Aktualizacja strony została wstrzymana

Źycie konsekrowane – powołanie radykalne

Chrześcijaństwo nie może istnieć bez ofiary – bez Ofiary Krzyża i bezkrwawej ofiary Ciała i Krwi Jezusa Chrystusa, dokonującej się w trakcie każdej Mszy Świętej. Nie może też istnieć bez samego naśladowania Chrystusa i oddania Bogu ani też bez naszych własnych ofiar. W końcu jak inaczej moglibyśmy naśladować Pana, jeśli nie dźwigając swój krzyż i idąc za Nim? O tym przypomina nam Ewangelia, przypomina nam sama rzeczywistość Kościoła i… własnego życia. A równocześnie to także sens szczególnego powołania – do życia konsekrowanego: całkowitego oddania Bogu, pełnego zawierzenia i życia radami ewangelicznymi.

Kościół jest ze swej natury rzeczywistością widzialną i niewidzialną. To zarówno struktura, hierarchia i sakramenty, jak i działająca poprzez nie łaska jedynego Boga. To Mistyczne Ciało Chrystusa, a z zewnątrz społeczność ludzka przypominająca – tak w tym co dobre, jak i w tym co bardzo ludzkie – wiele innych społeczności. I nie powinniśmy się temu dziwić. To, co Boże i nadprzyrodzone, jest zawsze rzeczą dyskretną, umykającą spojrzeniu nadkrytycznego obserwatora. Tak też jest z chrześcijańską doskonałością i praktykowaniem rad ewangelicznych na sposób – dla świata – całkowicie radykalny i niezrozumiały, bo poprzez życie mnisze i zakonne. Ofiara stanowi istotę tego powołania.

Na czym polega ten sposób chrześcijańskiego życia? Na ofiarowaniu się, na poświęceniu z nowego i szczególnego tytułu dla chwały Boga, budowania Kościoła i zbawienia świata – jak przypomina współczesny Kodeks Prawa Kanonicznego. Na tym, aby osiągnąć doskonałą miłość w służbie Królestwa Bożego i, stawszy się w Kościele wyraźnym znakiem, zapowiadać niebieską chwałę. Bycie wyraźnym znakiem oznaczało zawsze odejście od praw, reguł, pokus i dążeń tego świata. To druga – po chrzcie świętym – śmierć dla wszystkiego, co sprzeciwia się Bożym przykazaniom i planom Opatrzności.

Mnisi, zakonnicy i pustelnicy dawali swym współczesnym zarówno znak wiary, jak i znak sprzeciwu wobec wszystkiego, co kwestionuje Bożą wolę. To powód, dla którego „świat” stanem mniszym i zakonnym gardził i wciąż gardzi. Każdy antychrześcijański zryw – i nie jest to bynajmniej dziełem przypadku – obierał sobie za cel zniszczenie zakonów i klasztorów, starcie ich z powierzchni ziemi. To jedna z wielu twarzy rewolucji: protestanckiej, francuskiej i bolszewickiej. Bycie znakiem – wiary i sprzeciwu – to uniwersalna cecha tego powołania. To nić łącząca ojców pustyni i pierwszych chrześcijańskich mnichów z mieszkańcami pierwszych klasztorów, których sieć pokryła mapę średniowiecznej Europy, aż po apostolskie i misyjne zakony nowożytności i czasów nam współczesnych.

Chwała różnorodności

Bóg chciał, aby chwaliła Go różnorodność, i to zarówno w przypadku stworzenia, jak i Kościoła – samego Mistycznego Ciała Chrystusa. Potwierdza to rozmaitość i bogactwo form życia konsekrowanego: od zgromadzeń kontemplacyjnych po zakony „czynne”, o charyzmacie aktywności w łączeniu miłości Boga z praktykowaniem uczynków miłości bliźniego. Widzimy to w historii benedyktynów (i ich ora et labora), cystersów, karmelitów i kamedułów; franciszkanów i dominikanów; zakonów rycerskich i misyjnych.

Na tym także polega wielkość zakonnych reguł: ich celem jest doprowadzenie do zbawienia duszy i do świętości. Łączyły one naukę Pisma Świętego i mądrość ojców monastycznych z głęboką znajomością ludzkiej natury; autentyczny sensus fidei z praktycznymi regułami pozwalającymi prowadzić dobre i bogobojne życie. Dla wielu pokoleń w dziejach Kościoła była to rzecz całkowicie oczywista. Źyjący w XIX wieku Benild Romançon (beatyfikowany w roku 1948 przez Piusa XII) mógł z niezachwianym spokojem powtarzać, że aby zostać świętym nie potrzeba wielkich czynów – wystarczy posłuszeństwo regule zakonnej. Wielości charyzmatów i powołań towarzyszyła zawsze wspólnota wiary; zróżnicowaniu reguł – ta sama myśl o świętości i doskonałości chrześcijańskiej; wypełnianiu przyjętych zobowiązań – troska o zbawienie i doczesny pożytek ludzi. Myśli te ożywiały całe pokolenia mężczyzn i kobiet bez względu na „ducha czasów”. A dzięki łasce, padły na ziemię żyzną i wydały plon (Mt 13, 8).

Potwierdza to cała rzesza świętych, błogosławionych i cudotwórców: mnichów, zakonników, eremitów i eremitek. Mnichom zawdzięczamy wiele. Jako Polacy (wraz z wieloma innymi narodami „młodszej” Europy) zawdzięczamy im także wiarę. W końcu pierwszymi misjonarzami głoszącymi Słowo Wcielone byli u nas często benedyktyni, którym przypadła także inna historyczna rola: tworzenia kultury pisma i księgi, włączenia kraju Piastów do kręgu cywilizacji grecko”‘rzymskiej Christianitatis.

Kryzys i odnowa

Historia życia zakonnego biegnie dobrze znanymi koleinami: nowych reguł zakonnych i fundacji, rozwoju i stagnacji – aż po wyrodzenie się wynikające z odejścia od autentycznego ducha Ewangelii i zakonnej reguły. Kryzysy te zawsze rodziły reakcję: chęć powrotu do prawdziwego charyzmatu, do odczytywania reguły w sposób zgodny z wolą założyciela, do nowej gorliwości i większego posłuszeństwa powołaniu, złożonym ślubom, zakonnym konstytucjom i prawowitym przełożonym.

Reguła świętego Benedykta spisana została w połowie VI wieku, a już w roku 910 w Cluny powstał klasztor mający przywrócić jej autentycznego ducha dzięki właściwej surowości obyczajów, życiu koncentrującym się na modlitwie i liturgii oraz przez podniesienie poziomu moralnego, duchowego i intelektualnego zakonników. Przyniosło to plon trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stokrotny (Mk 4, 8), dostarczając modelu prawdziwej odnowy życia zakonnego i kościelnego. Prawdziwa reforma polega na oczyszczeniu i odrzuceniu wszystkiego, co sprzeciwia się duchowi Ewangelii, świętości i służby; na zwiększeniu obediencji – a więc na życiu zgodnym z autentyczną regułą zakonną, na praktykowaniu posłuszeństwa i pobożności. Powstanie zakonów żebraczych to ponowne odczytanie wezwania do ubóstwa, a przy tym także Boża odpowiedź na herezje tamtych czasów.

Odnowa trydencka przyniosła kolejne fundacje zakonne: między innymi teatynów, kapucynów i jezuitów, a równocześnie odnowę życia prowadzonego w dotychczasowych klasztorach. Zresztą, gdyby nie dzieło prowadzone w epoce kontrreformacyjnej przez zakony, bunt Lutra, Kalwina i Zwingliego rozlałby się o wiele szerzej, także w przypadku Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Wiek XVIII i XIX to z kolei czas rozkwitu zgromadzeń zajmujących się edukacją, opieką nad dziećmi i chorymi oraz misjami – w świecie, który tak bardzo potrzebuje Dobrej Nowiny i prawdziwej miłości bliźniego.

Epoka „otwarcia”

Lata następujące po II Soborze Watykańskim – mimo nadziei na odnowę, na nową dynamikę – przyniosły w Kościele zamęt i okres… cichej apostazji. Jak odnotował Romano Amerio, w latach 1966-1977 liczba zakonników zmalała o niemal dwadzieścia pięć procent; spadając z 208 tysięcy do 165 tysięcy. Zauważył przy tym, że nie chodziło bynajmniej o samą zmianę statystyczną, ale i duchową. Jak czytamy na kartach Iota unum, wszystkie instytuty zakonne zreformowały – często w sposób nader oryginalny – swoje konstytucje i swoją regułę. Skutek był w każdym przypadku dość destrukcyjny: szkody przewyższały korzyści. Zapytany o to, czy obecnie daje się zauważyć kryzys życia konsekrowanego, kard. Daniélou udzielił tyleż jednoznacznej, co zasmucającej odpowiedzi: „Myślę, że mamy dziś do czynienia z bardzo poważnym kryzysem życia konsekrowanego. Nie należy mówić o odnowie – raczej wypada mówić o dekadencji”.

Kryzys zakonny – podobnie jak kryzys Kościoła w latach siedemdziesiątych – nie był dziełem przypadku: wynikał z wtargnięcia ducha tego świata w mury Świątyni Boga. Jego bodaj najwyraźniejszym aspektem była laicyzacja ukrywająca się pod pozorami otwarcia na świat współczesny. A ta dotknęła jednakowo duchowieństwo, świeckich i zakonników – zwłaszcza w krajach Zachodu. Kryzys dotykający wspólnoty konsekrowane stanowi (podobnie, jak w przypadku pozostałych części owego ciała, jakim jest Kościół) konsekwencję nadmiernego zapatrzenia w świat, przyjmowania jego punktu widzenia, jakby wskutek niewiary, że uda się go pozyskać dla swojej wizji – pisze Romano Amerio.

Doszło do radykalnej reorientacji celu życia zakonnego: przestało nim być zbawienie własnej duszy i pomoc w zbawieniu innych, a stała się „służba człowiekowi” – zgodnie z antropocentryczną logiką przewrotu kulturowego lat sześćdziesiątych. Cnoty zakonne zastąpiono nowymi „cnotami” działania skupionego na człowieku: na jego potrzebach, wyobrażeniach i uwarunkowaniach. Zmianom uległy zarówno reguły i konstytucje, jak i samo rozumienie posłuszeństwa zakonnego, a wraz z nim także rozumienie sentire cum Ecclesia w życiu konsekrowanym.

Tragicznym przykładem tego procesu stały się katolickie zakony żeńskie w Stanach Zjednoczonych. Już z końcem lat sześćdziesiątych swoją obecność zaznaczyły feministki w habitach, walczące z „feudalnym” Kościołem zdominowanym rzekomo przez mężczyzn. Nie trzeba było długo czekać na żądanie święceń kapłańskich dla kobiet, a jednocześnie liczba zakonnic drastycznie spadała – wskutek laicyzacji i otwarcia się na świat. Kryzys ten silnie zaznaczył się za pontyfikatu Jana Pawła II.

Już w roku 1979 siostra Theresa Kane – ówczesna przewodnicząca Konferencji Przywództwa, federacji amerykańskich zakonów żeńskich – domagała się od papieża otwarcia Kościoła na kobiety. W tym także „otwarcia” kapłaństwa sakramentalnego i hierarchicznego. Problemu nie rozwiązał synod biskupów poświęcony życiu konsekrowanemu ani działania podejmowane podczas ostatnich trzech pontyfikatów.

Dziś – to też nie będzie zaskoczeniem – w Stanach Zjednoczonych rozwijają się (także liczebnie!) te zakony żeńskie, które nie obrały łatwej drogi „otwarcia się” na świat. A że nie po drodze im było z siostrami postępowymi i feministycznymi, dziś zgromadzenia te tworzą własne stowarzyszenie wyższych przełożonych – zupełnie różne od liberalnej Konferencji Przywództwa.

Co przyniesie przyszłość?

Kryzys lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych rozlewa się dziś w całym Kościele, także po tych prowincjach zakonnych, które wskutek odległości bądź istnienia Źelaznej Kurtyny znajdowały się na kościelnych „peryferiach”. Metody na wyjście z tej sytuacji dostarcza to samo co zawsze: autentyczna reforma, powrót do oryginalnej reguły zakonnej, zerwanie ze wszystkim, co nie licuje z powołaniem chrześcijańskim i wymogami życia konsekrowanego. Tak jak to zawsze było w historii Kościoła, powstają nowe, radykalne fundacje zakonne – wspólnoty pragnące realizować śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa na sposób tradycyjny, niemal średniowieczny. A to z kolei wywołuje wewnątrzkościelne tarcia.

Na horyzoncie rysują się jednak kolejne zagrożenia. Jednym z nich wciąż pozostaje pokusa laicyzacji – pogłębienia obecnego kryzysu poprzez odejście od ewangelicznych wymagań, dostosowanie się do świata, redukcję życia konsekrowanego do służby postępowi, ludzkości i… Ziemi. Potwierdził to przykład amerykańskich sióstr, wśród których popularność zdobył nie tylko feminizm, ale i polityczny marksizm prowadzący do ideologicznej walki o nowy, „lepszy” świat.

Sytuacja ta rodzi także pokusy natury… administracyjnej. A mianowicie: ujednolicenia, centralizacji czy federalizacji różnych zakonów, co również skutkowałoby pogłębiającymi się problemami i odejściem od zakonnych charyzmatów. Inną pojawiającą się tendencją – dobrze zresztą znaną z czasów „otwierania” się zakonów na Zachodzie – jest negowanie wartości życia kontemplacyjnego, koncentracja na działaniu i zaangażowaniu w świat, przy jednoczesnym usunięciu w cień znaczenia postu i modlitwy. Jednego możemy być jednak pewni: nadejście czasu autentycznej odnowy kościelnej (jeśli dane będzie nam oglądać nowe Cluny albo reformy gregoriańskie 2.0) poprzedzą pewne znaki – i nie będą one niosły w sobie żadnej tajemnicy. Jednym z nich będzie odnowa życia zakonnego – znaku wiary i sprzeciwu wobec tego świata. 

Mateusz Ziomber

Artykuł został opublikowany w 67. numerze magazynu Polonia Christiana. Aby zamówić, kliknij TUTAJ.

 

Za: PoloniaChristiana - pch24.pl (2020-01-31) | https://www.pch24.pl/zycie-konsekrowane---powolanie-radykalne,66654,i.html

Skip to content