różnie czytać. Problem polega na czym innym – że poza tą jedną notatką nie ma żadnych innych dokumentów, które zostały zniszczone. Nie jesteśmy w stanie dowiedzieć się, co on dokładnie robił jako TW „Wolski”. Ale to, że nim był, jest dla mnie w świetle tego dokumentu oczywiste. Jest jeszcze księga rejestracyjna, gdzie nazwisko zamazano, ale ten tusz wyblakł i można je odczytać. Każdy, kto zna realia wojska w tamtym okresie, wie, że człowiek z takim pochodzeniem społecznym nie miał szans nie tylko awansować, ale w ogóle przetrwać w wojsku. A Jaruzelski nie tylko przetrwał, ale i błyskawicznie awansował.

Dziękuję za rozmowę.

Za: Nasz Dziennik, Środa, 3 lutego 2010, Nr 28 (3654) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100203&typ=po&id=po32.txt | Histeria po "Towarzyszu Generale"

Skip to content