Aktualizacja strony została wstrzymana

Czego nie wolno, a co wolno mówić? Prof. Jacek Bartyzel po deklaracji Konferencji Rektorów

Profesor Jacek Bartyzel w facebookowym wpisie odniósł się do deklaracji Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich, w której włodarze uniwersytetów i szkół wyższych domagali się sankcji dla pracowników uczelni, którzy krytykują LGBT. W sarkastycznym tekście naukowiec wyliczył czego nie wolno, a co wolno mówić. Wymowa słów intelektualisty jest niezwykle gorzka.

„Po ostatniej deklaracji Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich można wstępnie zbilansować czego nie wolno, a co wolno mówić i czynić polskim naukowcom, również poza akademickim obszarem ich aktywności” – zaczął w swój wpis prof. Bartyzel.

Zdaniem naukowca nie wolno:

„ – poddawać krytyce nienawistnych, polakożerczych wystąpień i działań żydowskich szowinistów i ich rodzimych poputczików (przypadek mojej sprawy, będącej nadal przedmiotem postępowania dyscyplinarnego);

– uprawiać polemiki naukowej z fałszerstwami przedstawicieli tzw. nowej szkoły badań nad holocaustem (przypadek dra Piotra Gontarczyka);

– przeciwstawiać się ideologii elgiebetyzmu oraz sprzeciwiać się zanieczyszczaniu sfery publicznej przez obsceniczne, wulgarne i bluźniercze manifestacje uliczne jej aktywistów (przypadek prof. Aleksandra Nalaskowskiego)” – czytamy w wpisie profesora Bartyzela.

Ironiczny tekst naukowca zawiera również listę „dozwolonych” postaw.

„Wolno natomiast:

– obrzucać nienawistnymi obelgami religię katolicką, Kościół, duchowieństwo i wiernych (przypadek prof. Jana Hartmana);

– pochwalać kazirodztwo (również przypadek w/w);

– postulować legalność kontaktów seksualnych z 9-letnimi dziećmi (przypadek prof. Andrzeja Jaczewskiego);

– parodiować procesję Bożego Ciała obnosząc transparent z waginą umieszczoną w miejsce Najświętszego Sakramentu (przypadek prof. Ewy Graczyk);

(…)

– formułować absurdalne oskarżenia Polaków o odpowiedzialność za śmierć 3 mln Żydów (przypadek dr. hab. Aliny Całej z ŹIH);

– dokonywać antypolskich, rasistowskich porównań, iż dla Polaków śmierć to tylko doświadczenie biologiczne, a dla Żydów – metafizyczne (przypadek prof. Barbary Engelking);

– samowolnie obalać i dewastować pomniki (przypadek dra Rafała Suszka, adiunkta na UW)” – wyliczył prof. Jacek Bartyzel pisząc także o „przypadku prof. UW Jacka Kochanowskiego”, który w niewybrednych słowach odniósł się do „młodego człowieka, który samotnie stanął naprzeciw dewiantom”.

„Czy o czymś zapomniałem?” – pyta ironicznie prof. Bartyzel.

Źródło: Facebook

MWł

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2019-09-27)

 


 

Prof. Grzegorz Kucharczyk odpowiada rektorom w sprawie „tęczowej” cenzury

Jako historyk od lat zajmujący się profesjonalnie dziejami cenzury (zwłaszcza cenzury pruskiej) chciałbym w tym miejscu wyrazić uznanie dla dalekowzroczności Konferencji Rektorów Polskich, która występując jako głos wolny wolność zabezpieczający ogłosiła zamiar ukrócenia wrogiej wobec ludzi LGBT mowy nienawiści.

Bazując na swoich wieloletnich badaniach nad sposobem działania cenzury w państwie Hohenzollernów mogę tylko podkreślić, że ta decyzja Magnificencji Rektorów czerpie pełnymi garściami z trwałego (jak się okazuje) dziedzictwa walki z mową nienawiści, którą bezwzględnie – aż do wykorzenienia (Ausrotten!) nienawistników – prowadził w swoim czasie kanclerz Rzeszy Niemieckiej i premier Prus Otto von Bismarck.

W epoce wzmożonej walki z przejawami klerykalizmu i polskiego nacjonalizmu, a więc w okresie nazywanym w podręcznikach Kulturkampfem (czyli sumiennej walki o nową, lepszą, wolną od zaściankowości i łatwych stereotypów kulturę), kanclerz Bismarck doprowadził do tego, by popierająca jego szlachetne dążenia liberalna większość w Reichstagu uchwaliła w 1874 roku nowe prawo prasowe obowiązujące przez kolejne czterdzieści lat w całych zjednoczonych Niemczech.

Znalazł się tam paragraf 130, który karał więzieniem (do dwóch lat) i wysokimi grzywnami „wzywanie jednej grupy społecznej do nienawiści wobec innej grupy społecznej”. Zapis ten zaraz został okrzyczany przez polskich nacjonalistów, odwracających się od dobrodziejstw modernizacji przyniesionych im na tacy przez władze pruskie (a przecież Kulturkampf wprowadził m. in. tak potrzebną instytucję rozwodów), jako „kaganiec na wolne słowo”.

Jednak kanclerz Bismarck i wspierające go ugrupowania liberalne czujące abominację wobec wszelkich przejawów mowy nienawiści motywowanej klerykalizmem i nacjonalizmem, nie wahały się aż do końca swoich rządów nad Wartą korzystać z paragrafu zabezpieczającego wolność od nienawiści dla szerokich kręgów polskiej i niemieckiej opinii publicznej. Za kratki wędrowali więc redaktorzy odpowiedzialni (w kręgach nierozumiejących powagi sprawy nazywani „redaktorami od odsiadek” – Sitzredaktoren) takich kato – nacjonalistycznych pisemek jak „Kurier Poznański”, „Dziennik Poznański” czy „Gazeta Toruńska”.

Gdybyż rządy pruskie trwały dłużej! Może nie byłoby tego zatrutego zaczynu w postaci pełnego nienawiści stopienia polskiego nacjonalizmu z zaściankowym klerykalizmem, z którym dzisiaj muszą mierzyć się ludzie LGBT manifestujący pod genitalnymi znakami swoją wolność i swoje ideały.

Magnificencje czerpiąc z głębi doświadczeń walki „żelaznego kanclerza” z polską mową nienawiści, jednocześnie nawiązują do starszych wątków tej szlachetnej walki. Przecież już w 1819 roku austriacki kanclerz Klemens von Metternich (oskarżany przez polskich nacjonalistów o spowodowanie tzw. rabacji galicyjskiej w 1846 roku) rozpoczął na wszystkich uniwersytetach w Związku Niemieckim walkę z „demagogią”. Pierwszym narzędziem, jakie zalecił Metternich było zaostrzenie przepisów cenzuralnych. Tak się walczyło o prawdziwą wolność na uczelniach.

I tak się walczy nadal, dzięki uchwale Konferencji Rektorów Polskich zakazującej krytykowanie ludzi oraz ideologii LGBT. Tylko nienawistnicy i ludzie mali mogą twierdzić, że manifestowanie wrażliwości odmiennopłciowej z użyciem symboli intensywnie prowadzonego życia płciowego może kogoś razić lub ograniczać wolność postronnych przechodniów.

To wielki wkład Waszych Magnificencji w rozwój prawdziwie wolnej debaty uniwersyteckiej, pozbawionej krępującej wszystko mowy nienawiści. Pod rządami „konstytucji dla Nauki” pozycja Magnificencji na polskich uczelniach została wzmocniona (nienawistnicy i ludzie mali mówią, że jest ona równa carom rosyjskim sprzed rewolucji 1917 roku) i – jak widać – czerpiąc z bogatych europejskich tradycji, nie wahają się jej Magnificencje używać, dla dobra nauki, wolności, dla dobra nas wszystkich żyjących w zjednoczonej Europie.

Mówiłem to ja

Grzegorz Kucharczyk

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2019-09-26)

 


 

Skip to content