Aktualizacja strony została wstrzymana

Menelowe plus – Stanisław Michalkiewicz

Im bliżej wyborów prezydenckich, tym wyraźniej widać, że różnice między głównymi rywalami; panem prezydentem Andrzejem Dudą i panem Rafałem Trzaskowskim, wcale nie są takie duże, by w razie wygranej jednego, czy drugiego polityka naszego państwa zmieniała się w jakiś zasadniczy sposób. Do niedawna wydawało się, że przynajmniej jedna istotna różnica jest – że pan prezydent Duda nie będzie podlizywał się sodomitom, ani nie będzie ich zapraszał do swego pałacu, podczas gdy pan Trzaskowski będzie tam z nimi obcował – ale okazało się, że nie, że pan prezydent Duda sodomitów do swego pałacu właśnie zaprosił. Wprawdzie pan Biedroń, ich przywódca w naszym bantustanie, nie skorzystał z zaproszenia, bo pan prezydent najpierw przed nim nie uklęknął i nie złożył samokrytyki, ale drugi z zaproszonych się stawił. Okazuje się tedy, że pierwsze lody zostały przełamane, a skoro tak, to widać, że i pod tym względem jakichś istotnych różnic między obydwoma antagonistami nie ma. Wprawdzie pan prezydent Duda wcześniej dopuścił się myślozbrodni, ale został za to pryncypialnie skrytykowany przez demokratycznego przewodniczącego komisji spraw zagranicznych Izby Reprezentantów USA, więc kto wie, czy już podczas wizyty w Białym Domu nie będzie rewokował. Wprawdzie prezydent Trump, jak dotąd, nie zażądał od prezydenta Dudy jakiejś samokrytyki, ale nie wykluczone, że go do niej namówi, bo przecież i on ma w listopadzie wybory, więc musi podlizywać się każdemu, nie tylko łobuzerii, przed którą amerykańscy policyjni twardziele klękają na ulicach i nie ośmielają się przeszkadzać w obalaniu pomników, ale i sodomitom, którzy u Naszego Najważniejszego Sojusznika stanowią sól ziemi czarnej – o czym niedawno przypomniała nam pani Źorżeta Mosbacherowa. Kiedy w dodatku przypomnimy, że za tę myślozbrodnię ofuknął pana prezydenta Dudę sam pan Jonatan Daniels, pełniący w naszym bantustanie obowiązki podobne do włoskiego wicekróla w podbitej Abisynii, to w tej sytuacji trudno będzie panu prezydentowi Dudzie trwać w sprośnych błędach Niebu obrzydłych i jakieś formy współżycia z sodomitami i on zainicjuje. W przeciwnym razie Nasz Najważniejszy Sojusznik za karę nie zainstaluje w Polsce Fortu Trump i nie sprowadzi żołnierzy z Niemiec, wskutek czego podkopane zostałyby podstawy naszej doktryny obronnej, opartej na założeniu, że w razie czego polskich interesów będą do ostatnie kropli krwi bronili Amerykanie. A cóż dopiero, gdyby listopadowe wybory w Ameryce wygrał ten cały Biden? Teraz strefa komunistyczna jest tylko w Seattle, ale wtedy rozciągnęłaby się na całe Stany Zjednoczone. Krótko mówiąc, wpadlibyśmy z deszczu pod rynnę, a wspominam o tym, by pokazać, jak wiele – i to coraz więcej – zależy od sodomitów i gomorytów, którzy na razie sięgają po rząd dusz, ale to tylko wstęp do sięgnięcia po władzę, jeśli nie nad całym światem, to przynajmniej jego zachodnią cześcią. A przecież sodomici i gomoryci są tylko częścią armatniego mięska w służbie komunistycznej rewolucji, którą – podobnie jak i poprzednimi rewolucjami – zdalnie steruje żydokomuna, która wobec naszego bantustanu ma przecież bardzo skonkretyzowane plany.

Ale nie tylko w stosunku do sodomitów i gomorytów pierwotne różnice między głównymi antagonistami stopniowo się zacierają. W sprawach istotnych dla państwa nigdy nie było różnic między obozem zdrady i zaprzaństwa, którego poparciem cieszy się pan Trzaskowski, a obozem płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, wspierającym pana prezydenta Dudę. Przypomnę, że i jeden i drugi obóz w 2003 roku głosował za Anschlussem do Unii Europejskiej, że i jeden i drugi obóz 1 kwietnia 2008 roku głosował za upoważnieniem prezydenta do ratyfikowania traktatu lizbońskiego, który przesądza o losach Polski na długie dziesięciolecia, a może nawet na 100 lat! Na tym tle różnice mają charakter drugorzędny i bez znaczenia, chociaż oczywiście są akcentowane jako bardzo istotne. Jest w tym racjonalne jądro, bo w przeciwnym razie opinia publiczna przestałaby dostrzegać jakiekolwiek różnice między obydwoma obozami, co mogłoby zagrozić podstawom III Rzeczypospolitej, położonym przez generała Kiszczaka i grono osób zaufanych w Magdalence podczas obrad okrągłego stołu.

I oto mamy jeszcze jeden dowód, iż różnice między obozem zdrady i zaprzaństwa oraz obozem płomiennych dzierżawców nie istnieją. Podczas wiecu wyborczego w Sorkwitach pan Rafał Trzaskowski uroczyście oświadczył, podobnie jak wcześniej uczynił to pan prezydent Andrzej Duda, że prędzej uschnie mu ręka nim podpisze każdą ustawę podnoszącą wiek emerytalny, albo znoszącą program 500 plus. To było zresztą do przewidzenia i wielokrotnie już pisałem, że wprowadzone przez rząd pani Szydło i rząd premiera Morawieckiego programy rozdawnicze, będą kontynuowane nawet w sytuacji zmiany ekipy. Rzecz w tym, że stwarzają one prawa nabyte, których likwidacja jest bardzo trudna, a poza tym liczba obywateli objętych tymi programami stanie się tak duża, że w warunkach demokracji politycznej, nikt nie ośmieli się podnieść na nie ręki. I deklaracja pana Trzaskowskiego w całej rozciągłości to potwierdza.

W koszmarnych czasach pierwszej komuny, w środowiskach opozycji demokratycznej modne było wyszydzanie partii i rządu przez doprowadzanie różnych ich deklaracji do absurdu. Ale Jan Lityński ostrzegał, żeby nie robić tego zbyt ostentacyjnie – „bo jak oni to usłyszą, to oni to zrobią!” Przeszło to do historii, jako „prawo Lityńskiego”, a wspominam o tym w związku z ironiczną propozycją kol. Stanisława Źółtka, złożoną podczas tak zwanej „debaty” w rządowej telewizji, żeby wprowadzić jeszcze jeden program rozdawniczy pod nazwą „menelowe plus”. Moim zdaniem jest poważne ryzyko, że ten program zostanie i to szybko – chociaż oczywiście pod inną nazwą – wprowadzony w ramach likwidowania skutków zapaści gospodarczej, spowodowanej panikarskimi zarządzeniami rządu premiera Morawieckiego w związku z epidemią grypy, dla większego efektu nazwanej „Covid 19”. Jednym z następstw tej zapaści będzie wzrost liczy ludzi pozbawionych możliwości zarobkowych. Jeszcze w maju eksperci rządowi szacowali prawdopodobny spadek produkcji na 15 procent, podczas gdy teraz widać, że będzie większy, może nawet do 25 procent. Oznacza to, że bardzo wielu obywateli, którzy do niedawna zarabiali na życie, zostanie tych możliwości pozbawionych. Tymczasem rząd, zamiast wyłączyć hamulce, by gospodarka ruszyła niczym samochód po pochyłości, woli przyjmować programy rozdawnicze, jako coraz bardziej uzależniające obywateli od władzy publicznej i sprzyjające rozwojowi biurokracji. W tej sytuacji warto przypomnieć wypowiedź Krzysztofa Bosaka na zakończenie wspomnianej – pożal się Boże! – „debaty” – że jeśli ludzie chcą nadal statystować w pokazowej wojnie między obydwoma obozami, no to będą na to skazani, ale jeśli zechcą poprzeć merytoryczne rozwiązania sprzyjające odblokowaniu narodowego potencjału gospodarczego, to właśnie mają szansę, by to zrobić.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    serwis „Prawy.pl” (prawy.pl)    24 czerwca 2020

Za: michalkiewicz.pl | http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4722

Skip to content