Aktualizacja strony została wstrzymana

Nie wierzę w ocieplenie klimatu – Mieczysław S. Ostojski

Od dłuższego czasu zabierałem się do napisania tego artykułu, ale nowe informacje pojawiające się w mediach powodowały, że wstrzymywałem się, aż w końcu siadłem i zacząłem pisać o nowej religii, czyli wierze w … zmianę klimatu.

Ale zacznę od przypomnienia kilku powszechnie znanych informacji, których nie można nazwać faktami, bo nie zostały ostatecznie udowodnione, dotyczących tego zagadnienia.

Otóż przyjmuje się, że Ziemia powstała pomiędzy 4 a 5 mld lat temu, czyli można przyjąć, że jakieś 4,5 mld lat temu, z dokładnością do 0,5 mld, a człowiek pojawił się na Ziemi około 200 tys., lat temu. Te 200 tys. lat też obarczone jest jakimś błędem, tak około 50 tyś. lat – ale to drobiazg, chociaż to 50 razy tyle ile lat liczy sobie Polska. Aby zobrazować uczniom skalę tych przedziałów czasowych, jeden ze znajomych nauczycieli, stworzył ścieżkę dydaktyczną o długości 900 m i na początku tej ścieżki wręczył każdemu patyk i kazał narysować początkową linię.

Po przejściu całej śnieżki ponownie polecił narysować końcowe linie i wyjaśnił uczniom, że ta 1 cm kreska to jest ok. 50 000 lat na 900-metrowej historii Ziemi i trzeba by ten 1 cm podzielić jeszcze na 500 części, żeby na niej zaznaczyć czas życia 100-letniego człowieka oraz narysować obok siebie 4 takie kreski, aby zaznaczyć okres, od kiedy człowiek pojawił się na Ziemi. Nawet na osobach bez wyobraźni taka wizualizacja robi wrażenie.

Tyle przypomnienia. A tymczasem, od tak mniej więcej połowy lat 80-tych XX w., kiedy wyeliminowano już freon z lodówek i innych urządzeń chłodzących, o co zabiegali przede wszystkim producenci chłodziarek, ponieważ żywotność lodówki „na freon” to minimum 20 lat a „na sprężone powietrze” to około 10 lat, głównym zagrożeniem dla ludzkości stały się… zmiany klimatu. Uznano, tzw. gazy cieplarniane, w tym głównie dwutlenek węgla CO2, za główną przyczynę rzekomych obserwowanych zmian klimatu podejmując jednocześnie bezprecedensową walkę o ograniczenie ich emisji do atmosfery. Wiąże się to ze zmianami technologii produkcji w zakładach przemysłowych i elektrowniach a także wymusza zaprzestanie wykorzystywania węgla, jako źródła energii.

Nie dziwi, że za propagowaniem teorii, dlaczego teorii wyjaśnię za chwilę, o zmianach klimatu stoją potęgi przemysłowe, które albo już wykorzystały wszystkie swoje zasoby węgla, albo zaprzestały ich wykorzystania, zapełniły swój rynek wewnętrzny nowymi technologiami i poszukują sposobu, podobnie jak wspomniani wcześniej producenci lodówek w przypadku freonu, eksportu swoich technologii. Teoria o zmianach klimatu pojawiła się więc, w samą porę.

W Berlinie w 1988 r. WMO i UNEP, dwie organizacje ONZ-towskie, powołują IPCC, czyli panel, który ma dostarczać naukowych dowodów na zmiany klimatu a już 4 lata później, w Rio de Janeiro, na Szczycie Ziemi w 1992 r., ONZ powołuje ramową konwencję w sprawie zmian klimatu (UNFCCC). I zaczyna się kampania propagandowa związana z wpływem epoki industrialnej na klimat. Kolejne raporty IPCC podkręcają tylko temperaturę niepokoju społeczeństw a kulminacyjnym punktem tych kampanii jest przyznanie, w 2007 roku, Pokojowej Nagrody Nobla dla IPCC a politycznym podsumowaniem Konferencja Stron Konwencji Klimatycznej w Paryżu (COP-21) w grudniu 2015 r. i przyjęta tam deklaracja m.in. o ograniczeniu emisji CO2.

Praktycznie już od 2008 r. zaczyna się rodzić nowa religia, której DOGMATEM jest wiara w zmiany klimatu. W obiegu publicznym praktycznie nikt nie słucha argumentów negujących wpływ CO2 na globalne ocieplenie, a każdy, kto NIE WIERZY w zmiany klimatu jest traktowany jak ignorant i skazany jest na swego rodzaju anatemę. W wystąpieniach publicznych politycy, a także naukowcy, niektórzy nawet związani z PAN, bezmyślnie powtarzają argumenty niemające nic wspólnego z rzekomymi zmianami klimatu i brak jest miejsca na merytoryczną dyskusję…. czy rzeczywiście mamy zmiany klimatu a to, co obserwujemy nie jest tylko anomalią pogodową?

Istnieje ogólne społeczne przekonanie o tym, że zmiany klimatu to naukowo udowodniony FAKT, za które odpowiadają gazy cieplarnianie, a zwłaszcza CO2, i trzeba z nimi walczyć, czyli … wiadomo kto jest „diabłem”. Doszło do tego, że nawet WMO proponowało uruchomić program szkoleń, który miał przekonać NIEWIERZĄCYCH w zmianę klimatu, czyli wyszkolić „misjonarzy” nowej religii i skierować ich na krucjatę przeciwko „niewiernym”.

Do tego chóru włączyły się także niektóre środowiska naukowe, w tym polskie, które z badań nad klimatem uczyniły sobie sposób na życie. Chciałbym tutaj zaznaczyć, że nie krytykuję badań nad klimatem, dopóki odbywają się zgodnie z metodykami uznanymi w danej dziedzinie i prowadzone są naukowe dyskusje w gronie ekspertów. Natomiast sprzeciw mój wywołują wygłaszane, zwłaszcza przez polityków i niektórych naukowców, z pozycji ex cathedra, „prawdy objawione” o rzekomych zmianach klimatu. Głoszący te prawdy nie chcą nawet podjąć dyskusji z myślącymi inaczej. A takich jest dużo.

Uporządkujmy więc problem. Generalnie można stwierdzić, że od około 40-60 lat dysponujemy w miarę wiarygodnymi i systematycznymi danymi na temat zjawisk klimatycznych a w przeciągu ostatnich 20-30 lat powstały wprost niezliczone bazy danych o najmniejszych aspektach tego co dzieje się w atmosferze.

Wraz z rozwojem elektroniki gromadzenie nawet sekundowych zmian w atmosferze nie stanowi problemu. Możemy przyjąć, że nasze wnioski dotyczące aktualnej sytuacji klimatycznej opieramy na około 50-letniej bazie danych, czyli 1/1000 cm w 900-metrowej historii Ziemi. Wcześniejsze, maksymalnie około 300-letnie, ciągi danych jak również dane uzyskiwane w wyniku badań geologicznych i archeologicznych czy meta dane albo proxy są pomocne do poznania historii zmian klimatu Ziemi, ale nie są tak dokładne i tak wiarygodne.

Pamiętać należy, że historia Ziemi to naprzemienne okresy zlodowaceń i ociepleń, których prawdopodobniej było w sumie w samym czwartorzędzie, czyli okresie geologicznym, który trwa od 2,58 mln lat do dzisiaj, w zależności od badaczy, od 3-4 do 9 i każde trwało od 100 do 300 tysięcy lat.

Przyjmuje się, że w okresach poprzedzających czwartorzęd też było kilka zlodowaceń z tą tylko różnicą, że trwały one od kilku do kilkuset milionów lat! Ostatnie zlodowacenie na Ziemi zakończyło się stosunkowo niedawno, bo… około 16 tys. lat temu.

Wynika z tego, że klimat Ziemi cały czas podlega zmianom! Raz jest cieplej potem chłodniej, ale okresu trwania tych przedziałów to czas od setek tysięcy do milionów lat! I jak do tych przedziałów czasowych mają się dane zebrane dla… 50 lat z przełomu XX i XXI wieku, na podstawie, których buduje się teorię o zmianach klimatu? Jak odnieść się do wypowiedzi profesora PAN, który oświadcza w TV, że ostatnie kilka cieplejszych miesięcy to dowód na ocieplenie klimatu? IMGW podaje, że ostatni taki ciepły maj był w latach 20 XX w., czyli około 100 lat, w USA zanotowano na jakiejś pustyni najwyższą temperaturę od około 80 lat… o czym to świadczy? Tylko o tym, że w okresie 100 letnim występują anomalie pogodowe.

Jeżeli będą się one powtarzały przez następne 500 lat co 100 lat, potem przez następne 500 lat co 80 lat potem. aż dojdzie do tego, że takie temperatury będą występowały co 5-10 lat to… wtedy dopiero będzie można powiedzieć, że mamy zmianę klimatu. Ale to zajmie okres około 10 tysięcy lat, czyli podstawowy krok czasowy, w jakim można analizować zmiany klimatu. Nikt z nas tego nie dożyje i nie wiadomo jak za 10 000 lat będzie wyglądało życie na Ziemi. Jedyne, co możemy teraz zrobić to „spojrzeć” 10 tyś lat do tyłu i stwierdzić, że dzisiejszy klimat zmieniał się od tego, jaki występował na Ziemi 6 000 tyś. lat po zakończeniu ostatniego zlodowacenia.

Trzeba jednak potwierdzić, że przeprowadzone badania naukowe na podstawie, głównie tych 50-letnich dostępnych danych wykazały, że istnieje zależność pomiędzy stężeniem CO2 w atmosferze a średnią temperatura na Ziemi. Na tej podstawie wysunięto NAUKOWĄ TEORIĘ, a nie DOGMAT, że stężenie CO2 i innych gazów cieplarnianych jest przyczyną ocieplenia się klimatu, co może doprowadzić do katastrofalnych zmian klimatycznych zagrażających istnieniu ludzkości.

Na początku XX wieku młodzi matematycy, dla żartu, stosując analizę regresji wykazali zależność liczebności amii brytyjskiej od … ilości plam na Słońcu.

Czyli, stosując dedukcyjne metody badań naukowych trzeba być bardzo ostrożnym tym bardziej, że NIE ISTNIEJE BEZPOŚREDNI DOWÓD NAUKOWY o zależności temperatury powietrza na Ziemi od stężenia gazów cieplarniach w atmosferze. Mamy sytuacje podobną do czasów, kiedy Mikołaj Kopernik ogłosił swoją teorię heliocentryczną na podstawie analizy ruchu ciał niebieskich obserwowanych z Ziemi. To była wtedy TYLKO teoria naukowa, którą potwierdziły późniejsze badania i dzisiaj system heliocentryczny jest FAKTEM. Podobnie jest ze zmianami klimatu.

Być może już za 5 tys. lat ta teoria się sama obroni, ale dzisiaj istnieją także inne teorie wyjaśniające obserwowane zmiany w atmosferze. Jedną z nich jest teoria związana z cyklami Milankovicia. Teoria ta mówi o cyklicznych zmianach pochylenia osi Ziemi, co wpływa na wielkość operacji promieni słonecznych na Ziemi i ma bezpośredni wpływ na temperaturę na Ziemi. A może te dwie teorie się uzupełniają, a może wywyższanie się płyty skandynawskiej o 1 cm rocznie wpływa na podniesienie się poziomu wody w Bałtyku, a może… można by tak w nieskończoność gdybać i może byłoby to nawet ciekawe, gdyby nie FAKT, że politycy, opierając się JEDNEJ TEORII NAUKOWEJ, opartej na około 50-letnim ciągu danych, TEORII NIESPRAWDZALNEJ w czasie życia jednego pokolenia, podejmują decyzje, za które my płacimy dzisiaj, bez pewności, że podejmowane działania odniosą jakikolwiek skutek za 300-400 lat. To tak jakby Książę Józef Poniatowski podejmował decyzje z myślą o nas, czyli żyjących w XXI wieku.

Po przeczytaniu tego artykułu pytania czy musimy ponosić koszty ambicji polityków, którzy dla poprawności politycznej popychają nas w kierunku ograniczenia emisji CO2 oraz kto na tym „cieplarnianym” biznesie najwięcej zarobi pozostają nadal otwarte i zapewniam, że jeszcze nie raz o tym napiszę.

Mieczysław S. Ostojski
Grabówko, 23.09.2020 r.

Autor jest dr hab. inż. nauk technicznych. W latach 2010-2015 był Wice Prezydentem WMO, w roku 1998 członkiem polskiej delegacji na COP-4 w Buenos Aires a roku 2015 Wice Przewodniczącym polskiej delegacji na COP-21 w Paryżu.

Myśl Polska, nr 41-42 (11-18.10.2020)
http://mysl-polska.pl

 


 

KOMENTARZ BIBUŁY: Nie chcemy czepiać się drobnostek, ale doktor nauk technicznych powinien zasięgnąć nieco informacji, szczególnie wtedy gdy pobocznie zajmuje się tematami spoza swojej specjalizacji, a to dlatego że z takimi błędami psuje się cały obraz głównego przekazu tekstu.  A chodzi o zdanie: „A tymczasem, od tak mniej więcej połowy lat 80-tych XX w., kiedy wyeliminowano już freon z lodówek i innych urządzeń chłodzących, o co zabiegali przede wszystkim producenci chłodziarek, ponieważ żywotność lodówki „na freon” to minimum 20 lat a „na sprężone powietrze” to około 10 lat

Otóż, przypomnijmy najpierw, że „Freon” to nazwa handlowa różnego rodzaju produktów zawierających chlorofluorowęglowodory. Najpopularniejszy produkt to Freon® R-12 i ten rzeczywiście stosowany powszechnie przez dziesięciolecia w urządzeniach chłodniczych, stacjonarnych i mobilnych, lecz również w zwyczajnych sprayach, został na podstawie Protokołu Montrealskiego stopniowo eliminowany w 1992 roku. Ten idealny środek, nieszkodliwy dla zdrowia, zastąpiono początkowo czynnikiem R-134A, później innymi.

Ale w czym w takim razie ta nieścisłość Autora? Ano, wycofanie R-12 oznaczało przejście nowych wyrobów chłodniczych na nowy czynnik chłodniczy, lecz R-12 stosuje się nadal w milionach urządzeń chłodniczych oraz samochodów na świecie, które trzeba serwisować, dodawać czynnik chłodzący, itp. Fakt, że staje się to nieopłacalne z uwagi na narzuconą cenę R-12, który podrożał jakieś 500x (nie mówiąc o legalności procederu), ale dalej jest w użyciu.

Kolejna sprawa: czy żywotność chłodziarek na R-12 była wyższa, to kwestia nie tyle zastosowanego czynnika chłodzącego, ile wprowadzenia nowych sprężarek, nowych bardziej zawodnych technologii (wszechobecna komputeryzacja lodówek), nowych modeli lodówek z bardziej zawodnymi zamrażarkami w dolnej szufladzie, cieńszych blach, gorszej jakości pokryw lakierniczych oraz całej „zielonej technologii”, co przekłada się na bardziej tandetne i tańsze materiały. Co w sumie daje bardziej wrażliwy, bardziej zawodny produkt.

Koniecznie trzeba dodać, że w świecie domowych lodówek produkcja została tak skonsolidowana, że pomimo setek różnych marek i „producentów”, całość kontroluje na świecie może jedynie 6 mega-korporacji. Na przykład szwedzka Elektrolux posiada, bądź kontroluje lodówki produkowane pod nazwami: GE, Electrolux, Frigidaire, Gallery, Gibson, Adora, Americana, Eterna, Hotpoint, Profile, RCA, Tappan, White Westinghouse i kilka innych. Z kolei amerykańska firma Whirlpool sprzedaje swoje wyroby pod markami Acros, Admiral, Affresh, Amana, Bauknecht, Brastemp, Consul, Crosley, Diqua, Estate,  TveryDrop, Gladiator, Hefei Sanyo, Hotpoint, Ignis, Indesit, Inglis, Ikea, Jenn-Air, Kenmore, KitchenAid, Kirkland, Magic Chef, Maytag, Polar, Privileg, Roper, Royalstar, Stinol, Sub Zero, Viking, Whirlpool, Yummly. W sumie chodzi o to, że skonsolidowana produkcja oznacza brak konkurencji, a to z kolei pozwala na marketingowy szantaż z wysokimi cenami produktów i marnym produktem. Szantaż polegający na: albo kupisz drogą lodówkę, albo nie będziesz miał lodówki, a nie jak powinno być w zdrowej handlowej ofercie: kup tańszą, lecz solidną lodówkę, albo kup drogą, piękną, świecącą i naszpikowaną elektroniką, lecz… najczęściej bardziej zawodną.

Sytuacja z lodówkami przypomina stan oferty innych większych domowych urządzeń kuchennych, które również są produkowane przez mega-korporacje i podlegają tym samym prawom handlowym i innemu prawu, które można podsumować jako gorszy wypiera lepszy. W ogóle, pokazuje stan współczesnego rozwoju technologicznego, gdzie z jednej strony narzuca się restrykcje powołując się na „dbanie o klimat” (jak w przypadku wycofanego R-12 mającego uszkadzać warstwę ozonu), a z drugiej produkuje się coraz mniej wytrzymałe urządzenia, które trzeba częściej naprawiać i częściej wymieniać na nowe – co przecież jest jeszcze większym obciążeniem „dla Planety”, jeśli zastosujemy tę retorykę. Ale przecież wiadomo, że generalnie nie chodzi o żadną dbałość o klimat czy Planetę – to są tylko hasełka wciskane masom i skorumpowanym politykom – lecz chodzi o jeszcze większą kontrolę rynku przez coraz mniej liczne podmioty, bo wszystko jest jednym WIELKIM BIZNESEM.

Tak więc zdanie: „żywotność lodówki „na freon” to minimum 20 lat a „na sprężone powietrze” to około 10 lat …” – jest nonsensem technicznym, tym bardziej, że nie było i nie ma lodówek na „sprężone powietrze„…

PS. Jeszcze drobna lecz ważna uwaga: powszechnie dzisiaj stosowany czynnik chłodniczy – również w samochodowych AC – czyli R134a, będzie od 1 stycznia 2021 roku ZAKAZANY w Stanach Zjednoczonych, jako czynnik w nowych wyrobach. Może lepiej zrobić zapasy, bo cena podskoczy – jak w przypadku R12 – astronomicznie. Wraz z R134a zakazany będzie R407C i R410A.

 


 

Skip to content