Aktualizacja strony została wstrzymana

Hitlerczykowie zza Odry

Bezczelność i arogancja Hitlerczyków raz po raz przekracza granice tego, co uważaliśmy za niemożliwe. Już przyzwyczailiśmy się, iż nasi przyjaciele i adwokaci zza Odry nie piszą inaczej o zbudowanych przez siebie obozach, jak „polskie”. Normalne się też stało oskarżanie Polaków o „antysemityzm” (przez Niemców!). Niewątpliwą zechętą jest tu niemal totalny brak jakiejkolwiek oficjalnej, mocnej reakcji ze strony władz zwących się ironicznie „polskimi”.

Proroczo pisaliśmy przed wieloma laty, że nadejdzie czas, gdy na lekcjach historii opowiadać się będzie o polskich nazistach, którzy chcieli wymordować wszystkich Żydów i tylko bohaterska akcja wojsk niemieckich w 1939 roku częściowo zapobiegła holocaustowi. Z tym, że stawialiśmy to w perspektywie co najmniej 20-30 lat.

Aż tak długo czekać nie trzeba będzie. Oto artykuł p. Andrzeja Solaka z „Nowej Myśli Polskiej”.

Hamburski tygodnik „Der Spiegel” oskarżył m.in. Polaków o udzielenie pomocy hitlerowskim Niemcom w dziele wymordowania Żydów, przeciwstawiając ich służalczość i antyżydowski fanatyzm wzorowej postawie narodu duńskiego. W jeszcze bardziej agresywnym tonie wypowiedziała się dr Alina Cała z Żydowskiego Instytutu Historycznego w wywiadzie dla „Rzeczypospolitej”. Tymczasem porównanie okupacyjnej rzeczywistości w Danii i Polsce musi prowadzić do wniosku, iż zarówno autorzy „Spiegla”, jak i pracownica naukowa ŹIH w sposób nader umiarkowany operują prawdą.

Exodus

W 1940 r. liczebność społeczności żydowskiej w Danii sięgała 8.000 osób (0,2 proc. ogółu ludności). Przez pierwsze trzy lata okupacji sytuacja tej grupy narodowościowej nie uległa zmianie. Żydzi podlegali obowiązkowej rejestracji, jednak ogromna większość nadal cieszyła się bezpieczeństwem i ochroną ze strony państwa. W kraju oficjalnie będącym sojusznikiem Hitlera sprawcy antysemickich ekscesów (np. próby podpalenia synagogi w Kopenhadze) byli stawiani przed sądami i skazywani na kary więzienia i grzywny. Dania wydawała się być bezpieczną enklawą dla Żydów, wyjątkowym miejscem w płonącej Europie. Współczesne badania wykazują jednak, że już w owym czasie doszło do pierwszych przypadków deportacji Żydów na wschód. W latach 1940-1942 władze duńskie wydały Niemcom co najmniej 19 osób.
„Ostateczne rozwiązanie” kwestii duńskich Żydów było kwestią czasu. Sytuacja uległa całkowitej zmianie po 29 sierpnia 1943 r., po zniesieniu przez okupanta rządu duńskiego. Na pierwsze dwa dni października 1943 r. Niemcy zaplanowali przeprowadzenie wielkiej obławy. Operację miała przeprowadzić jednostka specjalna pod dowództwem dr. R Mildnera.
Kilka dni wcześniej, 28 września, Georg Ferdinand von Duckwitz, niemiecki attache morski w Kopenhadze, spotkał się w tajemnicy z politykami duńskimi, ostrzegając ich przed planowaną deportacją.
Informacje szybko dotarły do ruchu oporu oraz do zwierzchników wspólnoty żydowskiej. Wiadomość rozeszła się lotem błyskawicy. Ogromna większość Żydów została ostrzeżona i w porę ukryta. Wielce pomocnym był tu fakt, iż duńscy Izraelici skupieni byli przede wszystkim w stolicy. Kolejnym etapem akcji ratunkowej było przerzucenie Żydów do Szwecji, która zaoferowała azyl uciekinierom.
Przywódcy żydowscy oraz przedstawiciele podziemia zwrócili się o pomoc do duńskich rybaków. Ci nie odmówili, zażądali jednak pokaźnych kwot. Po negocjacjach rybacy zgodzili się, by opłata za przewóz została wypłacona w ratach. Statki rybackie przewiozły do Szwecji 5.500 osób. Inni Żydzi byli szmuglowani na pokładach promów lub przerzucano ich przy pomocy łodzi wiosłowych i kajaków. Żydzi, nim osiągnęli zbawczy szwedzki brzeg, na ogół ukrywali się u chrześcijańskich rodzin od kilku dni do kilku tygodni. Oznacza to, że w pomoc zaangażowanych było wiele tysięcy Duńczyków.
Tymczasem SS rozpoczęło spóźnioną obławę, wspierane przez kolaborantów duńskich (dwa bataliony policji oraz 50 ochotników Waffen-SS). Pochwycono pewną liczbę ukrywających się. W nocy z 1 na 2 października 70 Żydów znaleziono na strychu kościoła w Gilleleje. Ich kryjówkę zdradziła młoda dziewczyna, romansująca z niemieckim żołnierzem. Aresztowanych Żydów przewożono do portu Langelinie, gdzie oczekiwały na nich statki przygotowane do transportu. Punktem docelowym deportacji był obóz koncentracyjny w Theresienstadt (Terezinie) w okupowanej Czechosłowacji. Ostatecznie trafiło tam 472 duńskich Żydów, z których 52 zmarło. Ogółem wśród ofiar śmiertelnych Holocaustu znalazło się od 77 do 120 duńskich Żydów.
Akcja ratowania Żydów obrosła w mity. Do dziś powtarza się apokryficzną opowieść, jakoby król Chrystian X odgrażał się Niemcom, że będzie nosił na rękawie żółtą Gwiazdę Dawida, aby wyrazić solidarność ze swymi żydowskimi poddanymi (w utrwaleniu tej legendy bardzo pomogła powieść „Exodus” Leona Urisa).
Trzeba przyznać, że Duńczycy zachowali się wspaniale. Dotyczy to tak „kolaboracyjnych” władz, konspiratorów, jak i niezrzeszonych obywateli. Wypada jednak podkreślić całkowicie odmienne od polskich warunki akcji ratunkowej.
Duńskim „ratownikom” nie groziła kara śmierci. Nie było okrutnych represji w rodzaju rozstrzeliwania czy palenia żywcem całych rodzin ukrywających Żydów, czego doświadczyło setki Sprawiedliwych w Polsce.
Powodzeniu akcji duńskiej sprzyjała mała liczebność tamtejszej populacji żydowskiej. W Danii jeden Żyd przypadał na 500 gojów. Dla po równania, w Polsce – jeden na 9 (jeśli zaś uwzględnić samych Polaków – 1 na 7). Duńczykom po prostu łatwiej było ukryć garstkę swoich Izraelitów. Ratunek ogromnie ułatwiła bliskość neutralnej Szwecji.
Jednak akcja nie byłaby możliwa bez wsparcia prominentnych osobistości spośród Niemców. To niemiecki dyplomata von Duckwitz przekazał Duńczykom informacje o planowanej deportacji. Sam został poinformowany z kolei przez… namiestnika Rzeszy w Danii (Bevollmächtigter des Reiches in Dänmark), SS-Obergruppenführera dr. Wernera Besta. Więcej, głównodowodzący niemieckich wojsk okupacyjnych wycofał okręty Kriegsmarine z rejonu, w którym odbywał się przerzut (!).

Narastająca fala

Tymczasem 16 września 1943 r. duńskie podziemie powołało Radę Wolności, koordynującą działania ruchu oporu. Została ona uznana przez aliantów za legalny rząd.
Wystąpienia konspiratorów nabrały pewnego rozmachu. Prawdziwym przełomem był wielki strajk w Kopenhadze w dniach 26 czerwca – 3 lipca 1944 r. Doszło wtedy do masowych rozruchów; padło 102 zabitych. 1 lipca osobiście interweniował Hitler, zakazując orzekania wyroków śmierci na uczestników wystąpień (w poprzednich dniach skazanie 7 osób wpłynęło na rozszerzenie się protestów. Z drugiej strony Führer domagał się zaostrzenia represji niejawnych, skrytego zabijania 5 Duńczyków za każdego zlikwidowanego Niemca).
Strajk stłumiono, jednak sympatia ogółu społeczeństwa zaczęła przechylać się na stronę ruchu oporu. We wrześniu 1944 r. miał miejsce kolejny masowy strajk (zginęło 9 Duńczyków i 2 Niemców). Okupanci rozwiązali wtedy duńską policję – spośród 10.000 funkcjonariuszy aresztowali i zesłali do obozów 1.960. Na miejsce policji powołali Korpus HIPO (od Hilfspolizei – Policja Pomocnicza). Duńska HIPO liczyła 550 ludzi; szybko zasłynęła z brutalnych akcji represyjnych. Hipowcy bezlitośnie rozprawiali się z osobami podejrzanymi o udział w konspiracji, posuwając się do tortur i morderstw. Wielu członków HIPO należało wcześniej do osławionego Korpusu Schalburga. Ta formacja paramilitarna, powstała jeszcze w lutym 1943 r., była częścią Allgemeine SS. Początkowo występowała jako Germański Korpus; nowa nazwa miała uczcić pierwszego z dwóch poległych w Rosji dowódców Frikorps Danmark. Wśród jej 600 członków było wielu weteranów walk na froncie wschodnim. Większość członków formacji oddelegowano następnie do utworzonego właśnie duńskiego batalionu policyjnego SS (SS-Uddannelsesbatallion Sjælland), który chronił szlaki komunikacyjne i podejmował różnorakie działania przeciw ruchowi oporu.
Wśród kolaboracyjnych formacji policyjnych wyjątkowo złowrogi charakter miała tzw. Petersgruppe, rodzaj „szwadronu śmierci”, który miał dokonywać skrytobójstw. Decyzję o zastosowaniu tego rodzaju represji podjął sam Hitler pod koniec 1943 r.

Robotnicy ostatniej godziny

Akcji dywersyjnych i sabotażowych było coraz więcej. Również represje przybierały na sile. W lutym 1945 r. okupant przeprowadził najsroższą akcję odwetową – w odpowiedzi na zamach, w których zginęło 8 żołnierzy niemieckich, skazano na śmierć 91 Duńczyków. W następnym miesiącu niemieckie siły policyjne zabiły w obławach lub doraźnych egzekucjach kolejne 74 osoby. Jednak opór tężał.
Pod koniec wojny w strukturach konspiracyjnych zaangażowanych było podobno 45.000 osób. Powojenni historycy przypisywali wielką rolę duńskim działaniom dywersyjnym wymierzonym w szlaki komunikacyjne, co jakoby miało poważnie zdezorganizować zaopatrzenie Wehrmachtu po otwarciu Drugiego Frontu w Normandii w czerwcu 1944 r. Z drugiej strony, największe natężenie wystąpień przypada na ostatnie miesiące wojny, np. spośród 1810 akcji dywersyjnych na kolei aż 1301 przeprowadzono dopiero w 1945 r.
Uczestnikom tych i innych akcji należy się szacunek, trudno jednak porównywać duński resistance z wojnami partyzanckimi toczącymi się wtedy w Polsce, Jugosławii czy na okupowanych terenach ZSRS. Przez cały okres okupacji duńscy konspiratorzy wzięli na swe sumienia 139 zgładzonych Niemców. W akcjach zabili też 25 funkcjonariuszy duńskich sił policyjnych, ponadto przeprowadzili 375 udanych akcji likwidacyjnych osób uznanych za kolaborantów (powojenne śledztwa wykazały, że co najmniej 9 zabójstw było nieuzasadnionych). Straty ruchu oporu wyniosły 850 ludzi.
Pod koniec wojny konspiratorzy otrzymali znaczące wsparcie ze Szwecji. Rząd w Sztokholmie wytrwał w neutralności, choć z czasem zbliżył się do koalicji antyhitlerowskiej, m.in. udzielając tajnej pomocy podziemiu duńskiemu i norweskiemu. Do Danii wysłano 5.000 pistoletów maszynowych, tyleż karabinów, 10.000 granatów, 10 milionów naboi. W Szwecji powstały również norweskie i duńskie oddziały wojskowe. W 1943 r. władze w Sztokholmie zgodziły się utworzyć z duńskich emigrantów 500-osobowy oddział, oficjalnie traktowany jako formacja policyjna. Do końca wojny rozrósł się on do stanu brygady w sile 4.800 żołnierzy; otrzymała ona status duńskiej jednostki wojskowej na uchodźstwie. Z okrętów duńskich, które w 1943 r. uciekły do Szwecji, sformowano Flotyllę Duńską; miała ona bazę w Karlskronie.
W ostatnich dniach wojny na terytorium Danii znalazło się 272.000 żołnierzy niemieckich i ich sojuszników (m.in. 20.000 Węgrów), jak też 250.000 uchodźców ze Wschodu. 6 maja 1945 r. w Danii wylądowały oddziały brytyjskie pod dowództwem gen. R. H. Dewinga. Siły niemieckie kapitulowały.

Rozliczenia i zemsta

Po zakończeniu wojny aresztowano 40.000 osób oskarżonych o kolaborację. Spośród nich skazano 13.500, przeważnie na kilkuletnie wyroki więzienia. Sentencję o najwyższym wymiarze kary usłyszało 78 osób; z tego 46 wyroków wykonano. Przed plutonem egzekucyjnym stanęli m.in.: b. dowódca Wolnego Korpusu Duńskiego i Korpusu Schalburga, sądzony dodatkowo za 2 zabójstwa, SS-Obersturmbahnführer Knud Børge Martinsen; kapitan Korpusu Schalburga i zabójca na usługach Gestapo Jacob Erik Holm; funkcjonariusze Gestapo Johannes Rasmussen-Snogen, Frantz Erik Toft, Poul Michael Hansen; ex-gestapowiec, a przy tym weteran SS-Fallschirmjäger-Bataillon 500 oraz Panzer-Brigade 150 Skorzennego Børge Thorkild Jensen; liczni funkcjonariusze HIPO.
Pod zarzutem zdrady stanu sądzony był przywódca DNSAP Frits Clausen; zmarł w więzieniu przed ogłoszeniem wyroku. Kapitan Poul Sommer, pilot lotnictwa niemieckiego, oficer Korpusu Schalburga i dowódca Korpusu Strażniczego Luftwaffe w Danii został skazany na 12 lat więzienia. 8-letni wyrok otrzymał pierwszy dowódca Wolnego Korpusu Duńskiego, następnie weteran 3 Dywizji Pancernej SS „Totenkopf”, 5 Dywizji Pancernej „Wiking”, dowódca Kampfgruppe „Küste”, SS-Brigadenführer Christian Peder Kryssing; los dotknął go srogo – dwaj jego synowie polegli na froncie wschodnim.
W powojennej rzeczywistości nie brakło niepotrzebnej brutalności i okrucieństwa. Jak już wspomniałem, pod koniec wojny w Danii schroniła się ćwierćmilionowa rzesza uchodźców, ewakuowana przez Kriegsmarine z Prus Wschodnich, Pomorza i krajów bałtyckich. Mimo, że przeważały wśród nich kobiety, dzieci i mężczyźni niezdolni do służby wojskowej, władze duńskie internowały ogromną część tułaczy aż do 1949 r. Przetrzymywano ich w wydzielonych obozach, otoczonych drutem kolczastym, pod okiem wojskowej straży. W tych ośrodkach internowania panował głód, szalały choroby. Tylko do końca 1945 r. zmarło w nich 13.000 osób, w większości małych dzieci.

Rachunki krwi

Ogółem w latach 1940-1945 walka z niemiecką okupacją Danii pochłonęła 1.700 ofiar w szeregach ruchu oporu i ludności cywilnej (w tym 103 straconych z wyroków sądów, 447 zamordowanych w akcjach odwetowych, 546 zmarłych w obozach koncentracyjnych). Nawet uwzględniwszy, iż kraj liczył niespełna cztery miliony mieszkańców, trudno porównywać rozmiary tej przemocy do terroru, jakiego doświadczył naród polski.
Nieporównywalny jest również wysiłek zbrojny. Armia duńska utraciła 16 zabitych broniąc kraju w 1940 r. oraz kolejnych 26 trzy lata później. Ponad 100 potomków Wikingów postradało życie służąc w alianckich siłach zbrojnych, m.in. 30 lotników (20 w lotnictwie brytyjskim, 5 w norweskim, 3 w południowoafrykańskim, 2 w kanadyjskim). Wojenne straty Duńczyków obejmują również 1.287 marynarzy floty handlowej. Ponadto blisko 300 cywilów zginęło w alianckich bombardowaniach.
Znacznie więcej poddanych Chrystiana X rozstało się niemieckich życiem w niemieckich mundurach na froncie (3900), bądź w zamachach ruchu oporu (400). Ponad 55 proc. wojennych strat duńskich – to zabici zwolennicy Hitlera!
W świetle powyższego enuncjacje autorów „Spiegla”, jak również dr Aliny Całej z Żydowskiego Instytutu Historycznego, przeciwstawiających tchórzliwych i przepojonych nienawiścią Polaków szlachetnym i heroicznym Duńczykom – brzmią nieco dwuznacznie…

Andrzej Solak
Nowa Mysl Polska Nr 29-30 (19-26.07.2009)

Za: Dziennik gajowego Maruchy | http://marucha.wordpress.com/2009/07/30/hitlerczykowie-zza-odry/

Skip to content