Aktualizacja strony została wstrzymana

Mity kolonializmu – Bogdan Dobosz

Problem kolonializmu łączony jest dziś ze zjawiskiem imigracji w Europie i upatruje się w nim rodzaj kary za przeszłość. Epokę kolonializmu uważa się przy tym za coś w rodzaju „grzechu pierworodnego” naszej cywilizacji, który ma wywoływać w Europejczykach poczucie winy i otwierać granice przed przybyszami.

Kolonializm ma na swoim koncie wiele grzechów, ale też dorobek pozytywny, w tym pewną misję cywilizacyjną. W ostatnich latach dominuje jednak podejście mające niewiele wspólnego z prawdą historyczną, za to będące wygodnym narzędziem ideologicznym – zwłaszcza dla lewicy – do walki z tradycyjnymi wartościami.

Prawda o epoce kolonialnej jest bardziej złożona. Kiedy ogłaszano niepodległość Konga Brazzaville w roku 1960, francuski spadochroniarz przystąpił do zdejmowania z masztu w centrum stolicy trójkolorowej flagi, na co momentalnie zareagował pierwszy prezydent kraju Fulbert Youlou żądaniem, by obok flagi kongijskiej pozostawić sztandar Francji. Kongijski prezydent powiedział wtedy:

Nie powinno się rozdzielać matki i dziecka.

A zatem, wyzysk i przemoc czy włączenie nowych narodów do świata cywilizacji zachodnioeuropejskiej?

Kolonialny spadek

Kolonializm przybierał różne formy w różnych czasach. Zależało to od kolonizującego (inne były tradycje brytyjskie, portugalskie, belgijskie czy arabskie) oraz epoki ekspansji. Pozostańmy jednak przy koloniach francuskich.

W państwach afrykańskich i na Madagaskarze Francja pozostawiła po sobie personel administracyjny i dość rozbudowaną infrastrukturę. Warto dodać, że niektóre z niepodległych już państw nie utrzymały jej i nie odbudowały do dnia dzisiejszego. W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku w Afryce funkcjonowało 2000 ambulatoriów, 600 szpitali położniczych i 40 szpitali ogólnych. Było tam 18 000 kilometrów linii kolejowych, 215 000 kilometrów dróg, w tym 50 000 kilometrów utwardzonych, 63 porty morskie, 196 lotnisk, 16 000 szkół podstawowych oraz 350 uczelni i szkól średnich. Niektórzy historycy uważają nawet, że bez epoki kolonizacji kontynent ten by nie przetrwał.

Trudno też obronić tezę o kolonialnym wyzysku nowych terytoriów. Przed rokiem 1914 inwestycje biznesu były tu na ogół nieopłacalne (z wyjątkiem kilku marginesowych sektorów) i „kapitaliści” niezbyt się kwapili do „wyzysku tubylców”. Ciężar funkcjonowania kolonii brało na siebie państwo, a konkretnie budżet francuski, który musiał zaspakajać miejscowe potrzeby. Swoją drogą, w przypadku istniejących do dziś szczątkowo „zamorskich terytoriów Francji” dzieje się tak aż po czasy obecne.

Legendy, że tereny politycznie zależne od Paryża czy Londynu były w dużej mierze wykorzystywane gospodarczo i że ograniczano samodzielność gospodarczą kolonii, pokutują nie tylko wśród zachodniej lewicy, ale w dużej mierze również w Polsce.

Wina „białego człowieka”

Przez długie dziesięciolecia kolonializm postrzegano raczej pozytywnie. Pod koniec XX wieku, wraz z nastaniem epoki „poprawności politycznej”, ale i wymieraniem ostatnich „kolonizatorów” oraz ugruntowaniem się wpływów marksizmu w nauczaniu historii, dokonano rewizji ocen przeszłości. Pojawiły się zbitki kojarzonych pejoratywnie pojęć. Przez lata zaczęto też utrwalać pewne schematy czy wręcz mity dotyczące historii kolonializmu. W Polsce, która jest wolna od tego balastu, sytuacja wygląda trochę lepiej niż w Anglii czy Francji. Francuzi pod wpływem lewicowej agitacji zaszli w biciu się w piersi przodków tak daleko, że kolonializm utożsamili niemal z całym złem świata, zwłaszcza tego trzeciego.

Kolonializm został więc potępiony, chociaż jeszcze prezydent Chirac wysuwał wiele wątpliwości wobec takiej rewizji historii. Lewica jednak wie swoje. Jej kandydat na prezydenta Emannuel Macron podczas wizyty w Algierii stwierdził nawet, że kolonializm to zbrodnia przeciw ludzkości. Wywołał tym oburzenie, ale kierunek odcinania się od przeszłości jest oczywisty. Z mitem tym rozprawił się swojego czasu autor książki Historyczna poprawność Jean Sevilia.

We Francji ukazała się Czarna księga kolonializmu – osiemsetstronicowa praca, która tytułem, a nawet okładką, nawiązuje do znanej także w Polsce Czarnej księgi komunizmu. We wstępie czytamy nawet, że jest to ciąg dalszy tamtej pozycji. Do nazizmu i komunizmu jej autor Marc Ferro dorzuca skojarzenie z imperializmem kolonialnym. Słowa te wydają się sporym nadużyciem, ale ilustrują aktualne funkcjonowanie pojęcia „kolonializmu” w myśli zachodniej. Nazizm i komunizm były ideologiami dążącymi do eliminacji całych klas lub ras, podczas gdy o kolonializmie można mówić jedynie jako o formie dominacji ekonomicznej, politycznej i kulturowej. Poza tym – jak stwierdza wspomniany powyżej Jean Sevilia – fenomenu kolonializmu nie można rozpatrywać w oderwaniu od epok historycznych, ówczesnych układów politycznych czy nawet religijnych, a przykładanie współczesnych ocen do wydarzeń na przykład z XVI wieku jest nieadekwatne i wydaje się wręcz historycznym nadużyciem.

Kolonializm – zjawisko epoki

Historycy dość często zacieśniają pojęcie kolonializmu do ekspansji państw zachodnich. Tymczasem „kolonizacja” była zjawiskiem dotyczącym praktycznie wszystkich kultur. W tym nurcie mieści się przecież także akcja Rosji na Kaukazie, podbój Syberii, inwazja muzułmańska w Hiszpanii, kolonizacja Zanzibaru przez Arabów czy podboje tureckie na południu Europy. Można tu jeszcze dorzucić choćby zapędy kolonialne Japończyków, by stwierdzić, że kolonializm był zjawiskiem uniwersalnym i nie przynależał bynajmniej tylko do kultury Zachodu. To mit pierwszy.

Warto też sobie postawić pytanie, czy idea kolonialna powinna być kojarzona tylko z ideologią prawicy, co starają się obecnie udowodnić rozmaici lewicowi historycy. Okazuje się bowiem, że kolonializm w każdej epoce wspierali politycy wszystkich nurtów politycznych. Pojmowano go jako misję cywilizacyjną, a Francuzi tak głęboko wierzyli w jego legitymizm, jak obecnie wierzą, że był on wcieleniem zła.

W roku 1879 na bankiecie z okazji zniesienia niewolnictwa Victor Hugo powiedział: Bóg ofiarował Afrykę Europie. Podbijcie ją, ale nie armatami, lecz pługiem; nie szablą, ale handlem; nie bitwą, ale przemysłem; nie dla zdobyczy, ale dla braterstwa. Wchodząc do Afryki, rozwiążecie problemy społeczne, zmienicie waszych proletariuszy we właścicieli. Zróbcie to! Zróbcie drogi, zbudujcie porty, postawcie miasta.

Wezwanie pisarza oddaje klimat końca XIX wieku. Dodajmy, że za tymi słowami poszły czyny. Rok później mason i antyklerykał, ale także zwolennik tezy o wyższości rasowej białego człowieka, Jules Ferry zapowiadał ekspedycję do Tunezji i do Tonkinu, a radykał Clemenceau państwowe wsparcie dla kolonialnego biznesu. Kolonializm wspierał nawet sam przywódca socjalistów Jean Jaurés. W tym czasie prawica francuska była raczej niechętna awanturze kolonialnej i myślała bardziej o odwecie na Prusach. Ekspansję w Afryce i Azji wspierali zaś radykalni republikanie i socjaliści. Trudno więc kojarzyć kolonializm wyłącznie z prawicą.

Kolejne lata przyniosły rozwój francuskiego imperium kolonialnego. Powszechne poparcie dla kolonializmu osiągnęło swój szczyt w latach trzydziestych XX wieku. Na wystawę kolonialną w Lasku Vincennes przybyło wówczas osiem milionów widzów, a komisarza wystawy uznano za narodowego bohatera.

Współczesność

Po drugiej wojnie światowej od metropolii odpadały kolejne kraje. Ogłaszaniu ich niepodległości towarzyszyły parady i radość, ale sytuacja ekonomiczna większości tych krajów zmieniła się na niekorzyść, a proces dekolonizacyjny bywał dla państw afrykańskich nieszczęściem. Niepodległości politycznej nie uzupełniała niezależność ekonomiczna. Biznes inwestował tylko w sektorach, w których mógł się spodziewać zysku. Zamknięcie ochronnego parasola politycznego spowodowało pojawienie się zjawiska neokolonializmu, czyli rywalizacji o wpływy w „niepodległych” koloniach nowych graczy – Związku Sowieckiego i jego satelitów, Chin czy USA. Zaczęła się epoka wojen domowych, walk „narodowowyzwoleńczych”, przewrotów, a przede wszystkim pauperyzacji i tak niezbyt bogatych tubylców.

Trzeba tu dodać, że Paryż z Afryki nigdy tak naprawdę się nie wycofał. Stacjonuje tam nadal francuskie wojsko, kurs franka afrykańskiego wyznacza bank centralny w Paryżu, a Quai d’Orsay miesza się do polityki wewnętrznej afrykańskich państw. Jeszcze w roku 1997 z kieszeni statystycznego Francuza”‘podatnika w metropolii wyciągano na Afrykę po 700 franków (około 120 euro) rocznie.

Jak to się dzieje, że prawie sześćdziesiąt lat po uzyskaniu niepodległości Afryka to nadal obszar chronicznego chaosu politycznego, wojen domowych, zapaści ekonomicznych, kryzysów żywnościowych i rozrastania się slumsów? Czy sześćdziesiąt lat po epoce kolonializmu można jeszcze zrzucać nań odpowiedzialność? W krajach postkomunistycznych po dziesięciu latach trudno się doszukać dawnej szarzyzny, a na Czarnym Lądzie dziesięciolecia po kolonializmie trudno doszukać się nawet śladów dawnej świetności niektórych miast. Czy Afryka jest ofiarą kolonializmu czy też jedynie kumuluje problemy po rozstaniu się z metropolią? Czy wreszcie sama Francja wzbogaciła się na koloniach? Według wyliczeń ekonomistów, Francja włożyła w swoje kolonie trzy razy więcej pieniędzy, niż Plan Marshalla przeznaczył dla Europy.

Kolonializm padł w ostatnich latach ofiarą manichejskiej wizji świata – dywersyfikacji prawdy historycznej dla współczesnych celów politycznych. Jest to też efekt triumfu postmarksizmu w szkołach historycznych na Zachodzie, który narzuca naszej cywilizacji swoisty masochizm i stara się podkopywać i relatywizować jej podstawy i zdobycze.

Bogdan Dobosz – dziennikarz radiowy i telewizyjny, współpracownik i korespondent licznych tytułów prasowych, autor książki Emiraty Francuskie.

Artykuł został opublikowany w 56 numerze magazynu „Polonia Christiana”

Aby zamówić, kliknij TUTAJ.

 


 

Za: PoloniaChristiana - pch24.pl (2019-04-26) | https://www.pch24.pl/bogdan-dobosz--mity-kolonializmu,51478,i.html

Skip to content