Aktualizacja strony została wstrzymana

Walka o powrót do życia i pracy w USA

Mailem z Waszyngtonu…

Temat COVID-19 skupia uwagę całego amerykańskiego społeczeństwa. Media codziennie przypominają nam o tym od wczesnego rana do późnej nocy. Biorąc pod uwagę, że 93% są to gazety i stacje telewizyjne negatywnie nastawione do prezydenta Trumpa, odpowiedni przekaz idzie w świat. Doszło już do tego, że gazety zalegają na półkach w sklepach i są nad ranem wywożone i zastępowane nowymi, a z okien domów i mieszkań otwartych przy pięknej pogodzie dobiega muzyka, a telewizory włączane są koło godziny 18ej, gdy spotyka się tak zwany „zespół Trumpa”.

Czasem ktoś ogląda film i dialogi dobiegają do mojego balkonu, ludzie chodzą na spacery sami lub z dziećmi i z psami, zachowują odpowiednią odległość od siebie i rzadko używają maseczek. Na spacerach (bo chyba wszyscy już się znają) dochodzi do dyskusji, wymiany zdań, wymiany poglądów i informacji, co i gdzie warto przeczytać lub zobaczyć. Okazuje się, że COVID-19 zbliżył do siebie wiele osób i gdy tylko restrykcje miną sąsiedzi obiecują sobie wspólne spotkania na wielkim tarasie na dole. Powstało także koło taneczne, w którym nauczyciel tańca z Brazylii uczy mieszkańców tańczyć, a otwarty obok domu sklep kusi dobrymi winami. Wszystko to świetnie działa na zapobieżenie depresjom, które dotykają miliony ludzi, najpierw zamkniętych we własnych domach, a teraz w stanie Maryland, w którym mieszkamy i którego gubernator najpierw zadłużył stan, a teraz nie chce go otworzyć. Nie znam nikogo, kto by się zaraził COVID-19, co oczywiście nie znaczy, że epidemia nie istnieje. Wystarczy wziąć do ręki jakąkolwiek gazetę lub otworzyć telewizor i rzeczywistość zmienia się w mgnieniu oka. Z wymiany sąsiedzkiej dowiedziałam się o profesorze Victorze Davis Hansonie, pisarzu, dziennikarzu, historyku wojskowym i … rolniku, który zamieszcza swoje artykuły w National Review i w Washington Times (gazeta o charakterze prawicowym w odróżnieniu od Washington Post). Profesor wydał niedawno książkę zatytułowaną „The case for Trump” i zaczyna jeden ze swoich artykułów dla Hoover Institution słowami

Pozbawianie 20 milionów ludzi pracy, niszczenie trylionów dolarów w płynnościach inwestycyjnych i wprowadzanie pkb w stan depresji oraz zamykanie powyżej 100 milionów ludzi na przetrwanie w domach musi mieć konsekwencje zdrowotne, których skutki będą dużo większe niż sam wirus”.

Jest to temat bezpiecznie [ze strachem.. md] omijany w większości dyskusji na temat skutków epidemii, tak jak i temat śmiertelności wśród pacjentów COVID-19.

Należy pamiętać, że to nie sam prezydent podejmuje decyzje związane ze stanem państwa w okresie pandemii, na czele rady doradczej stoi wiceprezydent Mike Pence, a na czele decyzji medycznych doradzają lekarze dr. Deborah Birx i dr Anthony Fauci. W oparciu o opinie Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) to ich rady spowodowały zamknięcie ludzi w domach i zamknięcie poszczególnych stanów jako jedyny środek na nie rozpowszechnianie się wirusa. Opierając się na opinii WHO postulowali oddzielenie ludzi starszych (po 65. roku życia ) od reszty społeczeństwa zamiast oddzielenia osób zainfekowanych wirusem od osób zdrowych. Decyzją prezydenta Stany Zjednoczone zawiesiły swoją obecność w WHO [zob. Prezydent Trump wstrzymał finansowanie USA dla WHO (Światowej Organizacji Zdrowia)], ale na skutek wskazówek wg wytycznych WHO umarło lub było źle leczonych setki pacjentów. Wystarczy przykład Nowego Jorku, gdzie zmarło 18 tyś. osób, głównie z zakładów opieki nad starszymi ludźmi. Alarmy na temat sytuacji w Nowym Jorku mówią o szpitalach, które wpisywały w rubryce „powód śmierci” COVID-19, zamiast udaru, nowotworu lub np. cukrzycy. Potwierdziły te plotki rozmowy z lekarzami innych stanów, którzy mówili to samo, a nagrania z nimi były usuwane z youtube.

Dziennikarze, którzy wskazywali na zależność WHO od Chin i dotacji Melindy i Billa Gatesów byli niedopuszczani do głosu i trzeba było ogólnoamerykańskiej sławy, żeby wywiad z członkami komitetu decydującymi o sytuacji zdrowotnej w USA (dr Brix lub dr Fauci) przeprowadzić. Taką osobą okazała się być Judge Jeanine, była sędzina i prokurator, autorka książek i komentarzy na kanale telewizyjnym FOX. Przy okazji okazało się, że dr Birx jest już panią Deborah Birx, bo jej licencja lekarza praktykującego w Pennsylwanii skończyła się w 2014 roku. Dr Birx, nominowana przez Baracka Obamę jako koordynator USA do spraw związanych z AIDS, zasiada w zarządzie „The Global Fund”, fundowanego w dużej mierze przez Fundację Billa i Melindy Gates, która przekazała Globalnemu Funduszowi 750 milionów USD w 2012 roku, a do czasu obecnego zasiliła Fundusz 2.24 miliardami USD i zobowiązała się do pokrycia jego kosztów w latach 2020- 2022 kolejnymi 760 milionami. Córka pani Brix pracuje także dla Fundacji Gatesów.

Pani Deborah Birx krytykowana jest przez część środowiska lekarskiego za propagowanie modelu pandemii COViD-19 przygotowanego przez Institute for Health Metrics and Evaluation przy Uniwersytecie Waszyngtona. W świecie statystyki istnieje takie powiedzenie „Wszystkie modele są złe, ale niektóre są użyteczne”. Taki model propagowała pani Birx i każdy może go zobaczyć w internecie pod nazwą IHME i przeczytać artykuł „Brutalne liczby i upadający model IHME” napisany przez Josh Marshall’a.

Wróćmy do niedawnego wywiadu przeprowadzonego przez byłą prokurator i sędzię Judge Jeanine.

Judge Jeanine: Uczymy się każdego dnia, jak traktować tego wirusa. Myślę, że jeśli ktoś jest w szpitalu i umiera z powodu problemów z sercem lub nowotworu, to czy nie zdarza się, że taki pacjent nie ma we krwi COVID-19, choć przecież pielęgniarki lub lekarze mogą przenosić na skórze lub w nosie wirusa ? Czy jest słuszne zaliczanie takich pacjentów do ofiar COVID-19, jeśli naprawdę nie mieli żadnych symptomów choroby?

Deborah Birx: Ten wirus jest bardzo zaraźliwy i jeśli masz dodatkowe problemy ze zdrowiem, np. z sercem, cukrzycą czy astmą i jeśli twój system jest immunologicznie słaby, to wszystko to razem tworzy dużo trudniejszą sytuację. Większość ludzi mających te problemy, o których mówimy jako uwarunkowania istniejące wcześniej (ang. pre existing conditions), są bardziej narażone na złapanie wirusa.

J.J: Istnieją sugestie, że wiele zgonów zostało spowodowanych przez respiratory?

D.B.: Na początku uważaliśmy, że była to oskrzelowo-płucowa infekcja i do tego potrzebne były respiratory, co w wielu przypadkach kończyło się śmiercią. Z czasem okazało się, że zarażona jest także krew i nerki.

J.J.: Czyli używaliście złej metodologii?

D.B.: Lekarze i pielęgniarki obserwują uważnie poziom tlenu we krwi, bo to jest potrzebne dla funkcjonowania mózgu, obiegu krwi i nerek. Gdy ten poziom spada i nie daje się utrzymać pacjenta prze pomocy maski tlenowej używaliśmy respiratora. Ten raport, o którym wspomniałaś był „przeglądowy” i okazało się, że w wielu przypadkach wszystko zależy od wieku i czasu spędzonego w szpitalu. 70-80 procent młodszych osób ratuje się respiratorami i trzeba w takim przypadku patrzeć na wszystkie informacje, nie tylko na jedna grupę.

J.J.: Czy nie byłby to dobry pomysł, żeby osoby małego ryzyka, które teraz są w izolacji, nawet jeśli oni są zakażeni, żeby dać im możliwość wyjścia z izolacji na zewnątrz i dołączenie się do odporności stada (ang. herd immunity), czy nie jest to najważniejsze, żeby pozbyć się tego wirusa i nareszcie wrócić do pracy?

D.B.: Najważniejsza tutaj jest szczepionka. My zawsze używamy terminu „herd immunity”, gdy mówimy o szczepionkach, nikt nie użyje tego terminu w dyskusji o pandemii, zwłaszcza z tym poziomem umieralności, który jest przy COVID-19. Musimy pamiętać, że w Ameryce mamy dużo ludzi, nawet młodych osób chorujących na cukrzycę i nadciśnienie. Jeśli byśmy wiedzieli od razu, kto ma te problemy, byłoby inaczej, ale nie wiemy, gdy widzimy człowieka na ulicy. Dlatego prezydent wyznaczył kryteria i fazy (nieprawda – gubernatorzy stanów je wyznaczyli ! (przyp. M.W.) i każdy stan musi ich przestrzegać, ponadto każdy człowiek ponosi indywidualnie odpowiedzialność za to, czy często myje ręce i nie dotyka twarzy, czy nosi maskę i ma odpowiedni dystans do innych na ulicy, bo nie wiemy czy ludzie nie mają wcześniejszych uwarunkowań zdrowotnych.

Tyle pani Birx, doradczyni w sprawach pandemii prezydenta Trumpa miała do powiedzenia sędzi Judge Jeanine.

O roli dr A. Fauci można powiedzieć dużo, dużo więcej, poza faktem, że kwestionował opinię prezydenta Trumpa na temat leku, który ciągle dobrze się sprawdza pod opieką lekarza. Dr Fauci z pełnym oddaniem patrzy w oczy Hillary Clinton i przyjaźni się z elitą Demokratów i globalistów, takich jak Gatesowie i Nancy Pelosi… Ten niepozorny z pozoru człowiek doprowadził do wsadzenia za kratki lekarki, dr Judy Mikovits (specjalizacja z biochemii i biologii molekularnej), która mu się sprzeciwiła w pewnym momencie historii. Dr Fauci ciągle jeszcze niestety ma dużo do powiedzenia w sprawach dotyczących zdrowia w Białym Domu. Fauci zasługuje na specjalny komentarz w niedalekiej przyszłości, żebyśmy wszyscy wiedzieli, z kim mamy do czynienia.

Oczywiście nie wszyscy amerykańscy lekarze mają poglądy zbliżone do Birx i Fauci. Dr Knut Wittkowski, były szef Biostatyki, Epidemiologii i Projektowania Badań z Rockefeller University w wywiadzie udzielonym tydzień temu (1 maja) stwierdził

„My nie potrzebujemy szczepionki, żeby się z tej sytuacji wydostać. Sorry Bill Gates, ale my nie potrzebujemy szczepionki. Dobrze by było posiadać ją w przypadku, gdyby wirus wrócił i wtedy by było miło ją mieć. Czy potrzebujemy ją w tej chwili ? – Nie! Nie potrzebujemy jej, bo już obserwujemy powstającą „herd immunity” (odporność stada) i za dwa lub trzy tygodnie będziemy mieli odporność stada i to wszystko się skończy. „

W tym samym wywiadzie dla 21 Century Wire dr Wittkowski powiedział:

„Zamykanie Stanów i Europy przyszło dużo za późno, bo wirus już przeniknął do populacji i żadne paniczne wysiłki, żeby go zatrzymać nie odniosłyby skutku. Przeciwnie, odbyłyby się ogromnymi kosztami dla społeczeństw i dla ekonomii. Z perspektywy zdrowia publicznego i złagodzenia wirusa, zamykanie było niepotrzebne.”

I dodał coś, co odnosi się do nas wszystkich:

„Gdyby ludzie byli bardziej aktywni, gdyby udzielali się w podejmowaniu decyzji politycznych, jeśli by byli bardziej obudzeni, gdyby walczyli o swoje demokratyczne prawa, to to wszystko nigdy by się nie zdarzyło. To jest błąd ludzi, że nie przejęli kontroli nad rządem, a pozwolili rządowi wziąć kontrolę nad nimi.”

Ameryka się budzi. Nie jest to łatwy proces, ale w tym legendarnie wolnym kraju nagle wiele osób zorientowało się, że wielu rzeczy im nie wolno, że część lokalnych władz ma kompletnie inne wyobrażenie o wolności, że w okresie świetnej ekonomii, po latach pracy nagle może okazać się, że są biedni. Ludzie przypomnieli sobie, że o prawa trzeba walczyć, że czasem symbolicznie trzeba ze sobą wziąć broń, żeby pokazać, że nie są bezbronni. Starania i czasem walka o otwarcie granic stanów i o dostęp do pracy trwa i tylko może się nasilać. Konie z jeźdźcami ustawione w szeregu i odpychające ludzi od plaży w Kalifornii pozostaną w pamięci ludzi i dzieci na bardzo długi czas. Nancy Pelosi pokazująca swoje lodówki pełne wybornych lodów w czasie, gdy wstrzymywała decyzje o udzieleniu nie zarabiającym ludziom zapomogi na życie też nie zostanie zapomniana.

Kalifornia obsadzona przez lewicę i tzw. Demokratów już ma i będzie miała coraz większe problemy. Wybory się zbliżają, za 6 miesięcy ludzie postanowią kogo wybrać. Duża część z tego, co się w Stanach dzieje to walka przedwyborcza, zupełnie inaczej prowadzona. I ludzie zdają sobie z tego sprawę. Dużo dzieje się za sprawą internetu, nie ma dnia, żeby nie ukazała się jakaś petycja. Wczoraj dostałam (chyba z Polski) informację o pozwie przeciwko Obamie, Clintonom, Gatesowi, Sorosowi itd.

Zostawiam to Wam do oceny: LINK

Małgorzata Wirkus

Za: Strona prof. Mirosława Dakowskiego (11.05.202)

 


 

Skip to content