Aktualizacja strony została wstrzymana

Nie wiedzą sąsiedzi, czyli o polskim Berlinie

Pani Barbara Sommer, minister edukacji landu Nadrenia Północna-Westfalia zapowiedziała przygotowanie wspólnego dla Niemiec i Rosji podręcznika historii . Według pani minister podręcznik ma posłużyć zacieśnieniu więzów między młodymi Niemcami i Rosjanami, dopomóc w poznaniu historii własnego kraju i kraju SĄSIADA. Rzecz w tym, że Niemcy i Rosja nie są sąsiadami. Dzieli je Polska! W dawnych czasach funkcjonował dowcip: „z kim graniczy Związek Radziecki? Z kim chce.” Czyżby pani minister z Nadrenii uważała, że Federacja Rosyjska jeśli zechce, to tak jak ZSRR, będzie graniczyć z Niemcami? A czy Rosja tego zechce?

Rosjanie już dziś uważają, że mogą prowadzić politykę zagraniczną i gospodarczą omijając Polskę. Dla wielu Rosjan Polacy przestali być partnerami i stali się „wrogami”, a w najlepszym wypadku – kimś obojętnym. Pretensje historyczne, przenoszenie lub niszczenie pomników, wreszcie wstąpienie Polski do NATO potraktowano w Rosji jednoznacznie jako przejaw polskiej rusofobii.

Jednym z wpływających na kształt obecnej polityki rosyjskiej jest filozof i geopolityk Aleksander Dugin. Utrzymuje on bliskie kontakty z generałami sztabu gneralnego oraz ze środowiskiem miesięcznika „Orientir” wydawanego przez Ministerstwo Obrony Rosji. Ostatnia jego książka „Podstawy geopolityki. Geopolityczna przyszłość Rosji.”(1997) została zalecona jako podręcznik w akademiach wojskowych i dyplomatycznych Rosji. A konsultantem naukowym książki był generał odpowiadający w rosyjskim sztabie generalnym za sprawy planowania strategicznego.

Otóż Dugin udzielił wywiadu polskiemu pismu „Fronda”. Zdający pytania dziennikarz wyraził obawy co do sojuszu Rosji z Niemcami. Dugin potwierdził, że celem Rosji jest: „Zjednoczyć się z Niemcami i stworzyć potężny blok kontynentalny.” I dodał, że „Rosja w swoim geopolitycznym … rozwoju nie jest zainteresowana w istnieniu niepodległego państwa polskiego w żadnej formie.”

A więc podręcznik pani Sommer może się przydać.

Zastanawia jednak dziwaczne w gruncie rzeczy pragnienie Niemiec graniczenia z Rosją. Jeśli bowiem prześledzimy historię Europy to stwierdzimy, że Niemcy dwa razy graniczyły z Rosją i dwa razy wyszły na tym niczym przysłowiowy Zabłocki na mydle.

Pierwszy raz  granica niemiecko – rosyjska powstała w XVIII wieku, po udanej operacji ćwiartowania Polski w rozbiorach. Było wówczas całkiem sympatycznie, bo już nie tylko Prusy, Pomorze i Śląsk stały się „niemieckie”, ale także kolebka polskiej państwowości Wielkopolska z Gnieznem i Poznaniem. Niestety, w 1914 r. mili sobie sąsiedzi wzięli się za łby. A w 1918 r. powstało odrodzone państwo polskie i Niemcy musieli się wynieść z Poznania, Bydgoszczy, Katowic.

Drugi raz Niemcy mieli granicę z Rosjanami po wspólnym z nimi dobiciu polskiego wojska na polach bitewnych września 1939 r. I znowu sympatyczni sobie sąsiedzi wg wzoru kto się lubi ten się czubi wzięli się za łby. W efekcie, w 1945 r. Niemcy musiały oddać Polakom Opole, Wrocław, Szczecin, Gdańsk, Olsztyn, a rodzice malutkiej Eriki Steinbach gwałtownie opuszczali okupowaną Rumię  nie chcąc czemuś spotkać nadciągających krasnoarmiejców.

To prawda, że Polska nie wychodziła dobrze na tych niemiecko – rosyjskich miłostkach. Druga RP była przecież terytorialnie mniejsza od rozebranej na częsci Pierwszej  – utraciła, mimo wygranej wojny z bolszewikami w 1920 r., ogromne obszary na wschodzie. Także obecna Trzecia RP jest mniejsza od Drugiej – znowu uszczuplona o ziemie wschodnie. Jednak Niemcom los Polski raczej powiewa, więc nie o Polaków tu chodzi.

Rozważamy racjonalność pragnienie graniczenia z Rosją z niemieckiego punktu widzenia.

I stwiedzamy, że dwa razy Niemcy z Rosjanami graniczyli i dwa razy w rezultacie tego sąsiedztwa dostali po grzbiecie.

Co więcej, jak długo Polska istniała, to wschodnia granica Niemiec była bezpieczna. Potężna Pierwsza Rzeczpospolita nie odbierała słabym i skłoconym Niemcom Śląska i Pomorza, a gdyby nie II wojna światowa, to dziś Wrocław i Szczecin byłyby niemieckie. Dziwne, że Niemcy nie widzą tej zbawiennej dla nich roli polskiej przesłony od strony ukochanej przez nich Rosji.

Można przypuszczać, że jeśli niemieckie pragnienie sąsiedztwa z Moskalem po raz trzeci się ziści, to nie wykluczone, że w efekcie tego i Berlin będzie polskim miastem. Wszak historyk podaje: „nazwa Berlin najprawdopodobniej, według hipotezy Reinholda Trautmanna, jest zniekształconą nazwą Bralin (za czym przemawia m.in. zapis w dokumencie z 1215 roku nazwy miejscowości jako Braline) i pochodzi od nazwy osobowej Bral, czyli skróconej formy słowiańskiego imienia złożonego Bratosław”. A Bratosław to „staropolskie imię męskie, złożone z członów Brat(c)- („bratu”, „członkowi wspólnoty rodowej”, „człowiekowi bliskiemu”) i -sław („sława”). Imię to mogło oznaczać „tego, kto sławi swoich bliskich”.

Polscy publicyści często twierdzą, że Niemcy to państwo poważne. Politycy niemieccy uchodzą za zimnych i konsekwentnych realizatorów realpolitik. Też mi real!

Romuald Szeremietiew

Za: Blog Romualda Szeremietiewa | http://szeremietiew.blox.pl/2009/07/Nie-wiedza-sasiedzi-czyli-o-polskim-Berlinie.html

Skip to content