Aktualizacja strony została wstrzymana

Miłość żąda ofiar – Stanisław Michalkiewicz

22 lipca (dawniej E Wedel) w Lublinie i w Koszalinie tamtejsza lewica uczciła 65 rocznicę narodzin Polski Ludowej. Ten nawrót nowej, świeckiej tradycji pokazuje, że nic nie jest przesądzone, że wszystko jeszcze przed nami, chociaż oczywiście już w nowych formach, dostosowanych już nie do gustu Chorążego Pokoju i Ojca Całej Postępowej Ludzkości, czyli nieśmiertelnego towarzysza Stalina, tylko do tak zwanych „standardów europejskich”. Co to oznacza – najlepiej ilustruje przypadek pana europosła Michała Kamińskiego. Miał on zostać jednym z 14 zastępców byłego charyzmatycznego premiera Jerzego Buzka, który, jak wiadomo, został przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, ale nic z tego nie wyszło, bo ubiegł go jakiś brytyjski konserwatywny ambicjoner. Poseł Kamiński pocieszał się, że w tej sytuacji już na pewno zostanie jednym z pięciu szefów frakcji parlamentarnych, konkretnie – frakcji konserwatywnej. Ale „na pewno” to wszyscy umrzemy, bo oto jakiś rabin zarzucił mu, że jest antysemitą, a na dodatek – homofobem, więc szefem frakcji konserwatywnej w PE być nie może.

Najwidoczniej według standardów przyjętych w środowisku rabinów, szefem frakcji konserwatywnych powinni być filosemiccy sodomici, a jeśli już nie sodomici – to przynajmniej ich admiratorzy. No, no! Ho, ho! Więc biedny poseł Kamiński gimnastykuje się niczym podczas tańca na rurze, że żadnym antysemitą, ani homofobem nie jest – zupełnie tak samo, jakby za Józefa Stalina spotkał się z oskarżeniem o rewizjonizm czy – Boże uchowaj! – kontrrewolucję, którymi podówczas mełamedzi w służbie bolszewików chętnie szafowali. Właśnie jeden taki, w osobie profesora Leszka Kołakowskiego, wziął i umarł, co stworzyło okazję do peanów, jaki to wielki filozof, a zwłaszcza – jaki uczciwy. Najpierw bowiem błądził, a potem rewokował. Co prawda błądził w okresie, gdy błądzenie przynosiło i prestiż i korzyści, a rewokował w momencie, gdy rewokowanie również było sowicie wynagradzane, ale to tym lepiej, bo cóż wynagradzać w dzisiejszych zepsutych czasach, jeśli nie uczciwość, a przynajmniej – spostrzegawczość i refleks? Gdyby jeszcze okazało się, że błądził i rewokował bez swojej wiedzy i zgody, to byłoby doskonale, ale nie bądźmy nazbyt wymagający.

Tymczasem w kraju zaczynają sprawdzać się słowa wypisane ongiś na sztandarach, że „miłość żąda ofiary”. Chodzi naturalnie o sławną „politykę miłości”, zadeklarowaną w swoim czasie przez premiera Tuska. Objawiła się ona ostatnio w postaci całodziennych utarczek w centrum Warszawy, gdzie kilkuset kupców, mających stoiska w hali Kupieckich Domów Towarowych, tuż pod Pałacem Kultury i Nauki im. Józefa Stalina, próbowało bronić się przed eksmisją, nakazaną przez niezawisły sąd. Przybyły w asyście kompanii barczystych ochroniarzy firmy „Zubrzycki” komornik zastał drzwi zabarykadowane i zdeterminowanych kupców w środku. Ochroniarze zaczęli halę gazować, co prawda nie sławnym Cyklonem, tylko łagodniejszym gazem łzawiącym, ale i tak wywołało to wątpliwości, które przybrały postać pytania, od kiedy to prywatne firmy mogą wobec obywateli używać środków, wchodzących w skład państwowego monopolu przemocy.

Oczywiście pytanie to, jak zresztą wiele innych, pozostało bez odpowiedzi, bo w demokratycznym państwie prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej nie wszyscy muszą wszystko wiedzieć. Skoro bowiem nawet sam minister Skarbu pan Grad nie wie, komu właściwie sprzedał stocznie i czy w ogóle je sprzedał, to cóż tu wymagać od innych? Bowiem okazało się, że katarski kontrahent, który zresztą jest tylko pośrednikiem, nie wpłacił umówionych 380 milionów złotych, bo Komitet Obrony Stoczni wysłał mu list ostrzegający, że te całe stocznie, to były pralnią pieniędzy i w ogóle. Zdenerwowany pan minister Grad zapowiedział skierowanie sprawy do niezawisłej prokuratury i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, ale szczerze mówiąc, nie bardzo wie, co te instytucje miałyby sprawdzać. Bo jeśli informacje z listu są prawdziwe, to tylko patrzeć, jak pojawi się seria efektownych samobójstw, niczym wśród osób zamieszanych w zabójstwo Krzysztofa Olewnika. Jak wiadomo, w monitorowanych przez 24 godziny na dobę celach powiesili się wszyscy domniemani sprawcy tego mordu, a ostatnio – nawet strażnik więzienny, który jednego z tych powieszonych pilnował. On też nie tylko się powiesił i to na drzewie, przy drodze z Morąga do Raju, ale jeszcze, na wszelki wypadek, bodaj dwukrotnie uprzedził, że to samobójstwo i żeby nikogo nie winić. Dzięki temu organy, które pojechały spenetrować sprawę, miały jasną sytuację i pan minister Andrzej Czuma już z całkowicie czystym sumieniem mógł ogłosić, że jest to samobójstwo ponad wszelką wątpliwość.

W takiej sytuacji wątpliwości mógłby mieć jedynie książę Gorczakow, co to nie wierzył nie zdementowanym informacjom prasowym. Więc jeśli nawet samobójcy zachowują się tak praworządnie i taktownie, to jest oczywiste, że nie wolno dopuszczać do lekceważenia niezawisłego sądu, który nakazał eksmisję Kupieckich Domów Towarowych. Toteż prokuratura otrzymała już stosowne zawiadomienia o przestępstwach i – jak mówi poeta – „wnet się posypią piękne wyroki”, jeśli oczywiście niezawisłe sądy nie dostaną rozkazów, by sprawę zbagatelizować. Wykluczyć tego do końca nie można, bo i kupcy ze swej strony też złożyli skargi, a skoro nikt nie jest bez grzechu wobec Boga i bez winy wobec cara, to lepiej może nie stawiać sprawy na ostrzu noża, w myśl zasady: leben und leben lassen. Bo trzeba nam też pamiętać, że po całodziennej bitwie w centrum Warszawy notowania rządu premiera Tuska miały spaść, aż o całe 5 procent – w czym niektórzy podejrzliwcy upatrują następstw przecięcia przez generała Czempińskiego magicznego kręgu, jaki dotychczas chronił Platformę Obywatelską.

Coś może być na rzeczy, bo oto właśnie Władysław Frasyniuk, Marian Filar, Dariusz Rosati, no i oczywiście – doktor Andrzej Olechowski, wystąpili do premiera Tuska, żeby energicznie zabrał się za ojca Tadeusza Rydzyka, któremu fiskus wyliczył jakieści straszliwe zaległości podatkowe. Widać gołym okiem, że razwiedka kombinuje, jakby tu wplątać Platformę Obywatelską w serię uciążliwych i niepewnych wojen na wszystkich frontach i w ten sposób zneutralizować jeszcze przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi. W taką możliwość nie wierzy poseł Janusz Palikot, który w „Gazecie Wyborczej” wylicza 88 powodów dla których najlepszym kandydatem będzie Donald Tusk. Oczywiście na pewno ma rację, jak zresztą we wszystkim, co mówi, ale co będzie, kiedy agenci, którymi PO musi być naszpikowana, jak sztufada słoniną, dostaną rozkaz, żeby Tuska i Platformę nie tylko zdradzić, ale i skompromitować? W tej sytuacji ostatnie słowo będzie należało do naszej Katarzyny Wielkiej, czyli pani Anieli, która już tam jakiegoś faworyta na stanowisku tubylczego prezydenta w Polsce zatwierdzi.

Wygląda bowiem na to, że po sławnej wizycie prezydenta Obamy w Moskwie, ster polityki europejskiej już całkiem przejmują strategiczni partnerzy, podczas gdy USA dbają już tylko o załatwienie w Polsce interesów żydowskich. Świadczy o tym również wyznaczenie na amerykańskiego ambasadora w Warszawie pana Lee Feinsteina, który nie tylko jest wrogiem antysemityzmu „we wszystkich jego przejawach”, ale przede wszystkim pragnie „jak najszybszego” przekazania organizacjom „przemysłu holokaustu” żądanych przez nie pieniędzy. W tej sytuacji, gdy zasadnicze decyzje co do naszego przeznaczenia wydają się już podjęte, osobliwego znaczenia nabiera żałośliwy list, jaki napisali byli prezydenci państw Europy Środkowo-Wschodniej, żeby Ameryka o tym regionie nie zapomniała. Ależ wcale nie zapomniała – o czym świadczy zarówno deklaracja wydana po praskiej konferencji „Mienie ery holokaustu”, jak i choćby – misja pana Feinsteina.


Stanisław Michalkiewicz
Komentarz  ·  tygodnik „Goniec” (Toronto)  ·  2009-07-26  |  www.michalkiewicz.pl


Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).


Skip to content