Aktualizacja strony została wstrzymana

Koronawirus groźny także dla wolności obywatelskich. Model chiński zyskuje poklask również w USA

„Koronawirus zainfekował nie tylko poszczególne osoby, ale całe społeczeństwo” – pisze na łamach „Forbesa” Simon Chandler analizując problem wykorzystywania danych przez władze oraz podległe im służby. Takie działanie ma zmniejszać umieralność z powodu COVID-19, ale jednocześnie grozi ograniczeniem prywatność i wolności obywatelskich.

„Z technologicznego punktu widzenia pandemia koronawirusa jest ogromnym testem kapitalizmu inwigilacyjnego. Mówiąc ściślej, umożliwia ona test nowych form nadzoru na większą skalę. Już teraz rządy we Włoszech, Niemczech, Austrii, Chinach, Korei Południowej i na Tajwanie analizują dane ze smartfonów, aby ustalić, w jakim stopniu populacje naprawdę zamykają się w domu. Tymczasem rządy w Wielkiej Brytanii i USA są bardzo bliskie wprowadzenia podobnych środków nadzoru, wszystko po to, by zapewnić, że polityka modyfikacji masowych zachowań będzie skuteczna” – uważa Chandler, który zauważył także, że gdy rząd radzi ludziom pozostać w domu to chce wiedzieć, czy ta rada jest przestrzegana. Jeśli okaże się, że zbyt wiele osób wciąż wędruje po okolicy „konieczne może być przejście od nieformalnych wytycznych do przepisów prawnych itd.”.

Wielkie zbiory danych dotyczących ludzkich postawa są skuteczne w analizowaniu skutków i konsekwencji podjętych działań. Jeśli natomiast pandemie staną się częstszym wyzwaniem, to liczne rządy mogą uznać za konieczne utrzymanie nadzoru – twierdzi Chandler. Takie rozwiązania wpłyną jednak na zakres wolności i prywatność.

Autor podkreśla, że ochrona życia osób jest istotna, bo zmarłych nie dotyczą takie zagadnienia jak wolność i prywatność, jednak – jego zdaniem – wciąż nie jest pewne, czy korzyści wynikające np. z izolacji przewyższą „cenę” jaką może być utrata swobód.

Rozwojem sytuacji niepokoją się chociażby brytyjscy obrońcy praw i wolności obywatelskich. Tamtejszy rząd chce wykorzystywać teoretycznie anonimowe dane mobilne do śledzenia ruchów obywateli.

Społeczeństwo musi obecnie zaufać sieciom telefonicznym, zwłaszcza w celu uzyskania porady zdrowotnej i wsparcia społecznego. Anonimowość danych dotyczących lokalizacji może być bardzo trudna do zachowania, dlatego rząd powinien wykazać się transparentnością w zakresie śledzenia, jeśli ma zachować zaufanie publiczne – mówił „The Guardianowi” cytowany przez forbes.com Silkie Carlo z Big Brother Watch komentując doniesienia o potajemnych negocjacjach brytyjskiego rządu z operatorami telefonii komórkowej w sprawie śledzenia mobilności. Przed pokusą bagatelizowania możliwego zagrożenia wynikającego ze śledzenia obywateli przez władze ostrzega chociażby profesor informacji geograficznej James Cheshire z UCL. Ponadto za jedną formą nadzoru mogą pójść kolejne, a sytuacja z koronawirusem daje rządom okazję do wprowadzenia zmian, na które w innej sytuacji społeczeństwa nie wyraziłyby zgody.

Chandler zauważa także inne zagrożenia – np. wcielenie się przez Facebooka, Google i Microsoft w rolę globalnego „dostawcy usług publicznych”. Korporacje te dysponują wieloma danymi, które mogą wykorzystywać w swoich komercyjnych celach, zaś pandemia sprzyja rozwojowi ich narzędzi i ofert. Ponadto aura świadczenia „usługi publicznej” ułatwia legitymizację działań z zakresu gromadzenia danych i do pewnego stopnia przekreśla dyskusję nad uregulowaniem ich działań.

Nie przesadzajcie z nadmierną regulacją ani nie rozbijajcie nas – mówił rok temu Mark Zuckerberg przekonując, że „tylko my [Facebook] mamy wystarczającą skalę, aby złagodzić niebezpieczeństwa związane z globalizacją i łącznością na dużą skalę”. W lutym br. Facebook wysłał Komisji Europejskiej propozycje dotyczące uregulowania działalność gigantów internetowych. Zdaniem Chandlera wzrost siły państwa i firm z sektora IT powoduje, że koronawirus staje się jeszcze bardziej przerażający.

Amerykanie np. obawiają się natomiast, że pandemia będzie kolejną okazją by – jak po atakach z 11 września 2001 roku czy kryzysie z 2008 – uzasadnić dalsze odbieranie wolności obywatelskich.

Na fali działań podjętych po atakach na WTC administracja Busha uchwaliła ustawę Patriot, która stworzyła podwaliny pod prawdopodobnie najbardziej ekspansywne państwo nadzoru na świecie, ale także ustanowiła precedensy naruszaje podstawowe prawa konstytucyjne i tworząc Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Drugi cel osiągnięto dzięki „wojnie z terroryzmem”.

Kolejny kryzys nastąpił po recesji wywołanej pęknięciem bańki na rynku mieszkaniowym, a administracja Baracka Obamy walcząc z problemami gospodarczymi wsparła potężnymi kwotami sektor bankowy, jednak środki wykorzystano m.in. na gigantyczne premie.

W USA dyrektywa CBP (Urzędu Celnego i Ochrony Granic) upoważnia agencję do nieograniczonego monitorowania i zatrzymywania każdego podejrzanego o przenoszenie wirusa. Ponadto administracja Trumpa rozpoczęła pomoc dla banków i przemysłu naftowego, a może trafić też do prywatnych firm przemysłu lotniczego. Z kolei lewica wychwala drakońskie środki podjęte przez władze w Chinach do ograniczenia wolności obywateli.

Jednak ani zwiększenie władzy wykonawczej, ani redystrybucja bogactwa w górę nie rozwiąże pierwotnej przyczyny kryzysu. Podobnie rozwiązaniem nie jest wprowadzenie gwarantowanego dochodu podstawowego, o co zabiega amerykański Fed.

Z kolei liczne rządy korzystają z chińskich porad w sprawie walki z pandemią, a metody stosowane przez Pekin to cała paleta rozwiązań opierających się o szczegółową kontrolę społeczną. Takie podejście nie jest także obce niektórym przedstawicielom amerykańskich władz.

Od dawna wierzymy, że duże zbiory danych mogą pomóc rządowi w skutecznym prognozowaniu rozwoju danej epidemii i aby to zrobić musimy zintegrować gromadzenie danych w ramach nadzoru – twierdzi dr Cecile Viboud, pracownik naukowy w National Institute of Health w USA. – Chiny mają kompleksowy system nadzoru, który okazał się pomocny w gromadzeniu potrzebnych danych – mówi zachwycając się chińskimi rozwiązaniami.

Źródło: forbes.com / guardian.com / aljazeera.com
AS

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2020-03-26)

 


 

Koronawirus początkiem kolejnej rewolucji? Nastąpi era „ludzi zbędnych”, gotowych na przewrót

Epidemia koronawirusa uruchomiła mechanizmy, które mogą doprowadzić wiele państw do gwałtownych przemian społecznych i politycznych. Generatorem zmian będzie ubożenie ludzi, którego w związku z pandemią nie unikniemy. Tak powstanie całkiem spora grupa „ludzi zbędnych” – to nowy prekariat, którego rękami dokona się rewolucja.

Czy pandemia koronawirusa może zasadniczo zmienić współczesny świat? Z pewnością! Dziś bowiem jesteśmy skupieni na walce z medycznymi konsekwencjami epidemii. Mało kto myśli o ekonomii. A powinniśmy. W efekcie nałożonych ograniczeń wiele biznesów upadnie, a to oznacza utratę setek tysięcy miejsc pracy. Problem oczywiście nie dotyczy tylko Polski, w innych krajach sytuacja będzie kształtowała się podobnie, zatem rewolucja jaka może zrodzić się z pandemii może mieć – jak i koronawirus – charakter globalny.

Intrygująco, zwłaszcza że forumułuje je osoba należąca do salonu III RP, brzmią spostrzeżenia prof. Marcina Króla. Przewodniczący Rady Fundacji Batorego w rozmowie opublikowanej przez polskatimes.pl wskazał, że w wyniku kryzysu pojawi się olbrzymia liczba „ludzi zbędnych”. Kategorię tę wprowadził Florian Znaniecki, polski socjolog. – To będą ludzie, którzy nie będą mieli pracy. Ci ludzie zbędni są niesłychanie podatni na niewiadome zdarzenia. Nie umiemy przewidzieć ich zachowań. Mogą być bunty o takim charakterze, że zbiją szybę w sklepie. Ale mogą być też bunty o charakterze politycznym – zauważył.

Co zatem się stanie, gdy walka z koronawirusem nie weźmie pod uwagę gospodarki? Najprostsza odpowiedź brzmi: ludzie zostaną bez pieniędzy z wszystkimi tego konsekwencjami. Nie jest to pełny obraz. Albowiem znajdą się osoby, które wykorzystają kryzys – zarobią, czesto kosztem innych. W ten sposób dojść może do wymiany elit gospodarczych i społecznych. Konsekwencje te prof. Król określa mianem „szalonych”. W efekcie bowiem jedni zostaną „finansowo zmarginalizowani, a drudzy – tym razem nie ludzie zbędni, ale ludzie nowi – przejmą kontrolę nad gospodarką. Źadne zabiegi państwa tego nie pohamują całkowicie. Może trochę, ale nie ma cudów” – dodaje.

Szczególnie, że – jak diagnozuje Król – „doszliśmy do momentu, który można nazwać konsumpcyjnym rozpasaniem, choć ja wolę to nazywać utylitarnym dążeniem do przyjemności”. Nie akceptujemy też cierpienia, a o śmierci nikt nie chce rozmawiać. Tak jak diagnozował to Freud, współczesny człowiek dąży do przyjemności, a to oznacza konieczność unikania cierpienia. Tak oto spędzamy życie koncentrując się na tym aspekcie. Jak wskazał prof. Król „śmierć dziś wydaje się czymś na granicy wstydu; nie mówi się o niej w ogóle. Nawet o chorobach specjalnie nie chcemy mówić. Nie rozmawiamy o nich”.

Ile niezadowolonych społeczeństw po okresie izolacji wybuchnie na ulicach? We Francji jeszcze przed pandemią trwały protesty „żółtych kamizelek” – czas pandemii z pewnością wpłynie na zasobność portfeli Francuzów – i czy tym razem zatrzymają się gdzieś na Polach Elizejskich, czy może pójdą znacznie dalej? Kto następny? Włosi? Przecież ich kraj stojący turystyką skazany jest na trudne czasy. Prof. Król diagnozuje, że tego rodzaju niepokoje będą pierwszym krokiem do przemian politycznych i gospodarczych i to „będzie katastrofa polityczna”.

Nie jest tajemnicą, że rewolucja potrzebuje wykonawców – w niedalekiej przeszłości był to ruch robotniczy, niebawem rolę tę spełnić mogą ekonomiczne ofiary koronawirusa.

MA

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2020-03-26)

 


 

Skip to content