Aktualizacja strony została wstrzymana

A naród znów jak lawa… – Stanisław Michalkiewicz

W ramach przygotowań do balu w operze („Dzisiaj wielki bal w Operze; sam potężny Archikrator dał najwyższy protektorat. Wszelka dziwka majtki pierze…”), jaki odbędzie się 13 grudnia w Lizbonie, gdzie przedstawiciele wszystkich państw podpiszą Anschluss do Unii Europejskiej, w Polsce premier z prezydentem zawiesili wojnę na górze. W przeciwnym razie musieliby wojować również w Lizbonie, co mogłoby stworzyć niezamierzony efekt komiczny. Dzięki chwilowemu zawieszeniu broni żadnych efektów komicznych nie będzie; premier Tusk będzie podpisywał Traktat Reformujący, a prezydent Kaczyński będzie mu asystował. Dzięki temu Europa zyska namacalny dowód, że dla Anschlussu zasłużyła się nie tylko partia zagranicy, ale również partia obrony interesu narodowego. To spostrzeżenie może być szalenie przydatne i pomocne przy późniejszym konstruowaniu sceny politycznej w Polsce tak, by wyglądała ona zupełnie naturalnie, ale żeby jednocześnie sytuacja pozostawała pod kontrolą.

Premier Tusk zakomunikował, że w rozmowie z prezydentem ustalone zostały procedury wzajemnych kontaktów, więc wszystko wskazuje na to, że również w polityce zagranicznej może zapanować oczekiwany konsensus. Czy będzie on polegał na tym, że, dajmy na to, w dni parzyste bronimy interesu narodowego, a w dni nieparzyste nim frymarczymy, czy odwrotnie – tego nikt jeszcze nie wie. Najważniejsze, że dzięki konsensusowi Polska ponownie upodobniła się do innych demokracji. Upodobnić się do innych – to jest dziś największe zmartwienie oryginałów i nonkonformistów, za jakich uważają się Polacy, a zwłaszcza – europejsy.

Natomiast na odcinku wewnętrznym sytuacja jest daleka od pokazowej idylli obliczonej na zagranicę, między innymi dlatego, że realizowanie przez rząd premiera Tuska polityki odwdzięczania się staje się wręcz ostentacyjne. Widać to zwłaszcza w tak zwanych „resortach siłowych”, to znaczy – w wojsku i bezpiece, która – trzeba to przyznać – rozmnożyła się tak bardzo, niczym w znanej sztuce Sławomira Mrożka o sferach żandarmeryjnych, kiedy to wszyscy wyaresztowali się nawzajem. W tych warunkach trudno uwierzyć w jakakolwiek spontaniczność, zwłaszcza w działaniach parlamentarzystów, którzy według choćby statystycznego prawdopodobieństwa, co najmniej w połowie muszą być agentami którejś ze struktur bezpieczeństwa. Rywalizują one ze sobą, bo polskie żerowisko nie jest takie znowu duże, a przecież obok tutejszych, biwakuja u nas również razwiedki „ruskie, pruskie i rakuskie”, tzn. nie tyle rakuskie, co lewantyńskie.

Ostatnio izraelski prezydent Szymon Peres, którego Kataw Zar, tel-awiwski korespondent „Najwyższego Czasu!” nazywa „oszustem pokojowym”, w niepojętym przypływie szczerości dał wyraz swemu ukontentowaniu z osiągniętej pozycji ekonomicznej, która pozwala na „wykupywanie Manhattanu, Polski i Węgier” i to „bez żadnych przeszkód”. No proszę: „bez żadnych przeszkód”. Wygląda na to, że w tej sytuacji nasze pięć, czy może nawet siedem razwiedek, musi zadowolić się okruszkami ze stołu pańskiego, to znaczy tym, co tam zostanie z uczty bogów. Ale jeśli „bez żadnych przeszkód” wykupują, to znaczy, że ktoś wyprzedaje. Wszystko wskazuje na to, że dotychczas robiła to partia obrony interesu narodowego, no bo teraz, po wyborach, to wiadomo – partia zagranicy z satelitami.

Na tym tle walki wszystkich ze wszystkimi, niczym w stanie natury, jaką wyobrażał sobie filozof Tomasz Hobbes, godne szczególnej uwagi są wszystkie przejawy łagodnej pobłażliwości, jakiej dowody składa ostatnio minister Sprawiedliwości pan Ćwiąkalski. Oto umorzono śledztwo w sprawie przyczyn wypuszczenia z Polski Edwarda Mazura w sytuacji, gdy był on podejrzany o zlecenie zabójstwa generała policji Marka Papały. Do wiadomości publicznej nie przedostało się ani jedno słowo uzasadnienia tej zagadkowej decyzji i żaden sławny dziennikarz śledczy nawet nie próbuje ich dociekać. Od razu widać, że razwiedka chyba już zdążyła dobudować pozycję w mediach.

Myliłby się jednak ten, kto myślałby, że w strukturach państwa odbywa się tylko kuracja przeczyszczająca. Coraz częściej bowiem do głosu dochodzi świadoma dyscyplina, która sprawia, że uciekanie się do kuracji nie jest wcale konieczne. Oto uchylony został nakaz zatrzymania Ryszarda Krauzego i to, jak się okazało, jeszcze 15 listopada, czyli w momencie, gdy ministrem sprawiedliwości był Zbigniew Ziobro. No był, ale wiadomo było, ze już nie będzie, więc instynkt samozachowawczy podsunął prokuratorowi jedynie słuszne rozwiązanie.

Przejawy tej świadomej dyscypliny widać coraz częściej również w mediach państwowych. Wprawdzie na ich czele stoją jeszcze szefowie mianowani przez poprzednią ekipę, ale przebieg posiedzenia sejmowej komisji kultury 5 grudnia wykazał ponad wszelką wątpliwość, że siekiera już do pnia przyłożona. W takiej sytuacji bardzo liczy się refleks, co, jak się wydaje, zrozumiał także Episkopat. Już nie wspomina o misji ewangelizacyjnej wobec „zlaicyzowanej Europy”, zresztą cóż tu wspominać, kiedy akurat zdecydowano, że żaden z biskupów nie współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa? Czyż w tej sytuacji wypominanie bliźniemu źdźbła w oku byłoby taktowne, a przede wszystkim – bezpieczne? Kilka poważnych ostrzeżeń wystarczyło, by każdy zrozumiał, że nie.



 Stanisław Michalkiewicz
 Komentarz  ·  tygodnik „Goniec” (Toronto)  ·  2007-12-10  |  www.michalkiewicz.pl
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

 

 

ZOB. RÓWNIEŻ:

 


Skip to content