Aktualizacja strony została wstrzymana

Śmierci z „rozpaczy” przewyższą ofiary koronawirusa? Naukowcy o negatywnych skutkach lockdownu

Drastyczne obostrzenia wprowadzone w związku z pandemią koronawirusa bedą miały przełożenie na większą liczbę „śmierci z rozpaczy” spowodowanych bezrobociem, depresją, strachem czy popadnięciem w uzależnienie – przekonują amerykańscy naukowcy w nowej analizie. W najczarniejszym scenariuszu, przewyższą one ofiary samego wirusa SARS-CoV-2.

Coraz więcej Amerykanów może stracić życie z powodu „śmierci z rozpaczy”, wywołanych przedawkowaniem narkotyków, alkoholu i na skutek samobójstw, jeśli czegoś nie zrobimy natychmiast. Wskaźniki śmierci z rozpaczy rosły w ostatniej dekadzie, a w kontekście COVID-19, śmierć rozpaczy powinna być postrzegana jako epidemia w pandemii – alarmują amerykańscy naukowcy.

W analizie „Przewidywane śmierci z rozpaczy z powodu COVID-19” (Projected death of despair from Covid-19) autorstwa trzech naukowców z Amerykańskiej Akademii Lekarzy Rodzinnych (AAFP) i organizacji „Well Being Trust” zawarto zbadanie dziewięciu możliwych scenariuszy rozwoju pandemii pod kątem szkód jakie wywołają obostrzenia wprowadzone do walki z koronawirusem w USA.

Analiza dotyczy szeroko pojętych „śmierci z rozpaczy”, czyli zgonów spowodowanych tragiczną kondycją psychiczną, na którą wpływ ma m.in. bezrobocie, alienacja społeczna, przedłużająca się kwarantanna, popadanie w uzależnienia i inne negatywne skutki uboczne lockdownu. Jako główną bezpośrednią przyczynę śmierci wymieniono samobójstwa i przedawkowanie alkoholu lub/i narkotyków.

Zdaniem naukowców, obecna sytuacja już wpływa na przyrost tego typu zgonów. Teraz gra toczy się o jak największe zminimalizowanie skali tragedii. „W dziewięciu różnych scenariuszach dodatkowa śmierć z rozpaczy dotknie od 27.644 osób (w przypadku szybkiego powrót do zdrowia i najmniejszego bezrobocia) do 154.037 (powolne wychodzenie z kryzysu, największe bezrobocie) (…) te dane są jedynie przewidywaniami. Możemy zapobiec tym zgonom, podejmując sensowne i kompleksowe działanie jako naród” – czytamy w badaniu.

Dzisiaj liczba zgonów na nowy patogen w USA wynosi ponad 83 tys. Przewiduje się, że wirus SARS-CoV-2 spowoduje śmierć nawet 100 tys. ofiar. Aby zapobiec dodatkowym zgonom „z rozpaczy”, naukowcy formułują wytyczne, które powinny zostać uwzględnione w kolejnych strategiach wychodzenia z kryzysu. Główne założenia dotyczą powrotu do pracy, ponownego ożywienia kontaktów społecznych, kompleksowego zadbania o swoją kondycję psychiczną, zaoferowanie ludziom gotowego rozwiązania czy podawania rzetelnych faktów o całej sytuacji.

Źródło: cbsnews.com / wellbeingtrust.org

PR

[Wybrane wypowiedzi internautów pod w/w tekstem na stronie źródłowej:]

U nas też można się spodziewać fali depresji, a może nawet bardziej desperackich kroków! Z rozpaczy nad głupotą i brakiem kompetencji przywódczych ludzi, którym zaufaliśmy! I nie myślę tu tylko o rządzących państwem! Już dużo wcześniej ktoś na forum napisał, że w normalnych okolicznościach skończyłoby się na ostrzeżeniach, zaleceniach, mobilizacji służby zdrowia i… milczącej akceptacji pewnej liczby strat w ludziach. Tak, jak było w końcu lat 50-tych gdy mieliśmy epidemię tzw. grypy azjatyckiej, czy nieco później – grypy Hong-Kong. Wtedy straty w ludziach były wyższe, niż teraz – a czy ktoś jeszcze w ogóle o tamtych epidemiach pamięta?! Koronawirusa zapamiętamy, bo będzie przyczyną krachu gospodarczego, biedy i zapewne niejednej zadymy!
wieszcz

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2020-05-13)

 


 

Ciche ofiary koronawirusa. Strach przed zakażeniem może kosztować nas życie

Sposób prowadzenia przez władze publiczne i media polityki informacyjnej w sprawie koronawirusa sprawił, że wielu z nas boi się go bardziej niż „tradycyjnych” przyczyn powikłań zdrowotnych i zgonów. Czy słusznie?

Kilka dni temu dziennikarz Maciej Orłoś na portalu społecznościowym podzielił się refleksjami po analizie oficjalnych danych (WHO i worldometers.com) dotyczących COVID-19 i innych chorób, w tym będących przyczynami zgonów. Wnioski raczej nie uzasadniają reżimu sanitarnego wprowadzonego w skali globalnej przez rządy poszczególnych państw.

„W skali świata zaledwie 0,9% zgonów związanych z Covid-19 nie wynika z istniejących chorób towarzyszących; u osób w przedziale wiekowym 0-39 lat szansa na wyzdrowienie po zakażeniu koronawirusem wynosi 99,8%, w przedziale wiekowym 40-49 lat – 99,6%, w przedziale 50-59 – 98,7%, 60-69 – 96,4%, 70-79% – 92%, powyżej 80 lat – 85,2%, a według obliczeń dotyczących potwierdzonych przypadków – 78,1%” – napisał autor.

Orłoś wyliczył informacje dotyczące umieralności. Z oficjalnych rejestrów wynika, że od początku roku choroby zakaźne kosztowały życie już niemal 4,2 miliona osób. Wiele ponad 500 tysięcy zgonów nastąpiło z powodu na HIV/AIDS, 2,6 miliona ludzi zmarło na raka. Z powodu sezonowej grypy – aż 157 tysięcy ludzi.

Spośród zaś 1 950 tysięcy zakażonych koronawirusem (stan na 28 kwietnia) ponad 1 894 tys. przechodziło chorobę lekko, zaś 56 tysięcy wykazywało stan poważny lub krytyczny. Zatem duże problemy z powodu SARS-CoV-2 ma… 3 procent zarażonych.

Dziennikarz zadaje pytania odnoszące się do różnego rodzaju kosztów społecznych związanych z zamrożeniem życia publicznego. Niektóre kwestie dotyczą służby zdrowia:

„Ludzie umierają z wielu powodów, dlaczego od tygodni jesteśmy informowani tylko o zgonach spowodowanych koronawirusem? Czy są lub będą prowadzone statystyki dotyczące zgonów wynikających z braku opieki medycznej, zabiegów, operacji podczas pandemii? To samo pytanie dotyczy zgonów w wyniku stresu związanego z pandemią (utrata pracy, zarobków, bankructwo etc.)” – pisze Orłoś.

To nie bezpodstawne obawy. Głosy niepokoju dochodzą bowiem nie tylko ze strony dziennikarzy czy też tak zwanych anonimowych internautów, lecz także z samych środowisk lekarskich. Takich sygnałów jest coraz więcej. Przybierają coraz bardziej alarmujący ton.

„Zostań w domu, lecz nie z zawałem”

Profesor Piotr Ponikowski, dyrektor Centrum Chorób Serca Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, poinformował portal wyborcza.pl, że jego jednostka przyjmuje aż trzy razy mniej pacjentów zgłaszających się po nagłą pomoc medyczną niż przed krajowym „alarmem koronawirusowym”.

Z kolei Wrocławski Szpital im. Marciniaka w marcu zanotował 40-procentowy spadek liczby chorych z zawałem serca w porównaniu z analogicznym okresem 2019 roku. Aż o 80 procent spadła natomiast liczba wszczepianych rozruszników. Pacjenci nie kryją, że przed zgłoszeniem się do szpitala powstrzymuje ich lęk przed koronawirusem.

„(…) od czasu rozpoczęcia epidemii COVID-19 obserwujemy w Europie i w Polsce niepokojącą tendencję spadku wykonywanych w trybie pilnym procedur ratujących życie, takich jak zabiegi przezskórnej angioplastyki wieńcowej u pacjentów z ostrym zawałem serca. Przyczyny tego zjawiska nie są do końca jasne, mogą być m.in. spowodowane lękiem osób z silnym bólem w klatce piersiowej przed hospitalizacją z powodu możliwej infekcji wirusowej” – pisze w kwietniowym oświadczeniu Polskie Towarzystwo Kardiologiczne. Apeluje ono o przeprowadzenie kampanii społecznej zachęcającej do bezzwłocznego wzywania pogotowia ratunkowego w przypadku wystąpienia silnych bólów w klatce piersiowej.

– W ramach Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego na przełomie marca i kwietnia 2020 roku przeprowadziliśmy ankietę w ponad 600 europejskich ośrodkach, realizujących terapię zawału serca. (…) liczba procedur kardiologii interwencyjnej podejmowana w terapii zawału serca STEMI spadła o około 20 procent, a w zawale serca NSTEMI nawet o 30 procent. To sytuacja niezwykle groźna dla życia i zdrowia pacjentów – mówi profesor Dariusz Dudek, cytowany przez portal rmf24.pl.

Naukowiec ocenia, że koronawirus cofnął kardiologię o 20 lat, ze względu na drastyczny spadek liczby wykonywanych procedur. Z europejskich badań wynika też, że od początku epidemii liczba zabiegów w ramach kardiologii interwencyjnej spadła o jedną piątą. W Polsce regres szacowany jest na 13 procent.

Przed nami wzrost liczby chorych z cięższymi postaciami zawału serca – szacują naukowcy, gdyż osoby odczuwające pierwsze objawy próbują je przeczekać i zgłaszają się po fachową pomoc dopiero gdy dolegliwości się nasilą. – W czasie epidemii zostań w domu, ale nie z atakiem serca! – apeluje profesor Dudek.

– Śmiertelność w wyniku zawału leczonego szybko, sprawnie i nowocześnie, jest najczęściej rzędu 3-4 procent, natomiast w przypadku pacjentów z chorobami serca, którzy nie są odpowiednio leczeni albo leczenie jest wdrożone za późno, ryzyko zgonu wynosi nawet 40 procent, czyli jest dziesięciokrotnie wyższe – mówi profesor Piotr Jankowski z Instytutu Kardiologii Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, w rozmowie z witryną StronaZdrowia.pl. Czytamy tam: „Według obecnych statystyk, w Polsce odsetek pacjentów zarażonych koronawirusem SARS-CoV-2 w stanie ciężkim i krytycznym to zaledwie 2 procent, a tylko 19 proc. przypadków zamkniętych kończy się zgonem. Całkowita śmiertelność spowodowana zakażeniem koronawirusem wynosi kilka procent”.

– Oczywiście należy zachować ostrożność i zdrowy rozsądek i nie narażać się niepotrzebnie na zarażenie, ale przy obecnej sytuacji epidemiologicznej w Polsce o wiele większe zagrożenie [niż zakażenie koronawirusem – red.] stanowi zgon w przebiegu zawału serca, udaru mózgu czy zaostrzeniu się niewydolności serca – dodaje kardiolog.

Lekarze zwracają uwagę na niepokojące objawy towarzyszące poważnym zaburzeniom naszego zdrowia.

Zawał serca często charakteryzuje się bólem za mostkiem albo w lewym barku, w postaci ucisku lub pieczenia. Niekiedy promieniuje, na przykład do gardła, żuchwy i lewego ramienia. Może łączyć się też z kłuciem, uczuciem ciężaru czy dusznością w klatce piersiowej.

Zator tętnicy płucnej odznacza się ostrym bólem w klatce piersiowej.

W przypadku udaru zaobserwować możemy z kolei osłabienie kończyn, opadające powieki i kąciki ust, bełkotliwą mowę, utratę przytomności bądź omdlenie.

Ostrzeżenia dotyczą nie tylko stanów i dolegliwości poważnych. Lekarze zwracają też uwagę chorym, by nie rezygnowali z umówionych wcześniej wizyt kontrolnych.

– Pacjenci unikają konsultacji planowych. Można je przesuwać o tydzień czy dwa tygodnie, ale w szczególności w zakresie onkologii i kardiologii nie powinno się czekać dłużej, bo są to choroby, które postępują i grożą nie tylko pogorszeniem zdrowia, ale i śmiercią pacjenta – podkreśla profesor Jankowski.

Roman Motoła

[Wybrane wypowiedzi internautów pod w/w tekstem na stronie źródłowej:]

@MP jak to działa, właśnie jak nie działa. Odwołano odgórnie wszystkie zabiegi planowe. Co do prywatnych to zależy jak są potrzebni. Ja swoją placówkę właśnie otworzyłem, bo ludzie nie chorują tylko na koronkę. To zależy od człowieka, a nie od formy własności. I rzeczywiście wirus nie jest tak straszny jak go malują. Popatrzcie na inne kraje nawet obok nas mają inną strategię. Z Bogiem
Where

Jest Pan naiwny. Pana Szumowskiego nie tylko nie pozbawi się prawa wykonywania zawodu, ale jeszcze da się mu order lub inny krzyż zasługi, podwyższy pobory i wynagrodzi profesurą belwederską jeśli jeszcze jej nie ma. Może zrobi sie to głośno, a może po cichu, w zależności czy uda się ukryć liczbę ofiar jego polityki „prozdrowotnej”.
@Republikanin

Od 6 m-cy mam zdiagnozowanego raka.Kilkakrotnie przesuwano mi termin konsultacji lekarskiej a teraz pozostawiono mnie zupełnie bez terminu przyjęcia. Być może nie umrę na koronawirusa ale jest duża szansa że umrę na raka.Skutek ten sam.
życzliwy

Za tą sytuacje odpowiedzialny jest rząd szerzący psychozę tzw. pandemii. Ci ludzie będą umierać z ich powodu, tzn. ich decyzji, a zwłaszcza pierwszego kardiologa – SZUMOWSKIEGO.
Leon

Trzeba postawić pytanie: czy pan minister nie sprzeniewierzył się aby swojemu powołaniu i zawodowi, i czy nie należałoby pozbawić go prawa do wykonywania zawodu?
Republikanin

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2020-05-12)

 


 

Koronawirus pcha Wielką Brytanię w kierunku kryzysu onkologicznego

Gemma Peters, dyrektor naczelna Blood Cancer UK jest zaniepokojona, że blokada koronawirusowa drastycznie wpłynęła na leczenie raka. Pojawiające się obecnie dane sugerują, iż w ciągu ostatnich dwóch miesięcy liczba pilnych skierowań na badania i diagnozy onkologiczne spadła w niektórych miejscach średnio o 76 procent. To jest przerażająca sytuacja – komentuje szefowa organizacji zajmującej się walką z rakiem krwi.

Peters wyjaśnia, że ”‹”‹opóźnienia mogą być szczególnie śmiertelne dla niektórych pacjentów. Na przykład na stwierdzenie raka krwi w organizmie potrzeba stosunkowo dużo czasu – często dlatego, że objawy są trudne do odróżnienia od innych chorób i schorzeń. – Mamy zdiagnozować całą masę osób pod kątem nowotworów krwi – mówi Peters. Dodaje jednak, że ze względu na obecną koncentrację wokół zwalczania pandemii koronawirusa, osoby cierpiące na nowotwory nie mogą uzyskać pomocy na czas i choroba przechodzi w gorsze stadium. W rezultacie wielu spośród tych pacjentów nie zdąży skorzystać z leczenia klinicznego, gdy już będzie ono dostępne.

Sytuację prawdopodobnie pogorszy jeszcze inny problem: ograniczenie funduszy na badania. Blood Cancer UK przewiduje obecnie, że w tym roku budżetowym straci 6 milionów funtów, częściowo wskutek odwołania wydarzeń połączonych z pozyskiwaniem środków.

Rak krwi jest najczęstszym nowotworem u dzieci i młodzieży. Są już dane pokazujące, iż pogorszyła się wykrywalność choroby w tej grupie osób.

Wprowadzenie blokady ma skutki uboczne w postaci znacznego spadku liczby badań diagnostycznych i to nie tylko wykrywających nowotwory, ale także innych schorzeń np. zapalenia stawów, czy chorób serca. Istnieją różnego rodzaju stany wymagające szybkiej diagnozy i interwencji. Brak ich stwierdzenia lub zaniechanie leczenia może doprowadzić do wzrostu liczby zgonów, których można byłoby uniknąć – przekonuje Peters.

NHS England (Narodowa Służba Zdrowia Anglii) opracowała plan przywrócenia systemu opieki zdrowotnej do stanu „normalnego” i zaleca lekarzom rodzinnym, by nie rezygnowali z kierowania niektórych osób do szpitali (stany nadzwyczajne).

System wyodrębnia ośrodki wolne od COVID-19. Kierowani są do nich np. chorzy na raka w celu wykonania operacji. Jednak rejestr Cancer Research UK podaje, że w Walii tworzenie tych placówek przebiega wolno a w Anglii działa ich na razie 21.

Problemy nie polegają tylko na dostępności usług. Wiele osób boi się w tej chwili chodzić do lekarzy, by nie zarazić się koronawirusem. Lekarze rodzinni zwracają uwagę, że w rezultacie pacjenci, którzy wymagają pilnego leczenia, pozostają w domu.

„Jesteśmy rzeczywiście zaniepokojeni spadkiem liczby pacjentów, którzy wymagaliby natychmiastowej interwencji klinicznej” – napisało w swoim oświadczeniu Brytyjskie Towarzystwo Pielęgniarstwa Onkologicznego (UKONS). Późne diagnozy mogą oznaczać nowotwory trudniejsze w leczeniu i pacjentów cierpiących na gorsze objawy – podkreśliło.

UKONS sugeruje, że pacjenci z utratą masy ciała, krwawieniem niewyjaśnionego pochodzenia, nowymi guzkami lub innymi potencjalnymi objawami raka, powinni zgłosić się jak najszybciej do lekarzy rodzinnych.

Grupa naukowców w Wielkiej Brytanii opublikowała niedawno dokument, w którym opisane zostały przypadki nagłych onkologicznych skierowań do szpitala, w oparciu o informacje z dwóch londyńskich szpitali i ośrodków opieki zdrowotnej w Irlandii Północnej. Zespół oszacował również liczbę dodatkowych zgonów podczas „pandemii”.

Naukowcy stwierdzili, że frekwencja na chemioterapii spadła średnio o 60 procent, a pilne skierowania – o trzy czwarte. 1 maja Komisja ds. Zdrowia i Opieki Społecznej przesłuchiwała Cally Palmer z NHS, która zauważyła, że liczba wizyt chorych spadła aż o dwie trzecie.

Mamy absolutnie dowody na to, że liczba pilnych skierowań na wczesną diagnozę […] gwałtownie spadła – zauważa również prof. Harry Hemingway z Institute of Health Informatics UCL, jednego ze współautorów opracowania. Uczony twierdzi jednak, że nie ma wystarczających danych, aby dać pełny obraz tego, co dzieje się z opieką przeciwnowotworową w ramach NHS.

Hemingway i jego zespół prognozują, że w tym roku  będzie w Anglii o blisko 18 tysięcy więcej zgonów z powodu raka. Model nie ujawnia liczby śmierci, które mogą być spowodowane brakiem lub późnym rozpoznaniem nowotworu wskutek blokady. Profesor dodał, że jego zespół potrzebowałby więcej danych do modelowania. Zasugerował, że prezentowana przez niego analiza pozostaje wskaźnikiem tego, jak niebezpieczna jest obecna sytuacja dla pacjentów z rakiem.

Inne szacunki Karola Sikory, dyrektora Rutherford Cancer Centers, sieci brytyjskich klinik onkologicznych, sugerują, że około 60 tysięcy pacjentów może umrzeć na chorobę nowotworową, jeśli w ciągu pół roku nie nastąpi zmiana w diagnostyce i leczeniu. Liczba ta opiera się na fakcie, że co roku w Wielkiej Brytanii rozpoznaje się  nowotwory u 180 tys. osób, ale jedna trzecia z nich może umrzeć, jeśli choroba zostanie za późno rozpoznana i w rezultacie opóźni się terapię.  

Należy zauważyć, że chociaż chemioterapia i operacje są nadal anulowane dla wielu potrzebujących, niektóre szpitale zaczynają oferować leczenie. 8 kwietnia Sikora tweetował, że Wielka Brytania osiągnęła szczyt infekcji a kraj będzie mógł zacząć łagodzić blokadę w ciągu niespełna 3 tygodni. Jednak liczba przypadków COVID-19 zgłaszanych każdego dnia pozostała bez zmian przez kolejne dwa tygodnie.

Neil Bhatia, lekarz ogólny z Hampshire twierdzi, że wielu pacjentów nadal pozostaje w kontakcie za pośrednictwem systemu internetowego eConsult. Pozwala on pacjentom wysyłać zapytania dotyczące ich zdrowia, a także dołączać zdjęcia widocznych objawów. Bhatia i jego koledzy analizują dane i odpowiadają na pytania pacjentów telefoniczne.

Pomysł, że pacjenci nie ujawniają ważnych objawów, niepokoi jednak wielu lekarzy rodzinnych. Profesor Martin Marshall, przewodniczący Royal College of GP zachęca pacjentów, którzy są chorzy lub mają obawy o swoje zdrowie, zwłaszcza poważne dotyczące potencjalnych objawów raka, aby kontaktowali się z lekarzami rodzinnymi osobiście w przychodni. Ich skierowania na badania diagnostyczne „ratują życie”.

Bhatia wskazuje, że istnieje wiele chorób poza rakiem, o których należy pomyśleć. Na przykład pacjenci mogą sądzić, że ich uporczywy kaszel jest objawem koronawirusa i po prostu postępować zgodnie z oficjalną radą dotyczącą zwalczania COVID-19. Jednak przewlekły kaszel może wskazywać na coś zupełnie innego. Peters zauważa z kolei, że niektóre objawy raka krwi, w tym zmęczenie, gorączka i trudności w oddychaniu, można również pomylić z COVID-19.

Są też inne oznaki i objawy, które pacjenci mogą przez jakiś czas znosić, ale na które należy natychmiast zwrócić uwagę. – Może to być coś w rodzaju reumatoidalnego zapalenia stawów – mówi Bhatia. Opóźnianie leczenia może mieć potencjalnie katastrofalne konsekwencje.

Brytyjscy lekarze coraz śmielej mówią o rozwijaniu się – obok głośnej pandemii – innego kryzysu zdrowotnego.

Źródło: wired.co.uk

AS

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2020-05-13)

 


 

Skip to content