Aktualizacja strony została wstrzymana

Zgryzoty rządu i najwierniejszej opozycji – Stanisław Michalkiewicz

Z uwagi na osobiste kłopoty związane z egzekucją wyroku zaocznego, wydanego przez niezawisły Sąd Okręgowy w Poznaniu, nie śledzę tak uważnie wydarzeń politycznych, niemniej jednak nawet z pobieżnego oglądu widać, że obóz dobrej zmiany wprawdzie uzyskał najlepszy wynik w wyborach, ale można odnieść wrażenie, że wcale nie zrobiło mu się od tego lepiej, tylko jakby gorzej. Mniejsza już o Senat, bo on specjalnie groźny dla obozu dobrej zmiany nie jest, chociaż oczywiście nie da się w tych warunkach stosować w ustawodawstwie metod stachanowskich, mniejsza nawet o coraz bardziej widoczną walką o spadek po Naczelniku Państwa między „stronnictwami sojuszniczymi”, to znaczy – partią ministra Zbigniewa Ziobry i partią pana wicepremiera Gowina. Spektakularnym wyrazem dążenia do uzyskania lepszej pozycji wyjściowej była uchwała Porozumienia Jarosława Gowina, że nie poprze PiS-owskiego projektu ustawy znoszącej tak zwaną 30-krotność, czyli górną granicę składki na ubezpieczenie emerytalne. Nawiasem mówiąc, to świadczenie nie jest żadną „składką”, tylko – jak zauważył prof. Gwiazdowski – podatkiem od pracy. Skoro tedy Porozumienie zastosowało wobec Naczelnika Państwa taką poważną zastawkę, to nie było innego wyjścia, jak poszukać sobie sojuszników gdzie indziej. Zwróćmy uwagę, że pozycja Naczelnika Państwa w obozie „dobrej zmiany” najwyraźniej nie jest już taka silna, jak kiedyś, gdy przeczołgiwał polityków, którzy po rozmaitych dokazywaniach przybywali do Canossy w nadziei, że znowu będą mogli „pracować dla Polski”. Teraz mimo ostentacji, z jaką Porozumienie wystapiło, Naczelnik Państwa nie odważył się na żadne represje. Ale bo też nie bardzo mógł w sytuacji, gdy Porozumienie wprowadziło do Sejmu z list PiS aż 18 posłów, więc gdyby ta osiemnastka się zbisurmaniła, to nie ma większości, nie ma rządu i tak dalej. Dlatego też chyba już nie wrócą czasy, gdy pan Mariusz Kamiński montował aferę gruntową, która miała skłonić pana Andrzeja Leppera, by oddał się w ręce niezależnej prokuratury, ale by Samoobrona, jak gdyby nigdy nic, pozostała w koalicji. Jak pamiętamy, stało się inaczej, czego konsekwencją była dymisja rządu premiera Jarosława Kaczyńskiego, a potem wybory, w następstwie których Platforma Obywatelska rządziła 8 lat. Z kolei jedynym potencjalnym sojusznikiem w tej sprawie stała się Lewica, oczywiście na swoich warunkach, a afiszowanie się z Lewicą i to od samego początku kadencji, nie wyglądało dobrze, zwłaszcza po wyborze Wielce Czcigodnej pani Biejat na przewodniczącą komisji do spraw rodziny. W rezultacie zbawienny projekt, który miał przynieść budżetowi ponad 7 miliardów złotych, został przez PiS wycofany.

W tej sytuacji tych miliardów trzeba było szukać gdzie indziej, podobnie jak za Edwarda Gierka, który proklamował akcję „szukamy 20 miliardów”, których zresztą nie znaleziono, co dało Januszowi Szpotańskiemu możliwość włożenia w usta rozgoryczonego towarzysza Szmaciaka komentarza: „niestety nic my nie znaleźli; przecież to Pcim, nie wyspa skarbów!” Trzeba było zatem uciec się do starych, sprawdzonych jeszcze w czasach carskich metod poszukiwania dochodów państwowych w wódce i machorce. No i właśnie została przeforsowana ustawa o podatku akcyzowym, w następstwie której akcyza od alkoholu i papierosów wzrośnie o 10 procent. „Tylko dlatego Pan Bóg nie zesłał na ziemię drugiego potopu, bo przekonał się o bezsuteczności pierwszego” – zauważył Franciszek ks. de La Rochefoucauld. Najwyraźniej obóz „dobrej zmiany” zapomniał o eksperymencie Leszka Millera, który jako premier też próbował poszukiwać pieniędzy w podwyższeniu akcyzy na alkohol i papierosy. Po tej operacji dochody z podatku akcyzowego spadły, gorzelnie zaczęły robić bokami, a do Polski wlała się rzeka zagranicznego spirytusu. Na szczęście premier Miller się zreflektował, przywrócił poprzedni poziom akcyzy i znowy dochody wzrosły, gorzelnie zaczęły pracować pełną parą, a rzeka spirytusu popłynęła w odwrotnym kierunku. Ciekawe, jak to będzie teraz, bo wprawdzie Porozumienie Jarosława Gowina określa się jako partia „konserwatywno-liberalna” i nikt się z tego nie śmieje, podczas gdy w przypadku Unii Polityki Realnej, która określała się dokładnie tak samo, śmiechom nie byo końca. Najwyraźniej czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty, więc co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie. Dlatego też kiedy partia „Wolność” wchodząca w skład Konfederacji określa się tak samo, to żaden z mądrych, roztropnych i przyzwoitych nie wierzy w możliwość takiego połączenia i tej wiary nie jest w stanie zachwiać nawet reprezentacja parlamentarna tego kierunku politycznego.

Ale nie to jest największym niebezpieczeństwem dla obozu „dobrej zmiany”, który poseł Grzegorz Braun z trybuny sejmowej nazwał grupą rekonstrukcyjną przedwojennej sanacji. Największe niebezpieczeństwo stwarza właśnie Konfederacja, która sanację zaczyna atakować od prawej strony. Muszę oddać sprawiedliiwość Naczelnikowi Państwa, że się z tym chwalebnie spostrzegł, czego dowodem było zwalczanie Konfederacji na wszelkie możliwe sposoby, przede wszystkim przez rządową telewizję. Największą bowiem wspólną troską zarówno obozu dobrej zmiany, jak i obozu zdrady i zaprzaństwa było pilnowanie, by ani z jednej,ani z drugiej strony nie pojawiła się polityczna konkurencja. Zewnętrznym wyrazem tej troski było pojawianie się ugrupowań jednorazowego użytku, jak Ruch Palikota, „Nowoczesna” pana Ryszarda, którego zresztą wygryzły stamtąd bezwzględne kobiety, a ostatnio – formacji „Kukiz 15”, po której też pozostały już tylko wspomnienia. Oczywiście Konfederacja dzisiaj jeszcze specjalnego zagrożenia nie stwarza, ale – po pierwsze – omnia principia parva sunt, co się wykłada, że wszelkie początki są skromne, a po drugie – ze w odróżnieniu od wspomnianych trzech ugrupowań jednorazowego użytku, Konfederacji udało się wprowadzić do Sejmu całkiem dobry zespół, dzięki czemu może się zaprezentować, no i zaczyna to robić, jako opozycja merytoryczna. To musi budzić niepokój, czego ilustracją są błyskawiczne powroty do telewizyjnego studia, kiedy tylko poseł Bosak ma wygłosić minutowe przemówienie i dopiero kiedy skończy – bezpośrednia transmisja z obrad Sejmu może toczyć się dalej. Widać, że obóz dobrej zmiany, podobnie jak obóz zdrady i zaprzaństwa zrobi wszystko, by utrudnić Konfederacji przedstawienie się szerszym kręgom opinii publicznej. Jest w tym racjonalne jądro, bo Konfederacja prezentuje model państwa całkiem odmienny od dotychczasowego, którego kształt określił w roku 1989 generał Czesław Kiszczak w gronie osób zaufanych. Ten model godzi w żywotne interesy wszystkich czterech pozostałych ugrupowań sejmowych, ale nie godzi w interesy Polski, bo zorientowany jest na budowanie w naszym kraju gospodarczych i społecznych fundamentów siły, między innymi przez zahamowanie pogłębiającego się uzależniania obywateli od państwa, czyli od biurokracji, która zasoby państwa przejada, albo je marnotrawi.

Stanisław Michalkiewicz

Za: magnapolonia.org (22 listopada 2019) | https://www.magnapolonia.org/zgryzoty-rzadu-i-najwierniejszej-opozycji/

Skip to content