Aktualizacja strony została wstrzymana

Pacanowska nadgorliwość – Stanisław Michalkiewicz

Jeszcze w Nowym Jorku dobiegły mnie skrzydlate wieści z Polski, że „wszyscy” potępiają Ligę Prawicy Rzeczypospolitej za wyemitowanie wyborczego filmiku, w którym umieszczono zdjęcia przedstawiające prezydenta Lecha Kaczyńskiego pod jerozolimską Ścianą Płaczu w jarmułce na głowie.

O ile pamiętam, pan prezydent Kaczyński rzeczywiście wystąpił tam w takim nakryciu głowy, więc nie bardzo rozumiem, o co ten klangor. Czyżby zdaniem prowincjonalnego Salonu Warszawskiego ujawnianie tego faktu stanowiło jakiś wstydliwy zakątek?

W takim razie warto by jeszcze przed wyborami uzyskać wyjaśnienie, co takiego złego zrobił pan prezydent, zakładając na głowę jarmułkę. Najwyraźniej salonięta muszą uważać to za coś złego, bo czyż w przeciwnym razie podnosiłyby ten potępieńczy klangor?

Wprawdzie już starożytni Rzymianie zauważyli, że fama crescit eundo, co się wykłada, że wieści rosną po drodze, ale chyba prawdą jest, że zarówno fejginięta, jak i salonięta wysunęły przeciwko Lidze Prawicy Rzeczypospolitej zarzut „antysemityzmu”.

Jest on zdumiewający zwłaszcza w Nowym Jorku, gdzie w dzielnicy Williamsburg Żydzi chodzą nie tylko w jarmułkach, ale również – zwłaszcza w sobotę – w okrągłych lisich czapach, czarnych jedwabnych lub wełnianych surdutach, tzw. chałatach oraz białych pończochach, zakładanych do XVIII–wiecznych culottes, czyli spodni zapinanych pod kolanami. Chodzi oczywiście o chasydów, bo jarmułki noszą chyba wszyscy.

Zawiadamiam tedy zaściankowych tubylczych światowców, że straszliwie się mylą sądząc, iż pokazanie kogoś w jarmułce na głowie jest dowodem „antysemityzmu”. Ja oczywiście wiem, że zarówno fejginięta, jak i salonięta chcą jak najlepiej, to znaczy – pragną podlizać się tym, w kim nieomylnym instynktem wyczuwają swoich nowych panów i władców, ale czy koniecznie muszą objawiać przy tym taką pacanowską nadgorliwość?

Ten rodzaj nadgorliwości może wzbudzić nieprzyjemne zaskoczenie nawet u Żydów, bo w sugestii, iż jarmułka na głowie polskiego prezydenta stanowi coś niestosownego, mogą dopatrzyć się obrazy. I co wtedy?

Wtedy każdy, kto najwięcej hałasował przy potępianiu Ligi Prawicy Rzeczypospolitej, może zostać odnotowany na liście proskrypcyjnej. Może zatem lepiej nie przesadzać z tymi oskarżeniami o „antysemityzm”, bo lepsze jest wrogiem dobrego.

Nawiasem mówiąc, w Ameryce otwartym tekstem mówi się również o partactwie prezydenta Busha w Iraku, oskarżając go o pójście na pasku syjonistycznego lobby tak zwanych „neokonserwatystów”, czyli – co zwłaszcza po francusku brzmi obelżywie – „neokonów”.

Nasi mężykowie stanu oczywiście nie ośmielają się na ten temat nawet zająknąć, wychodząc zapewne z założenia, że „co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie”, ale niezależnie od nich możemy chyba zastanowić się nad przyczynami, dla których również Polska stała się w ostatnich miesiącach obiektem tak wielkiego zainteresowania środowisk żydowskich. Objawiło się to m.in. w reaktywowaniu loży B’nai B’rith, której działalność została zakazana w Polsce na podstawie dekretu prezydenta Mościckiego.

Min. Ewa Juńczyk–Ziomecka w imieniu prezydenta Kaczyńskiego wyraziła „radość” z powodu „odrodzenia się” tej organizacji, ale wiadomość o radości pana prezydenta z tego powodu nie ukazała się na stronach internetowych Kancelarii Prezydenta. Czyżby w obawie, że rozprawianie w domu wisielca o sznurze może być nietaktowne?


 Stanisław Michalkiewicz
 Komentarz  ·  specjalnie dla www.michalkiewicz.pl  ·  2007-10-18  |  www.michalkiewicz.pl

 

Skip to content