Aktualizacja strony została wstrzymana

Los ultimos podrigos – Stanisław Michalkiewicz

Lekarze wiedzą, że niektórym śmiertelnie chorym pacjentom pod koniec pozornie się polepsza. Nawet dostają wigoru, ale to są, jak mawiał Witkacy, „los ultimos podrigos”, czyli – mówiąc po naszemu – ostatnie podrygi, bo potem nieuchronnie nadchodzi agonia. A skoro już mowa o lekarzach, to pojawiają się coraz bardziej niepokojące informacje, iż projektowana akcja masowych szczepień przeciwko tzw. świńskiej grypie, jest w istocie inicjatywą, która ma spowodować eksterminację narodów, a przynajmniej grup uznanych przez starszych i mądrzejszych za mniej wartościowe, w imię zachowania równowagi ekologicznej. Wprawdzie trudno w to uwierzyć, ale z drugiej strony podczas różnych międzynarodowych kongresów pani Wanda Nowicka i inni eksterminanci tak często mówili o potrzebie kontrolowania sytuacji demograficznej na świecie, że każde podejrzenie wydaje się uzasadnione. Uzasadnione tym bardziej, że zaufanie do przywódców współczesnych państw topnieje jeszcze szybciej, niż lodowce. Trudno się temu dziwić, jako że istnieją poważne poszlaki, iż wielu z nich jest wariatami w sensie medycznym, zaś inni są albo łotrami spod ciemnej gwiazdy, albo agentami jakichś mafii lub obcych państw. Dlatego też nawet energiczne zdementowanie tych pogłosek przez, dajmy na to, panią minister Ewę Kopacz niewiele by pomogło, bo – po pierwsze – nigdy nie wiadomo, kiedy mówi serio, a kiedy nie, a po drugie – bardzo starzy ludzie pamiętają jeszcze przestrogę księcia Gorczakowa, by nie wierzyć informacjom nie zdementowanym.

Kto przeżyje, wolnym będzie, kto umiera – wolny już!” – głosi z wisielczym optymizmem „Warszawianka”. Zatem w oczekiwaniu na energiczne dementi, którego równie dobrze może nie być, spróbujmy ocenić naszą sytuację na podstawie niepokojących objawów. Wprawdzie nie tak dawno optimistienkowie omal nie udławili się sukcesem w postaci wyborów do Parlamentu Europejskiego, a zwłaszcza wyborem byłego charyzmatycznego premiera Jerzego Buzka na przewodniczącego Europejskiego Parlamentu, ale wygląda na to, że to właśnie mogły być owe los ultimos podrigos, zwiastujące rychłą agonię. Bo popatrzmy; gdyby to był sukces, to dlaczego właśnie po nim brniemy od jednej nieprzyjemności do drugiej? Oto 17 września amerykański prezydent Barack Husejn Obama oficjalnie potwierdził głuche wieści między ludem, że USA wycofują się z aktywnej polityki w Europie, w związku z czym, przynajmniej przez najbliższe lata, sytuację wokół Polski oraz w niej samej, będą według swego uznania kształtowali strategiczni partnerzy, wspomagani radami polityków izraelskich. Już tam oni urządzą nas po swojemu – co do tego nie ma najmniejszej wątpliwości.

Jakby tego było mało, 27 września odbyły się w Niemczech wybory parlamentarne, w następstwie których wszystko wskazuje na to, iż niemieckim ministrem spraw zagranicznych przy Naszej Pani Anieli zostanie Gwidon Westerwelle. Nie da się ukryć, że dobrze to nie wygląda, bo jeśli, dajmy na to, prezydent Miedwiediew do spółki z premierem Putinem będą atakować nas frontalnie, to minister Gwidon Westerwelle, zgodnie ze swoimi upodobaniami, będzie zachodził nas od tyłu i wbijał nam noże w – powiedzmy – plecy. Na domiar złego, tego samego dnia w Szwajcarii aresztowany został reżyser filmowy Roman Polański pod zarzutem, że 31 lat temu obcował z 13-latką. Możliwość aresztowania filmowców za takie rzeczy tak wzburzyła naszych „twórców kultury”, że aż zaczęli zbierać podpisy, niczym po zdemaskowaniu Lecha Wałęsy, zaś pan minister Sikorski, gwoli osaczenia złowrogich Szwajcarów rozpętał niesłychaną ofensywę dyplomatyczną, zapominając całkowicie, że jego partia dopiero co przeforsowała zaostrzenie represji wobec pedofilów.

Jeszcze nie opadł kurz po tym zamieszaniu, a tu już kolejne nieszczęście – nasz murowany kandydat na przewodniczącego Rady Europy, Włodzimierz Cimoszewicz przegrał wybory, dostając o połowę głosów mniej od Norwega. Najwyraźniej premieru Tusku nie wychodzi strategia eliminowania rywali do prezydentury metodą upychania ich na europejskich posadach. Oczywiście ostatnie słowo będzie należało do Naszej Pani Anieli, która, mając po 17 września i po wyborach rozeznanie własnej sytuacji, łatwiej zadecyduje również w naszych sprawach, ale dobrze się to nie zapowiada. No a dzisiaj w Irlandii odbywa się powtórne referendum w sprawie ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Jak wiadomo, jego ratyfikacja oznacza de facto zrzeczenie się niepodległości państwowej. Co zrobią Irlandczycy – trudno powiedzieć, ale pamiętamy, że od wyniku tamtejszego referendum swoją decyzję co do ratyfikacji traktatu lizbońskiego uzależnił pan prezydent Lech Kaczyński. Zatem – chociaż przysięgał bronić niepodległości – może traktat lizboński ratyfikować. No a wtedy – agonia.

Stanisław Michalkiewicz
Felieton  ·  „Nasz Dziennik”  ·  2009-10-02  |  www.michalkiewicz.pl

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza z cyklu „Ścieżka obok drogi” ukazuje się w „Naszym Dzienniku” w każdy piątek.


Skip to content