Aktualizacja strony została wstrzymana

Minister od inwigilacji – Stanisław Michalkiewicz

Nie jest dobrze. Nawet nie dlatego, że „bez swojej wiedzy i zgody” zostałem zoperowany przez niezawisły sąd na prawie 200 tysięcy złotych i komornik zablokował mi konta bankowe – ale przede wszystkim ze względu na poglądy i pragnienia serca gorejącego nowego ministra finansów, pana Tadeusza Kościńskiego. Scharakteryzował siebie jako „bankstera” i niestety ta charakterystyka może być trafna. A kto to jest, ten cały „bankster”? Ano to jest bankier i zarazem gangster, który specjalizuje się w wyłudzaniu pieniędzy od klientów, którzy lekkomyślnie mu zaufali, korzystając przy tym z instytucji demokratycznego państwa prawnego, realizującego zasady sprawiedliwości społecznej. Tak właśnie konstytucja określa III Rzeczpospolitą, a skoro realizuje od zasady „sprawiedliwości społecznej”, to nic dziwnego, ze w końcu doszło do tego, do czego dojść musiało – że Naczelnik Państwa wynajął sobie do rządu „bankstera”, żeby jeszcze przez jakiś czas mógł za nasze pieniądze przychylać nam nieba. Pan minister Kościński wprawdzie wspominał o swoim banksterstwie w czasie przeszłym, ale już starożytni Rzymianie, co to każde spostrzeżenie zaraz ubierali w postać pełnej mądrości sentencji mawiali, że consuetudo est altera natura, co w przekładzie na rodzime ludowe porzekadło brzmi, że czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. Zresztą inaczej chyba nie można, co zauważył już Pan Zagłoba, prezentując przyjaciołom w krótkich żołnierskich słowach politykę personalną. Jak pamiętamy, pana Skrzetuskiego mianowałby hetmanem wielkim, pana Wołodyjowskiego – polnym, a Rzędziana – podskarbim. „Toż by Żydowinów podatkami cisnął!”. Teraz są inne czasy, teraz jest raczej odwrotnie; „Żydowinowie” właśnie zabierają się do operacji wyciskania mniej wartościowego narodu tubylczego, w czym pan minister Tadeusz Kościński może odegrać ważną rolę, bo do tego trzeba mieć specjalne kwalifikacje, które pan minister podobno ma. Wprawdzie okazało się, że legitymuje się on wykształceniem średnim, ale od kiedy to do banksterki potrzebne jest wyższe wykształcenie? Taki, dajmy na to, Rotszyld wyższego wykształcenia chyba nie miał, za co lekceważył go austriacki minister skarbu w rządzie Kazimierza Badeniego. Ówczesny minister dla Galicji Kazimierz Chłędowski zauważał, że wprawdzie pan Biliński jest docentem, ale Rotszyld też coś tam o finansach musi wiedzieć i to może nawet więcej, bo to on kredytuje rząd, a nie odwrotnie.

Otóż pan Tadeusz Kościński na stanowisku ministra finansów będzie musiał zatroszczyć się o to, by znaleźć pieniądze na zrealizowanie wspaniałych planów, jakie z niebywałym rozmachem nakreślił w swoim sejmowym expose pan premier Mateusz Morawiecki. Ale – podobnie jak ewangeliczny setnik – ma on wprawdzie pod sobą żołnierzy, ale jednocześnie sam jest pod władzą postawiony i nie jestem pewien, czy w relacjach z panem ministrem Kościńskim pan premier stoi w hierarchii wyżej, czy niżej. Mniejsza zresztą o to, chociaż warto by wyjaśnić, kto tu kogo pilnuje – bo ważniejsze są poglądy i pragnienia serca gorejącego pana ministra finansów. Jednym z nich jest bardzo krytyczny stosunek do obrotu gotówkowego. Pan minister Kościński uważa, że przez tę gotówkę to mamy same zgryzoty, bo to najsampierw trzeba wydrukować banknoty, potem je magazynować, przewozić i tak dalej – co pochłania 17 mld złotych rocznie – ale nie o jest najważniejsze. Przy obrocie gotówkowym – powiada pan minister – bardzo trudno jest wprowadzić cyfrową gospodarkę – „a to jest naszym priorytetem”. Najważniejsze jest jednak to, że gotówką karmi się szara strefa. To było wiadomo już od dawna, że pieniądze, a konkretnie – gotówka – psują charakter. Inna rzecz, że pogląd na szarą strefę zmienia się w zależności od sytuacji. Kiedy Wielce Czcigodnemu Janowi Rokicie komornik zajął wynagrodzenie, ten w niepojętym przypływie szczerości zwierzył się, że chyba będzie musiał dać nura w szarą strefę – tę samą, którą w latach dobrego fartu, gdy był pełnokrwistym szefem Urzędu Rady Ministrów, zamierzał „zlikwidować”. Jak widzimy – szara strefa raz jawi się jako największe zło, a innym razem – jako azyl, w którym człowiek może znaleźć schronienie przed prześladowcami.

Skoro takie poważne względy przemawiają przeciwko obrotowi gotówkowemu, który w dodatku obejmuje około 90 procent gospodarki, to pod rządami pana ministra Kościńskiego na pewno zostanie zlikwidowany, a w każdym razie – bardzo ograniczony, albo przy zastosowaniu metod gwałtownych, to znaczy – bolszewickich, że od jutra już płacimy „po nowemu”, albo przy zastosowaniu metod cierpliwych i metodycznych, jakie miałem okazję już przed 10 laty zaobserwować w Ameryce. Otóż przy wewnętrznych przelotach, za każdą sztukę bagażu trzeba zapłacić 25 dolarów, niezależnie od biletu. Ale jeśli pasażer płaci kartą kredytową, to może zrobić to przy stoisku, przy którym się odprawia. Jeśli jednak chciałby płacić gotówką, to musi iść gdzieś, nie bardzo wiadomo, gdzie, pewnie na koniec terminalu. Oczywiście nikt nie ma na to ochoty, więc płaci kartą, chociaż gotówka formalnie nie jest zakazana. Podobnie w czasach stalinowskich w Rosji nie były zakazane podróże koleją – ale kiedy przy dworcowej kasie ustawiła się kolejka, to podchodził do niej oficer NKWD i grzecznie pytał – a dokąd to, grażdanie? Na to jakiś śmielszy pasażer buńczucznie pytał, czy to nie wolno podróżować? Oficer grzecznie wyjaśniał, że owszem, wolno, a jakże – ale właściwie po co? Na takie dictum kolejka sprzed kasy znikała, jakby rozwiało ją tornado i dopiero w czasach Leonida Breżniewa do sowieckiej konstytucji, wśród wielu podstawowych praw człowieka, zostało wpisane prawo do jazdy metrem.

Ciekawe, czy pan minister Kościński będzie stosował metody bolszewickie, czy łagodne, albo też kombinowane, w których łagodność sąsiaduje z zagrożeniem, o którym wszyscy wiedzą – że już zaistniało. Bo skoro cyfryzacja gospodarki jest „priorytetem”, to widać, że żartów nie ma. Ciekawe, że przewidział to św. Jan Ewangelista, zapisując w Apokalipsie, jak to w „dniach ostatnich” każdy będzie musiał mieć na czole wypisane „imię Bestii” – bo w przeciwnym razie nie będzie mógł nic sprzedać, ani niczego kupić. Przecież właśnie na tym polega sławna „cyfryzacja gospodarki”, do której będzie dążył pan minister Kościński. Ładny interes! Najwyraźniej zbliżamy się do zapowiadanych „dni ostatnich” i kto by pomyślał, że ich zwiastunem w naszym nieszczęśliwym kraju będzie akurat pan minister Tadeusz Kościński z rządu „dobrej zmiany”?

Mniejsza zresztą o to, bo odejście od obrotu gotówkowego na rzecz „cyfryzacji” oznacza totalną inwigilację ludzi. Na przykład taki jeden z drugim jegomość idzie sobie do apteki, gdzie kupuje lekarstwa. Kasa fiskalna drukuje paragon, na którym zaznaczony jest każdy lek. Zestawienie zakupionych lekarstw pozwala stwierdzić, co takiemu jegomościowi dolega, a w tej sytuacji sławną „tajemnicę lekarską” można spokojnie włożyć między bajki. A generalnie – jeśli zniknie obrót gotówkowy, to każdego człowieka można będzie wyłączyć i to dosłownie, w następstwie czego nie będzie już mógł niczego sprzedać, ani kupić. I przypuszczam, że to jest prawdziwy cel odchodzenia od obrotu gotówkowego, ale oczywiście głośno tego powiedzieć nie można, toteż słyszymy, że pieniądze psują charakter, no a poza tym – musimy nadążać za postępem, bo inaczej – co o nas powiedzą w Paryżu?

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Felieton    tygodnik „Najwyższy Czas!”    3 grudnia 2019

Za: michalkiewicz.pl. | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4594

Skip to content