Aktualizacja strony została wstrzymana

Alinsky – Obama: Niebezpieczne związki – John Vennari

Św. Tomasz z Akwinu uczył, że ci, którzy są pobożni, powinni się modlić, ci natomiast, którzy są roztropni, powinni sprawować rządy.

Roztropność polega na zdolności do dokonywania natychmiastowego wyboru najlepszych środków służących realizacji danego celu. Wymaga ona również pewnej przezorności, dzięki której wybiera się to, co jest najlepsze dla przyszłości.

Roztropność jest najważniejszą ze cnót potrzebnych wszystkim, którzy sprawują jakąkolwiek władzę, czy to będzie ojciec rodziny, przełożony zgromadzenia zakonnego, szef firmy, burmistrz miasta czy prezydent całego kraju. Jak pisał Arystoteles: „Roztropność jest cnotą właściwą władcy”.

Znamy cztery cnoty kardynalne: roztropność, sprawiedliwość, umiarkowanie i męstwo. Cnota sprawiedliwości ma dla rządzących ogromne znaczenie, gdyż oznacza ona „oddawanie każdemu tego, co mu się należy”. Jednak stosowanie sprawiedliwości, jak uczy Akwinata, mądre stosowanie sprawiedliwości nie tylko względem jednostek, ale również dobra wspólnego, wymaga cnoty roztropności. Roztropność bowiem polega na zastosowaniu zasad sprawiedliwości do konkretnych okoliczności. Dlatego właśnie Akwinata naucza: „Te dwie cnoty – roztropność i sprawiedliwość – właściwe są w sposób najwyższy królowi”. I św. Tomasz cytuje Jeremiasza: „Król będzie panował i będzie mądry i będzie wykonywał sprawiedliwość oraz sąd na ziemi”1. Tak więc prawdziwym przywódcą jest ten, kto rządzi z roztropnością, kierując się dobrem wspólnym; a dobro wspólne definiuje się jako dobro całości oraz każdej jednostki z osobna.

Rządzący musi kierować się przede wszystkim tym, by stanowione przez niego prawa były zgodne z naturalnym prawem moralnym oraz z prawem Bożym.

Łatwo wyjaśnić, w jaki sposób rządzący i rządzeni dostosowują się do prawa Bożego: chodzi o to, by państwa, rządy oraz instytucje społeczne zostały przeniknięte prawdami Ewangelii i nauką jedynego prawdziwego Kościoła założonego przez Zbawiciela, Kościoła katolickiego.

Na tym właśnie, mówiąc ogólnie, polega społeczne panowanie Chrystusa: chodzi o to, by państwa, rządy oraz instytucje społeczne opierały swe prawa na Ewangelii oraz nauce Kościoła.

W modlitwie Ojcze nasz prosimy: „Przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi”. Nikt, kto nie chce, by wola Boża była realizowana na ziemi, podobnie jak w niebie, nikt, kto jest przeciwny społecznemu panowaniu Chrystusa, nie może uczciwie odmawiać Ojcze nasz.

Podsumowując: by władca był dobrym władcą, powinien być cnotliwy. Przede wszystkim musi posiadać cnoty sprawiedliwości oraz roztropności, aby sprawował swą władzę dla wspólnego dobra poddanych. Całą swą etykę rządzenia oraz akty prawne winien opierać na naturalnym prawie moralnym i na tym, czego uczy Kościół.

Powyższe uwagi pozwalają zrozumieć, na czym polega obecny kryzys władzy. Nie potrafię znaleźć żadnego współczesnego amerykańskiego polityka, który posiadałby wspomniane cechy. Istnieją tacy, jak np. kongresmen Reginald (Ron) Paul, którzy posiadają je do pewnego stopnia. Paul nie jest katolikiem, wydaje się jednak dbać o dobro wspólne – przynajmniej w jego rozumieniu. Jak jednak sam przyznaje w wywiadach: „Nie mam wpływów w Waszyngtonie”.

Jednak 4 listopada 2008 roku mieszkańcy Stanów Zjednoczonych, ogarnięci szałem ślepego entuzjazmu i bałwochwalstwa, wybrali człowieka będącego dokładnym przeciwieństwem tego, kim powinien być prawdziwy przywódca państwowy.

Formacja tego człowieka nie ma nic wspólnego z cnotami roztropności i sprawiedliwości, troską o dobro wspólne i ideą rządów opartych na zasadach naturalnego prawa moralnego i Ewangelii. Został on uformowany wedle zasad, które są tak obce chrześcijańskiemu rozumieniu prawdziwego przywództwa, tak sprzeczne z prawem naturalnym i tak buntownicze wobec Ewangelii, że z trudnością przychodzi nam wierzyć, iż człowiek taki naprawdę istnieje.

Barack Obama odebrał co prawda wykształcenie na uniwersytetach Columbia i Harvard, od dawna już będących wylęgarnią liberalizmu, jednak prawdziwą formację, która skrystalizowała zasady, dzięki którym stał się tym, kim jest (…), uzyskał jako uczeń radykalnego działacza społecznego z Chicago, Saula Alinsky’ego.

Alinsky zmarł w 1972 r., a swą najbardziej wpływową książkę, Rules for Radicals (’Reguły dla radykałów’), rozpoczął od złożenia hołdu… Lucyferowi.

Barack Obama przeszedł w Chicago szkolenie w zakresie organizacji życia społecznego wedle zasad wypracowanych przez Alinsky’ego. Jak sam przyznaje: „Te lata pracy w charakterze działacza społecznego były dla mnie najlepszą szkołą życia”2. Michał Kruglik, który uczył w Chicago Obamę metody Alinsky’ego, wspominał, że był on najlepszym uczniem, z jakim kiedykolwiek pracował3.

Informacje na temat powiązań Obamy z Alinskym nie są bynajmniej wymysłem. Natychmiast po wygłoszeniu przez Obamę mowy na krajowej konwencji demokratów syn Saula Alinsky’ego – Dawid Alinsky – napisał do „Boston Globe” list pełen uznania dla przyszłego prezydenta, chwaląc go za to, że tak dobrze zapamiętał lekcje dawane mu przez jego ojca: „Szkolenie, jakie przeszedł Barack Obama w Chicago pod kierownictwem wielkich organizatorów życia społecznego, jasno dowodzi jego efektywności. Wypracowana przez mojego zmarłego ojca metoda jest niezwykle skuteczna – pozwala zarówno na skuteczną popularyzację przesłania, jak i zdobywanie coraz to nowych zwolenników. Stosowana skrupulatnie i w sposób przemyślany, stanowi niezwykle skuteczną strategię inicjowania i przeprowadzania zmian. Obama był zdolnym uczniem”.

Proszę pamiętać, że Obama przeniósł miejsce wygłoszenia swej mowy z okazji przyjęcia nominacji z DNC na stadion piłkarski, sprowadził tam autokarami tysiące zwolenników i wygłosił orędzie na tle greckich kolumn w otoczeniu wiwatującego i rozentuzjazmowanego tłumu. Dawid Alinsky był zachwycony tym spektaklem:

„Były obecne wszystkie elementy: historie opowiadane przez prawdziwych ludzi, mówiące o ich sytuacji oraz problemach, upchany aż po strop tłum wykrzykujący kluczowe slogany i nazwiska, nieprzerwane pokazywanie treści sms-ów i telefonów demonstrujących stałe poparcie i gotowość do rzucenia się w wir politycznej batalii, porywające motywy muzyczne. (…) Krajowa konwencja demokratów zawierała wszystkie elementy doskonale zorganizowanego wydarzenia w stylu Saula Alinsky’ego. (…) Z dumą widzę, że wypracowany przez mojego ojca model organizacji jest z powodzeniem stosowany poza wspólnotą lokalną, wpływając na kampanię demokratów w 2008 r. Jest to prawdziwy hołd wobec Saula Alinsky’ego w zbliżające się 100-lecie jego urodzin”4.

Jeśli więc chcemy zrozumieć, kim jest naprawdę Barack Obama, musimy wpierw zrozumieć, kim był Saul Alinsky.

Dwa niezwykle istotne punkty, o których należy pamiętać w odniesieniu do Alinsky’ego, są następujące:

1° Alinsky nauczał, że wszelki dogmatyzm jest wrogiem rodzaju ludzkiego oraz że wszelka prawda jest względna.

2° Głosił również, że nie ma czegoś takiego jak niezmienne zasady etyczne. Zdaniem Alinsky’ego cel uświęca środki, a wszelkie zasady moralne naginają się do sytuacji albo do aktualnie stosowanej strategii.

Za chwilę przejdziemy do szczegółów, jednak te dwa punkty mają kluczowe znaczenie. Dla uczniów Alinsky’ego, włączając w to Baracka Obamę, są to założenia fundamentalne: żadnych dogmatów (nic nie jest obiektywnie prawdziwe) i żadnych stałych norm etycznych (cel uświęca środki). W dalszej części tego tekstu przytoczę dokładne słowa Alinsky’ego w tych kwestiach.

Większość krytyków Obamy koncentruje się na szczegółach jego strategii i taktyki, rzadko jednak przytaczają najważniejsze zasady, na których się one opierają: brak dogmatów i obiektywnych norm etycznych.

Kim był Alinsky?

Saul Alinsky – radykalny lewicowy organizator życia społecznego – był synem rosyjskich imigrantów pochodzenia żydowskiego, Beniamina i Sary Alinskich. Urodził się w Chicago w 1909 r.

Czy Saul Alinksy był komunistą? Nie, choć podzielał wiele poglądów komunistycznych. Czy był socjalistą? Znowu nie. Alinsky był w wielkim stopniu indywidualistą, a swą niezależność cenił tak bardzo, że nigdy nie podpisał się pod żadnym konkretnym systemem politycznym. Z pewnością jednak był lewicowym radykałem.

Głównym celem jego życia była agitacja na rzecz „zmian”. Elementami tych „zmian” było zarówno oddanie władzy w ręce ludu, jak i organizowanie ubogich i uciskanych w celu przeobrażenia ich z ludzi, którzy nie posiadają niczego, w takich, którzy „mają niewiele, ale chcą więcej”5.

Był nikczemnikiem, bluźniercą, łotrem i obrazoburcą – pozostając jednak zawsze opanowanym, potrafił się jasno wysławiać i był w swoich przemówieniach rzeczowy i konkretny.

Głównym powodem, dla którego odniósł sukces, był fakt, że we wszystkim, co czynił w dziedzinie taktyki czy strategii, był bezlitosnym realistą. Ten realizm zmuszał go do kreatywności i oryginalności. Jedna z jego głównych zasad brzmiała: musimy postrzegać świat taki, jaki jest, a nie taki, jaki chcielibyśmy, aby był6. Oczywiście pragnął przeobrazić świat zgodnie ze swoimi wyobrażeniami, przede wszystkim jednak nalegał na to, by postrzegać go realistycznie.

Przyjrzyjmy się pokrótce historii jego życia. Jak wspomniano wyżej, urodził się w 1909 r. Jego rodzice rozwiedli się i Saul był wychowywany przede wszystkim przez matkę. Jego stosunki z ojcem, którego odwiedzał od czasu do czasu w Kalifornii, były raczej chłodne. Ojciec nigdy nie miał dla niego czasu, Saul spędzał więc samotnie czas w Kalifornii, z czego nie wynikło dla niego nic dobrego. W wieku lat 16 podczas jednej z tych wizyt nawiązał niemoralne relacje ze starszą od siebie kobietą7.

W 1926 r. wstąpił na uniwersytet w Chicago i rozpoczął studia z zakresu socjologii oraz kryminologii. Był to ważny etap w formacji młodego Saula Alinsky’ego, ponieważ uniwersytet w Chicago gościł wówczas dwóch pionierskich amerykańskich socjologów: Ernesta W. Burgessa oraz Roberta E. Parka. Byli oni współautorami opublikowanej w 1921 r. książki Introduction to the Science of Sociology (’Wstęp do nauki socjologii’), uważanej za przełomowe dzieło w tej dziedzinie. Pewien naukowiec powiedział nawet, że „kierunek i zainteresowania amerykańskiej socjologii po 1921 r. zostały w głównej mierze określone przez tekst Burgessa i Parka”8.

Choć koncepcja socjologii Burgessa i Parka była pod wieloma względami niedoskonała, sprzeciwiała się dominującej w tym czasie filozofii „eugenicznej”. Wedle tej eugenicznej socjologii ludzie, którzy żyli w slumsach, byli pod względem genetycznym upośledzeni. Tak więc jeśli Murzyni czy Polacy żyli w slumsach, oznaczało to, że pod względem genetycznym są istotami niższymi.

Burgess i Park dowodzili, w oparciu o swe własne badania, że to brak organizacji społecznej, a nie dziedziczność, był rzeczywistym powodem chorób, przestępczości i innych cech życia w slumsach. Zauważali również, że kiedy grupa – taka jak Włosi – wychodzi poza slumsy, nie przenosi na zewnątrz chorób, ubóstwa ani niezorganizowania9.

W 1928 r. Saul Alinsky studiował bezpośrednio pod kierownictwem Burgessa, nietrudno więc zrozumieć, że zarówno on sam, jak i inni mogli być przekonani, że aby wyeliminować przestępczość, choroby oraz wykroczenia wśród nieletnich w slumsach, ludzie tam mieszkający muszą się zorganizować i wystąpić z żądaniami lepszego życia. Dla Alinsky’ego, dziecka naturalizmu, owo „lepsze życie” oznaczało zawsze warunki materialne, społeczne i ekonomiczne.

„Wszystko się zmienia”

Istnieją relacje, które wiele mówią o charakterze Alinsky’ego już we wczesnych latach jego życia.

Podczas studiów Alinsky nie miał zbyt wiele pieniędzy, opracował więc strategię, która pozwalała mu żywić się w restauracjach względnie tanim kosztem. Wchodził, siadał blisko kasjera i zamawiał jedynie filiżankę kawy. Gdy trzeba było wyjść, wsuwał 10-centowy rachunek za kawę do kieszeni, szedł do kasy i mówił: „Musiałem gdzieś zawieruszyć rachunek”.

Kasjer widział jedynie filiżankę kawy na stoliku i kasował za nią pieniądze. Potem młody Alinsky szedł do innej restauracji, siadał z tyłu, gdzie kasjer nie mógł go widzieć, i zamawiał duży posiłek. Gdy przychodziło do płacenia, wyjmował 10-centowy rachunek z pierwszego lokalu i pokazywał go kasjerowi, który pobierał od niego opłatę jedynie za kawę.

Alinsky nie tylko sam postępował w taki sposób, ale instruował też swych przyjaciół z uniwersytetu, ucząc ich wypracowanej przez siebie techniki.

Gdy podczas wywiadu dla „Playboya” w marcu 1972 r. zapytano Alinsky’ego, czy odczuwał jakieś wyrzuty sumienia z powodu okradania restauracji, nie wykazał nawet najmniejszej skruchy. „Źartuje pan? – odpowiedział. – Nie usprawiedliwiałbym sytuacji, gdybym – powiedzmy – zabierał butelkę ginu ze sklepu monopolowego, aby zrobić sobie drinka przed obiadem, ale kiedy jest się głodnym, wszystko wygląda inaczej”10.

Podczas dalszych studiów z zakresu kryminologii Alinsky zdecydował się przeniknąć do chicagowskiej mafii Ala Capone. Zamieszkał w hotelu, gdzie spotykali się gangsterzy, i prosił ich wielokrotnie, by zabrali go ze sobą na „akcje”, oni jednak traktowali go lekceważąco. Pewnego dnia zobaczył Dużego Eda, jednego z płatnych zabójców Ala Capone, rozmawiającego z grupą innych gangsterów. „Czy opowiadałem wam już o rudzielcu z Detroit?” – spytał zebranych zabójca. Pozostali gangsterzy odpowiedzieli, że słyszeli tę historię już wiele razy i chyba nie ma zamiaru męczyć ich ponownie. Wówczas Alinsky podszedł do stołu i powiedział: „Panie Stash, z przyjemnością posłucham tej opowieści”.

Twarz Dużego Eda rozjaśniła się: „Naprawdę, chłopcze?” – poklepał Alinsky’ego po plecach. „Przysuń sobie krzesło” – powiedział i zaczął swą opowieść. Umożliwiło to Alinsky’emu przeniknięcie do mafii, jeżdżenie z jej członkami oraz „naukę funkcjonowania mafii Ala Capone od wewnątrz”.

Po przeniknięciu do gangu Ala Capone Alinsky postawił przed sobą cel przeniknięcia do gangu młodocianych Włochów, którzy nazywali samych siebie Mob 42, odpowiedzialnego za 80% kradzieży samochodów w Chicago. Grupa ta okazała się znacznie trudniejsza do zinfiltrowania niż gang Ala Capone.

Okazja nadarzyła się, gdy Alinsky dowiedział się, że jeden z przywódców gangu, młody chłopak o pseudonimie Little Dumas, został zastrzelony podczas napadu z bronią na pobliski sklep. Alinsky natychmiast udał się do miejsca zamieszkania Dumasa i zastosował jedną ze swych najbardziej pozbawionych skrupułów zagrywek.

„Szczęśliwym zbiegiem okoliczności – wspominał później – usłyszałem jak p. Massina, matka Dumasa, płacze i lamentuje, powtarzając po włosku ciągle to samo zdanie. Zapytałem jedno z dzieci, co mówi, a ono odpowiedziało, że płacze, gdyż nie posiada żadnego zdjęcia Dumasa od czasów niemowlęctwa, niczego, co mogłoby jej go przypominać. Natychmiast więc wyszedłem, zabrałem ze sobą mojego przyjaciela fotografa i pośpieszyliśmy do kostnicy. Pokazałem moje dokumenty i pracownik zabrał nas do chłodni, gdzie na stole sekcyjnym leżał Dumas. Zrobiliśmy zdjęcie, otworzywszy najpierw jego oczy, a następnie pośpiesznie udaliśmy się do studia, by nad nim popracować. Starannie je wyretuszowaliśmy, usuwając wszelkie dziury po kulach, i ręcznie je podkolorowaliśmy. Następnego ranka wróciłem i pokazałem fotografię p. Massinie: „Dumas dał mi ją w zeszłym tygodniu – powiedziałem – i chciałbym, aby je pani zatrzymała”. Płakała i dziękowała mi”.

Wieść o tym rozniosła się wśród członków Mob 42, którzy nie wiedząc o oszustwie Alinsky’ego zaczęli traktować go jako oddanego przyjaciela Dumasa. Umożliwiło mu to późniejszą penetrację gangu11.

Alinsky pracował również w radzie więziennictwa stanu Illinois, studiując sprawy skazanych, szybko go to jednak znudziło – opanowało go odtąd pragnienie zaangażowania się w działalność społeczną.

Back of the Yards

Mniej więcej w tym właśnie okresie Alinksy zaczął współpracować ze związkowym liderem Janem L. Lewisem oraz Zrzeszeniem Organizacji Przemysłu (Congress of Industrial Organizations, CIO). Lewis nauczył go wiele na temat organizacji i wkrótce stali się bliskimi przyjaciółmi. Pod koniec lat 30. Alinsky przeprowadził organizowanie społeczności zamieszkującej okolice Back of the Yards (). Chicagowska dzielnica Back of the Yards (nazwę tę można by przetłumaczyć jako „Za rzeźniami” – przyp. red. ZAWSZE WIERNI), lokalne centrum przemysłu mięsnego, była wówczas obrazem nieopisanej nędzy. Był to teren położony bezpośrednio za „zagłębiem rzeźniczym” Union Stock Yard & Transit Co. Upton Sinclair pisał o nim na przełomie wieku w swej powieści The Jungle (’Dżungla’) i od czasu powstania tej książki do końca lat 30. nie uczyniono niczego, by poprawić warunki życia w dzielnicy.

Ludzie byli uciskani i demoralizowani: albo nie mieli pracy, albo musieli pracować za głodowe pensje i bez ubezpieczenia. Szerzyły się choroby, ludzie mieszkali w obrzydliwych, brudnych i nieogrzewanych budach, ledwie mając dość jedzenia i ubrania, by utrzymać się przy życiu.

Według Alinsky’ego był to kocioł nienawiści etnicznej: Polacy, Słowacy, Niemcy, Meksykanie, Murzyni, Litwini – wszyscy nienawidzący się wzajemnie, a dodatkowo wszystkie te grupy etniczne były zjednoczone w nienawiści do Irlandczyków, którzy odwzajemniali im to uczucie z nawiązką.

Oto, co pisał sam Alinsky o swym pierwszym samodzielnym projekcie, organizacji Back of the Yards: „Chciałem spróbować zastosować tam techniki organizacyjne, które opracowałem z CIO dla gorszych slumsów i gett, aby większość uciskanych i wyzyskiwanych ludzi w kraju przejęła kontrolę nad własnymi społecznościami i swym własnym przeznaczeniem. Do tego momentu poszczególne fabryki i gałęzie przemysłu organizowały się w celu przeprowadzenia zmian społecznych, nigdy jednak nie obejmowało to całej społeczności. To właśnie miałem zamiar osiągnąć – pragnąłem zorganizować społeczność w celu uzyskania przez nią siły oraz dla realizacji radykalnych celów”12.

Liczył na to, że jeśli jego idee dotyczące organizacji lokalnej społeczności sprawdzą się w przypadku Back of the Yards, sprawdzą się wszędzie. Mówiono mu: „Saul, jesteś szalony. Próbuj wszędzie, ale nie w Back of the Yards”. Jednak fakt, że przedsięwzięcie to było uważane za niemożliwe, stał się dla niego jedynie dodatkowym bodźcem.

Opowiadając o tym epizodzie swego życia, Alinsky pisał, że pragnął ocalić ludzi z Back of the Yards od „faszystów”, którzy w każdej chwili mogli pojawić się i wykorzystać sytuację. Ci „faszyści”, o których pisał, to German American Bund, „Srebrne Koszule” Wiliama Dudleya Pelleya i National Union of Social Justice ks. Karola Coughlina. Alinsky posunął się nawet do określenia ks. Coughlina jako „kiepskiej wersji Hitlera” (należy wspomnieć, że w tym czasie Alinsky zbierał pieniądze dla Brygady Międzynarodowej walczącej po stronie komunistów przeciwko wojskom gen. Franco)13.

Większość ludzi zamieszkujących Back of the Yards stanowili katolicy. Byli podejrzliwi wobec wszelkich agitatorów społecznych, których większość była w tym czasie komunistami. Poparcie Kościoła katolickiego miało zasadnicze znaczenie, a pomoc ze strony bp. Sheila przyczyniła się w znacznym stopniu do sukcesu Alinsky’ego. Mając poparcie biskupa, mógł zacząć wykorzystywać to w kontaktach z niższym duchowieństwem katolickim.

Sposób, w jaki to przeprowadził, mówi nam dużo o nim samym oraz o jego taktyce, a zwłaszcza jego głównej zasadzie: „Niezależnie od tego, co robisz, musisz zawsze odwoływać się do korzyści osobistej ludzi, z którymi masz do czynienia”.

Alinsky wyjaśnia, w jaki sposób zdobył poparcie katolickiego duchowieństwa: „Kardynalna zasada, jakiej trzymałem się zawsze w organizowaniu ludzi, polegała na tym, że nigdy nie odwoływałem się do wartości abstrakcyjnych, jak to czyni obecnie wielu działaczy na rzecz praw obywatelskich. Przypuśćmy, że przychodzę do siedziby przeciętnego przywódcy religijnego obojętnej denominacji i mówię: „Proszę, byś żył wedle swych własnych chrześcijańskich zasad, byś uczynił słowa Jezusa o braterstwie i sprawiedliwości społecznej rzeczywistością”. Jak myślicie, co się stanie? Uściśnie gorąco moją dłoń i powie „Niech ci Bóg błogosławi, synu”, a kiedy wyjdę, poleci sekretarce: „Jeśli ten wariat zjawi się tu ponownie, proszę mu powiedzieć, że mnie nie ma””.

Tak więc, aby „pozyskać katolickich kapłanów w Back of the Yards, nie wciskałem im nic z chrześcijańskiej etyki. Odwoływałem się jedynie do ich osobistej korzyści. Zaczynałem w ten sposób: „Mówicie ludziom, by trzymali się z dala od opanowanych przez komunistów związków zawodowych, prawda?”. A oni kiwali głowami. Kontynuowałem więc: „I co oni robią? Mówią: Tak, proszę księdza, i przyłączają się do CIO. Dlaczego? Ze względu na swe codzienne potrzeby, dlatego, że CIO robi coś w sprawie ich problemów, podczas gdy wy siedzicie tutaj w zakrystii”. Są poruszeni, a to właśnie chciałem osiągnąć”. (…)

Potem mógł powiedzieć: „Zastanówcie się, jeśli nadal będziecie tak postępować, wyalienujecie waszych parafian, odciągniecie ich od Kościoła, a być może popchniecie w objęcia czerwonych. Waszą jedyną szansą jest wykonanie pierwszego ruchu, pobicie komunistów ich własną bronią, pokazanie ludziom, że jesteście bardziej zainteresowani ich warunkami życiowymi niż zawartością tacy. Popierając ich walkę, nie tylko odzyskacie ich z powrotem, pamiętajcie też, że gdy zwyciężą, będą bardziej zamożni i wasze datki wzrosną, wzrośnie też zamożność Kościoła. (…) Teraz mówiłem ich językiem, mogliśmy więc spokojnie usiąść i przybić nasze porozumienie”.

To właśnie zrobił w Back of the Yards. W ciągu kilku miesięcy „przytłaczająca większość proboszczów nas poparła i wkrótce nasze spotkania odbywaliśmy w ich kościołach”.

W późniejszym okresie Alinsky mawiał z przekąsem: „Aby pokonać wrogów, trzeba najpierw pozyskać sprzymierzeńców”14. W taki właśnie sposób działał i stąd też wzięło się jego powiedzenie: „We don’t live in a world of Angels, but in a world of angles”15 (gra słów: 'nie żyjemy świecie aniołów, ale w świecie punktów widzenia’). W pracy organizacyjnej Alinsky zawsze podkreślał znaczenie siły. „Nie musicie znosić tego wszystkiego – mówił do swoich ludzi. – Naprawdę możecie coś z tym z robić. Aby jednak cokolwiek zdziałać, musicie mieć siłę, a możecie ją zdobyć jedynie organizując się. Siła występuje w dwóch postaciach: ludzi i pieniędzy. Nie macie pieniędzy, ale macie ludzi i oto co możecie z nimi zdziałać”16.

W Back of the Yards udało mu się zorganizować wielką liczbę ludzi i nauczyć ich, jak wykorzystywać siłę ekonomii i nacisk polityczny. Na skutki nie trzeba było długo czekać, rezultatem były „redukcje czynszów, mieszkania miejskie, bardziej zróżnicowane i lepszej jakości usługi komunalne, poprawa warunków w szkołach, bardziej sprawiedliwe hipoteki i pożyczki bankowe, uczciwsze ceny żywności”.

Najważniejszym osiągnięciem Alinsky’ego było stworzenie związków zawodowych w zakładach mięsnych. Był to wyczyn, który miał zaowocować dalszymi sukcesami oraz opracowaniem bardziej śmiałej taktyki. Jednym z najważniejszych rezultatów tryumfu w Back of the Yards było to, że w 1940 roku bp Sheil przedstawił Alinsky’ego liberalnemu multimilionerowi Marshallowi Fieldowi III. Field dał Alinsky’emu pieniądze na powielenie wzorca wypracowanego w Yards w innych częściach kraju.

Alinsky stworzył grupę zwaną Industrial Areas Foundation i zaczął propagować swe metody na terenie całego kraju. W 1946 roku opublikował pierwszą ze swych książek – Reveille for Radicals (’Pobudka dla radykałów’), którą napisał, pracując w więzieniu.

Przejdę teraz do jego kolejnego wyczynu organizacyjnego, mającego miejsce w latach 50. Dzielnica Woodlawn w Chicago była w tym czasie taką samą strefą nędzy jak Back of the Yards. Grupa murzyńskich przywódców zwróciła się wówczas o pomoc do Alinsky’ego. W tych czasach Uniwersytet w Chicago, który kontrolował większość gruntów w tej dzielnicy, usiłował przeforsować program rewaloryzacji zabudowy, który doprowadziłby do wysiedlenia tysięcy mieszkańców Woodlawn i otwarcia tego obszaru dla niezwykle dochodowych inwestycji. Alinsky zorganizował ludność tej dzielnicy i zwyciężył, zdołał nawet doprowadzić do tego, że mieszkańcy przeforsowali swój własny projekt rewaloryzacji zabudowy.

W pewnym momencie, gdy jego grupa wywierała nacisk na pewien dom towarowy, by zatrudnił czarnych pracowników, Alinky uciekł się do specjalnej taktyki: „Zdecydowaliśmy się na wynajęcie autokarów i przywożenie około 3000 czarnych z Woodlands do domu towarowego w centrum w każdą sobotę, w dzień, w którym była największa sprzedaż, wszystkich ubranych w wyjściowe, niedzielne ubrania. Gdy ustawicie trzy tysiące czarnych na posadzce sklepu, nawet tak dużego, jego kolor nagle się zmienia: wszyscy biali, którzy wchodzą, czują, jakby nagle znaleźli się w Afryce. Straciliby więc mnóstwo białych klientów. To jednak miał być tylko początek. Dla ludzi ubogich zakupy są czasochłonnym zajęciem, ponieważ najważniejsza jest dla nich cena, stale porównują ceny i jakość produktów. Oznaczało to, że przy każdej ladzie mieliby grupy czarnych z bliska przypatrujących się produktom i zadających sprzedawcom niekończące się pytania. Nie trzeba chyba dodawać, że nikt z naszych ludzi nie kupowałby tylko jednego przedmiotu. Podczas gdy jedna grupa blokowałaby stoisko z koszulami i przechodziła do stoiska z bielizną, grupa poprzednio blokująca stoisko z bielizną przechodziłaby do działu z koszulami. Wszyscy byliby oczywiście dla nich bardzo grzeczni i uprzejmi, przecież byliby potencjalnymi klientami. Trwałoby to wszystko mniej więcej do godziny przed zamknięciem sklepu, kiedy nasi ludzie zaczynaliby kupować wszystko w zasięgu wzroku jako płatne przy dostarczeniu do domu. Sparaliżowałoby to system dostarczania przesyłek na co najmniej dwa dni i wiązało się z dodatkowymi kosztami i problemami administracyjnymi, ponieważ odmawialibyśmy przyjęcia tych towarów”.

Plan ten przeciekł do właściciela domów towarowych i w dzień, gdy grupa Alinsky’ego wpłaciła zaliczkę za autokary, sklepy skontaktowały się z Alinsky’m, proponując porozumienie. W rezultacie ta taktyka nigdy nie została zastosowana w praktyce.

W latach 60. po zwycięstwie w Woodlawn Alinsky otrzymał od Gordona Shermana, prezesa Midas Muffler, darowiznę w wysokości pół miliona dolarów na kontynuowanie swej działalności, głównie w Chicago. Otrzymał również ćwierć miliona dolarów od Fundacji Rockefellera, 50 tys. od prezbiterian oraz inne znaczące darowizny4. Stworzyło to jeszcze solidniejszą bazę dla Industrial Areas Goup.

W stosunku do tych, którzy mu się przeciwstawiali, Alinsky był arogancki i bezczelny. Celowo prowokował ich nerwowe reakcje, a przy każdej sposobności opowiadał historie o swej odwadze i brawurze.

Kiedy w Rochester walczył z Kodakiem ze względu na politykę rasową firmy, powiedział: „Jedynym wkładem Kodaka w stosunki międzyrasowe było wynalezienie barwnej fotografii”.

Kiedy indziej zagroził, że jego ludzie uwolnią na stopniach ratusza wielką liczbę przyniesionych ze sobą szczurów.

Gdy ludzi mieszkających w chicagowskich slumsach poinformowano, że z ich dzielnicy nie będą wywożone śmieci z powodu wyczerpania funduszy miejskich, Alinsky zorganizował mieszkańców, by opróżnili swe kosze na śmieci na trawniku przed domem radnych. śmieciarki pojawiły się bardzo szybko.

Historii takich było wiele, my jednak musimy zająć się teraz najważniejszą książką Alinsky’ego, by dowiedzieć się o prawdziwych zasadach, którymi się kierował w swej pracy. Są to te same zasady, którymi kierują się obecnie Hilary Clinton i Barack Obama. (…)

Rules for Radicals

W 1971 r. Alinsky opublikował najbardziej popularną i wpływową ze swych książek: Rules for Radicals. A Pragmatic Primary for Realistic Radicals. Nazwał ją podręcznikiem dla tych, którzy nic nie mają.

Książkę tę zadedykował diabłu. W dedykacji możemy przeczytać: „Nie powinniśmy zapominać o roli pierwszego prawdziwego radykała; [wyłaniającego się] ze wszystkich naszych legend, mitologii i historii (…) pierwszego radykała znanego ludzkości, który zbuntował się przeciw establishmentowi i uczynił to na tyle skutecznie, że wywalczył sobie przynajmniej własne królestwo – Lucyfera”17.

Książka rozpoczyna się od ataku na wszelkie dogmaty. „Dogmat jest wrogiem ludzkiej wolności. Należy się go wystrzegać i zwalczać na każdym etapie rewolucji”18.

„Dla organizatora – pisze Alinsky – prawda jest czymś względnym i zmiennym. Wszystko ma dla niego charakter względny i zmienny”19. Jak podkreśla, organizator „nie wyznaje żadnej niezmiennej prawdy”, może on widzieć pewne rzeczy jaśniej właśnie dlatego, że „wolny jest od kajdan dogmatów”20.

Jak większość liberałów, również Alinsky pełen był sprzeczności. Z jednej strony mówił o głębokim zaangażowaniu organizatorów na rzecz „bezcennego życia ludzkiego”, a z drugiej popierał kontrolę urodzeń i aborcję21.

W konsekwencji odrzucenia wszelkich dogmatów, Alinsky wierzył i nauczał, że nie ma czegoś takiego jak stała moralność czy etyka. Swego czasu powiedział: „Standardy etyczne muszą być elastyczne i naginać się stosownie do czasów”22.

Mówiąc krótko, nie ma czegoś takiego jak obiektywna etyka, a jedynie środki wiodące do celu, które ten cel uświęca. Jest to całkowicie zgodne z zasadami komunizmu, wedle których cel usprawiedliwia środki (moralny utylitaryzm), należy więc robić to, co przynosi zamierzony skutek.

Co gorsza, Alinsky wynosił zepsucie przywódcy do rangi cnoty: „Człowiek czynu postrzega środki i cele w wymiarze pragmatycznym i strategicznym. (…) Pyta jedynie o cele, czy są one osiągalne i warte ponoszonych kosztów, chodzi jedynie o to, czy środki te odniosą skutek. Twierdzenie, że złe środki deprawują cele oznacza wiarę w niepokalane poczęcie celów i zasad. Prawdziwa arena [życia] jest (…) krwawa. Źycie jest procesem demoralizującym. Ten, kto obawia się zepsucia, obawia się życia”23.

Posuwał się nawet do twierdzenia, że celem działania jest zbawienie mas, a nie jednostek, a liderowi, który na pierwszym miejscu stawia swe własne sumienie i osobiste zbawienie „nie zależy na ludziach wystarczająco, by się dla nich pobrudzić”24.

Wyszydzał również tych, którzy podkreślali znaczenie zdrowej etyki (…). Jak podkreślał: „do umotywowania wyboru danych celów i środków niezbędna jest moralna racjonalizacja”25.

Tak więc dla Alinsky’ego Dekalog nie ma znaczenia. Prawo Chrystusowe nie ma znaczenia. Naturalne prawo moralne nie ma znaczenia. Standardy etyczne muszą być elastyczne, by dostosować się do wymogów czasu. Rozdział „Cele i środki” kończy się stwierdzeniem, że jedyne pytanie, na które trzeba sobie odpowiedzieć, brzmi: „czy ten konkretny cel usprawiedliwia te konkretne środki”26?

W tej właśnie szkole został uformowany Barack Obama: żadnych dogmatów, żadnych stałych zasad etycznych, cel uświęca środki.

Agitujcie!

Alinsky był mistrzem agitacji. Jak mówił, jego zadaniem było „rozdrapywanie ran niezadowolenia” i rozwścieczanie ludzi z powodu ich złego położenia do tego stopnia, by stali się gotowi coś z tym zrobić.

Zazwyczaj osiągał to za pomocą metody nazwanej przez siebie „sokratejską”, ponieważ jego celem było nie tylko wzbudzenie gniewu u jednostek, ale też takie zmanipulowanie jednostek czy grup, by poprosiły go one o pomoc.

Metodę tę przedstawił na przykładzie rozmowy z mieszkańcem slumsów.

Agitator: – Czy to ty mieszkasz w tym obleśnym budynku?

Rozmówca: – Tak, a o co chodzi?

– Po jaką cholerę tu mieszkasz?

– Jak to po co? A gdzie mam mieszkać? Jestem na zasiłku.

– Chcesz powiedzieć, że płacisz czynsz za mieszkanie w tym miejscu?

– Co się zgrywasz? Bardzo śmieszne. Znasz miejsce, w którym można mieszkać za darmo?

– Hmm. Zdaje się, że tu jest pełno szczurów i insektów.

– I z pewnością tak jest.

– Próbowaliście kiedyś przekonać właściciela, żeby coś z tym zrobił?

– Spróbuj przekonać go do zrobienia czegokolwiek w jakiejkolwiek sprawie! Jeśli ci się nie podoba, spadaj. To zwykle mówi. Jest cała masa czekających na miejsce.

– A co by było, gdybyście przestali płacić czynsz?

– Wykopaliby nas stąd w 10 minut.

– A co, gdyby nikt w tym budynku nie zapłacił czynszu?

– Cóż… zaczęliby wyrzucać… Wiesz, mieliby masę kłopotów z wyrzuceniem wszystkich, nie?

– Myślę, że tak.

– Wiesz, może coś w tym jest, chciałbym, żebyś poznał kilku moich znajomych, może się czegoś napijemy!27.

Wspominam o tej majeutycznej metodzie, zapożyczonej przez Alinsky’ego od Sokratesa, ponieważ organizatorzy społeczni z Chicago opowiadają, że Barack Obama był mistrzem w posługiwaniu się tą techniką. Michał Kruglik powiedział kiedyś, że Obama stał się „niekwestionowanym mistrzem agitacji”. (…)

Alinsky głęboko wierzył w skuteczność celowego okazywania lekceważenia, a nawet bluźnierstw. Jak twierdził otwarcie: radykał wie, że jest czas i miejsce na okazywanie lekceważenia i wie, jak się nim posługiwać.

„Jeśli 25 lat temu – mówił – poszedłbym do chicagowskiego Back of the Yards, społeczności niemal w całości katolickiej, jedząc w piątek kanapkę z szynką i propagując kontrolę urodzeń, zostałbym stamtąd wyrzucony. Gdybym 25 lat temu powiedział w wywiadzie dla ogólnokrajowego dziennika: „Apostoł Paweł miał cechy prawdziwego lidera rewolucjonisty, bez jego zdolności Chrystus byłby jedynie kolejną pozycją w statystyce, tego roku ukrzyżowano ok. 350 osób” – zostałbym zbojkotowany przez przedstawicieli zorganizowanych religii”28.

(…) W latach 60. mógłby powiedzieć coś takiego publicznie, jednak w czasach Back of the Yards, gdy potrzebował wsparcia Kościoła katolickiego, nie miał odwagi postępować w ten sposób. (…)

Trzynaście zasad

Jeden z najważniejszych rozdziałów książki Alinsky’ego nosi tytuł Taktyki i zawiera 13 podstawowych „zasad dla radykałów”. Powinniśmy je poznać, bo również Obama posługiwał się nimi w przeszłości i będzie to nadal czynił w stosunku do swych przyjaciół, wrogów i nas wszystkich.

Zasada 1: Siła to nie to, co masz, ale co twoi wrogowie myślą, że masz.

Ważne jest, by twoi wrogowie uwierzyli, że jesteście potężną organizacją.

Zasada 2: Nigdy nie wykraczaj poza doświadczenia swoich ludzi.

Jeśli dana taktyka wykracza poza ich doświadczenia, będą się z nią źle czuli, czego skutkiem może być dezorientacja, wahanie i porażka.

Zasada 3: Jeśli to tylko możliwe, wykraczaj poza doświadczenie waszych przeciwników. Wykraczanie poza doświadczenie przeciwnika zawsze wywołuje u niego dezorientację. Należy posługiwać się tą techniką przy każdej okazji. – Alinsky podaje liczne przykłady jej działania, w tym „marsz ku morzu” generała Shermana podczas wojny secesyjnej, w trakcie którego Sherman celowo niszczył własność ludności cywilnej Południa, burząc ich domy i wybijając zwierzęta. Było to dla Konfederatów czymś całkowicie nowym i zniszczyło ich morale. Opowiadał również, że pewnego razu w Los Angeles krążył w jednym miejscu, oferując każdemu, kogo spotkał, banknot 10 dolarowy. Wszyscy odsuwali się od niego, jakby był szalony, nikt nie wziął pieniędzy. Zrobił to, by zademonstrować, że jeśli coś przekracza doświadczenie ludzi, nie będą wiedzieli, jak zareagować29.

Zasada 4: Zmuszaj przeciwników do postępowania wedle ich własnych kodeksów zasad.

Zasada 6: Najpotężniejszą bronią człowieka jest ośmieszanie. Przeciwdziałanie ośmieszaniu jest niemal niemożliwe, ponadto doprowadza ono przeciwników do wściekłości, co działa na twoją korzyść.

Zasada 6: Dobra taktyka to taka, która podoba się twoim ludziom. – Alinsky twierdzi, że najlepsza taktyka to taka, która sprawia największą frajdę twoim ludziom. Jeśli nie podoba się im ona lub źle się z nią czują, oznacza to, że z taktyką jest coś nie w porządku.

Zasada 7: Taktyka stosowana zbyt długo uzależnia.

Oznacza to, że taktyka wymaga zmian i kreatywności.

Zasada 8: Wywieraj stałą presję. Należy ją wywierać za pomocą różnych taktyk i działań.

Zasada 9: Groźba jest zazwyczaj bardziej przerażająca niż jej spełnienie.

Zasada 10: Działania należy prowadzić w taki sposób, by twoi przeciwnicy byli poddawani nieustannej presji.

Należy liczyć się z tym, że Obama posłuży się tą taktyką względem swych politycznych oponentów i wobec nas, forsując systematycznie swój socjalistyczny i globalistyczny program.

Zasada 11: Opór przeciwnika można zawsze przełamać, o ile tylko wywiera się na niego nacisk dostatecznie długo.

Zasada 12: Warunkiem zakończonego sukcesem ataku jest posiadanie konstruktywnej alternatywy.

Nie wolno pozwolić się zaskoczyć, od samego początku należy mieć przygotowany alternatywny w stosunku do oponentów plan.

Zasada 13: Wybierz cel, dostosuj środki do konkretnych warunków i atakuj.

Właśnie tę taktykę zastosowała obecnie administracja Obamy w stosunku do Rusha Limbaugh. Próbowano go ośmieszyć, nazywając rzeczywistym szefem republikanów i wystawiając na serię ironicznych ataków przeprowadzonych przez Roberta Gibbsa (sekretarza prasowego Białego Domu – uwaga red. ZAWSZE WIERNI).

Taktyka odniosła jednak skutek odwrotny od zamierzonego. Limbaugh powiedział, że dzięki atakom ze strony Białego Domu jego interes ma się dobrze jak nigdy przedtem.

Nawet niektórzy liberałowie byli zszokowani atakami na Rusha. Kamila Paglia, lewicowa działaczka proaborcyjna, była nimi zdegustowana. Nazwała zespół Obamy grupą cwaniaków i publicznie dała wyraz swemu przerażeniu tym, że Biały Dom inicjuje kampanię publicznych ataków przeciwko prywatnemu obywatelowi30.

Choć w przypadku Limbaugha taktyka zaowocowała odwrotnym skutkiem, nie ma wątpliwości, że tak jak i inne „zasady dla radykałów”, będzie ona stale stosowana przez Obamę i jego administrację.

Ostrzyżcie się!

Równolegle do tych 31 zasad Alinsky przedstawiał też inne rady. Jedna z najważniejszych brzmi następująco: ważne jest, by radykał nie wyglądał na radykała.

Alinsky zalecał swym zwolennikom, zwłaszcza w epoce hippisowskiej, by wystrzegali się niechlujnego wyglądu i nie występowali w podartych dżinsach, z długimi włosami, nieogoleni, w poplamionych T shirtach i wyzywając policję od „świń”32. Zachęcał ich, by obcięli włosy, założyli garnitury, nauczyli się poprawnie mówić. Posługując się żargonem z lat 60., powiedział: „Jeśli wasi słuchacze są staroświeccy, bądźcie staroświeccy”. Dla radykała nadzwyczaj istotne jest, by nie wyglądał jak radykał.

Taki właśnie jest Obama. Jest jednym z najbardziej lewicowych polityków na planecie, zawsze jednak dba o to, by wyglądać i mówić w sposób budzący zaufanie. Dlatego skrajnie lewicowy liberał, jakim jest naprawdę, pozostaje doskonale zakamuflowany. To właśnie w 100% taktyka Alinsky’ego.

Alinsky nalegał również, by radykałowie „działali w ramach systemu”, by angażowali się w procesy polityczne. Wkraczajcie na arenę polityczną, mówił im, byście na kolejnej konwencji Partii Demokratycznej nie byli jedynie demonstrantami na zewnątrz, jak to było w 1968 roku. (…)

Hilaria Clinton wzięła sobie tę radę do serca – żywiła gorący podziw dla Alinsky’ego, pisała nawet pracę naukową na jego temat.

Taktyka Alinsky’ego pomaga wyjaśnić, dlaczego Partia Demokratyczna mogła wypełnić salę konwencji po brzegi lewicowymi radykałami noszącymi trzyczęściowe garnitury.

Inną ważną radę Saula Alinsky’ego można znaleźć w jego książce z 1946 roku – Reveille for Radicals: jeśli radykałowie są silniejsi niż ich przeciwnicy, muszą „przeciwników zniszczyć”33. To właśnie obserwujemy w administracji prezydenta Baracka Obamy, pomimo jego nieustanych zapewnień o „nowej erze współpracy międzypartyjnej”.

„Wybieram piekło”

W 1972 r. Alinsky planował rozpoczęcie organizowania i radykalizowania klasy średniej, którą postrzegał jako ważne zaplecze polityczne. Nigdy jednak do tego nie doszło.

W długim wywiadzie opublikowanym w marcu 1972 r. zapytano go, czy wierzy w życie pozagrobowe. Po dłuższym kluczeniu odpowiedział:

– Powiedzmy, że gdyby istniało życie po śmierci i nie miałbym nic do powiedzenia na temat jego kształtu, bez wahania wybrałbym piekło.

– Dlaczego?

– Piekło byłoby dla mnie rajem. Całe moje życie byłem otoczony ludźmi ubogimi. Tu oznacza to, że nie masz dolarów. Jeśli natomiast jesteś ubogi w piekle, brak ci cnoty. Skoro tylko dostałbym się do piekła, zacząłbym organizować tam ubogich34. (…)

Trzy miesiące po opublikowaniu tego wywiadu, 12 czerwca 1972 r., Alinsky zmarł nagle na atak serca na rogu ulicy w Carmel w Kalifornii35.

Spuścizna jego ma się jednak dobrze, a od niedawna stała się popularna również w Białym Domu. I mimo wszystkiego, co powiedziałem o Alinsky’m, czuję większy szacunek dla niego, niż dla Obamy.

Po prostu Alinsky był osobą ciekawszą. Jest fascynujący w taki sposób, w jaki fascynuje nas kraksa doprowadzająca do spiętrzenia czterech samochodów jeden na drugim. Widok jest groteskowy, ale nie można oderwać od niego oczu. A Alinsky, na swój własny, perwersyjny sposób, chciał pomóc pokrzywdzonym. Niezależnie od tego, jakim był łotrem, był oryginalny, twórczy i pełen pomysłów.

Barack Obama nie ma żadnych oryginalnych pomysłów. Jest po prostu jeszcze jednym proaborcyjnym, skrajnie lewicowym dandysem oddanym sprawie socjalizmu i globalizacji. Opanował tylko metody Alinsky’ego i posłużył się nimi dla swej własnej korzyści.

W 1985 r. Obama udał się do Chicago, by zacząć tam mającą trwać cztery lata pracę jako organizator społeczny w stylu Alinsky’ego. W kolejnej części niniejszego artykułu przeanalizujemy dokładniej wpływ osoby Alinsky’ego na obecnego prezydenta USA.?

Najlepszy uczeń Alinsky’ego

W 1985 r. Obama udał się do Chicago, by rozpocząć pracę jako organizator społeczny wedle metody Alinsky’ego. Przybywszy na miejsce, poświęcił się gorliwemu studiowaniu metod pracy i taktyki mistrza organizacji społecznej.

Michał Kruglik, jeden z nauczycieli wykładających metodę Alinsky’ego i zarazem jeden z jego „bezpośrednich następców” wspominał, że w dziesięcioletnim okresie, w którym zajmował się szkoleniami, Obama był jego najlepszym uczniem. „Był mistrzem, bezdyskusyjnym mistrzem agitacji”36.

Mimo że Obama studiował w Indonezji, na uniwersytecie Columbia i na Harvardzie, jak sam powiedział – te cztery lata spędzone na przyswajaniu sobie nauk Alinsky’ego o organizacji społecznej były „najlepszą szkołą, jaką w życiu otrzymałem”37. Choć jednak w swej autobiografii Audacity of Hope wiele miejsca poświęca temu epizodowi swego życia, przezornie nigdy nie wspomina nazwiska Saula Alinsky’ego.

Nie wolno nam zapomnieć, że Alinsky’emu nade wszystko chodziło właśnie o przejmowanie władzy. Gdy przychodzili do niego studenci, pytał ich najpierw, dlaczego chcą zajmować się organizacją. Zawsze odpowiadali górnolotnie, że celem jest niesienie pomocy innym. Wówczas Alinsky przerywał im w środku zdania: „Nie! Chcecie organizować dla zdobycia władzy!”. Obama dobrze rozumiał, że „władza jest wszystkim”.

Przyswoił sobie technikę Alinsky’ego w tak mistrzowskim stopniu, że wkrótce sam zaczął jej nauczać. Strona internetowa z kampanii Obamy zawierała nawet zdjęcie, na którym widać go prowadzącego warsztaty. Na tablicy wyrysowany jest diagram zatytułowany „Analiza władzy – relacje oparte o interes własny”, wykres pokazuje schemat przepływu pieniędzy od korporacji do burmistrza.

I rzeczywiście, interes własny był kluczem do sukcesu Obamy. Jak już wspomnieliśmy, główna maksyma Alinsky’ego brzmiała, że korzyść własna jest jedyną zasadą, wokół której można organizować ludzi. Jak powiedział Obama dziennikarzowi Ryanowi Lizzie: „Kluczem do uwieńczonej sukcesem organizacji było sprawienie, by ludzi połączył ich własny interes”38.

Pastorzy czarnej społeczności Chicago dobrze pamiętają Obamę odwiedzającego kościoły (…). Lizza zwraca uwagę na jeszcze jeden fakt: przed przybyciem do Chicago Obama nigdy nie był widywany na nabożeństwach. Gdy rozpoczął swą pracę jako organizator, wielu pastorów pragnęło wiedzieć, skąd czerpie inspirację dla swej wiary, Obama jednak uchylał się od odpowiedzi. Pewien kaznodzieja powiedział mu później wprost, że jeśli pragnie pozyskać zaufanie czarnej społeczności, powinien znaleźć sobie gdzieś kościół i zacząć regularnie do niego uczęszczać. Od tego czasu Obama przyłączył się do wspólnoty Jeremiasza Wrighta39. Osobiście jest jednak areligijny. Uczęszczanie do kościoła było dla niego jedynie środkiem do osiągnięcia celu.

Jako organizator udawał się do różnych wspólnot religijnych, rozmawiał z ludźmi, sondował ich pragnienia, a następnie odwoływał się do ich osobistych korzyści. Pewien pastor wspomina, jak Obama powiedział mu: „Powinniśmy znaleźć jakiś sposób, by skojarzyć wasze interesy oraz prawdziwe interesy i potrzeby wspólnoty”.

To właśnie będzie czynił Obama obecnie, jako rezydent Białego Domu. Wszystkie jego propozycje będą stwarzały pozór łączenia interesów Amerykanów. „Chcę wam zapewnić darmową opiekę zdrowotną. Chcę zapewnić lepszą edukację wam i waszym dzieciom”. Cały ten program będzie stwarzał wrażenie poszukiwania wspólnoty interesów.

Ostatecznie jednak te i inne środki będą służyć jego własnym interesom, poszerzaniu wpływów antychrześcijańskiej Partii Demokratycznej oraz specjalnych grup interesu, z którymi jest związany, oraz budowy rządu ingerującego w najdrobniejsze szczegóły naszego życia.

Weźmy na przykład tak zwany projekt „Stimulus”, który moglibyśmy słuszniej nazwać projektem „Rozbój”. Ten projekt ustawy, mającej rzekomo na celu nasze dobro, został przedstawiony zaledwie kilka dni przed głosowaniem w Kongresie, tak że nie mogliśmy nawet stwierdzić, co ów przedsięwzięty „dla naszego dobra” projekt zawiera. Liczący ponad 1300 stron dokument został umieszczony w Internecie zaledwie na kilka godzin przed głosowaniem, przez co nie byliśmy w stanie wcześniej go przeczytać.

Tak więc, jeśli ktokolwiek z nas chciał sprawdzić, co tam jest napisane o edukacji, opiece zdrowotnej czy na jakikolwiek konkretny temat, musiał przebrnąć przez cały dokument. Oczywiście cała ta sprawa nie była dziełem przypadku, chodziło o maksymalne utrudnienie poznania prawdziwej treści projektu. A jednak przez cały czas Obama obiecuje absolutną jawność w pracach rządu oraz we wszystkim, co dotyczy ustawy stymulującej ożywienie gospodarcze.

Mówiąc wprost, nie możemy oczekiwać od Obamy, że będzie mówił nam prawdę. Większość z nas przyzwyczaiła się już do widoku skorumpowanych polityków okłamujących nas na każdym kroku, jednak Obama przepojony jest do szpiku kości zasadami i taktyką Saula Alinsky’ego. A przecież Alinsky naucza jako zasady, że nie ma czegoś takiego jak stałe normy etyczne i że cel uświęca środki. Jeśli więc Obama dojdzie do wniosku, że powinien skłamać, by osiągnąć jakiś cel, który uzna za tego wart – będzie kłamał. Oznacza to, że nie możemy wierzyć w nic z tego, co mówi.

Nawet pewien dziennikarz z liberalnej prasy wyraził ostatnio wzburzenie z powodu jednego z kłamstw Obamy. Piszący dla „New York Post” Karol Hurt zauważył, że Obama obiecał, iż przeszliśmy „z epoki pożyczania i wydawania do epoki oszczędzania i inwestowania”. Jak jednak zauważa Hurt: „Przy budżecie proponowanym przez Obamę dług publiczny podwoi się w ciągu najbliższych pięciu lat, a po dziesięciu wzrośnie trzykrotnie”40.

P. Hurta może dziwić, że Obama złamał kolejną swoją obietnicę, nas to jednak nie zaskakuje. Ponieważ czuje się przywiązany do reguł Alinsky’ego, do których zalicza się również zasada o „elastycznej etyce”, możemy się spodziewać jedynie tego, że człowiek ten będzie kłamał bez skrupułów, ilekroć tylko uzna to za korzystne. Cel usprawiedliwia środki.

Również Hilaria Clinton była studentką Alinsky’ego, a jej zdolność do manipulowania prawdą została doceniona nawet przez najbardziej zagorzałych liberałów. Reżyser filmowy Spike Lee powiedział w wywiadzie dla „Uptown”, że „(…) oboje [Clintonowie] kłamali z ręką na Biblii i nie spędzało im to snu z powiek”41. Tego samego możemy oczekiwać od każdego, kto praktykował w szkole Alinsky’ego.

Autoreklama

W zeszłym miesiącu wyraziłem przekonanie, że Obama wykorzystuje metody Alinsky’ego dla własnych korzyści. Można chyba śmiało powiedzieć, że głównym zajęciem Obamy jest autoreklama. A oto kilka przykładów.

„W roku 1988 – pisze Ryan Lizza – Obama opuścił Chicago, by podjąć studia prawnicze na Harvardzie, gdzie jego największym politycznym zwycięstwem okazało się doprowadzenie do wyboru własnej osoby na szefa „Harvard Law Review”. Dokonał tego, przekonując wahających się konserwatystów, że ich własne interesy będą zabezpieczone właśnie poprzez jego wybór”.

Kolega Obamy Ryszard Epstein powiedział później: „Nie został szefem „Harvard Law Review” dlatego, że był najlepszy na roku. Osiągnął to dlatego, że ludzie z drugiej strony uwierzyli, iż będzie to zgodne ich interesami”42.

Jest to metoda Alinsky’ego: odwoływanie się do korzyści własnych. Postępując w ten sposób, Obama był w stanie promować samego siebie.

Jednak jego ambicje na tym się nie skończyły. Doprowadził do swojego wyboru na fotel senatorski, zdradzając swą mentorkę – komunistkę Alicję Palmer – i doprowadzając do dyskwalifikacji zarówno jej, jak i jej demokratycznych rywali, z przyczyn proceduralnych43.

Eks jezuita i instruktor metody Alinsky’ego w Chicago Grzegorz Galluzzo – nazywający sam siebie najwierniejszym uczniem Alinsky’ego – nie szczędził obecnemu prezydentowi wyrazów uznania. Jak powiedział, Obama jest „ambitny” i „uczyniłby wszystko dla osiągnięcia zwycięstwa”44.

Jako senator Obama okazywał przyjaźń posiadającemu ogromne wpływy w Illinois Emilowi Jonesowi. Gdy w roku 2003 Demokraci opanowali senat stanu Illinois, a Emil Jones został marszałkiem tego zgromadzenia, Obama złożył mu wizytę.

Jak wspomina sam Jones: „Gdy zostałem wybrany marszałkiem, złożył mi wizytę. Powiedział:

– Właśnie został pan wybrany marszałkiem. Ma pan teraz wielką władzę.

– Jaki rodzaj władzy ma pan na myśli?

– Ma pan wpływ na wybór senatora Stanów Zjednoczonych.

– Brzmi nieźle – odpowiedział Jones. – Czy ma pan kogoś konkretnego na myśli?

– Tak – odparł Obama. – Siebie45.

Obama dobrze rozumiał, jakie są drogi do zdobycia władzy, i podążał nimi bez skrępowania. (…)

Pominę tu kampanię prezydencką Obamy i to, w jaki sposób posługiwał się metodami Alinsky’ego w połączeniu z taktyką polityczną, co w rezultacie doprowadziło do jego wyboru. Jednym z najważniejszych aspektów jego kampanii wyborczej było bez wątpienia zaangażowanie mediów i ich wsparcie udzielone jego osobie.

Zamiast skupiać się na kampanii, przejdę teraz do niektórych z jego projektów.

Program Obamy jest globalistyczny, komunistyczny – i jak zauważył jeden ze świeckich komentatorów – faszystowski46. Program Obamy i Demokratów jest antychrześcijański i skierowany przeciwko życiu.

Co najbardziej tragiczne, wszystko to było jasne już przed jego wyborem. Każdy mógł się tego dowiedzieć już przed 4 listopada 2008. Jednak większość nie chciała tego dostrzec. Kupiła obraz Obamy sprzedany im przez media – obraz amerykańskiego idola.

To oczywiste, że Obama jest związany z najbardziej radykalnymi grupami interesów. Mam tu na myśli to Ruch na Rzecz Kontroli Urodzeń i inne organizacje proaborcyjne, a także będącego zwolennikiem eutanazji miliardera Jerzego Sorosa47 oraz potężne lobby homoseksualne. To właśnie lobby prowadziło intensywną kampanię na rzecz Obamy, gdyż widzi w nim człowieka odpowiedniego do realizacji swego programu.

Poglądy Obamy na temat chrześcijaństwa oraz homoseksualizmu zostały przedstawione w jego książce The Audacity of Hope. Pisze w niej: „Niezależnie od tego, jak często chrześcijanie, którzy sprzeciwiają się homoseksualizmowi, mogliby powtarzać, że nienawidzą grzechu ale kochają grzesznika, taki osąd wyrządza krzywdę dobrym ludziom – ludziom, którzy zostali stworzeni na obraz i podobieństwo Boga i którzy często są wierniejsi przesłaniu Chrystusa niż ci, którzy ich potępiają”48.

Tak więc, wedle Obamy, aktywni homoseksualiści są często wierniejsi przesłaniu Chrystusa niż chrześcijanie, którzy traktują swe przekonania religijne poważnie, praktykują czystość stosownie do swego stanu życia i usiłują prowadzić cnotliwe życie zgodnie z nakazami Ewangelii.

Źarliwy proaborcjonista

Obama jest bez wątpienia najbardziej proaborcyjnym politykiem w kraju, a być może i na całym świecie. Ruch Planned Parenthood udzielił mu 100% poparcia. W roku 2007 obiecał im, że podpisze Freedom of Choice Act (FOCA), najradykalniejszy proaborcyjny projekt ustawy w historii Stanów Zjednoczonych.

Obecnie Obama stara się doprowadzić do zmiany prawa, chroniącego pracowników opieki zdrowotnej, którzy sprzeciwiają się aborcji. Jerzy Bush zatwierdził to prawo na krótko przed ustąpieniem z urzędu i Obama zaatakował je od pierwszych dni swej prezydentury. Jeśli mu się powiedzie, pracownicy opieki zdrowotnej, którzy są przeciwni aborcji, będą musieli albo współpracować przy jej dokonywaniu, albo utracą prawo do wykonywania zawodu.

Nawet kard. George, obecny przewodniczący Konferencji Episkopatu USA, stwierdził w wystąpieniu telewizyjnym, że pozbawienie pracowników opieki zdrowotnej prawa do odmowy w takiej sytuacji jest formą despotyzmu49

Obama publicznie wspiera dzieciobójstwo, twierdząc, że gdy dziecko w jakiś sposób przeżyło zabieg aborcji – lekarze nie powinni ratować jego życia. Powinno się je pozostawić, by umarło. Jest to stanowisko bardziej nawet radykalne niż poglądy wielu agresywnie proabrocyjnych polityków, takich jak Barbara Boxer50. (…)

Przy okazji nominacji całej rzeszy proaborcyjnych polityków widzimy po raz kolejny, jak Obama jest w stanie kłamać bez cienia wstydu. Podczas niedawnego spotkania z obecnym przewodniczącym Konferencji Episkopatu USA kard. George’em Obama powiedział mu, że w gruncie rzeczy znajdują się po tej samej stronie. Innymi słowy starał się przedstawić jako antyaborcjonista51.

Zmienić konstytucję

Wypowiedzi i działania Obamy wydają się preludium do zmiany konstytucji Stanów Zjednoczonych. Zdajemy sobie sprawę z faktu, że konstytucja USA jest niedoskonała. Jest dokumentem niewspominającym nigdzie o Jezusie Chrystusie (który powiedział „beze mnie nic uczynić nie możecie”) i aktem naturalistycznym, nieodwołującym się do żadnego wyższego autorytetu. Jednak Obama i jego ludzie w Waszyngtonie pragną podrzeć konstytucję i zastąpić ją czymś znacznie gorszym.

W wywiadzie radiowym z 2001 r. Obama stwierdził, że Sąd Najwyższy, który zaczął wydawać orzeczenia w kwestii aktywności obywateli w bardzo różnych dziedzinach, nie poszedł jeszcze dostatecznie daleko:

– Nie przeprowadził „redystrybucji własności”.

– Nie zdecydował się – wedle słów Obamy – na odejście od „zasadniczych ograniczeń wprowadzonych do konstytucji przez Ojców Założycieli”52.

Przy innej okazji powiedział: „W gruncie rzeczy skłaniam się ku poglądowi Justyna Breyera, że konstytucja nie jest dokumentem statycznym, lecz dynamicznym i musi być odczytywana w kontekście nieustannie zmieniającego się świata”53. Jest to odpowiednik modernistycznej „żywej Tradycji”, zastosowanej do konstytucji USA.

Mówiąc w skrócie, Obama należy do grupy doktrynalnych liberałów, twierdzących, że „jedynym prawem w kraju powinno być to, co twierdzimy w danej chwili”, co de facto oznacza tyranię.

Nawet prasa świecka odnotowała pogardę Obamy dla procesu stanowienia prawa. „The Washington Post” pisał niedawno o „atmosferze bezprawia” otaczającej prace administracji Obamy.

Po raz kolejny przypominają się nam w tym miejscu rady Alinsky’ego. Dla radykała jest niezwykle istotne, by nie był postrzegany jako radykał. Należy obciąć włosy, ubierać się schludnie, nosić trzyczęściowy garnitur, wysławiać się poprawnie, ale równocześnie forsować program rewolucji. Z tym właśnie mamy do czynienia w przypadku Obamy?

Edukacja i „opieka zdrowotna”

Projekt pobudzania gospodarki przewiduje również podwojenie federalnych wydatków na oświatę. Oznacza to, jak zauważa Phyllis Schlafly54, podwojenie federalnej kontroli nad edukacją. Innymi słowy – możemy oczekiwać jeszcze bardziej bezbożnej i radykalnej agitacji na lekcjach w szkołach publicznych.

Warto więc odnotować opinię Rahma Emanuela55 o socjalistycznych planach (realizowanych za nasze pieniądze), forsowanych obecnie przez administrację Obamy. Karol Krauthhammer z „The Washington Post” przytacza słowa Emanuela: „Szkoda byłoby zmarnować okazję, jaką stwarza tak poważny kryzys. Daje nam on sposobność na realizowanie projektów, które w innych okolicznościach byłyby niemożliwe”56 Innymi słowy, kryzys ekonomiczny stwarza administracji Obamy wspaniałą okazję: pod pretekstem zwalczania kryzysu może ona realizować projekty, które w innych okolicznościach nie mogłyby liczyć na akceptację.

Prowadzi nas to do kolejnego elementu planu pobudzenia gospodarczego. Nowa administracja zapowiada rozległą „reformę systemu opieki zdrowotnej”, co w nieuchronny sposób musi doprowadzić do jej zsocjalizowania, da rządowi kontrolę nad reglamentowaniem opieki medycznej i doprowadzi do powstania federalnej internetowej bazy danych zawierającej informacje o stanie zdrowia wszystkich obywateli. Phyllis Schlafly zauważa, że „w przypadku stworzenia bazy ogólnokrajowej nie będzie można mówić o żadnej prywatności, gdyż rząd, firmy ubezpieczeniowe, pracodawcy, eks małżonkowie i hakerzy zawsze znajdą sposób, by do nich dotrzeć. Da to biurokratom w Waszyngtonie również władzę decydowania o procedurach, które są „klinicznie skuteczne”, co łatwo może doprowadzić do znacjonalizowania przemysłu związanego z opieką zdrowotną i racjonowania tej opieki”57.

Warto zauważyć, że rząd nie ma żadnego interesu w angażowaniu się w opiekę zdrowotną. Zasada pomocniczości oznacza, że to, co możne być realizowane na niższym szczeblu, nie powinno angażować wyższego. Jedynym przypadkiem, w którym rząd może interweniować, to usuwanie przeszkód w funkcjonowaniu opieki zdrowotnej. Skoro przeszkody zostaną usunięte, rząd powinien powstrzymać się od dalszych działań.

Kontrola rządowa nad systemem opieki zdrowotnej, zwłaszcza w obecnym klimacie nacisków na legalizację eutanazji i pomocy w popełnianiu samobójstwa (popieranej silnie przez wspierającego finansowo Obamę Jerzego Sorosa), jest perspektywą dość mroczną. Pozostawia to w rękach rządu ostateczną decyzję o tym, kto ma otrzymać opiekę zdrowotną, a kto nie, kto ma żyć, a kto umrzeć.

Nie sądzę, żeby były to obawy nieuzasadnione. Źyjemy w kulturze aborcji, w której zabijanie niewinnych i bezbronnych istot ludzkich traktuje się jako uprawnione rozwiązanie problemu. Jeśli obecnie tolerowane jest zabijanie nienarodzonych, również uśmiercanie starych, nieuleczalnie chorych oraz „nieproduktywnych” powinno stać się społecznie akceptowalne. Jesteśmy świadkami tego procesu – na naszych oczach prawo do pomocy w samobójstwie przyjmowane jest w kolejnych stanach USA58. Jak ostrzegał znany teolog ks. prał. Wilhelm Smith: „Prawo do umierania przekształci się wkrótce w obowiązek umierania”.

Globalizm i ONZ

Obama jest jawnym globalistą. Jeszcze przed swym wyborem, podczas wizyty w Niemczech, deklarował się wobec tysięcy rozentuzjazmowanych Niemców jako „obywatel świata”. Będąc globalistą, jest również zwolennikiem przekazania wielu aspektów suwerenności Organizacji Narodów Zjednoczonych.

Popiera odrzuconą przez Ronalda Reagana w roku 1982 konwencję Narodów Zjednoczonych o prawie morskim, która oddaje Międzynarodowej Organizacji Dna Morskiego (International Sea Bed Authority) pełną władzę jurysdykcyjną nad oceanami oraz wszelkimi bogactwami naturalnymi znajdującymi się na ich dnie.

Wspiera też konwencję o ociepleniu globalnym, wymuszającą dramatyczną redukcję zużycia energii pod płaszczykiem kolosalnego oszustwa znanego jako „globalne ocieplenie spowodowane przez człowieka”59. Te inspirowane „zmianami klimatycznymi” inicjatywy są w istocie środkami prowadzącymi do zubożenia obywateli i wprowadzenia kontroli rządowej nad najdrobniejszymi aspektami naszego życia60 (…).

Obama popiera również tzw. deklarację pekińską ONZ, która wspiera radykalne środowiska feministyczne na całym świecie oraz promuje „odejście od wszelkich stereotypów dotyczących ról kobiety i mężczyzny” (już obecnie wskazuje się jako przykład takiego stereotypu Dzień Matki), domagając się legalizacji aborcji na życzenie. Deklaruje również chęć stworzenia „federalnej sieci infrastruktury dla opieki nad dziećmi”. Wspiera konwencję o prawach dziecka ONZ, podpisaną przez Clintona w roku 1995, jednak nigdy nie ratyfikowaną przez Senat. Traktat ten nadał dzieciom „prawa” niezależne od ich rodziców: to dzieci mają decydować, gdzie i jakie mają odbierać wykształcenie (ostatnie słowo ma należeć do dziecka) i jaką wybierają religię (…). Jak można się domyślić, jedynymi ludźmi posiadającymi odpowiednie kwalifikacje do wychowywania dzieci są pracownicy agencji rządowych i eksperci ONZ. Dokument ten wbija klin między rodziców a dziecko, a wynika z niego jednoznacznie, że realną władzę nad dziećmi mają nie rodzice, lecz państwo. (…)

Nowy ład światowy

Nie sądzę, by ktokolwiek mógł zarzucić Obamie, że jest oryginalnym myślicielem. Osobiście uważam, że wykonuje on jedynie polecenia stojących za nim grup interesów, elity globalistycznej. Ludzie ci widzą w Obamie obdarzoną charyzmą postać – sugestywnego dealera ich idei, który może realizować ich plany. Wystarczy w tym miejscu powiedzieć, że na początku stycznia znany globalista Henryk Kissinger kilkakrotnie wyraził nadzieję, iż Obama może pomóc zaprowadzić „Nowy Porządek światowy”61. (…)

W swym podręczniku etyki wybitny tomista dr Rafał Waters podaje liczne argumenty przeciwko państwu opiekuńczemu. Trzy zasadnicze argumenty przeciwko socjalizmowi są następujące:

* Zadaniem rządu jest rządzenie obywatelami, a nie wyręczanie ich.

* Zasada subsydiarności (pomocniczości): to, co może zostać zrealizowane na niższym poziomie, nie powinno angażować wyższego.

* Każdy krok w kierunku zależności jest krokiem oddalającym od niezależności.

Socjalizm (państwo opiekuńcze), z państwem kontrolującym wszystko i ingerującym w coraz więcej aspektów naszego życia, jedynie obedrze nas z wolności i łatwo może doprowadzić do tyranii. Im bardziej bezbożni ludzie znajdują się u władzy (jak to mamy obecnie w przypadku administracji Obamy), tym większe jest ryzyko, że socjalizm ten rzeczywiście doprowadzi do tyranii. Przypomnijmy, że sam Alinsky radził na stronie 50 swej książki z 1946 r., Reveille for Radicals (’Pobudka dla radykałów’), że jeśli radykałowie są silniejsi niż opozycja, powinni „zmiażdżyć opozycję”. Tak zwane hate crime legislation (’prawo przeciwko zbrodni nienawiści’), które może być wykorzystywane przeciwko katolikom w celu praktycznego wyjęcia Ewangelii spod prawa, a także zniesienie prawa do odmowy dokonywania aborcji ze względu na sumienie i inne nowe inicjatywy mogą posłużyć właśnie do „zmiażdżenia opozycji”, do dalszego osłabiania Kościoła jako przeciwnika bezbożnych planów nowej administracji. (…)

Pozostańcie nieugięci!

Uważam za bardzo prawdopodobne, że w niezbyt odległej przyszłości możemy stanąć w obliczu rzeczywistych prześladowań. Ze swej strony musimy:

* żyć wiarą katolicką;

* wychowywać nasze dzieci w prawdziwej wierze;

* jeszcze lepiej poznawać doktrynę katolicką, zwłaszcza tradycyjne nauczanie społeczne Kościoła;

* trzymać się prawdziwej Mszy św. i tradycyjnych sakramentów;

* wiele się modlić, a przede wszystkim odmawiać codzienny różaniec, zwłaszcza zaś różaniec w rodzinie;

* na wszelkie możliwe i godziwe sposoby zwalczać socjalistyczne plany administracji Obamy.

Jak to się zwykło mówić, musimy pracować tak, jak gdyby wszystko zależało od nas, oraz modlić się, jak gdyby wszystko zależało od Boga. Jest to bez wątpienia prawda, czy jednak naprawdę tak postępujemy? Czy pracujemy w porządku naturalnym tak, jak gdyby wszystko zależało od nas? Czy pracujemy z takim samym zapałem i determinacją, z jaką pracował Saul Alinsky, niezależnie od tego, jakim był łajdakiem? A w porządku nadprzyrodzonym – czy naprawdę modlimy się tak, jak gdyby wszystko zależało od Boga?

Wielki XIX wieczny benedyktyn i mistyk Paweł z Moll powiedział pewnego razu, że Bóg powstrzymał się od ukarania całego świata ze względu na modlitwy, ofiary i cierpienia jednego zakonnika!62 Mamy też obietnicę Matki Bożej z Fatimy: na koniec Jej Niepokalane Serce zatryumfuje. Módlmy się, abyśmy mogli stać się wkrótce świadkami poświęcenia Rosji Jej Niepokalanemu Sercu, dzięki któremu obiecała Ona nawrócenie tego narodu i okres pokoju – prawdziwego pokoju Chrystusowego. Taki właśnie jest cel, dla którego powinniśmy pracować oraz modlić się każdego dnia.

Możemy mieć nadzieję, że w czasie tryumfu Niepokalanego Serca Maryi Bóg da nam prawdziwych przywódców, sprawujących rządy z roztropnością i sprawiedliwie, zgodnie z nakazami Pisma św., Kościoła oraz nauczania św. Tomasza z Akwinu (…) Mamy obowiązek pracować na rzecz takiego odrodzenia.

Kościół przetrwa. Wszyscy Alinscy i Obamowie świata, pomimo swej przebiegłości, swej potęgi, swej odrażającej pychy, nie będą w stanie go zniszczyć. To ich własne małe dominia przeminą, podczas gdy jedyny prawdziwy Kościół ustanowiony przez Chrystusa będzie trwać aż do końca czasów.

Jan Vennari

Za „Catholic Family News” tłumaczył Tomasz Maszczyk.

PRZYPISY:

1.  Suma teologiczna, q. 50.

2. Peter Slevin, For Clinton and Obama, a Common Ideological Touchstone, „Washington Post” 25 marca 2007.

3. Ryan Lizza, The Agitator: Barack Obama’s Unlikely Political Education, „The New Republic” 19 marca 2007.

4. David Alinsky, Son Sees Father’s Handiwork in Convention, „Boston Globe” 31 sierpnia 2008.

5. Saul Alinsky, Rules for Radicals, s. 11..

6. Ibidem, s. 12.

7. Marion K. Sanders, Saul Alinsky, The Professional Radical. Conversations with Saul Alinsky, s. 13.

8. Sanford D. Horwitt, Let them Call Me Rebel: Saul Alinsky, His Life and Legacy, s. 11.

9. Ibidem. s. 13.

10. „Playboy”, marzec 1972.

11. Ibidem.

12. Ibidem.

13. Ibidem.

14. „Playboy”, marzec 1972.

15. Rules for Radicals: a Pragmatic primer for Realistic Radicals, s. 13.

16. „Playboy”, marzec 1972.

17. The Professional Radical, s. 72-73.

18. Rules for Radicals: a Pragmatic primer for Realistic Radicals, dedykacja.

19. Rules for Radicals, s. 4.

20. Ibidem, s. 10-11.

21. Ibidem, s. 11.

22. Ibidem, s. 94.

23. Ibidem, s. 32.

24. Ibidem, s. 25.

25. Ibidem.

26. Ibidem, s. 43.

27. Ibidem, s. 47.

28. Ibidem, s. 103-104.

29. Reveille for Radicals, s. 15-16.

30. Rules for Radicals, s. 86-87.

31. C. Paglia, „Heads Should Roll”, 11 marca 2009.

32. Rules for Radicals, s. 23.

33. Reveille for Radicals, s. 150.

34. „Playboy”, marzec 1972.

35. Let Them Call Me Rebel, s. 539.

36. R. Lizza, The Agitator: Barack Obama’s Unlikely Political Education, [w:] „The New Republic” 19 marca 2007.

37. P. Slevin, For Clinton and Obama, [w:] „Washington Post” 25 marca 2007.

38. R. Lizza, op. cit.

39. Ibidem.

40. Ch. Hunt, The New Era of Borrow and Spend, [w:] „New York Post” 27 marca 2009.

41. K. Goff, Gotta Have It, [w:] „Uptown” lato 2008.

42. R. Lizza, op. cit.

43. D. Freddoso, The Case Against Barack Obama, s. 2-3.

44. R. Lizza, op. cit.

45. D. Mendell, Obama: From Promise to Power, s. 229.

46. J. Doyle, Can Obama be Called an Economic Fascist?, [w:] „Human Events” 4 maja 2009.

47. R. Scarborough, George Soros’ Liberal Agenda Will Carry Weight in Obama Presidency, [w:] „Human Events” 5 listopada 2009.

48. B. Obama, The Audacity of Hope, s. 264.

49. Cardinal George warns Obama against moving U.S. toward despotizm, Catholic News Agency, 17 marca 2009.

50. D. Freddoso, op. cit., s. 194-199.

51. J. Stanek, Cardinal George: Obama thinks we agree on abortion, blog jillstanek.com, 28 kwietnia 2009.

52. „Phyllis Schlafly Report”, marzec 2009.

53. B. Obama, The Audacity of Hope, s. 108.

54. Phyllis McAlpin Stewart Schlafly (ur. 15 sierpnia 1924 r. w Saint Louis) – amerykańska konserwatywna aktywistka polityczna, pisarka i publicystka (przypis red. ZAWSZE WIERNI).

55. Rahm Israel Emanuel (ur. 29 listopada 1959 r. w Chicago) – amerykański polityk pochodzenia żydowskiego, członek Partii Demokratycznej, szef administracji prezydenckiej Baracka Obamy. 25 września 2007 r. prezydent Lech Kaczyński odznaczył Rahma Emanuela Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski za zasługi w rozwoju współpracy polsko amerykańskiej (przypis red. ZAWSZE WIERNI).

56. C. Krauthhammer, Deception at Core of Obama Plan, „Washington Post”, 6 marca 2009.

57. P. Schalfly, Obama’s „New World Order”.

58. Obecnie tzw. assisted suicide (’wspomagane samobójstwo’) jest legalne w trzech stanach: Oregon, Waszyngton i Montana (przypis red. ZAWSZE WIERNI).

59. B. Unruh, 31.000 Scientists Reject Global Warming, WorldNetDaily, 19 maja 2009.

60. P. Schalfly, Obama’s „New World Order”.

61. W. Jasper, Kissinger Urges Obama to Build a New World Order, „The New American”, 8 stycznia 2009.

62. E. Van Speybrouck, Father Paul of Moll, s. 94.

Formatowanie przypisów oraz zebranie wszystkich części –  Redakcja BIBUŁY

Za: Organizacja Monarchistow Polskich | http://www.omp.lublin.pl/lektury.php?autor=121&artykul=0

Skip to content