Aktualizacja strony została wstrzymana

Białoruskie władze ujawniły nagranie domniemanej rozmowy Warszawy i Berlina ws. Nawalnego

Powiązany z administracją białoruskiego prezydenta kanał „Puł pierwogo” w serwisie Telegram opublikował zapis rozmowy mającej być dowodem na to, że otrucie Aleksieja Nawalnego jest mistyfikacją.

Jak pisaliśmy, podczas czwartkowego spotkania z premierem Rosji Michaiłem Miszustinem białoruski przywódca Aleksandr Łukaszenko niespodziewanie oświadczył, że białoruski wywiad przechwycił rozmowę przedstawicieli Niemiec i Polski mającą świadczyć o tym, że sprawa otrucia Aleksieja Nawalnego to falsyfikacja.  „Przed wystąpieniem, Merkel oświadczyła, że jemu, Nawalnemu, chcieli zamknąć usta – my przechwyciliśmy rozmowę. My, jak rozumiemy, Warszawa rozmawia z Berlinem” – mówił Łukaszenko obiecując Miszustinowi przekazanie nagrania Federalnej Służbie Bezpieczeństwa Rosji.

W piątek białoruskie państwowe media zapowiedziały, że wieczorem nagranie zostanie publicznie zaprezentowane. Na nagraniu opublikowanym przez „Puł pierwogo” słychać trwającą niecałą minutę rozmowę dwóch mężczyzn o imionach Nick i Mike. Rozmowa jest prowadzona w języku angielskim, przy czym mocno zagłusza ją głos lektora tłumaczącego na rosyjski. Poniżej prezentujemy jej tłumaczenie (z języka rosyjskiego).

Warszawa: Hallo! Dzień dobry, Nick. Jak nasze sprawy?

Berlin: Niby wszystko zgodnie z planem… Materiały w sprawie Nawalnego gotowe. Będą przekazane administracji kanclerza. Oczekujemy na jej oświadczenie.

Warszawa: Otrucie rzeczywiście potwierdziło się?

Berlin: Posłuchaj, Mike, w tym wypadku to nie takie ważne. Jest wojna… A w czasie wojny wszystkie metody są dobre. 

Warszawa: Zgadzam się. Trzeba odebrać Putinowi ochotę do wpychania nosa w sprawy Białorusi… Najbardziej skutecznym sposobem jest utopienie go w problemach Rosji, a ich jest niemało! Tym bardziej, że w najbliższym czasie mają wybory i dzień głosowania w regionach Rosji.

Berlin: I tym się zajmujemy… Jak wasze sprawy w Białorusi?

Warszawa: Jeśli szczerze, to nie bardzo. Prezydent Łukaszenko okazał się twardym orzechem do zgryzienia. Oni są profesjonalistami i są zorganizowani. Co zrozumiałe, popiera ich Rosja. Urzędnicy i wojskowi są wierni prezydentowi. Na razie pracujemy. Reszta na spotkaniu, nie przez telefon.

Berlin: Tak, rozumiem, zatem do spotkania, cześć.

Warszawa: Cześć. 

Aleksiej Nawalny, założyciel Fundacji Walki z Korupcją i jeden z najbardziej znanych krytyków Kremla trafił do szpitala 20 sierpnia po tym, gdy zasłabł na pokładzie samolotu lecącego z Tomska do Moskwy. Ze względu na zagrożenie dla zdrowia polityka samolot lądował w Omsku. Prosto z lotniska Nawalny został przewieziony do lokalnego szpitala z podejrzeniem zatrucia. W stanie „ciężkim, ale stabilnym” trafił na oddział intensywnej terapii. TV Dożdż podawała, że polityk był nieprzytomny. Badający go lekarze nie znaleźli w jego organizmie trucizny i orzekli, że problemy zdrowotne Nawalnego wynikają z „przyczyn wewnętrznych”. Dwa dni później Nawalny został przewieziony na leczenie do Niemiec. Najpierw niemieccy lekarze, a później rząd Niemiec ogłosił, że wyniki badań Nawalnego wykazały, iż rosyjski opozycjonista został otruty środkiem paralityczno-drgawkowym działającym jak Nowiczok, który zastosowano w ataku na byłego agenta GRU Siergieja Skripala w Wielkiej Brytanii w 2018 roku. W odpowiedzi dyrektor rosyjskiej Służby Wywiadu Zagranicznego Siergiej Naryszkin powiedział, że dopuszcza możliwość, iż dane świadczące o otruciu Aleksieja Nawalnego mogły zostać sfałszowane i że nie można wykluczyć prowokacji służb specjalnych państw zachodnich.

Kresy.pl / tut.by

Za: Kresy.pl (4 września 2020)

 


 

Czemu Nawalny wciąż żyje?

Kiedy Ameryka, łamiąc prawo międzynarodowe, napadła na Irak w 2003 roku, ktoś zapytał ponoć prezydenta Rosji, czy George W. Bush znajdzie tam broń masowego rażenia, która była oficjalnym pretekstem agresji. Władimir Władimirowicz miał odpowiedzieć: „Ja bym znalazł”.

Nie wiem, czy anegdota ta jest autentyczna – ale trudno mi uwierzyć, że już trzeci raz Putinowi nie udało się zamordować kogoś za pomocą „najbardziej zabójczej broni chemicznej na świecie”.

Miał umrzeć co najmniej 40320 razy!

Pod tekstem na temat jej okrucieństwa, zatytułowanym emocjonalnie „Nowiczok to potworna trucizna”, opublikowanym w piątek na jednym z poważnych polskich portali informacyjnych, ktoś napisał w komentarzu: „Już obliczyłem. Skoro ruscy podali mu Nowiczoka 20 sierpnia 2020 roku, a owa substancja zabija w 30 sekund, to w chwili pisania przeze mnie tego postu, Nawalny umarł co najmniej 40320 razy!”.

W odpowiedzi natychmiast odezwał się inny internauta, tym razem rozumujący zgodnie z obowiązującym w polskich mediach kierunkiem, który pouczył dysydenta: „Nie chcieli go zabić, tylko dla przykładu, otruć, tak żeby go wyleczono. To sposób zastraszenia innych”.

To obowiązująca w polskim komentariacie metoda redukcji dysonansu poznawczego: jeśli bezwzględnie skuteczny Putin każe kogoś zabić, a ten ktoś nie umiera, to znaczy, że od początku nie miał umrzeć i to wszystko było tylko na postrach.

Ale tak serio: czy skuteczniejszą metodą zastraszenia dysydentów i zdrajców nie byłoby rzeczywiste wykończenie jakiegoś od czasu do czasu? Czy podejmowanie nieudanych prób nie podważa autorytetu bezwzględnego prezydenta Rosji i jej służb?

I wreszcie – skoro Putin jest kagebistą bez sumienia – dlaczego miałby oszczędzać życie swoich wrogów i ograniczać się do podtruwania? Skutki polityczne są takie same, niezależnie od tego, czy zabójstwo jest dokonane czy tylko usiłowane, zachodni politycy nie mają problemów z przypisaniem rosyjskim władzom odpowiedzialności, mimo braku dowodów, ale nie mają też żadnych skutecznych metod ukarania ich; stosunki między Rosją a Zachodem są dziś tak złe, ze trudno byłoby je wymiernie pogorszyć. W sumie, pytanie do którego zmierzam, brzmi: czemu Skripalowie i Nawalny wciąż żyją?

Jeśli wersja o otruciu ich na polecenie prezydenta Rosji byłaby prawdziwa – ich uparte trwanie przy życiu nie ma żadnego wytłumaczenia.

„Najgroźniejszy rywal Putina”

Może zatem w tym momencie przydałoby się zadać inne pytanie: dlaczego rosyjskiemu prezydentowi miałoby zależeć na wykończeniu Nawalnego? Polskie media nazywają go z entuzjazmem „najgroźniejszym rywalem Putina” – ale nie jestem pewna, czy Putin o tym wie. Nawalny raz w życiu kandydował w dużych wyborach: na mera Moskwy w 2013 roku. Dostał 27 procent – dużo jak na polityka bez zaplecza, ale doprawdy niewiele jak na kogoś, kto chce przejąc władzę w Rosji wolą ludu.

W 2012 roku wygrał internetowe wybory do rady Komitetu Koordynacyjnego antyputinowskiej opozycji – ale wzięło w nich udział 80 tysięcy ludzi, co w kraju liczącym 144,5 mln ludzi nie jest jakimś oszałamiającym sukcesem. Podobnie jak 4 miliony jego subskrybentów na YouTube, czy 2,2 mln na Twitterze.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że Nawalny jest bardziej popularny na Zachodzie niż wśród rosyjskich obywateli, których ma wywieść z Putinowskiej niewoli w kierunku demokracji.

Nawiasem mówiąc – i to już uwaga do wszystkich polskich entuzjastów Nawalnego – jego zamiłowanie do „demokracji” w jedynie słusznej, zachodnioeuropejskiej formie, nie jest przesadne. Poglądy Nawalnego mają w sobie wyraźny rys nacjonalistyczny; a wszak mało czego boimy się równie mocno jak wielkoruskiego nacjonalizmu.

Warto też przypomnieć, że w kwestii, będącej w opinii polskiego komentariatu przyczyną, dla której stosunki Rosji z Zachodem już nigdy nie będą mogły zostać naprawione – „aneksji” Krymu – lider „prozachodniej opozycji” orzekł jednoznacznie: „Krym jest nasz”.

Kiedy Zachód – a zwłaszcza Polska – usiłuje wybierać Rosji nie tylko prezydenta, ale także opozycję, robi to we właściwym dla siebie stylu, opartym na pryncypialnym lekceważeniu rzeczywistości, jeśli jest ona dla nas niewygodna.

Prawda jest taka, że jedyna realną opozycją w Rosji są komuniści: w latach 90. zdarzało im się wygrywać wybory, a od początku millenium i panowania Władimira Putina Komunistyczna Partia Federacji Rosyjskiej jest drugą siłą w Dumie, zdobywając kilkanaście procent głosów. To oczywiście niedużo – ale znacznie więcej, niż kiedykolwiek śniło się jakimkolwiek faworytom Zachodu, z Nawalnym na czele.

Ale przecież my, Polacy, nie możemy popierać ruskich komunistów. Znacznie lepiej jest ich nie zauważać.

Agnieszka Wołk-Łaniewska

Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
https://pl.sputniknews.com

Za: Dziennik gajowego Maruchy (2020-09-04)

 


 

Skip to content