Aktualizacja strony została wstrzymana

Pieszczoty i uderzenia surowej ręki – Stanisław Michalkiewicz

Jak zwykle po Nowym Roku kraj zaczął powoli wychodzić z nirwany i nawet zima nadrabia zaległości, ściskając mrozem i chłoszcząc wiatrem. Niewątpliwa to zasługa rządu Donalda Tuska, bo czyż za Kaczyńskich były takie mrozy? Szkoda gadać; nawet śnieg nie chciał padać, a jak tylko rząd się zmienił, to proszę – i śnieg i mróz, jak się należy, mimo globalnego ocieplenia, z którym, ma się rozumieć, walczymy wedle rozkazu. To znaczy – nie wszyscy, tylko przede wszystkim – Sojusz Lewicy Demokratycznej, który przestawia się z tematów niebezpiecznych na tematy bezpieczne. Trudno się temu dziwić, bo skoro taki, dajmy na to, socjaldemokrata został prezesem albo członkiem zarządu lub niechby tylko rady nadzorczej spółki PKP Przewozy Regionalne, to przecież nie będzie ekscytował kolejarzy do strajków. Bezpieczniej jest stanąć w pierwszym szeregu walki z globalnym ociepleniem, bo to nikomu konkretnie nie szkodzi, a można przy tym zorganizować całkiem sporo wesołych miejsc pracy, a o to przecież chodzi, żeby nikomu nie zrobiło się za gorąco, a ludzie mieli wrażenie, że żyją dostatniej.

Ale powrót do rzeczywistości bywa też bolesny. W Polsce bolesność tę powodują pretensje lekarzy, którzy zgodnie z dyrektywą Unii Europejskiej, od 1 stycznia nie musza już pracować dłużej, niż 48 godzin tygodniowo. Na razie szpitale negocjują z Narodowym Funduszem Zdrowia i większość z nich ustaliła tymczasowy modus vivendi. Napawa to optymizmem panią minister zdrowia Ewę Kopacz, która w rozmowie telewizyjnej dała wyraz satysfakcji, że wrogowie ludu zapowiadali „paraliż”, a oto może ona ruszać rękami i nogami, więc żadnego paraliżu nie ma. Rzeczywiście rękami i nogami pani minister ruszała. Gorzej z głową, bo jakby nie zdawała sobie sprawy, iż kłopoty mogą zacząć się po tygodniu, kiedy to lekarze zaczną odbierać sobie dni wolne. Ale nie wymagajmy zbyt wiele od pani minister. Czyż nie wystarczy, że opanowała najmodniejszy żargon i zupełnie swobodnie bredzi o „przyjaznych” szpitalach i „przyjaznych” lekarzach? Skończy się to wszystko jak zawsze, tzn. – podwyższeniem składki na ubezpieczenie zdrowotne i wprowadzeniem „dodatkowych” opłat za leczenie, bo już Władysław Gomułka z właściwą sobie przenikliwością zauważył, że „z próżnego i Salamon nie naleje”. Ano – nie da się ukryć; inflacja już skoczyła do 4 procent, a to dopiero początek więc z pewnością założony w budżecie plan powiększenia długu publicznego do 600 mld złotych zostanie wykonany, a nawet przekroczony, dzięki czemu również koszty obsługi tego zadłużenia mogą zwiększyć się do 30 mld zł, chociaż i przy obecnych 28 miliardach jest to i tak o 5 miliardów więcej, niż wynosi suma wpływów z podatków od przedsiębiorstw. To zestawienie pokazuje, jak kruche są podstawy finansów publicznych.

Ale – jak mówił Franciszek Maria Arouet zwany Wolterem – „kiedy Padyszachowi wiozą zboże, kapitan nie troszczy się, jakie wygody mają myszy na statku”. Skoro rząd premiera Tuska został powołany po to, by razwiedka odzyskała zachwianą pozycję w gospodarce, to jasne, ze ktoś będzie musiał za to zapłacić, a chyba nie zrobi tego ani generał Gromosław Czempiński, ani były„agent wywiadu gospodarczego”, dr Andrzej Olechowski, to chyba jasne? Więc nic dziwnego, że niezawisły sąd uwalnia z turmy pana Jędrucha, właściciela „Coloseum”, pod firmą którego przewalono kilkaset milionów złotych, że na życzenie b. ministra Janusza Kaczmarka warszawska prokuratura wszczęła śledztwo przeciwko b. prokuratorowi krajowemu Engelkingowi, bo nagrał i pokazał wizytę tegoż Kaczmarka u Ryszarda Krauzego w warszawskim „Marriocie” i jego rozmowy z komendantem policji, że niezawisły sąd oczyszcza z zarzutów Aleksandrę Jakubowską – i tak dalej. Widać, że na ministrze Ćwiąkalskim, autorze niezliczonych „naukowych” ekspertyz dla bodajże wszystkich ważniejszych gangsterów, można polegać. W tej sytuacji również Lew Rywin zawrócił się do Trybunału Konstytucyjnego ze skargą na swoją krzywdę i jak tak dalej pójdzie to red. Adam Michnik będzie musiał w rewanżu przyjść do niego z jakąś propozycją korupcyjną – bo sprawiedliwość ludowa („niechaj mnie dosięgnie surowa ręka sprawiedliwości ludowej”) musi przecież być.

Być może jednak Lew Rywin oszczędzi red. Michnikowi tej fatygi, bo – jak mówią w sferach kupieckich – w interesach nie ma gniewów. Pan Rywin – dobry kupiec i pan Michnik – dobry kupiec, więc może się jakoś pogodzą, zwłaszcza, że Zakon Synów Przymierza, czyli loża B’nai B’rith, reaktywowana w Polsce we wrześniu ub. roku, najwyraźniej przeszła na ręczne sterowanie polską polityka zagraniczną, a ściślej – tą jej resztówką, w której kraj nasz zdaje się zachowywać przynajmniej pozory samodzielności. Oto min. Radosław Sikorski formalnie zabronił podległym sobie dyplomatom wszelkich „kontaktów” z Janem Kobylańskim, jako z „antysemitą” Widać że min. Sikorski biega u „drogiego Bronisława” na bardzo krótkiej smyczy, więc tylko patrzeć, jak ogłosi listę osób, z którymi dyplomatom wolno się kontaktować. Zgodnie z nakazem myślenia pozytywnego nawet z tego można będzie wyciągnąć korzystne wnioski, bo ta lista może prawie w stu procentach pokrywać się z listą agentów i w ten mimowolny sposób zrealizowane zostaną postulaty lustracyjne środowisk polonijnych.




 Stanisław Michalkiewicz
Komentarz  ·  tygodnik „Goniec” (Toronto)  ·  2008-01-06  |  www.michalkiewicz.pl


Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).


Skip to content