Aktualizacja strony została wstrzymana

Roszczenia żydowskie w skali kosmicznej – Stanisław Michalkiewicz

Niedobrze, niedobrze… Kilka dni temu izraelski satelita Bereszit rozbił się o powierzchnię Księżyca, na którym miał wylądować i rozpocząć eksperymenty. Jakie to miały być eksperymenty – to nie jest do końca jasne, zważywszy na ładunek, jaki tam wysłano. Zawierał on bowiem Biblię, pomnik ocalałych z holokaustu, izraelski hymn narodowy, flagę i deklarację niepodległości tego państwa. Pewnej wskazówki co do charakteru eksperymentów dostarcza informacja, że głównym sponsorem misji byli państwo Adelsonowie, właściciele kasyn w Las Vegas w stanie Newada, miliarderzy znani tego, że wywierają spory wpływ na amerykańską scenę polityczną i na inne sceny też. Jestem pewien, że do uchwalenia przez amerykański Kongres ustawy nr 447 JUST może by nie doszło, gdyby pan Adelson nie sypnął złotem, podobnie jak mogłoby nie dojść do uchwalenia ustawy o zwalczaniu antysemityzmu w Europie. Jestem w związku z tym też pewien, że pan Adelson potrafi grać jednocześnie na wielu fortepianach, co dowodzi, że ma niebywały dryg do interesów. No a teraz zasponsorował wyprawę izraelskiej rakiety na Księżyc. Na jakie korzyści liczy tym razem?

Ponieważ nie wiemy, jakich eksperymentów z Biblią, czy pomnikiem ocalałych z holokaustu miano tam dokonywać, na przykład – jak zachowuje się Biblia w stanie nieważkości, czy wielokrotnie zmniejszonej grawitacji – więc jesteśmy skazani na domysły. Ale skoro już jesteśmy skazani i gorzej nie będzie, to nie żałujmy sobie i przynajmniej się domyślajmy. Ja na przykład uważam, że należy wyciągnąć wnioski z faktu, że satelita się rozbił. Ponieważ misja była finansowana przez osoby prywatne i inne, to natychmiast pojawia się kwestia, do kogo właściwie należą szczątki statku. Trudno ich własność przypisać jakiejś konkretnej osobie, zatem, przez analogię do innych mas majątkowych, można by je uznać za „własność bezdziedziczną”, o której wspomina amerykańska ustawa nr 447 JUST. Jak wiemy, na podstawie tej ustawy Stany Zjednoczone zobowiązały się do dopilnowana, by „własność bezdziedziczna” została przekazana stronie żydowskiej przez każdy kraj, na którego terytorium się znajduje i który lekkomyślnie wziął udział w konferencji „Mienie ery Holokaustu” w Pradze, w czerwcu 2009 roku. Wprawdzie Księżyc we wspomnianej konferencji udziału nie wziął, ale to nie jest do końca pewne, bo przecież światło z niego w czasie wspomnianej konferencji do Pragi docierało, więc można na tej podstawie powiedzieć, że jednak był tam obecny, chociaż oczywiście – pośrednio. W tej sytuacji nie można wykluczyć, że również Księżyc jest obowiązkiem restytucji „mienia bezdziedzicznego” objęty, a Stany Zjednoczone zobowiązane są do dopilnowania, by takiej restytucji dokonał. No dobrze, ale kto właściwie miałby takiej restytucji w imieniu Księżyca dokonać?

Wydaje się, że mamy dwie możliwości. Pierwsza jest taka, że prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump uzna suwerenność Izraela nad Księżycem, na tej samej zasadzie, na której niedawno uznał suwerenność Izraela nad Wzgórzami Golan. W tej sytuacji wszystkie inne państwa, ze Stanami Zjednoczonymi włącznie, które pragnęłyby wykonywać na Księżycu jakieś misje, albo – tym bardziej – pragnęłyby przystąpić do eksploatowania tamtejszych zasobów mineralnych, to – po pierwsze – musiałyby uzyskać od rządu Izraela stosowne koncesje – oczywiście nie za darmo, co to, to nie, a po drugie – zwłaszcza w przypadku pobrania od Izraela koncesji na prowadzenie na Księżycu działalności gospodarczej – wnosić do izraelskiego skarbu stosowne podatki, ustalane, ma się rozumieć, według stawek kosmicznych, to znaczy – w astronomicznej wysokości. Zważywszy, że Stany Zjednoczone już teraz płacą Izraelowi regularny haracz w wysokości 4 miliardów dolarów rocznie, to najwyżej ta kwota wielokrotnie by wzrosła, natomiast w samej zasadzie nic by się nie zmieniło. Inaczej z innymi państwami, które odtąd musiałyby taki haracz Izraelowi płacić, bo w przeciwnym razie USA, na podstawie ustawy nr 447 JUST, obróciłyby je w perzynę.

Z punktu widzenia Polski takie rozwiązanie wydaje się stosunkowo bezpieczne, bo nasz nieszczęśliwy kraj żadnego podboju Kosmosu nie zamierza dokonywać, koncentrując się raczej na przekupywaniu obywateli ich własnymi pieniędzmi, które rząd – uprzednio wydarłszy je podatnikom – przeznacza a to na dzieci, a to na emerytów, a to na mieszkania plus, a to na krowy, a to na świnie, no i oczywiście – na młodych rolników – żeby w ten sposób skaptować obywateli, by głosowali na Prawo i Sprawiedliwość. Jest całkiem prawdopodobne, że tak właśnie będzie – ale nie możemy zapominać, że zaraz po wyborach rząd będzie musiał w stachanowskim tempie przeforsować „kompeksowe ustawodawstwo”, którego nie może się doczekać sekretarz stanu USA pan Mike Pompeo z uwagi na to, że najpóźniej w październiku bieżącego roku będzie musiał złożyć amerykańskiemu Kongresowi stosowne sprawozdanie. To „kompleksowe ustawodawstwo” ma nadać żydowskim roszczeniom co do „mienia bezdziedzcznego” przynajmniej jakieś pozory legalności, których obecnie nie ma.

Niestety jednak Polska, wbrew zapewnieniom pana premiera Mateusza Morawieckiego, wcale nie jest bezpieczna, bo możliwe jest jeszcze inne rozwiązanie. Gdyby Stany Zjednoczone, nie chcąc poświęcić wszystkich swoich interesów państwowych dla bezcennego Izraela, nie zdecydowały się jednak na rozwiązanie pierwsze i dzięki temu zachowałyby zdolność do współpracy międzynarodowej, to na horyzoncie powyborczym rysuje się możliwość obciążenia Polski obowiązkiem restytucji pozostawionego na Księżycu „mienia bezdziedzicznego”. Rzecz w tym, że według legendy, na Księżycu wylądował w swoim czasie Mistrz Twardowski, niewątpliwie Polak, co do którego nie wiadomo, czego się tam nie nawysysał z mlekiem matki. Obowiązkiem zrekompensowania stronie żydowskiej wartości owego „mienia bezdziedzicznego” można by obciążyć właśnie jego, a ponieważ trudno by wyegzekwować ten obowiązek bezpośrednio od niego, można by tym obowiązkiem obarczyć Polskę, ponieważ Twardowski był przecież polskim obywatelem. Takie obciążenie obowiązkiem „restytucji mienia bezdziedzicznego” Mistrza Twardowskiego a w konsekwencji – Polski – odbyłoby się na tej samej zasadzie, co obciążenie Polski obowiązkiem zrekompensowania Żydom „własności bezdziedzicznej”, więc precedens jest.

W tej sytuacji nie jest wykluczone, że pan Adelson, który ma niewątpliwy dryg do interesów, zwęszył kolejną okazję i chociaż izraelski satelita się na Księżycu rozbił, to właśnie dlatego można będzie ciągnąć z tego kolejne zyski. Jeszcze raz na naszych oczach potwierdza się trafność porzekadła, że bogatemu diabeł dzieci kołysze.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    serwis „Prawy.pl” (prawy.pl)    20 kwietnia 2019

Za: michalkiewicz.pl | http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4457

Skip to content