Aktualizacja strony została wstrzymana

Objawy schizofrenii bezobjawowej –Stanisław Michalkiewicz

Nie wolno izolować demokratycznych narodów” – głosi napis na bilboardzie w hali przylotów terminalu lotniska im Kennedy’ego w Nowym Jorku, gdzie czekam czekam w kolejce do oficera imigracyjnego, który zdecyduje – izolować mnie, czy nie.

Ale czy ja jestem jakimś „demokratycznym narodem”? A gdzieżby tam, uchowaj Boże! Nie tylko nie jestem „demokratycznym narodem”, ale nawet nie uchodzę za ultrasa demokracji, więc diabli wiedzą, jak będzie z tą izolacją.

Okazuje się zesztą, ze napis na bilboardzie wcale nie dotyczy osobników takich jak ja, tylko „narodu tajwańskiego”, który powinien być przyjęty do Organizacji Narodów Zjednoczonych. Tak w każdym razie uważają „przyjaciele Tajwanu”, którzy bilboard ufundowali. Znaczy – to nie żadna akcja rządu, tylko prywatne przedsięwzięcie zapewne z dyskretnym poparciem Departamentu Stanu, niemniej jednak.

Ano, skoro tak, to niechże ich przyjmą; dlaczego jakiś tajwański wykształciuch nie miałby przemówić do innych, podobnych mu wykształciuchów w sali Zgromadzenia ogólnego ONZ? Co prawda, oni wszyscy z góry wiedza, co powie każdy z nich, ale wiadomo, że i demokracja musi mieć swoje rytuały.

Skracając sobie czas oczekiwania takimi rozmyślaniami, dochodze wreszcie do oficera. Ten pyta, po com przyjechał, potem lewy palec, prawy palec, dno oka i już dołączam do grona szczęściarzy, co to nie zostali izolowani.

Ale nie zawsze idzie tak gładko. Następnego dnia na lotnisku w Ottawie pani oficerowa kanadyjska, której nieopatrznie powiedziałem, że przywożę książki [mowa o nowej książce StM – przyp. webmaster], kieruje mnie do osobnego kantorku, bierze książkę, przegląda i pyta, w jakim to ona jest języku.

Polskiego, ma się rozumieć, nie zna, więc robi mi wyrzut, dlaczego rzecz nie została przetłumaczona na jakiś normalny język, dajmy na to – francuski, w którym właśnie rozmawiamy.

Ano – powiadam – wyszła dopiero trzy tygodnie temu, więc jeszcze za wcześnie na tłumaczenie. Zresztą, poza Polakami nikogo to nie obchodzi, więc po co tłumaczyć. – Tak? A o czym ona jest, ta książka? – pyta dociekliwa pani. – Ona jest o lustracji w Polsce. – O lustracji? A co to takiego?

Opowiadam tedy, że za komuny było UB, które miało swoich konfidentów, no a teraz chodzi o to, żeby wiedzieć, którzy to byli, czy dajmy na to, któryś nie jest aby autorytetem moralnym. Dla pani, widzę, trochę to za trudne, więc znowu bierze się za wertowanie książki i każe mi tłumaczyć tytuły rozdziałów.

Widocznie mam zdziwiona minę, bo wyjaśnia, że „wie pan, tu jest Kanada i prawo zakazuje uprawiania propagandy”. Dziwię się uprzejmie, twierdząc, że zawsze myślałem, iż Kanada słynie w świecie z wolności słowa. – Zresztą – powiadam – żadnej „propagandy” tu nie ma, tylko relacje o tym, co wydarzyło się w ciągu ostatnich 15 lat.

Pani wychodzi na jakieś konsulatacje, po czym zagląda do internetu. – Co pani chce wiedzieć? – Sprawdzam, czy coś o panu jest w internecie. – O, to będzie trochę trwało, bo podobno jest 400 tys. wzmianek – mówię, ale przecież wśród nich pewnie są też donosy Stowarzyszenia Otwarta Rzeczpospolita i Stowarzyszenia im. Jana Karskiego, chwała Bogu – po polsku.

Okazuje się, że chyba słusznie myślę, bo moja pani idzie na konsultacje do innej i wspólnie nad czymś się naradzają. Wreszcie wraca i uśmiechem, który wydaje mi się trochę dziwny oznajmia mi, że jestem „sławny” również w USA. Niechże Najwyższy błogosławi tedy pana Abrahama Foxmana z żydowskiej Ligi Antydefamacyjnej, bo czyż to nie jego interwencjom u prezydenta Kaczyńskiego, żeby wyrzucić mnie z Polskiego Radia, zawdzięczam obecne wyzwolenie z lotniskowego domu niewoli?

Okazuje się, że Kanadyjczycy nie różnią się od Polaków i śmiało można by również do nich skierować słowa „Posłania do Narodów Europy Wschodniej” z 1981 roku, że „głęboko czujemy wspólnotę naszych losów”. Najwyraźniej międzynarodówki też mogą by rozmaite, tyle, że jedne działają z ostentacją, a inne – dyskretnie.

Wspominam o tym tak obszernie, bo właśnie przeczytałem, jak to niezawisły sąd zabronił prof. Zybertowiczowi mówienia o sekretnych związkach telewizji „Polsat” z razwiedką. Teraz tylko patrzeć, jak red. Lis, Żakowski i Wołek zaczną pod niebiosa wychwalać niezawisłość sądów, chociaż z drugiej strony wychwala się przecież Galileusza, co to niby, wbrew zakazowi Inkwizycji miał powiedzieć, że „jednak się porusza”.

Ale czy Inkwizycja była niezawisłym sądem, jakie mamy dzisiaj w Polsce? To już zależy od punktu widzenia, więc i tak dobrze, że niezawisły sąd nie zabronił prof. Zybertowiczowi mówić również o innych sprawach, że, dajmy na to, nie zabronił mu w ogóle mówić. A dlaczego miałby sobie żałować, dlaczego miałby mu nie zabronić, skoro wiadomo przecież, że milczenie jest złotem?

Oczywiście nie w każdym przypadku; taki dajmy na to, „drogi Bronisław” może mówić, co mu się tylko podoba i żaden niezawisły sąd nie ośmieli się podnieść nań wyssanego palca, podobnie zresztą, jak na Aleksandra Kwaśniewskiego, ale po pierwsze – co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie, a po drugie, najwyraźniej „Polsat”znalazł jakiś sposób przekonania niezawisłego sadu, że tak własnie będzie dla wszystkich najlepiej. Podobnie uważał pan Surwint, szlachcic żmudzki, perswadując oficerowi plutonu egzekucyjnego, by nie rozstrzeliwał pana Wołodkowicza: „zmuruje kościół pan mój, chwała Bogu ma z czego!”.

No dobrze, ale co będzie, jeśli prof. Zybertowicz zacznie przedstawiać historię sekretnych związków „Polsatu” z razwiedka w języku migowym? Czy niezawisły sąd zabroni mu także gestykulować?

Wszystko to być może, ale jak taki zakaz wyegzekwować? Nie ma rady, bez kaftana bezpieczeństwa chyba się nie obejdzie. No dobrze, ale jakże to tak, pakować zdrowego człowieka, w dodatku profesora uniwersytetu, w kaftan bezpieczeństwa? Co powie na to Helsińska Fundacja Praw Człowieka, co powiedzą inni płomienni szermierze wolności?

A cóż niby mieliby powiedzieć; nic nie powiedzą, bo przecież wolność jest tylko dla przyjaciół wolności, a nie dla jej wrogów. A o tym, kto jest przyjacielem wolności, zawsze decydował Hermann Göring, tj. pardon – Hermann Göring decydował, kto jest Żydem, a o tym, kto jest przyjacielem wolności, a kto jej wrogiem decyduje… no, kto właściwie o tym decyduje?

Czy aby nie razwiedka, za pośrednictwem swoich agentów, uplasowanych po fundacjach i merdiach? Skoro tak, to tylko patrzeć, jak wracze ze Światowej Organizacji Zdrowia zatwierdzą przez głosowanie słynną schizofrenię bezobjawową, na którą zapadało w przeszłości tylu wrogów nieubłaganego postępu. Czas po temu najwyższy, bo już i duchowy przywódca polskich gojów i lesbijek Robert Biedroń wzywa do „leczenia nienawiści” do homosiów.


 Stanisław Michalkiewicz
Komentarz  ·  tygodnik „Najwyższy Czas!”  ·  2007-09-21  |  www.michalkiewicz.pl

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Skip to content