Aktualizacja strony została wstrzymana

Korowód – Krzysztof Wyszkowski

Postacie posowieckiego korowodu udają kroki poloneza, ale jasne jest, że w tym upiornym spektaklu wodzirejem nadal jest WSW/SB, a tancerze są tym bardziej oddani, im wyżej zaszli. Są niewolnikami własnych karier, osiągniętych przy pomocy komunistycznych służb specjalnych. Po II wojnie światowej instytucję prezydenta otworzył wybór agenta NKWD Bolesława Bieruta ps. „Tomasz”. Bierut zaczynał prezydenturę RP z wyboru sejmowego w 1947 r., a kończył ją w 1952 r. już w państwie przemianowanym na PRL. W 1989 r. parlament wybrał na prezydenta PRL kolegę po fachu Bieruta, znanego jako agent NKWD o ps. „Wolski” – Wojciecha Jaruzelskiego. W 1990 r. w wyniku wyborów powszechnych prezydentem został Lech Wałęsa, zarejestrowany jako agent SB o ps „Bolek, a pięć lat później zastąpił go Aleksander Kwaśniewski, zarejestrowany przez SB jako TW o ps. „Alek”. 

Po 10 latach prezydentury Kwaśniewskiego doszło do wyłomu w tym uświęconym tradycją porządku. Pierwszy raz prezydentem został człowiek niezarejestrowany jako agent NKWD/KGB/UB/SB – Lech Kaczyński. Nic dziwnego, że na skutek tej straszliwej zbrodni dokonanej przez nieuświadomionych Polaków ziemia pod III RP zadrżała, a z posowieckich mediów posypały się gromy. Prezydent nieagent zagraża przecież całemu porządkowi pookrągłostołowemu, naraża na szwank dobre imię Polski, godzi w żywotne interesy narodu polskiego, a co gorsza, w interesy jego oświeconej elity, wyrażane najpełniej przez „GW” i TVN.

Dlatego trzeba szybko przywrócić w Polsce posowiecki ład i porządek, i w tym celu obecny lider Układu, premier Donald Tusk, domaga się powrotu do wyborów prezydenta przez Zgromadzenie Narodowe. Dość zdawania się na wybór nieuświadomionych obywateli. Do tego trzeba ludzi kompetentnych, czyli posłów PO, PSL i SLD. Trzeba przywrócić tradycję, według której prezydentem może być tylko sowiet albo przynajmniej komunistyczny agent, albo choć wierny sługa agenta. Wara od szans na prezydenturę ludziom, którzy chcieliby zaprowadzić w Polsce wolność, a wobec sąsiadów bronią polskiej suwerenności. 

Dzięki wspólnocie rejestracji w SB Wałęsa i Kwaśniewski muszą troskliwie chronić zdrajcę i zbrodniarza Jaruzelskiego. Dzięki tej wspólnocie Jaruzelski z Kiszczakiem troskliwie chronią Wałęsę i Kwaśniewskiego.

Troska o bezpieczeństwo całego korowodu „zarejestrowanych” spoczywa obecnie na barkach, skąd inąd, niezajestrowanego Tuska. Tusk chroni Wałęsę i Kwaśniewskiego. A kto chroni Tuska? Wyborcy? Zapewne tę cudowną karierę są w stanie łatwo przerwać Jaruzelski z Kiszczakiem. Dlatego trzeba jak najszybciej zniszczyć Kaczyńskiego wraz ze źródłem zagrożeń dla ludzi Układu – niekontrolowanego przez ludzi komunistycznych służb specjalnych i ich agentów Instytutu Pamięci Narodowej. 

Gdy IPN opublikował dowody rejestracji Kwaśniewskiego jako informatora SB, Tusk nazwał kierownictwo Instytutu „gończymi”, a dwa dni później PO zgłosiła do natychmiastowego uchwalenia ustawę umożliwiającą przejęcie kontroli nad IPN przez postkomunistów i przeciwników lustracji.  

Już wcześniej Tusk dawał dowody, że jest nieodrodnym dzieckiem PRL, wyzwolonym z więzów demokratycznej kultury europejskiej naśladowcą swego rosyjskiego partnera. Nazywając pracowników IPN i prezesa Kurtykę wulgarnym epitetem „gończy”, Tusk nie tylko kolejny raz zrzekł się własnego wykształcenia historyka. „Gończy” nie oznacza przecież łowczego, lecz po prostu prowadzone przez nagonkę „psy gończe”. W ten sposób Tusk dobitnie wskazuje na duchowe wzory – to sowietyzm z jego charakterystycznym językiem odczłowieczającym przeciwników, to duchowość sowieckiego urzędnika państwowego, to styl sowieckiego kłamcy, w końcu rola sowieckiego sługi. Ten duchowy sowietyzm zniszczył w Tusku świadomość, że atakując godność pracowników instytucji państwowej, sam zezwala na nazwanie go posowieckim łowczym. I w przeciwieństwie do jego ataków na IPN dowodów na to jest wiele. 

Stan miazgi moralnej, którą osiągnął Tusk, jest ceną, jaką zapłacił za wejście do elity systemu. Według tych reguł trzeba się samemu publicznie upodlić i ośmieszyć. I wytrzymać ten akt upodlenia, patrząc publiczności prosto w oczy, potem przełknąć świństwo, a na końcu podziękować i jeszcze się uśmiechnąć. 

Postacie tego posowieckiego korowodu udają kroki poloneza, ale jasne jest, że w tym upiornym spektaklu wodzirejem nadal jest WSW/SB, a tancerze są tym bardziej oddani, im wyżej zaszli. Są niewolnikami własnych karier, osiągniętych przy pomocy komunistycznych służb specjalnych i przez te służby nadal gwarantowanych.

Krzysztof Wyszkowski

Za: wyszkowski.eu | http://www.wyszkowski.eu/index.php/artykuy/26/1110-korowod

Skip to content