Aktualizacja strony została wstrzymana

Dlaczego Ameryka płonie?

Stany Zjednoczone płoną. Główne miasta wyglądają jak po przejściu frontu albo huraganu. Większość sklepów jest obrabowana. Nawet te, które zostały szczelnie obite deskami, aby uchronić towar przed rozzuchwalonymi protestującymi padają łupem zawziętego tłumu. Rabunki odbywają się w biały dzień, często na oczach policji, która nie bardzo wie jak reagować, miotając się pomiędzy biernością a brutalnością. Funkcjonariusze wiedzą, że zdecydowane działania narażają ich na zwolnienie ze służby i lincz w mediach społecznościowych. To, czego nie uda się zabrać jest niszczone i podpalane. Większość dużych miast wygląda jak Chicago na tym nagraniu. Co najmniej 23 osoby zostały zabite.

Protestujący tłum zdobył szereg komisariatów policji, a w Seattle nawet zmusił ją do opuszczenia dużej części miasta. Następnie ogłoszono, że centrum miasta stanowi od teraz okręg autonomiczny. Poprzedniej nocy znaleziono w Chicago ciała 2 zamordowanych policjantów, którzy nie byli na służbie, w dwóch różnych punktach miasta. Ataki na policjantów stają się coraz częstsze. Coraz bardziej pachnie rewolucją i rozpadem USA.Co przyczyniło się do obecnego stanu rzeczy? W polskich mediach niewiele można przeczytać pogłębionych analiz społecznych dotyczących przyczyn obecnych wydarzeń.

Iskra

Pretekstem wybuchu było słynne już zamordowanie George’a Floyda przez patrol policyjny. W dniu 25.05 kilku policjantów aresztowało tego 46-letniego czarnoskórego byłego aktora porno i przestępcę. Pracownik sklepu, w którym przebywał Floyd zadzwonił na policję i powiadomił ich o tym, że jeden z klientów próbował zapłacić fałszywą dwudziestodolarówką i był prawdopodobnie pod wpływem narkotyków (co zostało pośmiertnie potwierdzone). Po przyjeździe policji Floyd został zatrzymany i po uprzednim wciągnięciu go do radiowozu i zakuciu w kajdanki został rzucony na asfalt, po czym jeden z policjantów przycisnął kolanem jego kark, dusząc go w ten sposób przez całe 9 minut.

Przerażeni przechodnie sfilmowali ostatnie minuty życia Floyda, który coraz bardziej desperacko błagał o życie, powtarzając, że nie może oddychać. Ani błagania, ani prośby przerażonych obserwatorów nie zrobiły wrażenia na policjancie, który klęczał na jego karku. Nie zareagowali też pozostali funkcjonariusze, którzy nie pozwalali przechodnim interweniować. Wkrótce potem Floyd zmarł w wyniku obrażeń od ucisku karku przez policjanta. Cztery dni później Derek Chauvin, policjant odpowiedzialny za jego śmierć został aresztowany i postawiony w stan oskarżenia.

Podwaliny

Nawet tak sadystyczny mord na człowieku jednak nie wywołuje zazwyczaj reakcji społecznej jaką widzimy – puszczenia z dymem i splądrowania całego kraju i dwutygodniowych zamieszek oraz rabunków. Nie doprowadza kraju na skraj katastrofy. W tym przypadku również tak nie jest. Zabójstwo Floyda było tylko iskrą, która wznieciła pożar. Prawdziwe przyczyny są znacznie głębsze – mają społeczne, polityczne i filozoficzne podłoże, które spróbuję naszkicować.

Stany Zjednoczone są obecnie głęboko podzielone światopoglądowo i nie chodzi tu o tradycyjny podział na Demokratów i Republikanów. Coraz większe poparcie zdobywa ideologia, która nie ma jeszcze swojej nazwy, natomiast jej wyznawcy określają sami siebie słowem „progressives” czyli „postępowcami”. Jeśli w Polsce komuś termin ten się kojarzy z czasami komuny, która zapewniała wieczny postęp, to nie jest to skojarzenie całkiem mylne, choć nie można też do końca nazwać jej komunizmem. Na pewno mówimy tu o ideologii lewicowej, mocno zakorzenionej w marksizmie i filozofii postmodernizmu (które to połączenie samo w sobie jest pewnym paradoksem).

Ideologia

Od strony filozoficznej największy wpływ na tę ideologię ma teoria intersekcjonalności. W skrócie mówi ona o tym, że świat należy postrzegać (jak u Marksa) przez pryzmat konfliktu grup dążących do władzy i realizacji swoich interesów grupowych. Jak u Marksa dzieli ona społeczeństwo na grupy uciśnione i ciemiężycieli, choć, jak przystało na ideologię ery post-przemysłowej, nie mówi już o chłopach i robotnikach wyzyskiwanych przez kapitalistów, tylko opiera się na podziałach rasowych, orientacji seksualnej i płci.

Doktryna intersekcjonalności stanowi, w duchu postmodernistycznym, że ludzie doświadczają świata na całkowicie odmienne sposoby, w wyniku różnorodnych osobistych doświadczeń. Zwraca jednak uwagę, że kluczowym elementem w tym doświadczaniu jest przynależność do określonych grup społecznych.  A dokładniej przynależność do którejś z grup uciśnionych lub wyzyskujących. Ten stan rzeczy należy naprawić. Językiem teoretyków „intersectionality” należy to zrobić „oddając głos” przedstawicielom grup historycznie uciśnionych, gdyż członkowie grup określonych jako historyczni ciemiężyciele cieszą się niezasłużonym uprzywilejowaniem, z uwagi na to, że w same podstawy systemu państwowego USA wpleciony jest systemowy ucisk ciemiężonych grup, przede wszystkim rasizm.

„Oddanie im głosu” oznacza w praktyce, że głos jest głosowi nierówny. Nie ma też większego znaczenia co ów głos mówi – czy mówi spokojnie i logicznie czy wrzeszczy i wyzywa. Sama przynależność do grupy historycznie uciskanych sprawia, że przedstawiciele grup uprzywilejowanych powinni słuchać w milczeniu. Grupami uciśnionymi historycznie są przede wszystkim czarnoskórzy, a w dalszej kolejności rdzenni Amerykanie, mniejszości seksualne, Latynosi, kobiety. Trochę też Żydzi, ale w mniejszym stopniu, gdyż są traktowani przez większość jako część establiszmentu. Azjaci mają status względnie neutralny. Ciemiężycielami są mężczyźni i biali. Jeśli podział ten wydaje Ci się arbitralny i nieuwzględniający różnych światłocieni, to tym gorzej dla Ciebie. Oznacza to, że jesteś prawdopodobnie skorumpowany filozofią białej patriarchii i Twojego głosu nie należy brać na poważnie.

Do im większej liczby grup uciśnionych należysz, tym bardziej Twój głos powinien być słyszany, innymi słowy tym więcej przywilejów masz prawo oczekiwać.  Nie ma też większego znaczenia jak sobie radzisz w życiu. Czy miałeś pod górkę, czy nie. Biedni biali, mimo kiepskiego życia nie mogą liczyć na to, że ich głos będzie istotny, ze względu na to, że przecież cieszą się niezasłużonymi przywilejami wynikającymi z białego koloru skóry. To, że nie potrafili ich wykorzystać, czyni ich tylko jeszcze bardziej śmiesznymi i żałosnymi. To właśnie ci biedni biali w większości zagłosowali w 2015 roku na Donalda Trumpa i to im zawdzięcza zwycięstwo.

Wizja jest więc taka, że system, w którym Amerykanie żyją jest niesprawiedliwy po same fundamenty. Został zbudowany przez białych mężczyzn na krzywdzie Indian, czarnych i kobiet. Ponieważ jest z gruntu zły należy go obalić, choć ten ostatni postulat nie jest jeszcze głośno wyrażany i być może nie podzielają go wszyscy teoretycy ideologii. Odcięta głowa Krzysztofa Kolumba jednak o czymś świadczy.

Często spotykane pojęcie politycznej poprawności obecnie tożsame jest właśnie z trzymaniem się doktryny „progresywnej”. Krytyka przedstawicieli grup oznaczonych jako historycznie uciśnione staje się nieakceptowalna, podobnie jak humor odnoszący się do tej narracji. Podkreślanie (tradycyjnego skądinąd) amerykańskiego indywidualizmu jest czymś wrogim. Sam zapracowałeś na swój sukces? Jeśli jesteś czarną kobietą – owszem. Wiadomo, że musiałaś pokonać wiele przeciwności losu. Jednak, jeśli doszedłeś do sukcesu zawodowego, materialnego czy jakiegokolwiek innego będąc białym mężczyzną to tak naprawdę nie jest Twój sukces. To realizacja Twoich przywilejów grupowych. Nie masz prawa traktować tego jako swoje własne osiągnięcie.

Doktryna progresywna i interesekcjonalność zaczęła dominować na amerykańskich uczelniach już w latach 80-90’tych. W latach 90tych przeniknęła do systemu szkolnictwa podstawowego i średniego, a w ciągu ostatnich kilkunastu lat do korporacji i większych firm. To z niej wynika „affirmitive action” czyli system przyznawania dodatkowych punktów (głównie czarnoskórym) za rasę przy przyjmowaniu na studia. To z niej wynikają coraz bardziej sformalizowane wymogi w korporacjach, aby dobierać pracowników wg klucza przynależności grupowej. Powoływane są specjalne firmowe komórki („diversity committees”, czyli „komitety ds. różnorodności”), które decydują o tym kogo można przyjąć do pracy, a kogo nie, ze względu na kolor skóry, orientację seksualną, itd. Firma, która niewystarczająco ochoczo wdraża procedury związane z „różnorodnością” (ulubiony termin „postępowców”) naraża się na zarzuty bycia nieprogresywną i ignorowania kluczowych problemów społecznych. W USA takie zarzuty są traktowane bardzo poważnie i szybko przekładają się na wymierne straty finansowe dla danej firmy, a czasem przesądzają o jej dalszym istnieniu.

Knebel

Przekonał się o tym nie dawniej jak wczoraj prezes firmy Crossfitt (nazwa własna, zastrzeżona), Greg Glassman, który na rewolucyjnego tłita Instytutu Meteorologii, że „rasizm to zagrożenie zdrowia publicznego” odpowiedział ironicznie tłitem o treści: „Floyd-19”. W ciągu kilku godzin zerwała z nim współpracę firma Reebok, a znaczna część sieci siłowni, na których były prowadzone zajęcia z CrossFitu zadeklarowała, że zmieni system oferowanych ćwiczeń. Współpracę zerwało też natychmiast kilku objętych umowami sponsorskimi sportowców. W ciągu kilku godzin wystąpił ze zwyczajową samokrytyką ale jego wystąpienie przeciwko doktrynie postępowości było zbyt poważne. Kilka kolejnych godzin później Glassman ustąpił ze stanowiska.

I to jest prawdziwy problem. Ideologia postępowości społecznej przenika już większość aspektów życia w USA (podobnie jak w Kanadzie i coraz bardziej, Wielkiej Brytanii). Nawet prowadzenie biznesu, powyżej pewnego poziomu, jest możliwe tylko przy oddawaniu rytualnych hołdów bożkom różnorodności. Na tych, którzy są za mało gorliwi czekają trybunały ludowe w mediach społecznościowych, a następnie utrata pracy i ostracyzm środowiskowy. Trybunały, zaś, mimo nowoczesności technologicznej działają wg starej, sprawdzonej metody – jeśli padło oskarżenie to znaczy, że jesteś winny. Motywacja i kontekst nie mają znaczenia. Obrońców zazwyczaj nie ma, bo zbyt łatwo jest z obrońcy jest stać się współoskarżonym.

Jeśli zastanawiamy się, dlaczego tak silne mocarstwo jak USA pozwala tłumom na rabowanie i podpalanie miast i nikt z tym nie „zrobi porządku” to wynika to właśnie z wszechobecności w dyskursie publicznym tej filozofii. Black Lives Matter, radykalna organizacja i ruch społeczny stojący za protestami z definicji zajmuje się prawami czarnych, a więc systemowo uciśnionych. W związku z tym walka z nimi, a nawet krytyka tego co się dzieje wywołuje mniej więcej taki skutek jak w Polsce lat 50tych wystąpienie przeciwko działaczom reprezentującym „lud pracujący miast i wsi”. Można to zrobić, w USA wciąż jeszcze formalnie istnieje konstytucyjnie zagwarantowana wolność słowa, ale konsekwencje osobiste i zawodowe będą dotkliwe.

W efekcie wiele zjawisk społecznych pozostaje nieopisanych i wiele rzeczy niedopowiedzianych, a narracja rewolucyjna staje się coraz bardziej narracją oficjalną.

Hasła rewolucji

Jednym z głównych haseł rewolucjonistów jest „systemowy rasizm”. Jest to bardzo wygodne hasło, ponieważ przyjęcie opartej o nie narracji daje mandat do tego, na czym rewolucjonistom naprawdę zależy, czyli przejęcia władzy. Szkopuł w tym, że „systemowy rasizm” nie istnieje w USA Anno Domini 2020. Jest to, jednakże, fikcja konieczna, uzasadniająca podejmowanie bardzo radykalnych środków walki. Jednym z głównych dowodów przytaczanym przez protestujących na to, że USA są krajem rasistowskim z wbudowanym mechanizmem ucisku czarnoskórych są statystyki policyjnej przemocy, przede wszystkim zabójstw niewinnych czarnych ze strony policjantów. Jak więc wygląda to od strony liczb? Cytując Washington Post:

„Biali, którzy stanowią 60% ludności USA to 45% postrzelonych śmiertelnie przez policję. Czarni, którzy stanowią 13% populacji to 23% postrzelonych. Latynosi, stanowiący 18% ludności są ofiarami 16 % policyjnych zabójstw. Rasy 9% zabitych przez policję cywilów nie udało się ustalić.”

Można oczywiście stwierdzić, że to rasizm, ale zupełnie inny obraz się pojawia, gdy przyjrzymy się temu kto w USA popełnia przestępstwa. Wg oficjalnego raportu amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości z 2018 r. Czarni popełniają ponad 25% brutalnych przestępstw („violent crime”). Wg oficjalnych danych FBI 54,9% sprawców morderstw to czarni (stanowiąc 13% ludności). W tym kontekście opisana wyżej dysproporcja zabójstw przez policję wygląda już zupełnie inaczej. Czarni, jako sprawcy nieproporcjonalnie dużej części brutalnych przestępstw w USA po prostu mają częstszy kontakt z policją. Zarzuty są więc czystą ideologią, bez podstaw w faktach.

Jednak rewolucyjna masa nie przejmuje się takimi drobnostkami jak prawda. Ci, którzy kierują ruchem „progresywnym’ to inteligentni ludzie, wiedzą które fakty są dla nich wygodne, a które nie. Dobrze zdają sobie sprawę, że pewne tematy warto pozostawić na poziomie ogólnych frazesów, ponieważ weryfikacja może zaszkodzić rewolucyjnej narracji, a więc celowi, jakim jest walka o władzę. O przywilej specjalnego traktowania dla przedstawicieli grup uznanych przez teoretyków intersekcjonalności za historycznie pokrzywdzonych, o wpływy dla przywódców ruchu i ogromny strumień prywatnych i korporacyjnych dotacji. Wg. tej narracji każde morderstwo czy rasistowski atak na białego jest po prostu wydarzeniem. Morderstwo czy rasistowski atak na przedstawiciela „grup ciemiężonych” jest kolejnym dowodem istnienia niedopuszczalnego systemowego ucisku, potwierdzającym, że USA są krajem na wskroś rasistowskim i uprzedzonym, zbudowanym przez właścicieli niewolników. I wymagającym rewolucyjnej sprawiedliwości.

Nie chodzi tu więc o ludzkie cierpienie ani o sprawiedliwość, rasizm, czy o faktyczne pomaganie biednym czarnym.  Ten wybuch to walka o władzę i będzie się ona nasilała, gdyż szeregi wyznawców tej groźnej ideologii są coraz liczniejsze.

Czy wszyscy którzy rabują sklepy i niszczą miasta są adeptami tej ideologii? Oczywiście nie. Pewna część protestujących robi to z pobudek ideologicznych. Pozostali są albo nieświadomi wpływu doktryny intersekcjonalności na swoje działania, gdyż zostali zindoktrynowani przez wiele lat nauki w szkołach przez przygotowanych do tego ideologicznie nauczycieli. Jeszcze inni po prostu koniunkturalnie wychodzą niszczyć i rabować, gdyż po raz pierwszy w życiu mogą to robić bezkarnie.  „Niektórzy ludzie po prostu chcą patrzeć jak świat płonie” .

Nie ma to jednak znaczenia, ze względu na to, że to właśnie ta ideologia obecnie rozciąga nad nimi parasol ochronny, tak samo jak w rewolucyjnej Rosji komunizm usprawiedliwiał i nobilitował zabicie kułaka i zrabowanie jego dobytku przez biedniejszych chłopów. Burmistrzowie wielkich miast i gubernatorzy stanów, w których większość tradycyjnie mają Demokraci wolą wydać policjantom nakaz niereagowania na rabunki niż narazić swoją pozycję zawodową oskarżeniami, że niesprawiedliwie i ostro reagują na domagający się dziejowej sprawiedliwości tłum który puszcza miasta z ogniem.

Język

Swoją drogą czym byłby ruch rewolucyjny bez własnego języka i terminologii? Wygrywa ten, kto kontroluje język, a co za tym idzie – narrację. Znaczenia słów szybko się zmieniają wraz ze wzrostem wpływów „postępowców”. Weźmy na tapetę trzy najważniejsze terminy w ruchu rewolucyjnym – rasizm, różnorodność i uprzywilejowanie.

Rasizm – wydałoby się, że to proste słowo. Wiadomo o co w nim chodzi, prawda? Rasista uważa, że jakaś rasa jest lepsza, a inna gorsza, lub popiera nierówne traktowanie ze względu właśnie na rasę. Proste? No więc nie. Teoretycy rewolucji już jakiś czas temu zauważyli, że powyższe rozumienie tego terminu jest kłopotliwe, gdyż krępuje im ręce, gdy sami chcą stawiać oskarżenia wszystkim białych. Albo np. powiedzieć publicznie, że biali to defekty genetyczne. Ostatnią rzeczą, której potrzebują jest to, żeby ktoś inny postawił im zarzut rasizmu.

W związku z tym od kilkunastu lat toczy się walka w obszarze języka, aby zmienić definicję tego słowa, tak, aby osoba czarnoskóra nie mogła być oskarżona o rasizm, niezależnie od tego jak ohydne i wulgarne są jej wypowiedzi na temat np. białych. Pierwszym zabiegiem było przemycenie do dyskursu publicznego terminu „reverse racism”, czyli „odwrotny rasizm”. Jest to zabieg subtelny, ale jednak użyteczny na pierwszym etapie walki, gdy ruch rewolucyjny jeszcze nie dominuje kulturowo. Jest to sugestia, że prawdziwy rasizm to tylko rasizm białych przeciwko czarnym, a sytuacja odwrotna jest już jakimś z gruntu innym, „odwrotnym” zjawiskiem.

Teraz, gdy „postępowcy” zaczynają dominować kulturowo pora na kolejny krok. Mariam-Webster, wydawca najważniejszego od zawsze słownika w USA kilka dni temu ogłosił, że na wniosek 22-letniej czytelniczki zmieni definicję słowa rasizm, tak aby obejmowała aspekty asymetrycznej struktury władzy. Należy się spodziewać, że zgodnie z nową definicją rasistą, w końcu oficjalnie, będzie mógł być tylko biały. Liderka Black Lives Matter mówiąca, że osoby białe to defekty genetycznie, będzie się mogła poczuć bezpiecznie.

Różnorodność oraz jej promowanie to kolejne ważne hasło „postępowców”. Słyszy się je często od osób, które chcą werbalnie okazać przynależność do ruchu progresywnego, lub zaskarbić sobie jego akceptacje. W korporacjach i instytucjach publicznych powstają komitety ds. różnorodności, dbające o to, aby nie zrobiło się zbyt „biało”. Różnorodność, bowiem, nie dotyczy zróżnicowanych punktów widzenia, jednostek, które mają inne, oryginale pomysły i wizje czy światopoglądy. Komitety ds. różnorodności postrzegają to pojęcie przez wąski pryzmat przynależności rasowej oraz orientacji seksualnej.  To ich zadaniem jest sprawienie, aby kadry spełniały minimalne ustalone kwora rasowe. Komitety te mają też uprawnienia dyscyplinarne w sytuacjach, kiedy np. jakiś pracownik powiedział coś, co mogło urazić osobę o innym kolorze skóry czy orientacji. Oczywiście dotyczy to przypadków, kiedy słowa zostały wypowiedziane przez przedstawiciela grupy „uprzywilejowanej” i dotyczą przedstawicieli „grup uciskanych”. W takich przypadkach, jednakże progresywna sprawiedliwość działa szybko i zazwyczaj jest domniemanie winy, czyli tego, że intencja była rasistowska oraz natychmiastowe zwolnienie z pracy. Można o tych komitetach śmiało myśleć jako o firmowych oficerach politycznych nowej ortodoksji.

Uprzywilejowanie jest faktem społecznym. Niektórzy są uprzywilejowani, a inni wykluczeni społeczenie z racji urodzenia. Zgodnie z ideologią progresywną jedno i drugie mierzy się wyłącznie przynależnością do danej grupy rasowej i seksualnej. Nie ma  znaczenia czy osoba biała jest biedna, a czarnoskóry z zamożnej rodziny. Ci, którzy są uprzywilejowani powinni wstydzić się swojego cudownego życia z uwagi na świadomość cierpienia przedstawicieli grup, które tych przywilejów nie mają. W dobrym tonie jest przepraszanie z swoje przywileje i podkreślanie niemożności zrozumienia z jakimi wyzwaniami mierzą się czarni, lub inne grupy określane jako uciemiężone. Nauczyciele i rodzice białych dzieci mają obowiązek nauczać je o ich niezasłużenie uprzywilejowanej pozycji i wstydzić się jej. Oto kilka przykładów:

Od filmików tego typu roi się na Youtube.

Roszczenia

Zadziwiająco niewiele konkretnych i sprecyzowanych roszczeń zostało wysuniętych przez ruch rewolucyjny podczas zamieszek. Może to wynikać z tego, że po prostu jego przywódcy nie byli przygotowani na sukces, który udało im się odnieść. „Mocny w gębie” Trump, prawdopodobnie najgorszy prezydent w historii USA, faktycznie okazał się całkiem biernym obserwatorem i komentatorem. Nie zrobił niczego, aby załagodzić konflikt, ale też nie kiwnął palcem, aby przywrócić porządek. Niespodziewanie dla nich samych „progresywnym” udało opanowanie ulic amerykańskich miast bez większego oporu sił porządkowych. Wrogowie Ameryki zacierają ręce – Stany Zjednoczone okazały się słabe i zadziwiająco łatwe do sparaliżowania.

Jedynym rzeczywistym roszczeniem, które można było wychwycić na ulicach, a następnie w wypowiedziach co bardziej radykalnych przedstawicieli Partii Demokratycznej jest obcinanie budżetów, czy nawet rozwiązywanie formacji policyjnych. Jak na tak absurdalne żądanie okazało się ono wyjątkowo nośne również wśród liczących się polityków Partii Demokratycznej o „progresywnym” elektoracie. Burmistrz Nowego Jorku, De Blasio, po zdewastowaniu mu miasta już zapowiedział, że wydatki na policję zostaną zmniejszone.

W tym sensie obecna sytuacja przypomina niepokoje z roku 1905. Ruch rewolucyjny pokazuje swoją siłę, ale nie jest jeszcze na tyle ukształtowany, aby przedstawić spójny program polityczny i sformalizowane postulaty. Musi zapewne minąć kilka lat, zanim wodzowie rewolucji dadzą sygnał do ataku na Pałac Zimowy.

Jakie roszczenia mogą się pojawić? Możemy jedynie spekulować, ale na pewno może się znaleźć wśród nich, coraz częściej wspominana przez polityków pragnących zdobyć głosy „progresywne”, kwestia reparacji za niewolnictwo, czyli połączenie naszych roszczeń dot. reparacji za 2 WŚ od Niemiec i „500+”. To, że niewolnictwo zostało zniesione w ostatnich stanach w roku 1865 nie ma żadnego znaczenia, w końcu Amerykanie wciąż żyją w kraju, w którym występuje „systemowy rasizm”.

Aby mieć pojęcie jakie żądania mogą się pojawić warto też zerknąć na „Odezwę do białych” jednej z założycielek Black Lives Matter sprzed kilku lat. Opublikowała ona list, w którym wysunęła 10 sugestii co biali powinni zrobić, aby dowieść swojej wierności sprawie. Wymieniła następujące działania:

  • Biali, jeśli nie macie żadnych potomków przekażcie swój majątek „czarnej albo brązowej” rodzinie.
  • Biali, jeśli przyjmujecie spadek, który chcecie następnie sprzedać przekażcie go „czarnej lub brązowej” rodzinie. I tak zarobicie te pieniądze korzystając ze swoich przywilejów.
  • Jeśli jesteś deweloperem zbuduj kompleks mieszkaniowy w dzielnicy zamieszkałej przez osoby „czarne albo brązowe” i pozwól im zamieszkać w nim bezpłatnie.
  • Biali, jeśli stać was na to, żeby przenieść się do mniejszego domu lub mieszkania przekażcie obecny dom „czarnej albo brązowej’ rodzinie.
  • Biali, jeśli któraś z osób, które uwzględniacie w testamencie to rasistowski dupek to zmieńcie testament i przekażcie jego część spadku „czarnej albo brązowej” rodzinie
  • Biali, pozmieniajcie budżety domowe tak, żeby wpłacać comiesięczne dotacje na fundusze dla czarnoskórych na zakupy ziemi.
  • Biali, szczególnie białe kobiety (ponieważ to jest wasza specjalność, wścibska Jenny i mieszająca się w nie swoje sprawy Jenny [imiona utożsamiane przez autorkę z białymi kobietami]) sprawcie, że rasista straci pracę. Wiecie co oni tam gadają. Jesteście winne współudziału, jeśli nie reagujecie. Sprawcie, że wasz szef wyleci z pracy.
  • W odniesieniu do tych z punktu poprzedniego, wszyscy ci sympatycy klanu, naziści i inni biali z małymi fiutkami będą znajdywali inne pracy. Znowu sprawcie, że ich zwolnią, wyglądają podejrzanie.
  • W odniesieniu do punktu 9, jeśli wchodzicie do pracy albo do jakiegoś innego miejsca i usłyszycie, że *niegramatyczne*, zróbcie im zdjęcie, dowiedzcie się gdzie pracują i sprawcie, że wylecą z pracy. Ale przede wszystkim odnieście się do tego. Macie ręce, używajcie ich.
  • Poświęćcie się 2 rzeczom – walką z białą supremacją (nie oznacza to szydełkowania, chyba że robicie szaliki dla „czarnych i brązowych” dzieci) i finansowaniem „czarnych i brązowych” osób i ich pracy.

Ruch Black Lives Matter ma obecnie poparcie społeczne na poziomie 42% w USA.

Rewolucja kulturowa

Niewysunięcie konkretnych, oficjalnych roszczeń (powyższy apel jest sprzed kilku lat) może być również związane z tym, że jednym z głównych celów ruchu rewolucyjnego na obecnym etapie jest przeprowadzenie zmian kulturowych z silnym naciskiem na pozyskiwanie „deklaracji wierności”. Niewypowiedzianym celem wydaje się wytworzenie klimatu politycznego i społecznego, w którym osoby będące na stanowiskach decyzyjnych w obszarze polityki, biznesu, instytucjach publicznych oraz w kulturze będą całkowicie oddane Black Lives Matter i ich hasłom. W nagrodę, zaś, ich biznesy i kariery polityczne mogą dalej trwać bez przeszkód. Natomiast wszyscy, którzy odmawiają złożenia przysięgi wierności, a nawet Ci którzy są za mało gorliwi muszą zostać przykładowo wykarczowani. Trzeba powiedzieć, że idzie im to świetnie. Fascynujące jest obserwowanie tego procesu. Pisałem już, o prezesie marki CrossFit. Oto kilka innych przypadków:

To tylko przykłady. W całym kraju osoby, które wyraziły w jakiś sposób dezaprobatę, wobec tego radykalnego ruchu są zmuszane do rezygnacji. Często warunkiem, który musi spełnić ich następca jest czarny kolor skóry. Nie jest to rasizm, gdyż nie mieści się w nowej definicji tego słowa. Określanie z góry koloru skóry prezesa instytucji nie jest rasistowskie o ile nie chodzi o białych.

Członkowie brytyjskiej organizacji wybrali się w 2012 roku na Jamajkę żeby przepraszać za niewolnictwo w takiej oto formie.

Głosiciele nowej prawdy są aktywni w każdej dziedzinie życia społecznego, a jedną z ofiar jest tradycyjna kultura. HBO właśnie usuneło „Przemineło z Wiatrem” ze swojej oferty ze względu na „niedelikatność” rasową. Wyrzucanie z pracy, likwidacja programów telewizyjnych, bojkoty artystów, pisarzy i wszystkich w sferze publicznej, którzy nie kłaniają się wystarczająco głęboko nowej prawomyślności doczekało się nawet własnej nazwy – „cancel culture”, czyli kultura usuwania. Niebezpieczeństwo dostrzegają również politycy lewicowi głównego nurtu, jak np Barrack Obama, który przestrzegał swego czasu przed polityką usuwania i bojkotu osób o innych opiniach.

Szantaż

Bardzo ważnym elementem pozyskiwania „sojuszników” i co za tym idzie coraz większego finansowania Ruchu jest stosowanie bardzo prostego szantażu emocjonalnego – „Jeśli nie popierasz Black Lives Matter to znaczy, że jesteś przeciwko czarnoskórym i popierasz rasistowski ucisk wbudowany w system państwowy”. W USA szantaż ten, jak widać okazuje się w 2020 roku bardzo skuteczny. Dzieje się tak, o dziwo, pomimo, że można znaleźć apele czarnoskórych, którzy publicznie odcinają się od tego ruchu i są wściekli z powodów zniszczeń i śmierci niewinnych ludzi, które wynikają z wybuchu.

Brandon Tatum

Larry Elder

David Webb

Candace Owens

Eric D. July

Uprzedzając też rodzimych narodowców i komentatorów z im pokrewnych ruchów – nie chodzi tu o lewicę. Lewica nie wychodzi na miasta aby puszczać je z dymem i rabować. Mamy tu do czynienia z zupełnie nową, groźną metamorfozą rewolucyjnego marksizmu, który z tradycyjną lewicą głównego nurtu nie ma nic wspólnego. Łączenie tej groźnej ideologii z lewicowym mainstreamem jest nierozsądne i błędne. Każdy kraj potrzebuje zarówno lewicy jak i prawicy, aby w ramach demokratycznego dialogu wypracowywać rozwiązania optymalne dla kraju. Ruch „progresywnych” jest tak groźny właśnie dlatego, że odrzuca tę zasadę. Należy klęknąć przed nimi, wyrecytować przysięgę wierności ich ideowej ortodoksji albo jest się wrogiem. To jest bardzo groźne.

Obce wpływy

Niewątpliwie tradycyjni wrogowie USA cieszą się z tego, że niespodziewany rewolucyjny wybuch wydaje się paraliżować Stany. Gdybym urzędował na Kremlu otwierałbym w tym momencie szampana. Zresztą, nie jest żadną tajemnicą, że służby rosyjskie dostrzegają destrukcyjny potencjał Black Lives Matter. Agenci wpływu, którzy zostali wysłani do USA przed ostatnimi wyborami prezydenckimi tworzyli grupy fejsbukowe skupiające zarówno prawicowych przeciwników imigracji, jak również radykalnych czarnoskórych, podgrzewając atmosferę w kraju. Zapewne nigdy się nie dowiemy czy i w jaki sposób wywiad rosyjski był zaangażowany w sianie fermentu i w finansowanie Black Lives Matter na początku jej istnienia. To drugie już oczywiście nie jest potrzebne, przy szerokim strumieniu pieniędzy płynących do organizacji z korporacji pragnących udowodnić swoje oddania sprawie.

****

Obecny wybuch w USA nie ma wiele wspólnego z „systemowym uciskiem” i dziejową niesprawiedliwością. Jest wynikiem strategii rozwijanej od dawna przez wewnętrzne i z dużym prawdopodobieństwem zewnętrzne ośrodki, których celem jest destabilizacja USA, zdobycie wpływów i władzy politycznej. Przerażające jest jak skutecznie te zabiegi wydają się być.

mglisty

Za: Świstblog (11/06/2020)

 


 

KOMENTARZ BIBUŁY: Przytaczamy interesujące spojrzenie na przyczyny ostatnich wydarzeń w Stanach Zjednoczonych, aczkolwiek można dodać kilka uwag. Po pierwsze, Autor nieco bombastycznie zaczyna swoją analizę pisząc (i to pisząc tydzień temu), że „Stany Zjednoczone płoną. Główne miasta wyglądają jak po przejściu frontu albo huraganu. Większość sklepów jest obrabowana.” Owszem, według najnowszych danych, aż w 2 tysiącach amerykańskich miast i miasteczek miały miejsce protesty, jednak większość z nich przebiagała w miarę pokojowo – jeśli to słowo oznacza dzisiaj przejście demonstrantów bez wybijania szyb i plądrowania sklepów. Natomiast w wielu skupiskach czarnej ludności – czyli w tych kilkunastu największych miastach amerykańskich – doszło do ogromnej dewastacji, podpaleń, rabunków, gwałtów i morderstw. Np. tylko w metropolii Minneapolis-St Paul spłonęło 1500 budynków. Lewicowe media nie podkreślają jednak, że zdecydowana większość rozruchów i podpaleń miała miejsce w dzielnicach kolorowych i bardzo często to właśnie czarni właściciele biznesów ucierpieli najbardziej. 

Nie za bardzo zgadzamy się też z opinią, iż Trump to „prawdopodobnie najgorszy prezydent w historii USA”. Nie jesteśmy fanami Trumpa i wielokrotnie na tych łamach krytykowaliśmy wiele jego posunięć, jednak można z dużą dozą prawdpodobieństwa przypuszczać, że rozpętanie protestów było kolejnym krokiem radykalnej lewicy, wspieranej przez większość mediów oraz polityków, mającej od pięciu lat jeden cel – odsunięcie Trumpa od władzy. Nienawiść do jego niezależnej polityki, do wyłamania się z dotychczasowej dychotomii partyjnej – która i tak w sumie zlewa się w jedną całość – czyni z niego wroga niemal wszystkich: od pracowników własnej administracji, przez służby specjalne, Pentagon, po gubernatorów poszczególnych stanów. Czy wobec tych wydarzeń mógł „przywrócić porządek” – sprawa dyskusyjna, wszak nie on dyryguje poszczególnymi stanami, nie on zarządza policją stanową, a właśnie tutaj tkwią przyczyny takiego a nie innego obrotu sprawy i rozognienia konfliktu. To politycy rządzący stanami powinni i mogli zaprowadzić porządek, lecz cynicznie wpisali się w dokładnie odwrotną narrację – oczywiście dla celów politycznych z nic dla nich nieznaczącymi hasełkami o „walce z rasizmem”.

Z wieloma innym poruszonymi sprawami nie sposób nie zgodzić się: mamy do czynienia z rewolucją prowadzoną według schematów neomarksizmu kulturowego, jednak i tu należy dodać jeden pominięty „szczegół”. Otóż, bez żydowskiego lobby operującego na każdym szczeblu życia społecznego, finansowego, korporacyjnego, medialnego, przemysłu rozrywkowego czy środowiska akademicko-nauczycielskiego, Stany Zjednoczone byłyby innym krajem i społeczeństwem. Byłby krajem dużo spokojniejszym, z mniejszymi podziałami, i to pomimo oczywistych, niezaprzeczalnych, strukturalnych wad wbudowanych w kamień węgielny tego państwa. To właśnie to lobby wykorzystuje każdą nadarzajacą się okazję aby dokonać kolejnej rewolucji społecznej, czy to w postaci aborcji, zboczeń seksualnych czy wykorzystania łatwosterowalnej masy jako narzędzia swoich aspiracji. A czarna masa nadaje się idealnie do tych celów, o czym świadczy długoletni i owocny alians pomiędzy tymi grupami.

I jeszcze jedno: to, że wewnętrzni wrogowie Trumpa cieszą się z takiego obrotu sprawy – to jedno. Jednak wskazywanie jako podżegacza wydarzeń na samego Putnia, brzmi trochę szablonowo. Stany Zjednoczone mają wielu wrogów i z pewnością nie tylko Putin zaciera ręce. Warto przypomnieć, że przywódca Strefy Autonomicznej CHAZ w Seattle w stanie Washington, to nijaki Solomon Samuel Simone, murzyński lord, właściciel wielu drogich posiadłości, właściel różnych firm, chełpiący się posiadaniem najdroższych samochodów, oczywiście wielu karabinów maszynowych oraz odpowiednio obwieszony złotem. Jest wyznawcą radykalnego islamu i wspierany jest finansowo przez rząd w Dubaju. Zatem, po co za każdym razem epatować Czytelnika otwieraniem szampana przez wszechobecnego Putina.

 


 

Skip to content