Nic to, że nazwiska i imiona bywają czysto polskie; dyrektywy sowieckich komunistów z lat 1944-45, w sprawie onomastycznej transformacji ich emisariuszy, zrobiły swoje…
Israel Singer |
Kolejna ofensywa ruszyła po objęciu władzy przez „Platformę”, uznaną widocznie za przychylną dla tego przedsięwzięcia. Zresztą poprzednia rządząca partia niewiele jej pod tym względem ustępowała: świadczy o tym instalacja w Polsce „Synów Przymierza”, żydowskiej loży Bnai Brith, z jej programem „wyegzekwowania należności” i zniszczenia Radia Maryja. Okazało się też, że wśród jej członków są pewne znane osoby z naszego polityczno-ideologicznego establishmentu, jak m.in. J. Lityński, S. Kowalski oraz R. Schnepf. Hałaśliwa promocja antypolskiej książki J.T. Grossa, wydanej przez „katolicką” oficynę „Znak”, w wysokim nakładzie, włącznie z eksponowaniem jej w wystawach księgarskich, mieści się też w „programie” I. Singera. „Oliwy do ognia” dolewają „dyskusje” z Grossem (ich osobliwość polega na wyłączeniu polemik), jak wyjątkowo oburzająca na Uniwersytecie Jagiellońskim, z udziałem Michnika i Edelmana, gdzie atakował Polskę nie tylko Gross, ale niemniej zapalczywie obaj pozostali panowie. Redaktor „GW” nie ograniczył się do miotania zwyczajowych oskarżeń o „antysemityzm”, ale napadł wyjątkowo haniebnie na Kościół katolicki.
Swoją drogą, im więcej takich „imprez”, tym bardziej żydowskie resentymenty będą się w Polsce nasilać – czyżby o to właśnie zajadłym agresorom chodziło? O żadnym „dialogu” w tych warunkach mowy być nie może, tym bardziej, że bezczelność w kłamstwach, a nawet zwykłe chamstwo wykonawców tej akcji przekraczają wszelkie granice. Na przykład, gdy Gross twierdzi, że jego tezom nie przeciwstawiono żadnych poważnych argumentów (!). Ten żydowski pseudohistoryk i mitoman po prostu ich nie czyta i nie słucha – jego stronnicy nie dopuszczają Chodakiewicza czy Nowaka do głosu, nie mówiąc już o wielu innych polemistach. „Jedyną słuszność” prelegenta gwarantują drużyny ochroniarzy wokół niego, jak to miało miejsce w jednej z warszawskich uczelni. Medialny „parasol” zapewnia „Wyborcza” wraz z „TVN”, ale i „Dziennik” nie pozostaje daleko w tyle. „Walić w Polskę, jak w bęben” – wydaje się stanowić hasło politycznie poprawnych w postkomunistycznym stylu środków przekazu. Do wtóru gadaninie Grossa, przy akompaniamencie towarzyszy z kręgów Michnika i jemu podobnych.
Podziwiać należy, doprawdy, anielską cierpliwość Polaków, przyjmujących na siebie rolę tych, których bezkarnie bije się po twarzy. Trzeba przy tym zapytać: jak rektorzy mogą godzić się na wprowadzanie prowokatorów-awanturników do uczelni, aby w ich murach głosili swoje fałsze? Cóż to za ludzie nauki, akceptujący tego rodzaju demonstracje ślepej nienawiści i kłamstwa? Świadczy to – niestety – o tym, jakich to czasów, zaprzeczających poczuciu prawdy i godności, doczekaliśmy pod szyldami „wolności” i „demokracji”.
Prof. Zbigniew Żmigrodzki