Aktualizacja strony została wstrzymana

UK: Krok po kroku ku eutanazji?

Przez ostatnie pół roku zwolennicy eutanazji nasilili kampanię na rzecz legalizacji samobójstwa wspomaganego w Wielkiej Brytanii. W mediach pojawiło się wiele poruszających historii o ludziach, którzy wyjechali do Szwajcarii, aby dokonać żywota w ponurej „klinice” eutanazyjnej zarządzanej przez organizację Dignitas.

Wprawdzie brytyjska Izba Lordów odrzuciła w lipcu br. projekt poprawki ułatwiającej przeprowadzenie tzw. samobójstwa wspomaganego poza granicami państwa, jednak autorzy tej nowelizacji, w tym lord Charles L. Falconer – prawnik i polityk Partii Pracy – chcą doprowadzić przynajmniej do takiej zmiany ustawodawstwa, aby osoba, która pomaga innym dotrzeć do eutanazyjnej „kliniki” nie był oskarżona o pomoc w doprowadzeniu do śmierci.

Co wiecej, pod koniec lipca br., Royal College of Nursing (brytyjski odpowiednik polskiej Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych) ogłosiła, że zrywa z zasadą neutralności wobec samobójstwa wspomaganego. RCN została drugą instytucją medyczną, która zmieniła swoje zapatrywanie na eutanazję. Pierwszą było British Medical Association (Brytyjskie Towarzystwo Lekarskie), które jednak po interwencji wielu członków oficjalnie wycofało się z popierania rozwiązań eutanazyjnych.

Według najnowszego sondażu opinii publicznej – przeprowadzonego na początku sierpnia przez grupę Populus – prawie 74 proc. respondentów chce, aby lekarze pomagali terminalnie chorym godnie zakończyć życie; natomiast 60 proc. chciałoby mieć możliwość udzielenia bliskiej osobie pomocy w samobójstwie bez obawy, że zostaną aresztowani i oskarżeni o morderstwo.

Debata na temat samobójstwa wspomaganego nasiliła się po wspólnej eutanazji słynnego dyrygenta Edwarda Downes i jego żony. Oboje udali się po śmierć do Szwajcarii. Media bardzo emocjonalnie relacjonowały całą historię.

Dla wielu Brytyjczyków wszystko to jest poważnie niepokojące. Przeciwnicy eutanazji obawiają się, że najgłębsze ludzkie lęki, przed cierpieniem i samotnością, będą cynicznie wykorzystywane tak, aby doprowadzić do zmian w prawie. Wydaje się, że legalizacja samobójstwa wspomaganego jest tylko kwestią czasu.

W tej bezlitosnej kampanii zwolennicy „śmierci z wyboru” wskazują na dwie tylko możliwości: albo wybierzesz eutanazję, albo staniesz twarzą w twarz z przerażającym cierpieniem bez możliwości zakończenia go. Niewielu z nas jest wewnętrznie wolnych od lęku przed bólem i cierpieniem. Tymczasem na mocy jakiejś dziwnej poprawności politycznej wprowadzono embargo na informowanie o opiece paliatywnej/hospicyjnej.

Na początku sierpnia grupa parlamentarzystów realizująca kompetencje sądowe Izby Lordów rozpatrywała przypadek cierpiącej na stwardnienie rozsiane Debbie Purdy. Kobieta chce otrzymać formalne zapewnienie, że jej mąż nie będzie oskarżony o pomocnictwo w samobójstwie, jeśli będzie jej towarzyszył do „kliniki” eutanazyjnej.

Kobieta obawia się bólu nie do zniesienia lub zadławienia się się na śmierć. Chce umrzeć spokojnie. Eksperci ds. opieki paliatywnej próbowali ją uspokoić i przekonywali, że chorzy na SM nie miewają problemów z przełykaniem. Nie ma też przyczyny, dla której musiałaby umierać w bólu.

Izba Lordów nakazała prokuraturze jednoznaczne określenie sytuacji, gdy z urzędu podejmuje działania wobec osób, które pomogły krewnym lub przyjaciołom dotrzeć do takich miejsc, jak np. „klinika” Dignitas w Szwajcarii. Określenie to ma zostać podane do publicznej wiadomości.

Pomimo nielegalności samobójstwa wspomaganego, żadna z osób towarzyszących bliskim w podróży do ośrodka eutanazyjnego nie została ani oskarżona, ani skazana za pomoc w doprowadzeniu do samobójstwa i nic nie wskazuje na to, żeby kiedykolwiek miało się tak zdarzyć. Zatem nie sposób uniknąć konkluzji, że przypadek Debbie Pardy, wspieranej przez proeutanazyjną organizację Dignity In Dying (dawniej Voluntary Euthanasia Socjety), jest wykorzystywany do ustanowienia precedensu prowadzącego do zmiany prawa.

Prawo jest po to, aby chronić słabych. Tymczasem po raz kolejny obserwujemy proceder wykorzystywania dramatycznej sytuacji ludzi nieuleczalnie chorych do manipulowania opinią społeczną.

Należy pamiętać, że decyzja o poddaniu się eutanazji podejmowana jest niekiedy pod presją bliskich. Owi bliscy mogą być ludźmi bez skrupułów albo po prostu ludźmi zmęczonymi opieką nad obłożnie chorym lub zupełnie bezradnymi wobec bólu i cierpienia swoich chorych. W takiej sytuacji terminalnie chorzy mogą rozważać poddanie się eutanazji.

Tymczasem ci chorzy, których otoczy się odpowiednią opieką i wsparciem, odkrywają sens życia pomimo ciężkiej, nieuleczalnej choroby. Tak właśnie zdarzyło się w przypadku Sarah Ezekiel, cierpiącej na stwardnienie zanikowe boczne (SLA lub MND). U pacjentów w toku rozwoju choroby dochodzi do powolnego, ale systematycznego pogarszania się sprawności ruchowej, a w późniejszych etapach do całkowitego paraliżu i ostatecznie śmierci poprzez zatrzymanie pracy mięśni oddechowych.

Sarah Ezekiel początkowo myślała o śmierci – mąż ją porzucił wkrótce po usłyszeniu diagnozy, została sama z dwójką kilkuletnich dzieci. Ostatkiem sił psychicznych podjęła decyzję o przeniesieniu się do hospicjum i tam zmieniła zdanie. Sarah współpracuje teraz ze stowarzyszeniem chorych na SLA/MND. Chociaż jej choroba postąpiła już na tyle, że kobieta nie może się samodzielnie poruszać i komunikuje się przez komputer, to jednak nie poddaje się rozpaczy. W rozmowach z innymi przyznaje, że kiedy uświadomiła sobie, iż eutanazja jest właściwie jak uśpienie zwierzęcia, wyszła z depresji i w miarę swoich możliwości prowadzi aktywne życie, które daje jej zadowolenie i satysfakcję.

Przeciwnikom eutanazji nie chodzi o to, aby minimalizować destrukcyjny wpływ ciężkich i nieuleczalnych chorób na życie człowieka. Chodzi o to, że każde życie jest warte przeżycia.

[Na podst.: „Mail Online” – 08.08.2009 r.]

Strona internetowa Sarah Ezekiel:
http://sarahezekiel.moonfruit.com/#/photos/4534201453

Za: HLI-Polska | http://www.hli.org.pl/xoops/modules/news/article.php?storyid=1117 | HLI News : Krok po kroku ku eutanazji?

Skip to content