Aktualizacja strony została wstrzymana

Paszkwil na Lwów i lwowiaków

Skala przemilczeń, przeinaczeń i pominięć ważnych źródeł, cytatów, opinii, w „Kresie iluzji” jest wprost niebotyczna, co wydaje się nawet zrozumiałe, bo jedynie tak Gauden jest w stanie utrzymać swoje tezy. Tam, gdzie narracja o kato-endekach się wywraca, autor po prostu konfabuluje – pisze Rafał Łężny.

Książka Grzegorza Gaudena Lwów – Kres iluzji. Opowieść o pogromie listopadowym 1918 to paszkwil na Lwów i lwowiaków. Książka skrajnie nieuczciwa i arogancka. Z dużym trudem wytrzymałem tę lekturę i ku mojemu zaskoczeniu nie znalazłem rzeczowej odpowiedzi na jej szokujące tezy. Były sporadyczne teksty: pani Krystyny Murat na swym blogu, Tadeusza Olszańskiego w Tygodniku Powszechnym, czy Tomasza Stańczyka w Tygodniku Do Rzeczy. Kilka zaledwie prób. Postanowiłem więc wgryźć się w temat, bo intuicyjnie wyczuwam w tezach Gaudena jakiś fałsz i napisać odpowiedź autorowi. Tekst poniższy jest efektem kilkumiesięcznej kwerendy i lektury setek tekstów, ale i zapowiedzią książki będącej odpowiedzią na tezy Gaudena. Dodam: tezy szokujące, nieuprawnione i nieuczciwe.

Pół prawdy to całe kłamstwo – przysłowie żydowskie.

Paul Johson, w słynnych Intelektualistach1 opisuje metodę pracy Karola Marksa, który podczas pisania swego opus magnum, jakim stał się Kapitał, miał spędzić kilkanaście lat w bibliotekach, dobierając li tylko te fragmenty innych publikacji, które pasowały do jego z góry założonej tezy. W takiej metodzie pracy fakty wspierają wnioski, które osiągnięto niezależnie od nich. W swej książce Lwów – Kres iluzji2 – Grzegorz Gauden pojmuje taką postawę niemal dogmatycznie i stosuje ją z dużą konsekwencją.

Jego książka to przypadek, w którym ideologia wygrywa z historią przez nokaut. O ile bowiem historyk, trzymając się ram swej profesji, dostrzega wielowymiarowość zdarzeń, o tyle ideolog przywiązuje się do tezy, pomijając wszystko, co ją podważa. W imię znanej maksymy: jeśli fakty przeczą głoszonym tezom, to tym gorzej dla faktów. Gauden tej zasadzie pozostaje wierny od pierwszej do ostatniej stronicy. Tam, gdzie inni stawiają znaki zapytania, on stawia wykrzykniki. Nie krępuje się ostrych tez, nawet jeśli są wątpliwe faktograficznie, a tam, gdzie nie rozumie złożoności zjawisk, po prostu konfabuluje. Duszno w Kresach Iluzji od jego ocen, sarkazmu, objaśnień, opinii, co niestety znacząco utrudnia odbiór tekstu. Gauden się oburza, peroruje, rozpędza w osądach i rozdziela razy, a wszystko w imię walki z „polską nieumiejętnością zmierzenia się ze swoją czarną historią”. Nawet z raportów na temat pogromu (polskich, brytyjskich i amerykańskich) przytacza tylko te fragmenty, które sprzyjają jego wizji tamtych wydarzeń. Żydowskie powiedzenie: „pół prawdy, to całe kłamstwo” dobrze oddaje narrację Gaudena o tamtejszym Lwowie.

Autor „Kresu iluzji” eskaluje język, używa wielkich kwantyfikatorów. Słusznie zauważa dr hab. Jolanta Źyndul3, że trudno obcować z takim językiem „emocjonalnym i moralizatorskim”, gdy mamy do czynienia z kilkudziesięcioma osobami zabitymi w wyniku pogromu, bo jakiego języka użyć do opisu pogromu lwowskiego z roku 1941, czy czasu Wielkich Pieców4. Widać wyraźnie, że Gaudenowi do opisu wydarzeń lwowskich, brakuje adekwatnej skali.

Obcy Lwów

We wstępie do swojej książki autor przyznaje, że nigdy wcześniej nie interesował się Lwowem, pogromem, czy choćby historią miasta. Zainspirował go przyjaciel podczas wędrówki po Lwowie. Poświęcił więc trzy lata na pogłębianie tematu „pogromu lwowskiego” z listopada 1918 roku. Szkoda, że nie wykorzystał tego czasu na przejrzenie, choćby pobieżnie, żydowskich ksiąg metrykalnych (by poznać liczbę zabitych i przyczyny ich zgonu), choć leżą w tym samym archiwum, w którym przesiadywał nad świadectwami Żydów. Uniknąłby pomyłek w imionach i nazwiskach zamordowanych, przyczynach ich zgonów i byłby bardziej precyzyjny w szacowaniu liczby zabitych Żydów w listopadzie 1918 roku. Gauden nigdy nie dotarł do archiwalnych zbiorów rodziny Pawlikowskich, gdzie zawarto wiele, znakomitej wagi tekstów, świadectw i raportów wojskowych, opisujących zaangażowanie Żydów po stronie ukraińskiej w konflikt o Lwów (czekają na lekturę w Ossolineum)5. Omija szerokim łukiem Wspomnienia gen. Witolda Huperta (wymienia je w bibliografii, nigdy ich jednak nie cytuje), którego spostrzeżenia, co do wydarzeń pogromowych, stoją w sprzeczności z tezami autora „Kresu iluzji”.

Lwów dla Gaudena to miasto obce. Ta obcość jest widoczna w wielu miejscach jego książki. Widzi tamten świat przez swoje wielkopolskie okulary. Przyjeżdża do Miasta Orląt z własnymi kliszami nacjonalizmu, stosunku do Żydów i obcych, z własnym widzeniem obyczajów, opisem militariów, z własnym językiem6. Tak patrząc zobaczył jednak Lwów nigdy nieistniejący, duszny od antysemityzmu i nienawiści. Kompletnie nie rozumie więc złożoności i specyfiki tamtej lwowskiej społeczności i nawet nie usiłuje jej zrozumieć. Upycha więc kolanem swoje świata widzenie w tamten świat i wychodzi mu świat powykrzywiany, zdegenerowany i jadowity od nienawiści. Brawurowo więc pomija – wierny swej metodologii – wszystko to, co zgrzyta w trybach jego narracji. Dlatego jego wnioski tak szokują.

Jego książka swój zasadniczy szkielet opiera na dobrze znanych kilkunastu źródłach: podstawą są dwie książki wojującego żydowskiego nacjonalisty, gorącego syjonisty Abrahama Inslera7 (z lat 30.) oraz tzw. memoriał Aszkenazego (1919), czyli raport Żydowskiego Komitetu Ratunkowego. Gauden przywołuje także tzw. świadectwo BezimiennegoPrawda o pogromie lwowskim – ze stycznia 1919 roku (pod tym peudonimem pisał Józef Wasercug8 współautor raportu polskiego MSZ, dziennikarz pisma „Izraelita”). Jest także trudno dostępna dziś książka Josefa Bendova (pseudonim Josefa Tenenbauma9) z przejmującymi fotografiami pogromu we Lwowie (czy aby lwowskiego?, czy aby pogromu?). Gauden zagląda także do kilku pamiętników: marszałka sejmu Macieja Rataja10, żydowskiego wieceprezydenta Lwowa Wiktora Chajesa11, posła socjalistów Artura Hausnera12. Przejrzał, choć niezbyt uważnie, wspomnienia i pamiętniki generała Bolesława Roji13. Przebrnął był też przez lekturę wspomnień komendanta obrony Lwowa Czesława Mączyńskiego14 oraz książek świadków tamtych wydarzeń: Franciszka Salezego Krysiaka15 i Jana Gelli16. Przejrzał trzytomową Obronę Lwowa17 (blisko 2000 stron) – będącą zbiorem świadectwa uczestników walk o Lwów. Wspomina też o podarowanych mu, jakichś niepublikowanych dotąd wspomnieniach świadka tamtych dni, ale dla każdego, kto pracuje z ludzką pamięcią, ich wartość dokumentacyjna wydaje się być wątpliwa, powstały bowiem niemal 50 lat po tamtych wydarzeniach. Są oczywiście jeszcze kilkustronicowe raporty, niektóre pisane nawet rok po pogromie. Tyle. Gauden prasę lwowską zna z „Kalendarium Lwowa”18 dr Agnieszki Biedrzyckiej, choć i tak czytanym niezbyt uważnie. Tak naprawdę jedyną wartość dodaną książki stanowią relacje żydowskie ofiar i świadków tamtych czarnych dni, które odnalazł w archiwum lwowskim. Niestety, nie poddaje ich jednak żadnej, nawet pobieżnej krytyce źródeł, przez co w kilku przynajmniej przypadkach powiela zupełnie nieprawdopodobne opowieści. Szkoda jednak, że – zamiast gaudenowskich wniosków z dużym kwantyfikatorem – nie zostały opublikowane po prostu w stanie „surowym”, choć jest podobno taki zamysł 19.

Książka przedstawiana jako „pierwsza opowieść o pogromie”, poza wyjętymi z archiwum lwowskiego historiami świadków pogromu, nic nowego nie wnosi do zrozumienia wydarzeń listopadowych 1918 roku. To odgrzana, po blisko stuleciu, narracja żydowskiego narodowca Abrahama Inslera i nawróconego po pogromie na pozycje bliskie syjonistom – Tobiasza Aszkenazego. Zupełnie nowe są natomiast wnioski Gaudena. Nikt dotąd nie odważył się na tak daleko idące tezy. W gaudenowskiej narracji endecki i katolicki odruch tłumionego przez lata antysemityzmu, dał o sobie znać przy pierwszej już okazji. Pomijam tutaj poziom realnego wpływu endecji na lwowian i niezauważanie wpływu socjalistów i ludowców na postawy ideowe mieszkańców miasta. W oglądzie autora Polacy to zwykła dzicz, która gdy tylko dorwie się do „wolności” to kradnie, grabi, gwałci i morduje. Oto kilka wyimków z jego książki: Pogrom stał się dla jego polskich sprawców zaspokojeniem plemiennej, etnicznej i religijnej nienawiści do Żydów tak starannie kultywowanej i podsycanej we Lwowie przez ruch narodowy. A dla części także odreagowaniem ich tchórzostwa (s. 541). Kolejny: Pokojowy radosny polonez wieńczący kresową polską idyllę Mickiewicza w Soplicowie (…) przemienił się w listopadzie roku 1918 w upiornego, krwawego mazurka (s. 529). Dalej: Wtedy spełniło się marzenie polskich nacjonalistów we Lwowie całkowitym odżydzeniu miasta (s. 30). Ten Lwów odrzucał pojęcie narodu politycznego. Uznawał jedynie etniczną definicję narodu (s. 121) 20.

Streszczając: swą niepodległość Polacy zaczynają od pogromu Żydów, a Mazurek Dąbrowskiego to jego zapowiedź. Wojska ukraińskie są gwarantem bezpieczeństwa Żydów, gdy w endeckim Lwowie, proboszczowie zieją ogniem nienawiści, do wszystkiego co żydowskie. Za pogrom bezpośrednio jest odpowiedzialny naczelny antysemita Lwowa – komendant Czesław Mączyński, a to, że ma grób na cmentarzu Orląt, to wstyd i hańba dla leżących tam bohaterów. Gauden okrasza to jeszcze ideologicznymi tezami, że Żydzi nie byli zainteresowani ukraińskimi ofertami udziału w ich rządzie, a „milicja żydowska była absolutnie neutralna”. To są tylko pierwsze z brzegu tezy wyjęte z jego książki i późniejszych wypowiedzi prasowych i spotkaniowych z czytelnikami. Najmocniej jednak wybrzmiewa akord, silny jak uderzenie pioruna: 22 listopada we Lwowie Pan Tadeusz zabił Jankiela (s. 519).

Konteksty

Autor „Kresu iluzji” gubi się w kontekstach, bo ich nie rozumie. Czytelnik niczego nie dowie się z jego książki o młodych państwach ukraińskich, które skutecznie kokietowały nacjonalistów żydowskich do współudziału w ich tworzeniu, zarówno w galicyjskiej części Ukrainy, jak i tej Naddnieprzańskiej, nie mówiąc o jego bolszewickiej wersji (gdzie tylko czterech spośród kilkunastu członków rządu mówiło po ukraińsku, reszta po rosyjsku i w jidysz). Z lektury czytelnik również niczego się nie dowie o zróżnicowaniu lwowskiej społeczności Żydów. Gauden pojmuje bowiem Żydów lwowskich jako jednorodną, zwartą społeczność. Syjoniści, chasydzi, asymilatorzy, fołkiści – wszyscy mają mieć taki sam ogląd rzeczywistości. Co nie jest prawdą. Asymilatorzy inaczej postrzegali tzw. kwestię żydowską 21 niż np. syjoniści, którzy robili naprawdę wiele, by osłabić szanse Polski na odzyskanie niepodległości. Zresztą wśród samych syjonistów występowały również mocne podziały. Nie waham się stwierdzić, że ówcześni Żydzi byli bardziej skłóceni między sobą, niż z samymi Polakami. Gauden nie rozumie tych napięć w środowisku Żydów lwowskich. Nie uznaje tych podziałów. Dla zobrazowania tych niedorozumień, warto przytoczyć pewien incydent z pierwszego posiedzenia Rady Miejskiej Lwowa, gdzie żydowscy rajcy wyprosili jednego z syjonistów z tego posiedzenia. Autor, nie rozumiejąc tych napięć wśród Żydów (pewna ich cześć była wściekła na syjonistów za wciągnięcie Żydów w walki polsko-ukraińskie), interpretuje to zdarzenie po swojemu, jako agresywny przymus polskiej większości narzucony Żydom 22.

Aby utrzymać swoje tezy w pionie, autor stosuje manipulatorską metodę pracy. Opisuje wydarzenia, jakieś fakty, niby podgląda je z boku, ale dla jego narracji kompletnie niczym one nie skutkują. Na przykład: wspomina o wypuszczonych przez Austriaków i Ukraińców z więzień wojskowych i cywilnych, ponad tysiącu naprawdę groźnych przestępców kryminalnych, morderców, gwałcicieli i złodziei (to właśnie do obrony przed nimi powołano milicję żydowską). Dostrzega – a i owszem – w mieście kilkanaście tysięcy dezerterów przeróżnych nacji 23. Dla Gaudena jednak ich obecność w mieście nie ma większego znaczenia. Słowem, nic to, że po mieście grasuje kilka tysięcy, zorganizowanych w bandy, groźnych uzbrojonych kryminalistów. Broń pozostawiona przez wycofujących się Ukraińców, leży na ulicach, a mundury są łatwo dostępne i nosi je niemal każdy. W mieście wycieńczonym trzytygodniowymi walkami panuje głód, paraliż aprowizacyjny, do tego sroga zima i dokuczliwy mróz. Dla Gaudena nie ma to znaczenia, bo teza jest już dawno ustalona: mordercy, to wychowani na kazaniach katolickich księży, rozczytani w jadowitej, endeckiej prasie lwowianie, skutecznie podjudzani przez naczelnego antysemitę Lwowa – komendanta Mączyńskiego. Lwowianie wszelkich sfer i grup społecznych, od zamarstynowskiego batjara po urzędnika, poprzez damy z doborowego towarzystwa, aż po księży i profesorów akademickich – wszyscy są owładnięci antysemityzmem, któremu wreszcie dają upust w czarnych dniach pogromu. Obok nich wojsko polskie, które otrzymało pozwolenie (od kogo, Gauden nie wskazuje) na trzydniowe rabunki i hulanki po mieście z Żydami. W tej jasnej narracji kradli i mordowali więc wszyscy, nie oszczędzając przy tym nikogo, nawet dzieci, starców, czy kobiety. Palono, grabiono i mordowano. Tacy po prostu jesteśmy, my Polacy. Oto prawdziwa twarz polskiego patrioty, narodowca, wychowanego na Sienkiewiczu i Mickiewiczu. To właśnie we Lwowie, chwilę po zawieszeniu polskiej flagi na ratuszu, ulega ostatecznej korozji ideologia polskiego mesjanizmu i nacjonalizmu.

Zadziwiają gaudenowskie zdziwienia. Np. oburza go brak zorganizowanych służb do obrony Żydów w tzw. trzeciej dzielnicy (żydowskiej). Nie rozumie jak liche było, z punktu widzenia militarnego, to polskie zwycięstwo (bardziej wynikające z paniki Ukraińców, niż z geniuszu militarnego polskiego dowództwa). Polacy oczekiwali szybkiego kontrataku Ukraińców i pomimo fali dezercji z wielkim trudem utrzymywali rogatki miasta, angażując wszystkie swoje siły. Nie pomylili się. Ukraińcy wdzierali się na obrzeża miasta kilkakrotnie. Ataki nasilały się, tak że przez kolejnych kilka miesięcy ogromnym wysiłkiem broniono miasta. Co więcej, chętnie przywoływany przez Gaudena – jako krytyk komendanta Mączyńskiego – gen. Bolesław Roja, w swych raportach do gen. Rozwadowskiego monituje wprost, że bez posiłków z zewnątrz nie da się opanować niepokojów w mieście. Kim więc miano stłumić te rozruchy w dzielnicy żydowskiej?
Zobacz także: Ukraina: To polski motłoch mordował Żydów we Lwowie

Fakt morderstw i rabunków dokonanych na Żydach po oswobodzeniu Lwowa jest poza sporem. Nie ulega żadnej wątpliwości, że doszło do wydarzeń, do których nigdy dojść nie powinno. Ich wynikiem była śmierć kilkudziesięciu Żydów. Mocno dyskusyjna jest jednak teza Gaudena o zaplanowanej, metodycznej wręcz, eksterminacji Żydów w dzielnicy trzeciej24 przedwojennego Lwowa. Z lektury setek relacji, opinii i dokumentów (polskich, ukraińskich, ale i żydowskich) wybrzmiewa silnie wniosek o motywacji rabunkowej i bandziorskiej, a nie antysemickiej sensu stricto. Okradano nie tylko sklepy żydowskie. Ograbiono min. fabrykę instrumentów muzycznych Franciszka Niewczyka, magazyn modowy Szałkiewicza, sklep jubilerski Dąbrowskiej, ograbiono Związek Krawców Katolickich. Wśród złodziei i bandytów byli Polacy, Ukraińcy, ale byli i Żydzi. Oczywiście, także wątek współpracy Żydów z Ukraińcami w czasie walk o Lwów nie był bez znaczenia w motywacji pewnej części pogromszczyków. Co więcej, Gauden nie wie, że cześć syjonistów, a zwłaszcza ich przywódcy, mieli świadomość, że antyżydowskie ekscesy we Lwowie to „przypadkowe i przemijające skutki powojennego chaosu”. Doskonale zdawali sobie sprawę z epizodyczności tych wydarzeń, świadomie jednak je wykorzystywali, by na arenie miedzynarodowej stworzyć z nich argument sprzyjający osiągnięciu swoich syjonistycznych celów25. Gauden w ogóle nie odnosi się, nawet jednym zdaniem, do antypolskiego nastawienia syjonistów żydowskich.

Żydzi zamieszkujący centrum Lwowa wiele wycierpieli podczas tamtych czarnych dni. Pamiętać jednak należy, że nie brakowało osób, które licząc na rekompensaty po pogromie, opowiadały niestworzone rzeczy. To na ich podstawie przecież wnioskowano – zupełnie fantastycznie – o kilkuset, a nawet kilku tysiącach ofiar, dziesiątkach spalonych osób, w tym wielu dzieciach oraz o tysiącach poszkodowanych. Z owych relacji wynika także, że poszkodowanym zrabowano kilkaset milionów koron, co w wycieńczonym kilkuletnią wojną i głodem Lwowie wydaje się kwotą wprost nieprawdopodobną. Zadaniem autora podejmującego się przedstawienia tego, co się wówczas zdarzyło, jest uczciwość wobec czytelnika i oddzielenie prawdy od fałszu. Gaudena to nie interesuje. Wszystko co wspiera jego tezy – przyjmuje. Wszystko co im przeczy – odrzuca.

Warto tu zasygnalizować np. podniesioną przed Gaudena szokującą historię zabójstwa przy ulicy Bóżniczej: Zygmunta i Geni Górnych oraz Klary Sonntag (s. 85). Problem w tym, że zabójcą okazał się – co Gauden pomija – Ukrainiec, Andrzej Anderle rozpoznany przez siostrę Klary26. Podobnie rzecz się ma z odnalezionymi rzeczami z kradzieży w jednym z żydowskich sklepów u Ukraińca Michaiła Stecyszyna. Gauden kwituje lakonicznie, że były to rzeczy przechowywane u niego, pozostawione przez paserów (bo przecież żaden Ukrainiec nie brał udziału w tych rabunkach). Tam, gdzie narracja o kato-endekach się wywraca, autor po prostu konfabuluje. Zadziwia, gaudenowska bezkrytyczna wiara w świadectwa narodowców żydowskich, przy kompletnym niemal ignorowaniu wiarygodności świadectw polskich.
Zobacz także: Ukraińska gazeta: polskie oddziały zabójców mordowały Żydów we Lwowie. RDI interweniuje

Za kompletnie niewiarygodną należy uznać żydowską relację o Sokolnikach pod Lwowem, gdzie czterdziestu kilku Żydów, podobno zostało pobitych i mroźną nocą pognanych do Lwowa na przesłuchanie (s. 340n.). Ich domy w tym czasie miały być ograbione i spalone, co – wbrew żydowskiej relacji, na którą powołuje się Gauden – nigdy nie miało miejsca. Miesiąc wcześniej bowiem Ukraińcy z pobliskiej Sołonki, wespół ze strzelcami siczowymi, podstępnie napadli na tę polską wieś, zabijając blisko 50 jej mieszkańców, w tym księdza, wójta i nauczyciela, a w kościele urządzili wychodek, paląc plebanię z nadaniami królewskimi tej wsi. Spalili akurat tę część wsi, gdzie mieszkali także Żydzi. Nie było więc już tych żydowskich domów. Nie mogły więc zostać ograbione i ponownie spalone. Gauden tego nie sprawdza, bo wnioski mogłyby zagrozić głównym tezom jego książki. Zresztą ten akurat przypadek, jest przeciwskuteczny dla Gaudena, bo akurat ci sokolniccy Żydzi, po tym ukraińskim mordzie na swoich polskich sąsiadach, istotnie pojawili się w tej miejscowości, ale tylko po to, by od swoich zszokowanych sąsiadów, odkupić – po grubo zaniżonych cenach – ocalałe z pożogi gospodarstw ich bydło i drób, czyli zarobić na ich krzywdzie.

Przemilczany pogrom?

Gauden z uporem godnym lepszej sprawy twierdzi, że temat pogromu był przemilczany, co nie jest prawdą, bo w prasie polskiej aż huczy od komentarzy i polemik. Zwłaszcza po publikacji tzw. memoriału Aszkenazego – przewodniczącego Żydowskiego Komitetu Ratunkowego, zawiązanego po pogromie w celu pomocy poszkodowanym Żydom. Zresztą tezę Gaudena obala sam Józef Wassercug – współautor jednego z raportów o pogromie oraz broszury: Prawda o pogromie lwowskim (1919), gdzie cały rozdział (kilkanaście stron), poświęca wypiskom z prasy polskiej (które Gauden brawurowo przemilcza). Wassercug wyraźnie zaprzecza, jakoby prasa polska milczała o pogromie.

Gauden nie waha się napisać, że „zapadło milczenie nad pogromem we Lwowie”. Dziwna teza w sytuacji, gdy do Lwowa przyjeżdżają, różne badające skutki pogromu, komisje: Komisja Ministerstwa Spraw Zewnętrznych i Komisja Ministerstwa Sprawiedliwości, a media rozpisują się o wydarzeniach z 22 i 23 listopada 1918 roku. Nowy rząd potwierdza uchwałę lwowskiej rady miasta – komentowaną nie tylko w prasie lwowskiej. Co więcej, powstają jeszcze co najmniej cztery inne raporty obserwatorów zza granicy (po dwa raporty amerykańskie i brytyjskie). W roku 1923 wydano jeden z nich w formie broszury (raport o pogromie sir Stuarta M. Samuela). Wydano go zresztą w endeckiej drukarni Słowa Polskiego. Wielka szkoda, że autor nie dotarł do dokumentów zgromadzonych przez Jana Gwalberta Pawlikowskiego, który na łamach prasy gorąco polemizował z tezami Tobiasza Aszkenazego zawartymi w jego memoriale. Pawlikowski był redaktorem endeckiego Słowa Polskiego, a przez to nie był dla Gaudena wystarczająco wiarygodny, bo wiadomo wierzymy nacjonalistom żydowskim, nigdy polskim. Skala przemilczeń, przeinaczeń i pominięć ważnych źródeł, cytatów, opinii, w „Kresie iluzji” jest wprost niebotyczna, co wydaje się nawet zrozumiałe, bo jedynie tak jest on w stanie utrzymać swoje tezy. Dziesiątki tekstów w prasie, liczne polemiki, dziesiątki relacji, wspomnień, wiele dokumentów wspomnieniowych i epistolarnych, to dla Gaudena przemilczanie pogromu.

Dziwnie to brzmi w zestawieniu z przemilczeniami dokonanymi przez autora „Kresu iluzji”. Grzech przemilczenia to przecież grzech pierworodny jego książki. Gauden brawurowo pomija wszystko to, co podważa jego tezy. Z książki nie dowiemy się o dziesiątkach aktywności społecznych, inicjatyw medycznych, pomocowych, administracyjnych, aprowizacyjnych podejmowanych przez lwowian i władze miasta. Przemilcza zaangażowanie ludności Lwowa i władz miasta w pomoc Żydom po pogromie, bo ona kompletnie wywraca jego główne tezy o antysemickości lwowian. Czytelnik nie dowie się, że poszkodowani Żydzi otrzymali znacznie większą pomoc, niż np. Polacy z sąsiedniej Biłki Szlacheckiej, Dawidowa, czy wspomnianych pobliskich Sokolnik.

By nie być gołosłownym wystarczy zilustrować metodę pracy Gaudena pierwszymi z brzegu przykładami. Przywołuje np. wspomnienia Wiktora Chajesa, by opisać postać oficera wojska polskiego żydowskiego pochodzenia Feldsteina (Felsztyna), ale już nie cytuje tego, co Chajes kilka stron dalej pisze, o postawie milicji żydowskiej i syjonistach wobec Polaków w tym sporze z Ukraińcami:

Faktem jest, że pewna część Żydów sprzyjała w listopadzie 1918 roku Ukraińcom, kłamstwem jest, że Żydzi oblewali wodą gorącą wojska polskie broniące Lwowa. Faktem jest, że pogrom wtedy urządziło wojsko polskie, ale drugim faktem, że nie była to żadna armia regularna, ale rozbitki, soldateska niebojąca się oficerów a żądna rabunków i „pohulania”. Żydzi prowokowali, bo sympatyzowali z Ukraińcami. Ogłosili się neutralnymi, ale kombinowali (głównie syjoniści), że młode państwo ukraińskie nie mając dosyć inteligencji, korzystać będzie z usług żydowskich i porobi mecenasów (z konieczności) ministrami, sędziami itd. Ukraińcy zaraz pierwszego dnia ogłosili „Żydzi idą z nami”, a żaden Żyd tego nie prostował. (…) widziałem chłopców żydowskich za pan brat z Ukraińcami, widziałem ich jako patrole, jako członków komisji szukających u Polaków za bronią, jako „macherów”, ale nie widziałem ani nie słyszałem o czynnej walce przeciw Polakom. Popełnili fatalny błąd, że stworzyli „własną” straż obywatelską. (…) i Polacy nie wierzyli tej straży obywatelskiej. W ogóle: chaos. Sympatie większości Żydów były po stronie Ukraińców. Mała tylko garstka szła zbez zastrzeżeń z Polakami. Polaków już sama neutralność Żydów oburzała. (s. 135).

Tego fragmentu wspomnień Chajesa u Gaudena nie znajdziemy27.

Inny przykład: przywołuje wspomnienia gen. Bolesława Roji i jego ostrą krytykę działań Mączyńskiego, ale pomija jego wypowiedzi kilka stron dalej: „według mnie pogromu nie było”, jak i tę: że bez nowych wojsk nie uda się zapanować nad bałaganem w mieście (co pokazuje, że Mączyński nie miał kim powstrzymać rozruchów). Kolejny przykład: przywołuje osobę posła socjalistów Artura Hausnera, opisując, jak uspokoił zrewoltowany tłum w ratuszu lwowskim domagający się „głowy” żydowskiego wiceprezydenta miasta – Filipa Schleichera, ale pomija, zapisaną kilkanaście stron wcześniej, obserwację Hausnera z wizyty w sztabie ukraińskim, gdzie podczas negocjacji, agresywnie wobec niego, zachowywał się jeden z milicjantów żydowskich. Tak właśnie Gauden szyje tę opowieść, tak prowadzi ściegi i takich używa nici. Słowem: co z tego, że autor coś przeczytał, skoro nieuczciwie pokazuje to czytelnikowi.
Zobacz także: Dlaczego Lwów jest polski, a nie ukraiński

Autor pomija wspomnienia gen. Witolda Huperta, (wymienia je w bibliografii, ani słowem jednak nie cytując), którego wojska wsparły w istotny sposób obrońców Lwowa w walkach z Ukraińcami. Te przewlekania zlikwidowania oporu zachęciło męty społeczeństwa, rachujące w panującym zamęcie na bezkarność, do rabunków i do grabieży, co znowu wywołało bardzo smutne następstwa dalsze. (…) Jeżeli do tego dodamy mnóstwo ukraińskich dezerterów i maruderów, którzy ze swym wojskiem Lwowa nie opuścili, a nadto przypomnimy sobie ogólne zdemoralizowanie społeczeństwa po czteroletniej wojnie – to zrozumiemy, że dzień 22 listopada musiał we Lwowie przynieść rabunki i gwałty, tych tak tu licznych nędzarzy. (…) Rabujące bandy były na ówczesny sposób umundurowane i występowały z czerwonymi kokardami. Mundury te jednak niczego nie dowodziły, gdyż były one austrjackimi zarówno u Polaków, jak i Ukraińców. Nadto mnóstwo zrabowanych z magazynów mundurów znajdowało się przez cały listopad w rękach ludności cywilnej, i kupowane były w pierwszym rzędzie przez uciekłych z więzień zbrodniarzy, którzy nie mieli pieniędzy na zakupno lepszego ubrania. (…) Wystarczyło to, aby z kokardą na piersiach uchodzić wobec ogółu za żołnierza, o co głównie rozbójnikom chodziło 28.

By udramatycznić i tak już dramatyczną historię pogromową i ukazać antysemickość lwowian, Gauden wykorzystuje ważną w całym sporze postać Tobiasza Aszkenazego – pierwszego adwokata Lwowa, Żyda i przewodniczącego Żydowskiego Komitetu Ratunkowego (celem była pomoc Żydom dotkniętych rozruchami). Z „Kresu iluzji” dowiadujemy się, że tenże, kilkanaście miesięcy później, zaszczuty przez opinię publiczną (w domyśle oczywiście polską) „przypłacił swoje zaangażowanie zawałem serca” (s. 389). Co nie jest prawdą. Powodem zgonu Aszkenazego była cukrzyca, a nie zawał serca29. Po prostu tam, gdzie historia się nie układa, Gauden ją sobie wymyśla.

Mączyński – zło absolutne

W tej „znakomitej historycznie książce” autor po wielokroć popisuje się swoją ignorancją. W jego wersji wydarzeń we Lwowie, Czesław Mączyński to zło absolutnie absolutne. Ta figura zła absolutnego bardzo pomaga. Jest ofiara i jest za wszystko odpowiedzialny kat. Jątrzący, podjudzający, nienawistny. Doprawdy, przeczytawszy wspomnienia Mączyńskiego i dziesiątki tekstów o nim, nijak nie pojmuję, jak można z tego, skądinąd – niezbyt zdolnego żołnierza – uczynić takie monstrum: do dziś najczęściej są powtarzane kłamstwa i konfabulacje kpt. Czesława Mączyńskiego, komendanta obrony Lwowa i człowieka osobiście odpowiedzialnego za dwa dni gwałtów, mordów, rabunków i podpaleń w dzielnicy żydowskiej (s. 27). Doprawdy, przeczytawszy dziesiątki wspomnień generałów, innych wojskowych i zwykłych świadków tamtych wydarzeń, można odnieść wrażenie, że każdy podważał kompetencje każdego: gen. Roja – kpt. Mączyńskiego, kpt. Mączyński – gen. Roi, gen. Rozwadowski kompetencje Piłsudskiego, hr. Skarbek – gen. Szeptyckiego, a gen. Roja – gen. Rozwadowskiego, itd. itd.

Niechęć, jaką Gauden żywi do Mączyńskiego jest na kartach książki żywiołowa. Warto jednak pamiętać, że pomimo kilku poważnych błędów militarnych, to właśnie dzięki Mączyńskiemu i jego sztabowi (wg relacji Ludwika de Laveaux, choć są też relacje temu przeczące), z uporem i determinacją walczono, nie poddając Lwowa, choć polskie władze cywilne gotowe były pójść na jakikolwiek kompromis z Ukraińcami, byleby tylko zakończyć walki. Wyciąganie dowodowych wniosków z grymasów twarzy, dostrzeżonych u Mączyńskiego przez Macieja Rataja (późniejszego marszałka sejmu), staje się m.in. podstawą ostrych opinii. Gauden nie waha się nazwać go po prostu bandytą.

Wg Gaudena to, że grób Mączyńskiego znajduje się na Cmentarzu Obrońców Lwowa, jest hańbą dla innych spoczywających tam bohaterów. Nie wie, że gdy tylko Sowieci zaczęli niszczyć Cmentarz Obrońców Lwowa (sierpień 1971), to pani Maria Tereszczakówna – polska działaczka społeczna, zasłużona w ratowaniu szczątków polskich bohaterów – wraz z innymi kobietami, przeniosły potajemnie ciała kilku Polaków w nieznane niestety dziś miejsce. Do dziś odnaleziono jedynie szczątki Teodorowicza. Nieznane są natomiast miejsca spoczynku ciał Czesława Mączyńskiego oraz twórców polskiego lotnictwa: Stefana Bastyra, Stefana Steca i Władysława Torunia. Pomimo trzyletniego wgryzania się w temat Gauden tego nie wie, co udowadnia mówiąc na jednym ze swych spotkań z czytelnikami, że to „hańba, że ten bandyta leży pomiędzy obrońcami”, choć każdy, kto choć trochę zajmuje się historią Lwowa, zna tę opowieść. Ciała Mączyńskiego na cmentarzu Orląt nie ma.

Grzech ahistoryzmu

Obok grzechu przemilczania autor „Kresu iluzji” bez reszty popada w grzech ahistoryzmu. Pisząc z perspektywy „po Auschwitz” o wydarzeniach ćwierć wieku wcześniejszych sugeruje czytelnikowi wnioski, które wprost z samych faktów nie wynikają. Ta maniera własnych downioskowań, obok chaosu w treści, bardzo przeszkadza w lekturze. Dla Gaudena i jego akolitów wydarzenia we Lwowie to expressis verbis początek mrocznego kontinuum, którego kres rozlewa się swą czernią, gdzieś między rampą kolejową Birkenau a piecami krematorium. W odznace „trupich główek” jednego z oddziałów obrońców Lwowa dostrzega poprzedniczkę (protoplastę) SS, a słowa „syjonista” używa w kontekście obelgi korelującej mu z rokiem 1968. To pisanie historii od tyłu i ahistoryzm to poważny mankament tej książki. Nie jedyny niestety.

Pisząc o emblematach trupich czaszek na mundurach żołnierzy por. Abrahama (najbardziej chyba odważnego, zdeterminowanego, ale i najtrudniejszego do zdyscyplinowania oddziału), celowo wpuszcza czytelnika, w ten cały sklep ze skojarzeniami, które znamy z epoki Wielkich Pieców. Gauden wie, że u niewyrobionego historycznie czytelnika, taką aluzją sprawia wrażenie podobieństwa (a może i pierwszeństwa) do oddziałów SS. Nie jest ważne, że totenkopf  był emblematem wielu oddziałów różnych armii: pruskiej, rosyjskiej, brytyjskiej, amerykańskiej, także polskiej. Według tej logiki, doceniony przez niego, gen. Bolesław Roja – dzielny legionista, dowódca 4 pułku piechoty, tzw. czwartaków, staje się protoplastą nazizmu, bo emblematem jego formacji była …swastyka i nie ma znaczenia, że sam generał zginął w niemieckim Sachsenhausen, zamordowany przez młodego essesmana, krzyczącego: „tak ginie polski generał”, gdy miażdżył mu butem krtań.

O ile trupie czaszki mają zaprowadzić Czytelnika wprost pod bramę Auschwitz, o tyle kapelusze, które pojawiają się w jego opisach tłumu, mają w tej gaudenowskiej narracji pokazać, że bandyci rabujący Żydów, to zwykli lwowiacy. Tu Gauden popisuje się wyjątkową ignorancją, co z przekąsem wytknęła mu pani Krystyna Murat w swojej dosadnej recenzji „Kresów iluzji”30. Czasy i moda były wówczas takie, że praczki i tkaczki też miały kapelusze. Najbardziej zafascynowała mnie historia rabowania żydowskich sklepów w wykonaniu polskich pań z lepszego towarzystwa z asystą służby domowej, która pomagała wynosić fanty. Znakiem rozpoznawczym „polskich pań z lepszego towarzystwa” miały być kapelusze. Bo tylko damy z najwyższego towarzystwa (jak przekonuje nas pan Gauden) nosiły wówczas kapelusze. Polskie damy. Ja co prawda trafiam ciągle, w różnych historycznych powieściach obyczajowych, na informacje o tym, że klientkami najdroższych krawcowych i modystek bywały często luksusowe prostytutki, burdelmamy i aktorki. W dodatku, jak rozumiem, te kapelusze musiały być jakoś specjalnie oznaczone, żeby można je było zidentyfikować jako „polskie”. Bo jak odróżnić „kapelusz damy ukraińskiej”, od kapelusza damy austriackiej, czy rosyjskiej, a w ostateczności – polskiej. Pan Gauden znalazł był metodę. Podobno dotarł do tajemniczych zapisków i notatek na karteczkach pieczołowicie przechowywanych w archiwach ukraińskich.

Takich lapsusów w tej książce są dziesiątki, jeśli nie setki. Niestety, temat podany w tak aroganckiej i prostackiej formie, mija się z faktami o jakieś sto kilometrów. Praca jest po prostu nieuczciwa wobec czytelnika, ignorancka, niechlujna, do tego nawet z błędami edytorskimi31.

Na koniec warto postawić Gaudenowi kilka pytań. Pierwsze dotyczy tezy o absolutnej neutralności Żydów w sporze o Lwów pomiędzy Polakami i Ukraińcami. Gauden okłamuje czytelnika, pisząc, że Żydzi odrzucili propozycję zasiadania we władzach ukraińskich. Kim więc był Żyd kijowski Arnold Margolin, czy nie aby wysłannikiem rządu ukraińskiego na rokowania w Paryżu? Kim był Mojżesz Sibelfarb, czy nie aby ministrem do spraw żydowskich w rządzie URL i autorem manifestu żydowskiego w nowopowstającym państwie ukraińskim? Może autor „Kresu iluzji” odpowie jaki był skład rządu na Wielkiej Ukrainie i jak kokietowali się wzajemnie Ukraińcy i narodowcy żydowscy? Jaki był skład rządu bolszewickiego? Czy syjoniści w sporze polsko-ukraińskim sprzyjali Polakom, czy Ukraińcom? Czy nie jest prawdą, że jednak tym drugich, bo w obietnicy ich państwowości dostrzegali więcej możliwości dla realizacji swoich narodowych planów? Mieli do tego prawo, ale czy Polacy nie mieli prawa nabrać i tak już utrwalonego przekonania o obcości Żydów?

Kolejne pytanie: skąd Gauden wie, że myśl endecka w listopadzie 1918 roku, miała tę nośną siłę, jaką miała choćby dekadę później, czy w latach trzydziestych, a nie miały jej opinie socjalistów, czy ludowców na temat tzw. kwestii żydowskieja więc miejsca Żydów wśród większości polskiej, które to opinie przecież tylko w szczegółach różniły się od endeckiej. Widać to najwyraźniej już kilka miesięcy później, podczas prac Sejmu Ustawodawczego, gdzie kilku żydowskich posłów (Izaak Grunbaum, Ozjasz Thon i inni) żądają wprost autonomii narodowej, czyli de facto państwa w państwie, a wszystkie środowiska polityczne od lewicy po prawicę, są zgodnie tej idei przeciwne.

Na jakiej podstawie Gauden twierdzi, że wszyscy żołnierze ukraińscy „błyskawicznie i w całości w obawie przed okrążeniem” opuścili Lwów 22 listopada (s. 44 i 456), skoro ceniona przez niego dr Agnieszka Biedrzycka pisze w swoim Kalendarium Lwowa, na pierwszej już stronie, że: stoczono w tym dniu potyczki na pl. Strzeleckim, Wysokim Zamku i ul. Źółkiewskiej z zaskoczonymi maruderami ukraińskim. Wtóruje jej – pomijany przez niego w tekście – gen. Witold Hupert, który pisze o walkach z dezerterami ukraińskimi na ulicach miasta. Gaudenowi to kłamstwo jest potrzebne, by sprawcy grabieży i mordów na Żydach mieli jedną narodowość – polską.

W „Kresach Iluzji” odnajdziemy też inne ostre tezy, jak choćby tę, że dopóki Ukraińcy byli w mieście Żydzi byli bezpieczni. Zadziwiający wniosek, skoro w czasie walk o Lwów zginęło dwa razy więcej Żydów, niż w czarnych dniach 22-24 listopada, kiedy we Lwowie nie było już formalnie ukraińskiego wojska. Wystarczy zajrzeć do żydowskich ksiąg metrykalnych.

Gauden zachwyca się opiniami osób o jego książce, które o pogromie wiedzą niewiele, a może wszystko co wiedzą, wiedzą od Gaudena właśnie. W tym kontekście tym bardziej przykro czytać opinie osób, które powinny wiedzieć więcej. Mam na myśli prof. Andrzeja Romanowskiego (literaturoznawcę, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego i redaktora naczelnego Polskiego Słownika Biograficznego) oraz poetę, lwowianina z urodzenia – Adama Zagajewskiego, którzy bezkrytycznie potwierdzają „smutną i nieopowiedzianą” stronę polskości. Ten drugi nie waha się nazwać Gaudena „obrońcą honoru Lwowa”. Wtórują mu niezawodni w tej kwestii redaktorzy Wyborczej.

Jeszcze dalej niż Zagajewski poszybował jednak profesor Romanowski. Pisząc nasączony nieznośną manierą, ideologicznie gęsty tekst posłowia, próbuje przekonać czytelnika, że pogrom lwowski z listopada 1918 roku był – jednym z największych pogromów w XIX i XX. Nieśmiało podpowiem profesorowi, że Rosjanie, a potem Ukraińcy wymordowali kilkadziesiąt tysięcy Żydów, a sam Petlura został zabity przez żydowskiego mściciela – Szolema Szwarcbarda, w Paryżu, w maju 1926 roku, za rzeź Żydów właśnie.

Dla mnie osobiście to najbardziej odrzucająca część książki. Konstatacje prof. Romanowskiego, dotyczące Emanuela Schlechtera – obok Hemara przecież – najwybitniejszego autora tekstów piosenek o Lwowie i dziesiątek szlagierów z przedwojnia (Tylko we Lwowie, Każdemu wolno kochać, Sexappeal), są tak przesadzone i ignoranckie, że ręce nie mają gdzie opaść. Otóż: profesor Romanowski sugeruje, a właściwie usiłuje uprawdopodobnić możliwość, że w tych tragicznych listopadowych dniach roku 1918, okrutnie pobito ojca Emanuela Schlechtera (niejakiego Jakóba). Tworzy paralelę, jakoby ojca Schlechtera pobili Polacy we Lwowie, a samego Schlechtera, dwie dekady później, zabili Niemcy w getcie. Wnioski więc rodzą się same. Nie potrzeba wielkiego wysiłku, nawet dla redaktora naczelnego PSB, by sprawdzić, że pomimo zbieżności imienia (Jakob) nie zgadzają się ulice zamieszkania (Zamarstynowska, a nie Źółkiewska) – to przy tej ostatniej mieszkali rodzice Emanuela Schlechtera. Po wtóre – wg Gaudena – to żołnierze Hallera, którzy przybyli z odsieczą do Lwowa, sponiewierali Jakóba Schlechtera.

Szkoda, że Romanowski nie zadał sobie trudu prześledzenia życiorysu Emanuela Schlechtera, który w potrzebie wojennej roku 1920, na ochotnika wstąpił do wojska pod dowództwem …gen. Hallera właśnie. Trudno sobie wyobrazić większy konflikt wewnętrzny, niż walka w formacji wojskowej, której żołnierze są odpowiedzialni za upodlenie jego ojca, możliwe, że nawet osobiście odpowiedzialni. Niemniej efektownie brzmi zapuszczone w głowę czytelnika domniemanie, że „ojca pobili Polacy, a syna zamordowali Niemcy”. Metodologia spójna z gaudenowską. Niestety tak uprawiana historia, nieuczciwa i arogancka, nie przybliża nas do prawdy o tamtych wydarzeniach, a szkoda, bo temat ważny i trudny.

Tekst powyższy jest krótką zajawką do powstającego dłuższego tekstu, gdzie zostaną szczegółowo zanalizowane główne tezy książki Gaudena. Mam nadzieję do przeczytania jeszcze przed listopadem tego 2020 roku.
Artykuł ukazał się pierwotnie na: OkoliceLwowa.pl

””””””””””””””””””””””””””””-

1 Paul Jonhson, Intelektualiści, Poznań 2014, s. 95.

2 Pełny tytuł to: G. Gauden, Lwów – kres iluzji. Opowieść o pogromie listopadowym 1918 roku, wyd. Universitas, Kraków 2019.

3 Dr hab. Jolanta Źyndul; od 1991 pracuje w IH UW w „Centrum Badania i Nauczania Dziejów i Kultury Żydów w Polsce im. Mordechaja Anielewicza”, którego kierownikiem została po odejściu na emeryturę Jerzego Tomaszewskiego w roku 2001.

4 Spotkanie z Gaudenem w ŹIH-u; https://www.youtube.com/watch?v=cJ7xPEnYZTc&t=146s [od 28:00 min.]

5 Fond 76, Część III, 223. Materiały dotyczące pogromów żydowskich 1918-1919.

6 Przykład językowej kalki stosowanej przez Gaudena to słowo Herrenvolk (s. 59), kompletnie we Lwowie nieznane. Gauden wielokrotnie określa Polaków mianem „Herrenvolku”, co zapożyczył z „klasycznego” artykułu z „Neue Freie Presse”, gdzie Żydów opisuje jako niewolników rasy panów

7  Abraham Insler (1893-1938), poseł na sejm II RP, narodowiec żydowski, redaktor syjonistycznej „Chwili”, autor książek o pogromie: „Dokumenty fałszu…” (1933) i „Legendy i fakty” (1937).

8  Józef Wasercug (później zmienił nazwisko na Wasowski) – członek komisji MSZ i współautor raportu o pogromie. Jest także autorem (pod pseudonimem Bezimienny) kilkudziesięciostronicowej broszury „Prawda o pogromie lwowskim”. Istnieje też opinia, że to fałszywka. Józef to ojciec Jerzego Wasowskiego, który w 1958 roku wraz z Jeremim Przyborą stworzył telewizyjny Kabaret Starszych Panów.

9  Bendow J., Der Lemberger Judenpogrom (November 1918- Janner 1919), Wien-Brunn 1919.

10 Rataj M., Wspomnienia i dziennik z lat1918-1927, t. 1.

11  Chajes W., Semper Fidelis. Pamiętnik Polaka wyznania mojżeszowego z lat 1926-1939, Kraków 1997.

12  Hausner A. W., Listopad 1918 r. W dziesiątą rocznicę, Lwów 1928.

13  Rommer J. E., Pamiętniki, Warszawa 2011.

14  Roja J., Legendy i fakty, Warszawa 1932.

15  Mączyński Cz., Boje Lwowskie, cz 1-2, ?Warszawa 1921.

16  Krysiak F. S., Z dni grozy we Lwowie, Kraków 1919.

17  Gella J., Ruski miesiąc. 1/XI-22/XI 1918. Lwów 1919.

18  Obrona Lwowa 1-22 listopada 1918. Relacje uczestników. T.1-3, Lwów 1933. 1936. 1939.

19  Biedrzycka A., Kalendarium Lwowa 1918-1939, Kraków 2012.

20 Gauden o tym wspomina na jednym ze swych spotkań.

21 To właśnie klasyczny przykład swoistego rozumienia narodu. Gauden nawet nie przytacza endeckiej definicji narodu, która wbrew temu co twierdzi – nie była etniczna, ale kulturowa, (por. ks. Lutosławski).

22 Fraza kwestia żydowska z perspektywy „po Auschwitz” brzmi kłująco, ale chodzi tu o rolę i miejsce Żydów w społeczności nieżydowskiej w przedwojennej Polsce.

23 Gauden, s. 157.

24  Józef Wasercug pisze o 20 tys., a Henry Morgenthau -autor jednego z raportów – 15 tys.

25 Oficjalnie termin „dzielnica żydowska” wówczas nie istniał, bo Żydzi mogli się już osiedlać w całym Lwowie, niemniej w potocznym języku pojęcie to funkcjonowało i w tym potoczystym słowa rozumieniu jest tutaj używane, jako główne skupisko Żydów we Lwowie.

26 By nie być gołosłownym podaję przykład Nahuma Sokołowa – jednego z najważniejszych działaczy nacjonalistycznych wśród Żydów, późniejszego prezydenta Światowej Organizacji Syjonistycznej, który w liście do swego syna Floriana (przekazany przez Henrego Morgenthaua) wskazuje faktyczne intencje syjonistów. Patrz wstęp Andrzeja A, Zięby do wspomnień syna Nahuma Sokołowa, s. LXXIV.

27  Echa pogromów żydowskich, „Słowo polskie”, nr 43 z 13 lutego 1919 r.

28 Dla porządku należy tu odnotować, że w dalszej części wypowiedzi Wiktor Chajes jest równie krytyczny wobec Żydów, jak wobec Mączyńskiego i polskich oficerów pisząc mocne słowa o ich postawie; W. Chajes, Semper Fidelis…, dz. cyt., s. 135nn.

29 W. Huppert, Walki o Lwów, Warszawa 1933, s. 95n.

30 Poświadcza to wpis w księdze zgonu Aszkenazego oraz Wiktor Chajes w swoich Pamiętnikach, s. 137.

31  https://politykapolska.eu/2019/09/04/gauden-pogrom-we-lwowie-broszurka-z-ibl-i-ministerstwo-url-ds-zydowskich/ dostęp z dn. 15.03.2020

32 Przykłady błędów edytorskich: ss. 208, 218, 240 (przypis 81).

Za: Kresy.pl (19 marca 2020) |

Skip to content