Aktualizacja strony została wstrzymana

Wypędzeni czy przesiedleni

Od dwóch tygodni nie schodzi z czołówek gazet w Niemczech i w Polsce sprawa Eriki Steinbach. Ta znana z rewizjonizmu historycznego szefowa Związku Wypędzonych chciałaby zasiadać w Radzie Fundacji „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie”. Tymczasem Guido Westerwelle, szef koalicyjnej FDP, a zarazem wicekanclerz i minister spraw zagranicznych, zablokował jej wybór, motywując swoją decyzję dobrem stosunków polsko-niemieckich. Przypomniał, że w 1990 roku Steinbach głosowała przeciwko uznaniu polsko-niemieckiej granicy na Odrze i Nysie.

Mimo protestów części wpływowych polityków CDU i CSU popierających Steinbach, rząd niemiecki podczas dwudniowego wyjazdowego posiedzenia na zamku Meseberg nie forsował jej kandydatury. Choć salomonowo stwierdzono, że rząd RFN „nie widzi potrzeby formalnej dyskusji na temat Steinbach”, z nieoficjalnych informacji wynikało, iż w kuluarach toczyły się koalicyjne spory. „Nie ma o czym mówić” – powiedziała po posiedzeniu dziennikarzom Angela Merkel, która jeszcze kilka tygodni temu, podczas kampanii wyborczej do Bundestagu, usilnie zabiegała o głosy tak zwanych wypędzonych i promowała Steinbach. Pani kanclerz dodała, że jej gabinet zajmie się tą sprawą dopiero wówczas, gdy Związek Wypędzonych nominuje kandydata.
Jest to klasyczny polityczny ping-pong. Związek Wypędzonych odroczył bowiem tymczasowo nominację swojej szefowej do Rady Fundacji, „dając czas na zastanowienie rządowi”, gdyż to właśnie rząd decyduje o obsadzeniu miejsc w radzie fundacji… Z komentarzy zamieszczonych w serwisie „Deutsche Welle” wynika, że zawiodła starannie przygotowana strategia Eriki Steinbach. Polegała ona na wywarciu jak największej presji na rząd pod hasłem: Polacy nie będą dyktowali, kto ma zasiadać we władzach fundacji. Obserwatorzy niemieccy dość zgodnie oceniają, że szanse Eriki Steinbach na objęcie stanowiska w radzie najwyraźniej spadają. Jest to zatem moment przełomowy w całej jej karierze, ponieważ Fundacja jest jej dziełem i walcząc o stanowisko w Radzie Fundacji, na szali położyła cały swój autorytet.
Charakterystyczna jest biografia Eriki Steinbach. Urodzona w 1943 roku w Rumi koło Gdyni (a nie, jak podawała w swoim życiorysie, w „Rahmel koło Gdańska”) absolutnie nie spełnia logicznych kryteriów przynależności do kategorii „wypędzonych”. Po pierwsze, Rumia w okresie międzywojennym należała do Polski i została bezprawnie włączona do III Rzeszy, po drugie, ojciec Steinbach – podoficer Luftwaffe – był okupantem na ziemiach polskich, a matka – urzędniczka z Bremy – urodziła Erikę w czasie krótkich odwiedzin u jej ojca. To jednak nie przeszkadzało, że Erika Steinbach swą pozycję zbudowała jako działaczka Związku Wypędzonych. Polityką zajęła się w 1977 roku i przez 13 lat była radną we Frankfurcie nad Menem – centrum niemieckich finansów, a od 1990 roku jest deputowaną z ramienia CDU do Bundestagu. Steinbach wcale nie jest „skrajnym” czy „marginalnym” politykiem, jak twierdzą niektórzy, starając się pomniejszyć zagrożenie dla Polski związane z jej działalnością. Cieszy się ona poparciem społecznym, ma zaplecze w partii CDU, dysponuje potężnymi i wpływowymi protektorami oraz solidnym zapleczem finansowym.
Co dla Polski oznacza odłożenie w czasie kwestii nominacji Steinbach do Rady Fundacji? Mleko już się rozlało. Powstanie niemieckiej państwowej placówki dokumentującej losy „wypędzonych” jest wynikiem dziewięcioletniej debaty na ten temat. Dzięki Steinbach początkowy plan stworzenia tzw. Centrum Przeciwko Wypędzeniom przez Związek Wypędzonych został zastąpiony pomysłem stworzenia placówki państwowej. Polska zrobiła ogromny błąd, akceptując stworzenie oficjalnej niemieckiej placówki realizującej pod hasłem pojednania długofalowy cel, jakim jest relatywizacja odpowiedzialności za wybuch II wojny światowej i przedstawianie katów jako ofiar, a ofiary jako katów.
Tu nie chodzi zatem o osobę Steinbach, ale o pryncypia niemieckiej polityki wobec Europy Środkowo-Wschodniej. Przyjęta w 1953 roku w ówczesnych Niemczech Zachodnich ustawa o „wypędzonych” zalicza do tej grupy nie tylko obywateli niemieckich przesiedlonych na mocy postanowień czterech mocarstw po konferencji poczdamskiej w 1945 r., ale również obywateli czasowo przebywających w krajach okupowanych przez III Rzeszę, w tym okupacyjne wojsko oraz niemiecki aparat represji i przymusu wraz z administracją. W ten sposób wykreowano 15 milionów „wypędzonych”, których wykorzystuje do swej dalekosiężnej polityki państwo niemieckie. Spór o Steinbach w niemieckich elitach władzy to nie polemika o pryncypia, ale o taktykę. W Berlinie wiedzą, że szefowa Związku Wypędzonych w Polsce i Czechach działa jak płachta na byka, więc lepiej ją poświęcić w imię „dobrosąsiedzkich stosunków”, a w rzeczywistości, by uśpić czujność prawdziwych ofiar II wojny światowej, czyli przede wszystkim Polaków.


Jan Maria Jackowski

Za: Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 21-22 listopada 2009, Nr 273 (3594) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20091121&typ=my&id=my18.txt

Skip to content