Aktualizacja strony została wstrzymana

Licytacje i szantaże kogutów przezornych – Stanisław Michalkiewicz

Ciężką, coraz cięższą sytuację ma Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński, chociaż początkowo wszystko wydawało się łatwe i nawet przyjemne. Kiedy po słynnym „resecie” prezydenta Obamy, 17 września 2009 roku, USA wycofały się z aktywnej polityki w Europie Środkowo-Wschodniej, robiąc w ten sposób miejsce dla „strategicznych partnerów”, to znaczy – Niemiec i Rosji – wydawało się, że Polska na dobre przechodzi pod ich kuratelę. To przypuszczenie znalazło dobitne potwierdzenie 20 listopada 2010 roku, kiedy to na dwudniowym szczycie NATO w Lizbonie zostało proklamowane strategiczne partnerstwo NATO-Rosja. Stwarzało to dla Polski nową sytuację, bo nie może być tak, że całe NATO pozostaje w strategicznym partnerstwie z Rosją, a Polska nie. Czy katastrofa smoleńska, w której zginął prezydent Kaczyński i część dowódców wojskowych tylko ułatwiła Polsce uczestniczenie w strategicznym partnerstwie z Rosją, czy też była jednym z elementów tego partnerstwa – tego pewnie nigdy się nie dowiemy, bo ani USA, które dokonały „resetu” a potem, w Lizbonie, owo „strategiczne partnerstwo z Rosją” przeforsowały, tego ani nam, ani nikomu nie powiedzą, podobnie, jak „strategiczni partnerzy”. Warto jednak w związku z tym przypomnieć, co ten amerykański „reset” a następnie – proklamowanie strategicznego partnerstwa NATO-Rosja poprzedziło. Otóż na miesiąc przed „resetem”, 18 sierpnia 2009 roku odbyło się w Soczi spotkanie izraelskiego prezydenta Peresa z rosyjskim prezydentem Miedwiediewem. Z tego spotkania nie ukazał się żaden komunikat, ale z wypowiedzi prezydenta Peresa dla izraelskiej prasy wynikało, że złożył on prezydentowi Miedwiediewowi dwie obietnice: pierwszą – że Izrael nie uderzy na Iran i drugą – że on, tzn. prezydent Peres – „namówi” prezydenta Obamę do wycofania z Europy Środkowej elementów tarczy antyrakietowej. Co w zamian obiecał mu prezydent Miedwiediew – tego już nie powiedział, chociaż też musiał obiecać mu coś ważnego. I prezydent Peres chyba prezydenta Obamę „namówił”, bo ten nie tylko wycofał elementy sławnej „tarczy”, ale w ogóle wycofał USA z aktywnej polityki w tej części Europy, a w niecały rok później oddał ją „strategicznym partnerom”, a zwłaszcza – „strategicznemu partnerowi” NATO, podobnie, jak prezydent Roosevelt w Jałcie oddał Europę Środkową „sojusznikowi naszych sojuszników”, czyli Józefowi Stalinowi. Wydawało się, że klamka zanowu zapadła na kolejnych 50, a może nawet na 100 lat, bo szczyt NATO w Lizbonie był ukoronowaniem rozciągniętego w czasie procesu ustanawiania nowego porządku politycznego w Europie w miejsce porządku jałtańskiego. Ten nowy porządek zawierał wprawdzie elementy porządku jałtańskiego, bo jego gwarantami nadal pozostawały Stany Zjednoczone i Rosja – ale również wnosił elementy „porządku Ribbentrop-Mołotow” z 23 sierpnia 1939 roku, którego istotnym elementem pozostawał podział Europy Środkowej na strefę niemiecką i strefę rosyjską – co było wynikiem rosnącej roli Niemiec w polityce europejskiej. Polska oczywiście znajdowała się w strefie „niemieckiej”, którą od strefy „rosyjskiej” oddzielała linia Ribbentrop-Mołotow z niewielkim zmianami – bo republiki bałtyckie, pierwotnie będące po wschodniej strefie kordonu, teraz znalazły się po jego zachodniej stronie.

Amerykanie wracają

Toteż nic dziwnego, że w tej sytuacji Niemcy umocniły swoje wpływy w Europie Środkowej, w tym również – w Polsce, gdzie na pozycji lidera tubylczej sceny politycznej rozparła się ekspozytura Stronnictwa Pruskiego, z faworytem Naszej Złotej Pani, Donaldem Tuskiem na fasadzie. Rosji Polska czyniła raczej gesty, w postaci słynnej „deklaracji o pojednaniu” między narodami polskim i rosyjskim, podpisanej w sierpniu 2012 roku na Zamku Królewskim w Warszawie przez patriarchę Cyryla i abpa Józefa Michalika, ówcześnie przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Zwraca uwagę, że mimo konstytucyjnej zasady rozdziału Kościoła od państwa, tę polityczną przecież deklarację podpisali przedstawiciele kościołów – ale żadnemu płomiennemu szermierzowi praworządności nie przyszło do głowy, by przeciwko temu protestować. Pewnie zostali pouczeni przez swoich oficerów prowadzących, że w tej sytuacji Nasza Złota Pani nie tylko nie dałaby im jurgieltu, ale i przypomniała, skąd wyrastają im nogi.

Ale na skutek niepowodzeń na odcinku syryjskim prezydent Obama w roku 2013 zresetował swój poprzedni „reset”, zapalając zielone światło dla przewrotu politycznego na Ukrainie, którego jawnym celem było wyłuskanie tego kraju ze strefy rosyjskiej – a więc wysadził w powietrze niedawno proklamowany „porządek lizboński”. Oznaczało to, że Ameryka wraca do aktywnej polityki w tej części Europy, a to z kolei – że Polska, spod kurateli „strategicznych partnerów” wraca i to na dobre, pod kuratelę amerykańską. To z kolei spowodowało konieczność usunięcia z pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu ekspozytury Stronnictwa Pruskiego i wysunięcie na tę pozycję ekspozytury Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego. I tak się właśnie w 2015 roku stało – oczywiście przy zachowaniu wszystkich demokratycznych pozorów. Jaką cenę Amerykanie wyznaczyli za tę podmiankę – tego wtedy nie wiedzieliśmy, ale wyjaśniło się to ostatecznie trzy lata później, w roku 2018, kiedy to Kongres USA przyjał, a prezydentem Trump podpisał „ustawę bez znaczenia”, nazwaną, pewnie gwoli większego urągowiska, JUST.

Koguty walczą dla swoich hodowców

Wspominam o tym wszystkim, by pokazać, że walka kogutów, z jaką mamy do czynienia co najmniej od 2015 roku, jest tylko odbiciem rywalizacji o wpływy w Europie Środkowej między USA i Niemcami, które wcale nie chcą się zgodzić na ponowne objęcie przez Amerykanów stanowiska kierownika polityki europejskiej. Ale walczące koguty nie są zwyczajnymi kogutami, tylko kogutami przezornymi, które muszą liczyć się z wieloma uwarunkowaniami, w postaci np. kolejnego „resetu”, o którym nie będą nawet zawczasu poinformowane, albo w postaci próby odciągnięcia Niemiec od strategicznego partnerstwa z Rosją, co wymagałoby obdarowania ich przez Naszego Najważniejszego Sojusznika jakimś prezentem. Toteż obóz zdrady i zaprzaństwa, chociaż zasadniczo walczy w barwach niemieckich, to znaczy – pardon – oczywiście „europejskich”, ani słowem nie zaprotestował, a nawet udaje, że nie zauważył amerykańskiej ustawy nr 447 JUST, a z kolei obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, ustami Naczelnika Państwa poinformował nas, że wykładnikiem polskiego patriotyzmu jest uczestnictwo Polski w UE. Widać, że koguty starannie rozkładają akcenty, by „pięknie się różnić”, ale w sprawach zasadniczych dla państwa działają ręka w rękę.

Ta konieczność „pięknego się różnienia” przybiera w roku wyborczym postać moralnego szantażu. Koguty w barwach „europejskich” szantażują swoich wyznawców, że jeśli ich nie poprą, to Polska pogrąży się w otchłani „faszyzmu”, a z kolei koguty przyodziane w barwy biało-czerwone, ale z białymi oraz złotymi gwiazdami (wyobrażającymi 12 pokoleń Izraela), szantażują swoich wyznawców, że jeśli ich nie poprą, to Polska wpadnie w szpony Putina, co to, korzystając ze swoich wpływów w Ameryce, przeforsował tam ustawę nr 447 JUST, żeby wzbudzić w Polakach niechęć, a przynajmniej zasiać wątpliwość co szlachetnych intencji Naszego Najważniejszego Sojusznika. Widać gołym okiem, że w tym szantażu nie chodzi o żaden polski interes państwowy, tylko wyłącznie o interesy partyjne, których realizacja uzależniona jest od gorliwości kogutów w służbie protektorów. Toteż przy okazji rocznicy konstytucji 3 maja pan prezydent Andrzej Duda postanowił przelicytować pana Kosiniaka-Kamysza z PSL i zaproponował wpisanie do konstytucji nie tylko przynależności Polski do Unii Europejskiej, ale również – przynależności do NATO, najwyraźniej pragnąć zadowolić wszystkich naraz. Trudno dziwić się takiej jego skwapliwości w sytuacji, gdy na Uniwersytecie Warszawskim, który przy innych okazjach tak się trzęsie nad zachowaniem swojej „apolityczności”, tego samego dnia Donald Tusk zainaugurował swoją kampanię przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi w naszym bantustanie. Najwyraźniej Nasza Złota Pani spuściła go z łańcucha, by zawalczył dla niej o prezydenturę w Polsce, no a Donald Tusk – jak to Donald Tusk – „powinność swej służby zrozumiał”.

Żydowski papierek lakmusowy

Tymczasem za sprawą ujawnienia rąbka kulisów tajnej dyplomacji, jaką rząd „dobrej zmiany” prowadzi z żydowskimi pełnomocnikami amerykańskiego Departamentu Stanu na temat przygotowań do zadośćuczynienia żydowskim roszczeniom dotyczacym tak zwanej „własności bezdziedzicznej”, pojawiła się paląca konieczność zablokowania rządowi możliwości dalszego negocjowania warunków żydowskiej okupacji Polski. Mam na myśli stosowną ustawę zawierającą sankcje karne. Piszę to przed demonstracjami, jakie na 11 maja zostały zapowiedziane nie tylko w Warszawie, ale również – w Waszyngtonie przed Białym Domem. Byłoby dobrze, gdyby te demonstracje przekonały nie tylko Naszego Najważniejszego Sojusznika, że są granice frymarczenia interesami państwowymi Polski i interesami narodowymi Polaków – ale również, by przekonały parlamentrzystów w Polsce, że nie tylko dla dobra państwa i narodu powinni taką ustawę szybko przeforsować, ale również dla własnego dobra – bo zdrada szybko wyjdzie na jaw i żadna telewizyjna propaganda nie będzie w stanie jej wymazać z polskiej pamięci. Skoro tedy wszyscy posługują się dziś szantażami dla celów partyjnych, to szantaż w obronie interesów państwowych i narodowych jest nie tylko usprawiedliwiony, ale nawet pożądany.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Felieton    tygodnik „Najwyższy Czas!”    21 maja 2019

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4477

Skip to content