Aktualizacja strony została wstrzymana

Ministerialne opowieści dla ogłupionego ludu

A jeśli władza postrzegana jest jako zagrożenie przez większość wyborców, to kończy się to zmianą władzy. Radzę, żeby PiS zastanowił się, czy przeciąganie struny to dobry pomysł.

Minister zdrowia Łukasz Szumowski został bohaterem ludu. Lud wierzy mu bez zastrzeżeń, a każdy buntujący się przeciw pomysłom ministra Szumowskiego jest natychmiast stygmatyzowany jako nieodpowiedzialny idiota, który chce doprowadzić do masowych zgonów z powodu koronawirusa. „Zostań w domu i siedź na dupie” – krzyczy lud, bo tak nakazał minister Szumowski, a usankcjonował to premier Morawiecki.

Co o tych pomysłach sądzi Jarosław Kaczyński mogliśmy przekonać się 10 kwietnia. Wbrew wydanym przez premiera zakazom i nakazom Kaczyński wraz z liczną grupą polityków PiS olał hasło „zostań w domu i siedź na dupie” i wziął udział w obchodach 10. rocznicy katastrofy smoleńskiej. Zrobił to dzień po konferencji prasowej, podczas której minister Szumowski zapowiedział wprowadzenie kolejnej restrykcji, czyli obowiązku zakrywania nosa i ust w przestrzeni publicznej. Nakaz ma obowiązywać od czwartku 16 kwietnia. Do kiedy? Do odwołania. Czyli nie wiadomo jak długo. Może miesiąc, może dwa. A może rok. Któż to wie?

Nie twierdzę, że koronawirus to bajka. Owszem, wirus istnieje i przenosi się z człowieka na człowieka. Niektórych zabija. Ale większość nawet nie wie, że została zakażona. To oznacza, że większość zakażonych w ogóle nie choruje! A z tych, którzy chorują, większość nie umiera. Jeżeli ktoś nazywa koronawirusa „dżumą naszych czasów”, to po prostu łże jak bura suka. Śmiertelność dżumy, w zależności od jej postaci, sięga nawet ponad 95%! To oznacza, że umiera prawie każdy zarażony. Porównywanie koronawirusa do dżumy jest więc skandaliczną manipulacją służącą tylko i wyłącznie nakręcaniu histerii.

Minister Szumowski nie mówi o koroanwirusie jak o dżumie. Ale nie mówi też, że koronawirus to coś w rodzaju grypy. Chociaż jeszcze miesiąc temu tak właśnie mówił i wyśmiewał pomysł noszenia maseczek przez osoby zdrowe. Teraz narracja zmieniła się o 100% i WSZYSCY mamy zakrywać usta i nos. Co ciekawe, minister Szumowski nie upiera się, żeby to była specjalistyczna maseczka. Twierdzi, że równie dobrze może być to maseczka uszyta w domu, albo zwykła chustka lub szalik.

Po oświadczeniu ministra Szumowskiego w Internecie zaroiło się od porad, jak zrobić maseczkę metodą chałupniczą. Pojawiły się nawet pomysły na maseczki z papieru mocowane gumką recepturką. Dlaczego? Dlatego, że profesjonalnych maseczek albo nie ma na rynku, albo są bardzo drogie. Wobec czego minister Szumowski nakazuje nam owinąć się szalikiem lub chustką. Taka ochrona ma rzekomo zapobiegać rozsiewaniu wirusa przez osoby zarażone, które nie mają objawów.

Jak jest w rzeczywistości? W tej chwili trwa spór pomiędzy specjalistami, z których jedni twierdzą, że maseczki powinni nosić wszyscy, bo w jakimś stopniu zatrzymują one transmisję od osób chorych i tymi, którzy twierdzą, że przynosi to więcej szkody niż pożytku, bo daje fałszywe poczucie bezpieczeństwa i może wręcz przyczyniać się do zwiększenia liczby zakażeń. Minister Szumowski staje po stronie zwolenników tezy pierwszej. Czy lud w ogóle słyszał o tezie drugiej? Nie sądzę.

Przez ostatnie półtora miesiąca lud został tak ogłupiony, że już nie wie, co ma myśleć. Najpierw mieliśmy myć ręce i nie panikować. Potem zostaliśmy nastraszeni do takiego stopnia, że jedna część ludu uznała, iż wyjście z domu to gwarancja śmierci w męczarniach. Ponieważ druga część ludu nie kupiła tej narracji i jednak wychodziła z domu, minister Szumowski i premier Morawiecki zakazali wstępu do parków, lasów i na plaże. Na ulice wyszły patrole policji i wojska ścigające rodziców z dziećmi, rowerzystów i osoby czekające na wydanie posiłku na wynos. Ci, którzy mają dom i ogród, jakoś to znoszą, bo mogą chociaż trochę czasu spędzić na dworze. Ci, którzy zostali zamknięci w mieszkaniach, mogą wyjść tylko na krótki spacer z psem lub „zrelaksować się” w kolejce pod sklepem. I za każdym razem, gdy już mają nadzieję, że będzie lepiej, wychodzi minister Szumowski z premierem Morawieckim i dokręcają śrubę. A liczba zakażeń i tak rośnie. I oczywiście będzie rosła, bo zatrzymanie transmisji wirusa, który nie daje objawów u 80% zainfekowanych, jest niemożliwe.

– Szczyt zachorowań nastąpi w ciągu najbliższych tygodni. Jeżeli będziemy trzymać się reżimu sanitarnego, to ten szczyt opóźnimy. Bierzemy pod uwagę wszystkie scenariusze – oświadczył minister Szumowski 8 kwietnia. – Znaczące obostrzenia, które wprowadziliśmy, pozwoliły na redukcję nowych zakażeń. Bez nich mielibyśmy pewnie 20-30 tys. nowych przypadków zakażenia. Gdybyśmy teraz restrykcji nie przedłużyli, to za kilka tygodni mielibyśmy 40-50 tys. nowych chorych – usłyszeliśmy na konferencji prasowej 9 kwietnia.

Wiecie, co to znaczy? To znaczy, że mamy być trzymani na kwarantannie w oczekiwaniu na szczyt epidemii, który będzie opóźniał się, ponieważ jesteśmy trzymani na kwarantannie. Tak można bawić się w nieskończoność, a minister Szumowski może nam do końca świata opowiadać o tym, że gdyby nie restrykcje, to byłoby już setki tysięcy, a nawet miliony zakażonych. Kwarantanna do końca świata, tak?

Oczywiście jest to niemożliwe, ponieważ zanim minister Szumowski zrealizuje plan redukcji zakażeń do zera, gospodarka padnie i będzie po zawodach. Dlatego trzeba znieść restrykcje uniemożliwiające funkcjonowanie gospodarki.

Ale jeśli pozwoliłoby się ludziom normalnie żyć tak od razu, to wzbudziłoby to ich podejrzliwość. No bo jak to? Najpierw mówiono nam, że wyjście na ulice to pewna śmierć, więc „zostań w domu i siedź na dupie”, a teraz mówi się, że „oj tam, oj tam, wracajcie do roboty”. Dlatego trzeba stworzyć ludziom chociaż minimalne poczucie bezpieczeństwa, a do tego idealnie nadaje się opowieść o tym, że jak owiną twarz chustką lub szalikiem, albo założą własnoręcznie uszytą maskę, to koronawirus już im nie straszny. Jednak taka opowieść to za mało, bo nie każdy w nią uwierzy i nie będzie wygłupiał się paradując w szaliku na twarzy. Dlatego trzeba wprowadzić nakaz i wysłać policję, żeby go egzekwowała przy pomocy gigantycznych kar. Tym sposobem uzyskuje się efekt zastraszenia połączony z fałszywym poczuciem bezpieczeństwa i można już wysłać lud do roboty. Minister Szumowski i premier Morawiecki nadal robią za bohaterów ludu, a koronawirus jak zakażał tak zakaża nadal. I co? Następna narodowa kwarantanna po miesiącu luzowania?

Obowiązkowe zakrywanie nosa i ust przy pomocy czegokolwiek jako ochrona przed koronawirusem to najbardziej absurdalna ministerialna opowieść, jaką odpowiedziano nam od początku epidemii. Efekt będzie taki, że koronawirus i tak będzie hulał, a zdrowi ludzie zaczną chorować na różnego rodzaju infekcje, które wyhodują sobie dzięki wielokrotnemu zakrywaniu nosa i ust przy pomocy tej samej maski, chustki lub szalika, w których będą kłębić się różnego rodzaju mikroby. To nie jest wymyślona przez mnie teoria, tylko opinia wirusologa prof. Włodzimierza Guta, który niedawno wyjaśniał, że nieumiejętne posługiwanie się maseczką może być przyczyną gorszej choroby niż koronawirus. A trzeba mieć świadomość, że większość ludzi będzie nieumiejętnie i wielokrotnie posługiwać się tymi samymi maseczkami, chustkami i szalikami, nie piorąc ich i nie dezynfekując.

Chciałabym wierzyć, że minister Szumowski wie, co robi i że to, co robi ma sens. Ale po ponad miesiącu obserwowania rezultatów wdrożonych rozwiązań, obawiam się, że jest to działanie zmierzające donikąd. Kwarantanna ma sens przez krótki czas, który nie załamie gospodarki, a jednocześnie pozwoli przygotować szpitale do przyjęcia zwiększonej liczby chorych. Przecież oczywistym jest, że w pewnym momencie ludzie muszą wrócić do normalnego życia, więc liczba zakażeń gwałtownie wzrośnie. Czy polskie szpitale są przygotowane do skoku zachorowań po zluzowaniu kwarantanny? Śmiem wątpić. Tym bardziej, że już zaczynają się zgony spowodowane brakiem opieki medycznej dla osób bez koronawirusa. Jeśli zatem szpitale nie zostały właściwie przygotowane, to cała dotychczasowa kwarantanna jest psu na budę.

Z drugiej strony zaserwowano nam obowiązkowe dla wszystkich zakrycie twarzy, co rzekomo ma zapobiec wzrostowi zakażeń. Jeśli to taki świetny pomysł, to dlaczego nie zaczęliśmy od tej opcji? I jak długo mamy biegać owinięci szalikami i chustkami? Nadchodzi lato. Jak minister Szumowski wyobraża sobie funkcjonowanie z zakrytą twarzą w trzydziestostopniowych upałach?

Obawiam się, że jedynym efektem długotrwałego nakazu zakrywania nosa i ust będzie rosnąca frustracja ludzi ściganych przez policję za brak szmaty na twarzy.

I w końcu może okazać się, że Polacy mniej obawiają się koronawirusa niż kolejnych pomysłów ministra Szumowskiego i premiera Morawieckiego.

A jeśli władza postrzegana jest jako zagrożenie przez większość wyborców, to kończy się to zmianą władzy. Radzę, żeby PiS zastanowił się, czy przeciąganie struny to dobry pomysł.

Katarzyna TS

[Źródło:] https://wprawo.pl/katarzyna-ts-ministerialne-opowiesci-dla-oglupionego-ludu/

Za: Strona prof. Mirosława Dakowskiego (Kwi 10, 2020)

 


 

Skip to content