Aktualizacja strony została wstrzymana

Instynkt samozachowawczy – Stanisław Michalkiewicz

Jeszcze ci nie uwierzyłam tak, jak ludzie wierzą” – śpiewała Łucja Prus w piosence „Dookoła noc się stała” do słów Agnieszki Osieckiej. A jak ludzie wierzą? To ciekawe pytanie, bo wydaje się, że odpowiedź – jak ludzie wierzą, zależy od tego – w co właściwie wierzą. Oto z bezcennego Izraela dobiegają fałszywe pogłoski, że ortodoksyjni Żydzi w ogóle nie stosują się do rozkazów rządu, który – podobnie jak wszystkie inne rządy na świecie – pod pretekstem zbrodniczego koronawirusa przejął władzę dyktatorską i zachowują się tak, jakby zbrodniczego, koronawirusa nie było. Czy dlatego, że w ogóle nie uznają Izraela, chociaż podobno nie wzdragają się przed korzystaniem z państwowego socjalu? Wykluczyć tego nie można, ale warto też przypomnieć, że w starożytnym Rzymie Żydzi też zachowywali się podobnie. Rzymianie pod względem religijnym byli tolerancyjni, zresztą w warunkach imperialnych inaczej być nie mogło. Każdy zatem wyznawał taką religię, jaką chciał – ale skoro już był mieszkańcem Imperium, to musiał zapalić kadzidło przed posągiem Jowisza Największego i Najlepszego. Jowisz był bóstwem opiekuńczym Rzymu, więc kadzidło było dowodem lojalności względem państwa. I wszyscy – jak ich Rzymianie nazywali – peregrini – kadziło palili – z wyjątkiem Żydów. Ci kategorycznie odmawiali i żadna siła nie mogła ich do tego zmusić. Nawiasem mówiąc, później, za panowania cesarza Trajana, gubernator Bitynii, Pliniusz Młodszy, w liście do cesarza podobnie charakteryzuje chrześcijan – że mianowicie prawdziwego chrześcijanina „żadna siła” nie może zmusić do rewokowania. Dlatego takich, co rewokowali, Pliniusz natychmiast zwalniał, a w liście pyta cesarza, jak ma postępować z chrześcijanami prawdziwymi. Odpowiedź Trajana przynosiłaby mu zaszczyt również, a może nawet zwłaszcza dzisiaj, w epoce totalnej inwigilacji – bo cesarz stanowczo zakazuje Pliniuszowi korzystać z donosów anonimowych, stanowiących „hańbę naszych czasów”. W przypadku chrześcijan to zachowanie nie było oznaką lekceważenia rzymskiej władzy, bo przecież Apostoł Narodów nauczał, że „wszelka władza”, a więc i rzymska też, pochodzi „od Boga”, a w dodatku – „nie na próżno nosi miecz”. Jeśli zatem ówcześni chrześcijanie, jeśli nawet lękali się miecza, to jednak kadzideł przed posągami Jowisza palić nie chcieli, co zresztą było przyczyną prześladowań i to przez cesarzy skądinąd bardzo porządnych. Najwyraźniej musieli traktować swoją religię bardzo poważnie, podobnie jak ortodoksyjni Żydzi, albo dzisiaj muzułmanie.

Toteż w Kościele katolickim żywy jest kult świętych męczenników, którzy zostają wyniesieni na ołtarze. Ale – jak mówi poeta – „tymczasem na mieście inne były już teście” i w katolickim nauczaniu, zwłaszcza po II watykańskim Soborze, zapanowało przekonanie, że najwyższą wartością jest życie. Zapewne początkowo miało to charakter polemiki ze zwolennikami praktykowania rzezi niewiniątek, ale z czasem nabrało charakteru pewnika. Doszło do tego, że papież Franciszek z tego właśnie powodu uznał karę śmierci za sprzeczną z chrześcijaństwem. Stwarza to szalenie kłopotliwą sytuację I to aż z dwóch powodów. Po pierwsze, jeśli w tak ważnej sprawie Kościół przez ostatnie 2 tysiące lat się mylił, to skąd możemy mieć pewność, że nie myli się i teraz? A po drugie – że z przeświadczeniem, jakoby życie było wartością największą, trudno jest pogodzić kult świętych męczenników, którzy najwyraźniej też musieli popaść w sprośne błędy Niebu obrzydłe. Tymczasem przekonanie o znikomej wartości życia panowało nawet w sowieckiej Rosji, o czym świadczy anegdotka, jak to politruk egzaminuje żołnierza Armii Czerwonej. Kutit’ budiesz? – pyta, a żołnierz odpowiada: nie budu. – A wodku pit’ budiesz? – Nie budu. – A j… budiesz? – Nie budu. – A żizń za rodinu otdasz? – Otdam. Na ch… mnie takaja żizń?!

Skoro jednak zapanowało przeświadczenie, że wartością najwyższą jest życie I to nie jakieś tam „wieczne”, tylko obecne, to coraz większą rolę w postępowaniu ludzi zaczął odgrywać instynkt samozachowawczy. Jeszcze w czasie II wojny światowej tak nie było, o czym świadczy przemowa kaprala Rewetzky’ego z „Przygód Wernera Holta” do żołnierzy obrony przeciwlotniczej: „zaraz zacznę wypędzać z was ten instynkt samozachowawczy, wy świnie, wy parszywe trychiny!” Dzisiaj żaden kapral by tak nie powiedział między innymi dlatego, że na bazie instynktu samozachowawczego można bardzo wiele zbudować. Gdyby nie instynkt samozachowawczy – któż by się słuchał władzy, kto oddawałby jej połowę, czy nawet więcej niż połowę swojego dochodu. Ale nawet i w tych warunkach bywało, że altruizm z instynktem samozachowawczym wygrywał. Wykorzystał to wybitny przywódca socjalistyczny Józef Stalin, wydając prikaz, że rodzina tego, kto się podda i pójdzie do niewoli, będzie poddana represjom, aż do śmierci włącznie. Toteż wielu żołnierzy walczyło do końca, bo w dodatku wiedzieli, że na tych, którzy się cofają, czekają z karabinami maszynowymi oddziały zaporowe.

Teraz umiłowanie życia zapanowało powszechnie, zarówno wśród niewierzących, jak i wierzących, toteż nic dziwnego, że na tym fundamencie postanowili zbudować Nowy Wspaniały Świat nasi Umiłowani Przywódcy, zarówno z kół politycznych, jak i banksterskich. Fundamenty zostały położone pod pretekstem epidemii koronawirusa, który pojawił się niczym dar Niebios. W jednej chwili diabli wzięli wszystkie patetyczne gwarancje, w kąt poszła demokracja, rządy przejęły władzę dyktatorską, o której nie śniło się nawet takim wybitnym przywódcom, jak Adolfowi Hitlerowi, czy Józefowi Stalinowi. Wystarczy zwrócić uwagę, że ani jeden, ani drugi nie wpadli na pomysł, by zakazać ludziom wstępu do lasu – no a teraz, pod pretekstem walki ze zbrodniczym koronawirusem, doczekaliśmy się i tego. Co więcej – te wszystkie posunięcia spotykają się z entuzjastycznym poparciem większości opinii publicznej, a przynajmniej takie wrażenie można by odnieść z przekazu niezależnych mediów głównego nurtu, które najwyraźniej zastosowały się do leninowskich norm dotyczących organizatorskiej funkcji prasy. To zachowanie nie musi być zresztą podyktowane jakimiś niskimi pobudkami, a raczej prakseologią. Adam Grzymała-Siedlecki ilustruje to opisem okupacyjnego pogrzebu swego znajomego, zresztą działacza państwowego, który zmarł w nędzy, ale przynajmniej pogrzeb miał z orkiestrą kolejarzy. Początkowo smutny kapelmistrz, kiedy orkiestra zbliżała się do końca występu, stawał się coraz bardziej rozpromieniony, że nie było żadnego kiksu, żadnej pomyłki – jakby całkiem zapomniał, że orkiestra towarzyszy pogrzebowi.

Ponieważ takiej znakomitej okazji przebudowy świata nikt nie przepuści, to jest wysoce prawdopodobne, że tak już zostanie tym bardziej, że instynktem samozachowawczym można będzie sztukować rozmaite inne niedostatki.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Felieton    tygodnik „Najwyższy Czas!”    17 kwietnia 2020

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4680

Skip to content