Aktualizacja strony została wstrzymana

Co się stało z charyzmatyczką Hanną?

Wielu porządnych katolików zaciągając się w szeregi PO, szybko odchodzi od swoich ideałów

W 1995 r. w kościele św. Andrzeja w Krakowie uczestniczyłem w rekolekcjach, które osobiście prowadziła… Hanna Gronkiewicz-Waltz, wówczas ulubienica wielu środowisk katolickich, w tym ZChN. W tamtych latach pani prezes NBP nie tylko afiszowała swoją przynależność do Odnowy w Duchu Świętym, ale i podróżując służbowo po Polsce, ustawicznie nawiedzała kurie biskupie, nieraz częściej niż filie swojego banku. Na rekolekcje poszedłem z ciekawości, bo widok kobiety przemawiającej do duchownych z ambony był jak na konserwatywne miasto bardzo egzotyczny. Nauki były nadzwyczaj egzaltowane, ale od strony teologicznej beznadziejne. Niektórzy księża zagryzali wargi, aby nie wybuchnąć śmiechem, gdy charyzmatyczka Hanna popełniała lapsus za lapsusem. Mimo wszystko dałem się jej uwieść i za kilka miesięcy w wyborach prezydenckich zagłosowałem na nią. Dodam też, że w rekolekcjach tych, oprócz duchownych, uczestniczył prawie cały krakowski establishment, w tym wielu bankowców. Wśród nich dwóch panów, którzy już wtedy znani byli z afer, a którzy w kościele siedzieli w pierwszej ławce z rękami złożonymi jak aniołki. Kilka dni później uczestniczyłem także w poświęceniu warsztatów terapii zajęciowej w Nowej Hucie. Pani prezes uroczyście przecinała wstęgę. Pod adresem osób niepełnosprawnych złożyła wiele deklaracji, ale żadnej z nich nie zrealizowała. Typowe gruszki na wierzbie. Niemniej jednak wszyscy wtedy mocno jej klaskali.

Również obecnie pani Hanna Gronkiewicz-Waltz, już jako prezydent stołecznego miasta, jest przez władze kościelne zapraszana na spotkania katolickie, na których z wielkim zapałem mówi o swojej wierze. W 2005 r., na osobiste zaproszenie biskupa tarnowskiego Wiktora Skworca, sympatyka PO, uczestniczyła w III Forum Ruchów i Stowarzyszeń Katolickich. Po jej wystąpieniu można było przeczytać na oficjalnej diecezjalnej stronie internetowej: „Dla Hanny Gronkiewicz-Waltz Eucharystia była ważną częścią życia już od najmłodszych lat. Występując na tarnowskim Forum, wspominała o dziecięcych przeżyciach związanych z Pierwszą Komunią św. Podkreśliła jednocześnie, że umacniającą rolę Eucharystii odkryła w Odnowie w Duchu Świętym. […] Jej zdaniem, Eucharystia zobowiązuje do dawania świadectwa przez osoby, które w niej uczestniczą”.

Jeszcze ciekawiej pani prezydent wypowiedziała się rok temu u ojców dominikanów w ramach „Areopagu na Freta” w Warszawie. Prasa katolicka relacjonowała: „Hanna Gronkiewicz-Waltz przyznała, że jako katoliczka i polityk wciąż staje wobec wyborów sumienia. […] Uważa też, że w polityce nie zawsze bezkompromisowość jest najlepsza. Ważna jest roztropność i troska o dobro wspólne oraz uwaga nie tylko na to, o co, ale i z kim się walczy. Wyznała, że wiara pomaga jej w pracy, bo uczy ją pokory i zaufania do wiedzy innych”.

Warto te uduchowione wypowiedzi skonfrontować z tym, co pani prezydent czyni na co dzień. Dziś bowiem, widząc maltretowanie kupców przez wynajętych osiłków z gazrurkami oraz cynizm bijący z konferencji prasowych, zastanawiam się, co się stało z charyzmatyczką Hanną, która tak łatwo przekształciła się w drapieżnego polityka? Jaki mechanizm zadziałał? Jaki mechanizm zadziałał także w przypadku Stefana Niesiołowskiego, który swego czasu w szeregach wspomnianego ZChN też afiszował się ze swoim katolicyzmem, a który dziś jako aktywista PO jest „dyżurnym opluwającym”, poniżającym publicznie, kogo tylko się da? A może charyzmatyczka Hanna opowie o tym na kolejnym sympozjum katolickim, na którym znów będzie najważniejszą gwiazdą? Oby tylko nie zabrakło jej cywilnej odwagi.

Co do cywilnej odwagi, to ze smutkiem muszę stwierdzić, że i tym razem rządowi prominenci bali się uczcić ofiary ludobójstwa na Kresach. A okazja była znakomita, bo wicepremier Grzegorz Schetyna i min. Mirosław Drzewiecki przebywali w tych dniach z oficjalną wizytą we Lwowie. Udali się wprawdzie na Cmentarz Orląt Lwowskich, gdzie złożyli kwiaty, ale za żadne skarby, pomimo próśb tamtejszych Polaków, nie chcieli wyjechać parę kilometrów poza rogatki, aby zapalić znicze na mogiłach rodaków pomordowanych przez UPA. Obaj ministrowie bowiem, zagorzali czciciele piłkarskiego bożka, boją się jak ognia dotknąć problemu odradzającego się ukraińskiego faszyzmu, wierząc naiwnie, że jak będą zatykali uszy i zamykali oczy, to EURO 2012 na Ukrainie się odbędzie. Otóż jest dokładnie odwrotnie, bo właśnie ów brak reakcji może spowodować, że mecze nie zostaną tam rozegrane. Już teraz bowiem Kresowianie chcą pisać listy do władz FIFA i UEFA, aby alarmować o tym, co dzieje się na ulicach Lwowa i innych miast. Na przykład jeden z czytelników pisze: „Wróciłem z trzydniowego pobytu w Złoczowie. To, co tam zobaczyłem, wstrząsnęło mną. Byłem świadkiem przemarszu paramilitarnej grupy ubranej w mundury SS. Byli uczestnikami rajdu dla uczczenia 65. rocznicy bitwy SS „Galizien”. Bitwa miała miejsce w Lackiem. Posiadam zdjęcia, które sam zrobiłem, oraz ulotki, które ci współcześni esesmani rozkładali w większych sklepach”.

Ciekawe, czy min. Schetynie wystarczy odwagi, aby zareagować także na listy, w których wiele osób, w tym dr hab. Bogusław Paź z Uniwersytetu Wrocławskiego, wzywa go do reakcji na propagowanie w Polsce (ostatnio na XXVII Watrze Łemkowskiej) kultu Bandery i UPA. Jeżeli minister nie odpowie albo odpowie wymijająco, to znaczy, że stoi po stronie zbrodniarzy.

ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, Gazeta Polska 29 lipca 2009


Za: Blog ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego | http://www.isakowicz.pl/index.php?page=news&kid=88&nid=2005

Skip to content