Aktualizacja strony została wstrzymana

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: homolobby czuje się silne i pewne siebie

Uważam, że obecnie są dwa powody ujawniania przypadków homoseksualizmu wśród duchownych. Po pierwsze, w dobie internetu i mediów społecznościowych wypływa coraz więcej informacji o środowisku homoseksualnym. Po drugie to lobby czuje się niesłychanie silne, pewne siebie – mówi w rozmowie z PCh24.pl ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.

Kościół znajduje się w kryzysie. Jednym z jego objawów jest istnienie lobby homoseksualnych duchownych. Kiedy taka siatka powstała? Czy możemy to zjawisko łączyć z komunistycznymi służbami, które wszelkimi sposobami próbowały zniszczyć Kościół – zarówno na świecie jak i w Polsce?

Problem homoseksualizmu wśród księży istniał już dawno, natomiast był marginalny i bardziej ukrywany. Wyraźne rozluźnienie w sprawach obyczajowych i poszerzanie wpływu środowiska homoseksualnego ma miejsce od lat 60. i 70. XX wieku. Jest to związane z rewolucją obyczajową w społeczeństwie, co ma wpływ na duchownych, ale też z błędnymi interpretacjami Soboru Watykańskiego II, które to interpretacje niektórzy wykorzystują do poluzowania różnych norm. To szczególnie objawiało się w Stanach Zjednoczonych, ale i w wielu innych Kościołach lokalnych możemy zauważyć, że pojawiały się osoby, które już nie kryły swoich skłonności homoseksualnych, tworzyły pewną siatkę, którą ja określam jako lobby homoseksualne. Siatka ta wzajemnie się wspierała, pomagała sobie w awansach i tworzyła środowisko, gdzie te osoby mogły realizować swoje cele.

Nie wiązałbym tego jednak z działalnością służb komunistycznych, chociaż trzeba wyraźnie powiedzieć, że lobby homoseksualne było dobrze rozpracowane przez bezpiekę. To środowisko było – w warunkach polskich – wykorzystywane przez SB. To co mnie zaskoczyło, kiedy w roku 2005 miałem możność przeglądnięcia ogromnej ilości akt Służby Bezpieczeństwa pisząc książkę „Księża wobec bezpieki”, to fakt, że wśród tajnych współpracowników SB była bardzo duża grupa ludzi zwerbowanych na tak zwane kompr-materiały, czyli materiały kompromitujące, a wśród tej grupy znaczną część stanowili duchowni homoseksualni, którzy przyłapani na różnych niecnych uczynkach podejmowali współpracę i byli bardzo zaangażowani w tę współpracę z komuną. Komuniści rzeczywiście wykorzystali to środowisko, ale to dotyczy nie tylko Kościoła. W latach 80. SB przeprowadziła operację pod kryptonimem „Hiacynt”. Zgromadzono wtedy dokumentację dotycząca kilkunastu tysięcy homoseksualistów i ich środowisk. Chodziło głównie o polityków, dziennikarzy, działaczy społecznych i przedstawiciel inteligencji. Materiały zgromadzono po to, żeby używać je do szantażu tych osób. Nawiasem mówiąc, większości tych materiałów do dziś nie ujawniono. Mogą one nadal służyć do wywierania presji na poszczególne osoby.

Ksiądz zauważył, że problem homoseksualizmu wśród duchownych istniał jeszcze przed Soborem Watykańskim II, a rozwój homoseksualnego lobby nastąpił w latach 60. i 70 XX wieku. Mówimy więc o czasach dość odległych, o wydarzeniach sprzed 50 czy 60 lat, a nawet wcześniejszych. Dlaczego więc dopiero od kilku ostatnich latach opinia publiczna dowiaduje się o wielu skandalach? Czy homoseksualna siatka jest obecnie tak silna, że niczego się nie obawia? A może lobby jest tak liczne, że trudniej im ukrywać pewne zdarzenia?

Myślę, że w tym momencie to środowisko jest bardzo silne. 7 lat temu udzieliłem wywiadu-rzeki Tomaszowi Terlikowskiemu pod tytułem „Chodzi mi tylko o prawdę”. Po raz pierwszy sformowałem tezę, która była trochę żartobliwa, ale okazało się, że to nie jest żartobliwe: im wyżej, tym gorzej. Chodziło o to, że na szczytach duchowieństwa – chodzi tu szczególnie o biskupów, o środowisko watykańskie – jest bardzo wielu homoseksualistów. Reakcja na moje sformowanie i na użycie terminu „homolobby” była bardzo histeryczna. Mówiono, że tego nie ma, że to nieprawda, ale z czasem okazywało się, kto atakował. Atakowali ci, który byli głęboko zainteresowani, żeby to nigdy nie wypłynęło.

Uważam, że obecnie są dwa powody ujawniania przypadków homoseksualizmu wśród duchownych. Po pierwsze, w dobie internetu i mediów społecznościowych wypływa coraz więcej informacji o środowisku homoseksualnym. Po drugie to lobby czuje się niesłychanie silne, pewne siebie.

Klasyczny przykład w Polsce to sprawa arcybiskupa Juliusza Paetza, człowieka o jednoznacznej orientacji homoseksualnej, który dopuszczał się molestowania. Jednak nie dzieci, tylko młodych mężczyzny, kleryków i księży, czyli ludzi dorosłych, ale od niego uzależnionych na drodze służbowej. O jego skłonnościach wiedziano w Watykanie. Pomimo to był bliskim współpracownikiem papieża Pawła VI. Szybko też awansował zostając biskupem w Łomży, a następnie arcybiskupem w Poznaniu. Skandale nie przeszkadzały mu w karierze. Natomiast gdy wybuchł skandal w roku 2002, był mocno chroniony przez ówczesnego nuncjusza papieskiego, a późniejszego prymasa, Józefa Kowalczyka, który nie przejmował się ofiarami, ale tym, żeby nic złego nie stało się arcybiskupowi Paetzowi. Ta sytuacja jak w soczewce pokazuje wszystkie problemy – nie tylko w Kościele polskim. W ciągu 17 lat, do dzisiaj, nie wyjaśniono tych spraw. Nikt się nie zdobył na to, żeby przede wszystkim przeprosić ofiary, zadośćuczynić im i wyjaśnić sprawę do końca. Jeżeli ta sprawa nie została wyjaśniona, to znaczy, że to homolobby ma nadal bardzo silne wpływy.

Kolejny przypadek z Kościoła polskiego to sprawa arcybiskupa Józefa Wesołowskiego, który należał do archidiecezji krakowskiej. Też szybko awansował jako dyplomata watykański. Był nuncjuszem w kilku krajach. Wiedziano o jego negatywnych skłonnościach. Pomimo tego przenoszono go z jednego kraju do drugiego. Dopiero wybuch sprawy z pedofilią, gdzie chodziło o molestowanie młodych chłopców na Dominikanie, pokazał, że to jest wierzchołek góry lodowej.

Dziwię się, że Kościół – ani Watykan, ani lokalne episkopaty – nie jest w stanie temu przeciwdziałać. Czy to jest niechęć do rozwiązywania problemów, czy decydują o tym wpływy homolobby? Różnie można to interpretować. Niemniej myślę, że bez wyjaśnienia tych spraw będziemy brnęli w kryzys, będziemy udawali, że nic się nie stało, że można to zatuszować, ale będą wybuchały następne skandale. Niestety widzę, że nie ma w tej chwili chęci do rozwiązywania tych spraw.

Wspomniał już ksiądz o kwestii krzywdzenia dzieci. Niedawno w Watykanie odbył się szczyt poświęcony temu problemowi. Nie chciano tam jednak wprost mówić o związku między homoseksualizmem a pedofilią. Czy bez mówienia prawdy o relacjach między zjawiskiem homoseksualizmu a krzywdzeniem dzieci taki szczyt miał w ogóle jakiś sens? Czy cokolwiek dobrego może z niego wyniknąć?

Pedofilia wszędzie jest ogromnym złem – czy w Kościele, czy gdzieś indziej. Nie powinno być żadnej taryfy ulgowej dla pedofilów. Tę sprawę bardzo ostro poruszył papież Jan Paweł II w roku 2002, kiedy wezwał do Watykanu wszystkich amerykańskich kardynałów. W sposób zdecydowany z pedofilią walczył również papież Benedykt XVI. Na pewno też działania papieża Franciszka w tym kierunku są pozytywne.

Natomiast jest jeden wielki znak zapytania. Przemilcza się fakt, że w wypadku pedofilii w Kościele 80 proc. ofiar to chłopcy, co oznacza, że ta pedofilia ma silne zabarwienie homoseksualne. Bez powiedzenia prawdy, bez powiedzenia, że to jest działanie homolobby, mamy do czynienia ze swoistym leczeniem bardzo silnej choroby za pomocą witaminy C. Definiuje się, że pedofilia jest złem, natomiast nie pokazuje się przyczyn. Dlatego też jestem rozczarowany watykańskim szczytem. Doceniam działania, natomiast moim zdaniem są one niekonsekwentne. Nie idą do końca, nie mówią tak jak wzywa Ewangelia: „niech mowa wasza będzie: tak-tak, nie-nie”.

Kościół od dłuższego czasu walczy z pedofilią. A czy podejmował jakieś działania ograniczające wpływy homoseksualnego lobby?

Przez długi czas temat w ogóle nie był omawiany, bo uważano go za marginalny. Oczywiście istnieli duchowni homoseksualiści, byli promowani przez innych homoseksualistów, ale to było gdzieś na obrzeżach. Ja byłem klerykiem w seminarium duchownym w Krakowie na przełomie lat 70. i 80. W ciągu sześciu lat studiów temat nie był poruszany. Problem istniał, ale to był temat tabu. Czasami tylko ktoś z profesorów coś marginalnie o tym powiedział. To znaczy, że liczne pokolenia księży w czasie studiów teologicznych żadnych wskazówek w tej ważnej sprawie nie otrzymały.

Z tym zjawiskiem po raz pierwszy spotkałem się zresztą nie w Polsce. W roku 2001 byłem na kursie liturgicznym w Papieskim Kolegium Ormiańskim w Rzymie. Tam po raz pierwszy usłyszałem o całej serii skandali, które wybuchały w różnych Kolegiach. Usłyszałem, że są nagabywania przez księży-homoseksualistów, którzy przyjeżdżają z innych krajów, że są wzajemne powiązania. Jeden z księży z Polski mówił mi wprost, że funkcjonuje homoseksualna mafia. Dla mnie to było ogromne zaskoczenie. Nie zdawałem sobie sprawy, że w Watykanie jest taki ogromny problem – a to był jeszcze pontyfikat Jana Pawła II. Myślałem, że to może dotyczy tylko Rzymu, może to są jakieś zdegenerowane środowiska, że to nie jest problem powszechny. Ale później, gdy zapoznałem się z aktami zgromadzonymi w IPN, zorientowałem się, jak bardzo homoseksualizm wszedł w struktury Kościoła. Co ciekawe, ci duchowni nie zostali później odsunięci od posługi, a niektórzy z nich żyją do dziś. Nie tylko, że współpracowali z SB, ale byli czynnymi homoseksualistami i wciągali w ten proceder innych. Kościół tego nie oczyścił. Myślę, że odpowiednia jest tutaj analogia do choroby. Na początku objawy są niewielkie, ale jak choroba jest nieleczona, to się rozwija i atakuje cały organizm. W klasyczny sposób mamy do czynienia z grzechem zaniechania – nie podjęto odpowiednich działań.

Natomiast w materii walki z tym lobby bardzo pozytywne działania wykonał Benedykt XVI, który cztery miesiące po objęciu swojego urzędu –  w sierpniu roku 2005 – wydał instrukcję zakazującą przyjmowania homoseksualistów do seminariów. Do tej pory żadnej takiej instrukcji nie było. Kiedy zaczęto tę instrukcję omijać, w roku 2008 papież jeszcze bardziej uściślił tę kwestię. Ale spotkałem się z głosami – także w polskim episkopacie – które mówiły, że jednak można przyjmować homoseksualistów. A więc papież swoje, biskupi w poszczególnych krajach swoje, co pokazuje, że problem był ogromnie zaniedbany.

Rzecz jasna pedofilia nie dotyczy tylko homoseksualistów, bo jest też 20 proc. przypadków, które dotyczą molestowania dziewczynek czy młodych kobiet. Niemniej jednak homolobby jest zainteresowane, żeby w ogóle te wszystkie sprawy były tuszowane. Dlatego bez walki z homolobby nie da się wyplenić pedofilii z Kościoła.

Skąd – obliczu tych bolesnych dla katolików informacji – my, wierni, mamy czerpać nadzieję na przyszłość?

Przede wszystkim z wierności Ewangelii. W historii Kościoła były też bardzo ciężkie czasy. Były kryzysy, rozłamy, ale Kościół zawsze się odnawia, czego przykładem są chociażby działania po reformacji. W Ewangelii jest zresztą wyraźnie zdefiniowane, czym jest homoseksualizm. Dlatego też homoseksualiści nie mogą zostać duchownymi.

Poza tym musimy pamiętać o pozytywnych działaniach Benedykta XVI. Jeśli Kościół pójdzie tą drogą, to musi jednoznacznie powiedzieć „stop dla homoseksualistów w szeregach duchownych”. Nie ma możliwości przyjmowania tych ludzi. Ponadto powinno się też przywiązywać większą wagę do formacji księży.

Ale jeszcze jest jedna rzecz podstawowa – musi istnieć pewna jawność działań. Kościół to nie tylko księża czy biskupi, ale wszyscy ludzie ochrzczeni, którzy wspólnie mają rozwiązywać problemy. Wszelkie tuszowanie, wszelkie symboliczne zamiatanie pod dywan, wyrządza zło. I dlatego jawność jest najlepszym rozwiązaniem. Trzeba pewne rzeczy jasno powiedzieć, trzeba wskazać zło i znaleźć środki do rozwiązania. Mam jednak w tej materii pewne mieszane uczucia, bo widzę, że w wielu sprawach robi się najpierw krok do przodu, a potem krok do tyłu. Natomiast wierność Ewangelii polega na tym, że ludzie, którzy kochają Kościół, chcą jego oczyszczenia.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Michał Wałach

Za: PoloniaChristiana - pch24.pl (2019-03-26) | http://przedsoborowy.blogspot.com/?m=1

Skip to content