Aktualizacja strony została wstrzymana

Cicha rewolucja banków centralnych i „zielona transformacja”

Szefowie ważnych banków centralnych i funduszy inwestycyjnych podjęli działania w celu ratowania dużych firm ubezpieczeniowych i zabezpieczenia się przed kolejnym kryzysem finansowym. Dekarbonizacja gospodarki, nowe podatki ekologiczne, zielone obligacje, mające gwarancje banków centralnych mają uchronić duże firmy ubezpieczeniowe przed bankructwem. Są za duże, by upaść… 

Kwestia tzw. zmian klimatycznych to jeden z pretekstów, by zmusić decydentów politycznych do przyspieszenia procesu przestawiania gospodarki na tzw. kapitalizm inkluzywny, większego opodatkowania obywateli i przekazania ich środków – w ramach partnerstw publiczno-prywatnych – na „zielone” inwestycje. Chodzi o większe zadłużanie państw, rozwój nowych „zielonych” funduszy, gospodarki o obiegu zamkniętym, ekonomii opartej przede wszystkim na usługach, a nie rozwoju przemysłu. Proponowana czwarta rewolucja przemysłowa uprzywilejowuje fundusze inwestycyjne, firmy ubezpieczeniowe i korporacje teleinformatyczne. 

Magazyn „Foreign Policy” przypomina, że Mark Carney – wcześniej związany z Goldman Sachs, z kanadyjskim Bankiem Centralnym, a obecnie będący prezesem Banku Anglii – jako pierwszy poruszył w kręgach finansowych problem „globalnego ocieplenia” i jego zagrożenia dla systemu bankowego podczas obiadu w Lloyd’s of London we wrześniu 2015 r.

Dwa lata później w Paryżu, wiodący bankierzy centralni i organy regulacyjne, założyli Network for Greening the Financial System – Sieć na rzecz ekologizacji systemu finansowego (NGFS) – która ma zdjąć odpowiedzialność za skutki realizacji porozumienia paryskiego w sprawie klimatu i odciążyć kluczowe instytucje finansowe. Członkostwo w NGFS obejmuje obecnie większość banków centralnych państw grupy G-20, w tym Europejski Bank Centralny, a nawet  Ludowy Bank Chin.

Jednocześnie podczas szczytu One Planet w Nowym Jorku w 2018 r. 23 wiodące globalne banki, osiem z dziesięciu największych funduszy globalnych zarządzających aktywami, wiodące światowe fundusze emerytalne i ubezpieczeniowe, dwie wiodące firmy doradcze oraz inne duże firmy finansowe – które łącznie odpowiadają za zarządzanie aktywami wartymi prawie 100 bln dolarów – zobowiązały się do przestrzegania zasad grupy zadaniowej ds. ujawniania informacji finansowych związanych z ryzykiem klimatycznym, którą powołał Carney jako szef Rady Stabilności Finansowej. Przewodniczy jej Michael Bloomberg.

Jedynym organem finansowym, który nie bierze udziału w tych inicjatywach, jest Rezerwa Federalna Stanów Zjednoczonych, najpotężniejszy bank centralny w globalnym systemie finansowym.

Jak określił to Carney w 2015 roku, trzy rodzaje ryzyka mogą uderzyć w system finansowy: straty w systemie ubezpieczeniowym, odpowiedzialność za zmiany klimatyczne oraz problem tzw. aktywów osieroconych, związanych z „bańką węglową”.

System ubezpieczeń jest amortyzatorem gospodarki. Jego rola polega m.in. na rozłożeniu skutków strat osób bezpośrednio dotkniętych na tych, którzy są w stanie znieść szok. W dobrych czasach ubezpieczyciele zarabiają bardzo dużo, odpowiednio kalkulując w swoich składakach koszty znacznego ryzyka. Firmy te zawierają jednak dodatkowe umowy reasekuracji, by jeszcze bardziej rozłożyć ewentualne straty na trzecią stronę.  

Ubezpieczenia majątkowe i wypadkowe (w odróżnieniu od ubezpieczeń na życie i zdrowotnych) generują globalne składki przekraczające 1,5 biliona dolarów rocznie. Działalność jest rentowna, o ile ryzyko jest ograniczone. Firmy te jednak sporo zainwestowały w fundusze spekulacyjne i teraz obawiają się, że w sytuacji ponownego zagrożenia kryzysem finansowym, nie będą w stanie wypłacać odszkodowań.

Oficjalnie firmy te twierdzą, że obawiają się „zmian klimatycznych” i „nagłych zdarzeń pogodowych”, co w sytuacji szybko postępującej urbanizacji może wiązać się ze znacznie większym ryzykiem konieczności wypłat większej liczby ubezpieczeń.

Od lat 80. skala strat ubezpieczeniowych związanych z pogodą wzrosła pięciokrotnie do około 55 miliardów dolarów rocznie. Nieubezpieczone straty są dwa razy większe.

Teoretycznie koszty wynikające z tego przesunięcia profili ryzyka powinien być w stanie pokryć sam sektor ubezpieczeń. Ale jak pokazał to los AIG w 2008 r., firmy ubezpieczeniowe są kluczowymi węzłami w globalnym systemie finansowym. Pieniądze zgromadzone przez ubezpieczycieli są ponownie inwestowane na rynkach pieniężnych, w bankach i innych funduszach. Dziewięć głównych firm ubezpieczeniowych na świecie obecnie jest wymienionych przez Radę Stabilności Finansowej jako globalnie ważnych pod względem systemowym. Innymi słowy, „są za duże, by upaść”.

Ubezpieczyciele zaczęli więc opracowywać wysoce wyrafinowane modele radzenia sobie z ryzykiem katastroficznym. Ostatnie modelowanie matematyczne przeprowadzone przez agencję ratingową S&P straszy, że branża ubezpieczeniowa może mylić się w szacunkach ewentualnych strat spowodowanych ekstremalnymi warunkami pogodowymi nawet o 50 procent.

Branża ubezpieczeniowa ponownie szuka możliwości przerzucenia kosztów swojej działalności na innych. Jednak możliwości reasekuracji wyczerpują się i całemu systemowi ubezpieczeniowemu grozi bankructwo. 

W Wielkiej Brytanii, po katastrofalnej powodzi w 2016 r. utworzono krajowy fundusz, który oferował niedrogie ubezpieczenia budynków na obszarach zagrożonych powodzią. Natychmiast pojawił się spór o to, czy branża ubezpieczeniowa, czy podatnicy powinni zapewnić ostateczny mechanizm ochronny. Obecnie jest on finansowany z ryczałtowej opłaty od wszystkich osób ubezpieczających domy w Wielkiej Brytanii, przenosząc koszty z właścicieli domów nadrzecznych na mieszkańców śródmieścia. Ubezpieczyciele proponują, by tam, gdzie to możliwe „zsocjalizować” ryzyko, czyli przerzucić je na obywateli, a wygodnym sposobem na to jest walka ze „zmianami klimatycznymi”.  Firmy ubezpieczeniowe popierają szybko dekarbonizację gospodarki i inwestycje w Odnawialne Źródła Energii (OZE) oraz „niskoemisyjne” technologie wszelkiego rodzaju.

Magazyn „Foreign Policy” wskazuje jednak, że tego typu działalność i transformacja gospodarki nie jest korzystna dla wszystkich. Inwestowanie w OZE nie jest bezpłatne. „Jeśli zostanie podjęte na taką skalę, która w ciągu kilku dziesięcioleci osiągnie dziesiątki bilionów dolarów, ograniczy wydatki konsumpcyjne i inwestycyjne na inne działania w taki sam sposób, jak boom łupkowy wyparł inną aktywność w Teksasie i Oklahomie” – czytamy.

Co więcej, starsze aktywa energetyczne będą musiały być usunięte z gospodarki i pozostać w ziemi. Pozostawienie tej niewykorzystanej energii będzie oznaczało utratę przychodów w wysokości 28 bilionów dolarów dla firm naftowych, gazowych i węglowych w ciągu najbliższych 20 lat. Ma to znaczenie dla systemu finansowego, ponieważ inwestorzy posiadają obligacje i akcje związane z tymi aktywami. Mówiąc ogólnie, jedną trzecią akcji i aktywów o stałym dochodzie emitowanych na globalnych rynkach finansowych można zaklasyfikować jako należące do sektora zasobów naturalnych i wydobycia, a także przedsiębiorstw energetycznych o dużej emisji dwutlenku węgla, chemikaliów, budownictwa i przedsiębiorstw przemysłowych. Dekarbonizacja wiązałaby się zasadniczo z tymi aktywami, powodując straty wartości aktywów w sektorze energetycznym od 1 bln USD do 4 bln USD. W szerzej pojętym sektorze przemysłowym, ryzyko związane z „aktywami osieroconymi” może wzrosnąć do 20 bln USD. Inwestorzy chcą zrekompensować sobie te straty.

Jeśli rynki finansowe będą miały czas na dostosowanie, nawet tak ogromne straty mogą zostać zaabsorbowane – sugerują banki i fundusze inwestycyjne, domagające się „zielonej rewolucji”. Jeśli jednak zmiany uderzą w kredytodawców i inwestorów nagle, i nieoczekiwanie, światu grozi coś, co Carney nazwał „chwilą klimatyczną Minsky’ego”.

Hyman Minsky, to ekonomista, którego model finansowy był wykorzystywany w celu zrozumienia kryzysu finansowego w 2008 roku. Minsky opisuje sposób, w jaki niezrównoważone bańki mają tendencję do rozprzestrzeniania się na fali zaufania, a następnie pękają, grożąc nie tylko recesją, ale także finansowym zawałem serca, paraliżującym ciosem dla bilansów bankowych, który promieniuje, jak to obserwowaliśmy w 2008 roku, na całą gospodarkę.

W sektorze kredytów hipotecznych subprime, który był wart około 1 bln USD, straty sięgnęły kilkuset miliardów dolarów. „Bańka węglowa” jest znacznie większa. W związku z tym pytanie brzmi, czy straty wynikające z przejścia na „gospodarkę zeroemisyjną” mogą wywołać finansową reakcję łańcuchową jak w 2008 r. Optymiści uspokajają. Twierdzą, że recesja branży węglowej jest tego przykładem; nastąpił szereg bankructw, ale nędza została skoncentrowana i nie wywołała globalnego kryzysu systemowego. W zaawansowanych gospodarkach węgiel został już skutecznie wyparty z rynku przez znacznie tańszy gaz, ropę i OZE. Dla bogatych krajów porzucenie węgla powinno być oczywiste. Z kolei ropa naftowa pozostaje zbyt tania i zbyt wygodna, aby z niej zrezygnować. Zakończenie konsumpcji będzie wymagało celowych działań rządu – sugerują finansiści.

Ubezpieczyciele i bankowcy wskazują, że sprzeciw wobec dekarbonizacji gospodarki, maksymalizuje ryzyko gromadzenia „osieroconych aktywów” na dużą skalę, a to są złe wieści dla systemu finansowego. Ekonomiści z Banku Anglii przedstawili dwa rozbieżne scenariusze ekonomiczne dotyczące odejścia od paliw kopalnych. Jeden zakłada, że rządy są w stanie przekonać przemysł do zerowej emisji CO2. Do wysokich podatków od emisji dwutlenku węgla przekonuje się wszystkie strony, w tym wszystkich obywateli. Przemysł byłby zachęcany do dużych inwestycji w alternatywy dla węgla. Dopiero w wyniku inwestycji na dużą skalę koszt energii odnawialnej mógłby gwałtownie spaść. To z kolei miałoby sprawić, że ”‹”‹rządy przyjmą jeszcze większe zobowiązania dot. przyspieszenia pełnej dekarbonizacji.

Pozytywna ocena rządowej polityki klimatycznej przez rynki finansowe służyłaby następnie potwierdzeniu decyzji inwestycyjnych sektora prywatnego. W tym scenariuszu osoby z zasobami paliw kopalnych ponoszą straty, ale straty te są wyraźnie zidentyfikowane i można je skutecznie wycenić. System finansowy nie doznałby szoku.

W drugim scenariuszu rządy deklarują walkę ze „zmianami klimatu”, ale nie podejmują wiarygodnych kroków w celu zmiany koszyka energetycznego. W rezultacie inwestycje sektora prywatnego w OZE pozostają niskie. Paliwa kopalne nadal wykazują znaczącą przewagę kosztową w kluczowych obszarach, takich jak pojazdy silnikowe, podróże lotnicze i wytwarzanie energii elektrycznej w biedniejszych krajach. Firmy naftowe nadal wdrażają wyrafinowane nowe technologie, aby odblokować nowe rezerwy. Rewolucja szczelinowania trwałaby i rozprzestrzeniałaby się na cały świat. Niski koszt paliw kopalnych sprawiłby, że ”‹politycy nie podchodziliby poważnie do przyszłości bezemisyjnej. W tym scenariuszu firmy zajmujące się paliwami kopalnymi, takie jak ExxonMobil i ich akcjonariusze, wygrają, jeśli nie nastąpi „katastrofalne globalne ocieplenie”.

Gdyby tak się stało, branża ubezpieczeniowa nie byłaby jedyną instytucją, która stanie w obliczu katastrofy. Gdy ludzie będą walczyć o utrzymanie swojego stylu życia, dojdzie do ciężkich batalii na salach sądowych i trudnych do przewidzenia dla inwestorów decyzji politycznych.

Chiny postawiły na realizację pierwszego scenariusza nakreślonego przez Bank Anglii – wspierania przez rząd ścieżki odchodzenia od paliw kopalnych, Pekin inwestuje w przemysł energii słonecznej, produkcję akumulatorów i pojazdów elektrycznych. Ale ogólny wzrost gospodarczy pozostaje głównym priorytetem. Tak samo jest w przypadku Indii. To nie jest dobra wiadomość dla finansistów i ubezpieczycieli, którzy naciskają na tzw. zerowy wzrost, by nie musieć ponosić kosztów związanych z odpowiedzialnością za wzrost emisji dwutlenku węgla (ubezpieczenia firm energetycznych, korzystających z węgla itp.).

Finansiści nie mają wątpliwości, że świat zmierza w kierunku scenariusza dalszego wzrostu emisji dwutlenku węgla i problemu tzw. aktywów osieroconych o wartości wielu miliardów dolarów.

Banki centralne od czasu kryzysu finansowego w 2008 r. zajęły się regulacją makroostrożnościową. Organy nadzoru bankowego nadzorują prywatne bilanse oraz przeprowadzają testy odporności. Stabilność finansowa jest ich najważniejszym celem. Sektor finansowy proponuje przyjęcie tego samego podejścia – nadzoru i regulacji –  tym razem, uwzględniając „zmiany klimatyczne”. Takie jest założenie grupy zadaniowej Bloomberga: identyfikacja i ujawnianie ryzyka, aby rynki i organy regulacyjne mogły przygotować się na najgorszą ewentualność.

Finansiści oczekują także silnych gwarancji od banków centralnych dla jednego z nowszych instrumentów finansowych, jakim są tzw. zielone obligacje. Pierwsze zielone obligacje zostały wyemitowane przez Bank Światowy w 2008 r. Do 2018 r. rynek ten powiększył się do rocznego wolumenu 170 mld USD. Banki centralne planują wspierać ten wzrost poprzez opracowanie norm prawnych i uzgodnionej klasyfikacji tego, co faktycznie stanowi „zielone finansowanie”. Chiny przodują pod tym względem. Rzeczywiście, jest to jeden z pierwszych obszarów zarządzania finansami, w którym Chiny nadają tempo.

„Zielona transformacja energetyczna” wymaga bilionów dolarów na inwestycje rocznie przez następne dwie dekady. Finansiści oczekują, że banki centralne pobudzą inwestycje sięgające dziesiątek bilionów dolarów, wprowadzając wymogi i regulacje faworyzujące „zielone inwestycje”.  Chcą, by banki centralne na całym świecie przyznały przywileje „zielonym obligacjom”, by mogły być one oferowane jako zabezpieczenie w zamian za pożyczki gotówkowe dla banków w trudnej sytuacji.

„Zielone obligacje” miałyby na nowo rozbudzić akcję kredytową, umożliwić dalsze zadłużanie się państw. W razie kryzysu, banki centralne miałyby zająć się skupywaniem tych obligacji w ramach tzw. łagodzenia ilościowego. Inwestorzy oczekują od polityków zniesienia subsydiów dla kopalń i firm opartych na węglu, wprowadzając podatek węglowy którego wartość stale będzie musiała rosnąć. Aby wygenerować znaczne inwestycje prywatne, rządy muszą zobowiązać się do obniżenia emisyjności gospodarki i znacznego zwiększenia nakładów finansowych w celu przeprowadzenia dekarbonizacji gospodarki. Finansiści mówią wprost, że konieczne jest „ogromne przekierowanie i wzrost wydatków publicznych na infrastrukturę, badania i rozwój oraz pomoc dla krajów o niższych dochodach”.

Przykładowo, wdrożenie Zielonego Nowego Ładu (Zielonego Planu Marshalla) w USA wymaga znacznie więcej nakładów niż potrzeba było na transformację po II wojnie światowej tak bogatych krajów jak USA i Wielka Brytania razem, nie mówiąc o całkowitych kosztach wojennych Związku Radzieckiego czy nazistowskich Niemiec. Finansiści podkreślają, że „zielona” transformacja energetyczna musi być utrzymywana przez dziesięciolecia i nie oferuje obietnicy przywrócenia przedkryzysowego stylu życia w nadchodzących latach. Tak gigantyczna mobilizacja będzie musiała zostać sfinansowana z różnego rodzaju podatków (uspołecznienie kosztów). Ostatnie protesty „żółtych kamizelek” we Francji pokazały, że sam podatek węglowy, chociaż jest kuszący, może przynieść katastrofalne skutki polityczne.

Próbując nałożyć nowe podatki na paliwo, jednocześnie obniżając podatki dla najbardziej zamożnych, prezydentowi Francji Emmanuelowi Macronowi udało się jedynie stworzyć klin między podatnikami o niższych dochodach a „zieloną polityką”. Sugeruje się, że lepszym rozwiązaniem byłoby rozdzielenie skutków podatku węglowego na całą populację jako dywidendę węglową i poleganie na konwencjonalnych źródłach dochodów: progresywnych podatkach od dochodów, majątku i pożyczek na inne niezbędne inwestycje. Finansiści proponują, by państwa dalej zadłużały się na wiele lat. Długoterminowe papiery dłużne miałyby emitować banki inwestycyjne lub bezpośrednio rządy krajowe. Ale zadaniem banków centralnych powinno być zabezpieczenie tych instrumentów dłużnych, by utrzymać płynność finansową globalnego systemu.

Pod koniec marca zarząd Rezerwy Federalnej w San Francisco opublikował „list ekonomiczny”, w którym twierdził, że „w nadchodzących dziesięcioleciach zmiany klimatu będą miały coraz większy wpływ na gospodarkę USA”. Biurokraci zasiadający w amerykańskim banku centralnym spierają się z administracją Donalda Trumpa, która sprzeciwia się realizacji – przynajmniej na razie – „zielonej rewolucji”. Jednak, to tylko kwestia czas, kiedy Fed włączy się w inicjatywę Banku Anglii.

Jeszcze cztery lata temu bankierzy centralni prawie nie rozmawiali o „zmianach klimatu”.  We wrześniu 2015 r. Mark Carney, szef Banku Anglii wbił klin pomiędzy biurokratów finansowych, oświadczając, że „zmiana klimatu stała się zagrożeniem dla stabilności finansowej”. Niektórzy z jego odpowiedników początkowo odrzucali taką sugestię, jako „postawę hipisowską”. Gdy powstała w 2017 r. sieć NGFS, początkowo liczyła ona ośmiu członków. Prym wiódł sojusz Banku Anglii, Banque de France i Chińskiego Banku Ludowego. Obecnie sieć powiększyła się o trzy tuziny banków centralnych i organów regulacyjnych, obejmujących połowę globalnego produktu krajowego brutto i dwie trzecie światowych banków i ubezpieczycieli o znaczeniu systemowym.

Kluczowe dla powodzenia działań lobbystycznych sieci jest przyłączenie się Banku Rezerwy Federalnej i Banku Centralnego Brazylii.  W ciągu najbliższych lat możemy spodziewać się zaciętej walki o rozszerzenie powstających już systemów ekologicznej księgowości, pomiarów i doradztwa w zakresie „zielonej gospodarki”. JPMorgan szacuje, że ”‹”‹około 23 miliardów dolarów aktywów na rynkach światowych jest już zarządzanych od ponad 10 lat zgodnie z jakimiś elementami zasad Społecznej Odpowiedzialności Biznesu (ochrona środowiska, włączenie i polityka społeczna, jak np. popieranie ideologii gender itp.). To może łatwo podwoić się lub potroić w następnej dekadzie.

Ta cicha rewolucja, która dokonuje się na poziomie globalnym odgórnie, w korporacjach, propagujących tzw. zrównoważony rozwój, będzie miała ogromny wpływ na losy całego świata.  

Źródło: foreignpolicy.com, ft.com

Agnieszka Stelmach

Za: PoloniaChristiana - pch24.pl (2019-09-05) | https://www.pch24.pl/cicha-rewolucja-bankow-centralnych-i-zielona-transformacja,70674,i.html

Skip to content