Aktualizacja strony została wstrzymana

Dno pierwsze, drugie, trzecie – Stanisław Michalkiewicz

Owóż nieprzewidziany wypadek” – głosiło słynne proroctwo świętej Brygidy, cytowane w „Potopie” przez faworyta znienawidzonego Romana Giertycha, Henryka Sienkiewicza, który teraz na pewno zostanie zbojkotowany przez cały Jasnogród, a kto wie – może Centrum Szymona Wiesenthala zażąda spalenia wszystkich jego książek?

Zniewalającej potędze takiego żądania niepodobna się oprzeć, toteż nic dziwnego, że kiedy tylko rabin Marvin Hier kazał wyrzucić ojca Tadeusza Rydzyka z Radia Maryja do ciemności zewnętrznych, zaraz trzódka „intektualistów” czasu wojny, na widok wypaczania Ewangelii przez toruńskiego redemptorystę, który w dodatku nie wykazuje nakazanego respektu wobec „braci Żydów” – też na niego doniosła.

Ojciec Tadeusz Rydzyk nie jest jedynym duchownym, którego oskarżono o sprzeniewierzenie się zasadom wiary Chrystusowej. W swoim czasie uczynił to także biskup Czesław Kaczmarek, a w każdym razie tak twierdził Urząd Bezpieczństwa. Toteż Tadeusz Mazowiecki, na którego „postawę służebną”, jak się okazuje, można liczyć w każdym czasie i w każdym ustroju, pryncypialnie biskupa potępił, podobnie jak dzisiaj – ojca Tadeusza Rydzyka.

Wprawdzie Urząd Bezpieczeństwa z ul. Koszykowej w Warszawie przeniósł się aż do Los Angeles, ale pewni „intelektualiści” mają specjalnego nosa i zawsze go wyczują. Czyżby po zapachu czosnku?

Zresztą mniejsza o mechanizm tego tropizmu, bo oto proroctwo świętej Brygidy na naszych oczach zaczyna się sprawdzać. Wskazuje na to zadziwiająca seria „nieprzewidzianych wypadków”, których zbieżność w czasie mogłaby być przypadkowa, gdyby nie przestroga, jakiej udziela nam z zaświatów Janusz Szpotański”: „byłby to przypadek rzadki, a czy w ogóle są przypadki?”.

Bo właśnie kiedy stało się wiadome, że Andrzej Lepper umknął spod gilotyny, jak z irytacją stwierdził potem pan premier – i zaraz po zakończeniu jasnogórskiej pielgrzymki Rodziny Radia Maryja, w której nabożnie uczestniczył pan premier wraz z dwoma koalicyjnymi wicepremierami, tygodnik „Wprost” przedstawił taśmy z nagranymi wypowiedziami, jakie ojciec Rydzyk miał wygłosić do studentów WSKSiM w Toruniu, z prośbą, by nie wynosili tego na zewnątrz.

Niestety niektórzy studenci snobują się na dżentelmenów, a wiadomo, że za sprawą Adama Michnika w środowisku dżentelmenów wytworzyła się nowa świecka tradycja sekretnego nagrywania rozmów i przemówień.

Jak te taśmy dotarły do „Wprost” – tego nikt nie wie, ale bo też nie na darmo razwiedka założyła ten tygodnik w najczarniejszym okresie stanu wojennego (pierwszy numer – 5 grudnia 1982 r.), wysuwając na stanowisko redaktora naczelnego tajnego współpracownika SB o szlachetnym pseudonimie „Rycerz”. Obecnie tygodnik ma profil – jakże by inaczej! – „konserwatywno–liberalny”, bo też i razwiedka się konserwuje, ma się rozumieć – spirytusem, a zarazem – liberalizuje, jak to w Mitteleuropie.

Merdia wykazały świadomą dyscyplinę, jak za komuny, jęcząc ze zgrozy jednym głosem na epitet „czarownico”, a zwłaszcza – na stwierdzenie, iż prezydent Kaczyński ulega „lobby żydowskiemu”. Jak wiadomo, nic tak nie gorszy jak prawda, toteż każdy szanujący się dziennikarz, a zwłaszcza – publicysta „judeochrześcijański” – prędzej udławi się własną śliną, niż wymówi takie słowa. „Każdy kraj ma gestapo” – przestrzegał Gałczyński, a cóż dopiero kraj, w którym i Niemcy i Centrum Wiesenthala, postanowiły przejść na ręczne sterowanie? I pan red. Sakiewicz między takimi prorokami? A to dopiero obciach!

Wspominałem o tym na początku roku, no a teraz, „koń jaki jest” – chyba każdy widzi? Okazuje się, że tajniacy z CBA, tropiący kandydatów na łapowników (jeden, nawiasem mówiąc – też tajniak) musieli być od samego początku tropieni przez jakichś innych tajniaków. Ich szef w kulminacyjnym momencie zdecydował się na przerwanie akcji CBA, ostrzegając pana Andrzeja, a prawdopodobnie i pana Rybę, wskutek czego pan Andrzej umknął „spod gilotyny”.

Pan Mariusz Kamiński na konferencji prasowej otrąbił „sukces”, bo cóż innego miał powiedzieć, ale cóż to za sukces, skoro nie wie nawet, kto go prowadził na długiej smyczy? Ręczne sterowanie Polską w wydaniu niemieckim, zwłaszcza przy strategicznym partnerstwie z Rosją, to nie żarty i przy całym współczuciu, na jakie pan Kamiński w tej sytuacji zasługuje, niepodobna nie przypomnieć mu przestrogi Tuwima: „niech się nigdy na Konia nie porywa Kucyk!”.

Bo oto zanim jeszcze otrąbiono „sukces”, już dziennik „Dziennik” opisał „drugie dno” sprawy pana Andrzeja na podstawie materiałów do których „dotarł”. Dlaczego akurat on „dotarł”, do materiałów do których jakoś nie mogły „dotrzeć” państwowe służby?

Ano, to musi być właśnie ta sławna tajemnica dziennikarska, którą najwyraźniej posiadło wydawnictwo Axela Springera. Czy ta tajemnica nie jest aby „trzecim dnem” sprawy pana Andrzeja? Cóż to za razwiedka tak buszuje po Polsce, tropiąc naszych tajniaków z CBA i jednym telefonem niwecząc ich półroczny mozół. Czy pan minister–koordynator ma o niej jakieś wiadomości, czy też, podobnie jak i my wszyscy, musi „zachodzić w um z Podgornym Kolą”?

Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było – przekonywał jeden z bohaterów „Przygód dobrego wojaka Szwejka”. Ważniejsze, a i ciekawe są też rezultaty. Oto po zdymisjonowaniu pana Andrzeja i deklaracji, że Samoobrona „wyjdzie z koalicji”, Monika Olejnik niemal nie przytuliła byłego wicepremiera do kształtnej piersi a wśród partii opozycyjnych zapanowało zrozumiałe ożywienie.

Nie na długo jednak, bo Samoobrona, czując ciężar odpowiedzialności za Polskę, w koalicji jednak pozostała „warunkowo”. Nie tylko politycy opozycji, ale i kibicujący im dziennikarze nie potrafili ukryć zawodu i irytacji, czyniąc panu Andrzejowi rachunek sumienia pod kątem „honoru”.

Kres położył temu dopiero „Dziennik” pokazując „drugie dno” i podając właściwy ton, dzięki czemu pan Andrzej jednym susem znalazł się obok Barbary Blidy, jeszcze nie jako santo subito, bo tajniacy z CBA może i coś podsłuchali, ale jako ofiara reżymu. W takiej sytuacji przekomarzania, to znaczy – przesilenie rządowe może przerodzić się w stan permanentny, chociaż formalnie żadnej „destabilizacji państwa”, a nawet rządu, nie będzie.

Tymczasem – jeśli donosy na ojca Rydzyka odniosą zamierzony skutek – Radio Maryja może zostać spacyfikowane i Polacy sprzeciwiający się rezygnacji z suwerenności państwowej poprzez przyjęcie Traktatu Reformującego, nie będą mieli nawet gdzie jęknąć, zwłaszcza, że „judeochrześcijanie” i europejsy bezbożne pod dyrekcją razwiedek zintegrowanych, będą wyśpiewywać „Odę do radości” na przemian z „Międzynarodówką”.

Owóż nieprzewidziany wypadek” – głosiło słynne proroctwo św. Brygidy. Nieprzewidziany?



 Stanisław Michalkiewicz
Komentarz  ·  tygodnik „Najwyższy Czas!”  ·  2007-07-20  |  www.michalkiewicz.pl
Skip to content